sobota

#jeden. nienawidzę zapachu czekolady.


Z niedbale przerzuconym przez ramię plecakiem wyszedł z domu, rzucając krótkie 'na razie' w stronę krzątającej się po kuchni gosposi. Był już spóźniony, a irytujący, nieustający od kilku minut dźwięk klaksonu samochodu stojącego na podjeździe dobitnie mu o tym przypominał. Nie miał czasu, aby cokolwiek zrobić z włosami, dlatego w biegu przeczesał je palcami i nasunął czapkę, przekręcając daszek do tyłu. Poranne promienie słońca dały szybko o sobie znać i kiedy zeskoczył z werandy, poczuł przeszywający ból głowy. Bez namysłu nasunął na nos ciemne okulary, podążając przed siebie.
- Kurwa, Hemmings, czy ty kiedyś wstaniesz na czas? Znowu się spóźnimy – krzyknął poirytowany chłopak, który z wystawionym przez okno łokciem, siedział za kierownicą czarnej impali. Luke postanowił zignorować tę uwagę i rzucił plecak na tylne siedzenie. W tej samej chwili rozległo się przeciągłe jęczenie, gdy między fotelami zmaterializował się Michael. Jaskrawo zielone włosy były w totalnym nieładzie, a zaspane oczy świadczyły o tym, że jego noc również musiała być długa i intensywna. Zaśmiał się głośno, gdy Clifford posłał mu wściekłe spojrzenie, pocierając dłonią zaczerwienione miejsce na czole.
- Potrzebuję mocnej kawy – mruknął z niesmakiem blondyn, wsiadając do wozu i zatrzasnął za sobą drzwi. Dostrzegł jak Ashton drgnął i zacisnął z całej siły palce na kierownicy.
- Nigdy. Więcej. Nie. Trzaskaj. Drzwiami – wyartykułował z wściekłością przez zaciśnięte zęby każde słowo, posyłając w jego stronę pełne nienawiści spojrzenie. Zapanowała niezręczna cisza, którą przerwał niepewny szczęk naciskanej klamki. Luke z pokorą na nowo otworzył drzwi i najciszej jak to było tylko możliwe zamknął je.
- Przepraszam – szepnął i przejechał z troską dłonią po desce rozdzielczej. Doskonale wiedział, jak wielką wagę Ash przywiązywał do tego samochodu, a mimo to wciąż zdarzało mu się zapominać o tym, by z odpowiednim szacunkiem traktować maszynę. Stary chevrolet był jego największym skarbem, który stał ponad wszystkim i wszystkimi. Prawdopodobnie to zafascynowanie powoli przybierało formę chorej obsesji, ale Luke całkowicie rozumiał go, bo od zawsze zazdrościł mu tego wozu. Popatrzył na niego i dostrzegł na twarzy przyjaciela triumfujący uśmiech. Wyprostował się, a niewielki loczki zsunęły się mu na oczy i kiedy tylko przekręcił klucz w stacyjce, silnik zawarczał, a z radia popłynęła głośna muzyka.
- O tak! - krzyknął z entuzjazmem i zaczął śpiewać pierwsze słowa.
- Moja głowa! - jęknął z bólem Luke, zakrywając dłońmi uszy. Momentalnie wyłączył odtwarzanie. Irwin wycofał auto z podjazdu i bez słowa ponownie włączył płytę. Ta dziecinna przepychanka trwała kilka chwil, aż w końcu Hemmings zrezygnowany wcisnął się mocniej w fotel, dając za wygraną. Ashton kolejny raz z dumą uniósł głowę, świętując swoje małe zwycięstwo, a muzyka znowu przejęła nad nim kontrolę. - Nienawidzę cię, Irwin – mruknął pod nosem, odwracając głowę w stronę okna. Świeże powietrze uderzające w jego zmęczoną twarz było najlepszym lekiem na porannego kaca. Gdy przymknął oczy, prawie od razu niewyraźne obrazy minionej nocy zaczęły pustoszyć jego myśli. Nie było to nic konkretnego, jedynie parę wydawałoby się nic nie znaczących przebłysków, ale mimo to nie potrafił od nich się uwolnić. Podniósł powieki, ale na niewiele to się zdało. Jego zmysły owładnięte zostały przez intensywny zapach czekolady i słodki smak ciepłej skóry. Nawet nie zorientował się, że te mgliste wspomnienia całkowicie oderwały go od rzeczywistości.
- Ziemia do Hemmo! - wrzasnął nad uchem Mike, potrząsając dość stanowczo jego ramieniem. Luke drgnął nieznacznie i odwrócił się, rzucając gniewne spojrzenie przyjacielowi.
- Spierdalaj – odparł złośliwie, zrzucając jego dłoń z barku.
- Pytałem tylko co z dzisiejszym treningiem, opanuj się – powiedział obronnym tonem Clifford, wznosząc dłonie do góry. Luke przewrócił oczami, poprawiając się w siedzeniu. Przez krótką chwilę miał małe wyrzuty sumienia, że tak na niego naskoczył, ale szybko się ich pozbył. Poprawił czapkę, wsuwając pod nią wystające kosmyki włosów, które zaczęły go denerwować.
- W weekend kolejny mecz, to chyba jasne, że dziś trenujemy – stwierdził oschle.
- Już dobrze, urażona księżniczko – dodał zgryźliwie Michael i bezwładnie rzucił się na oparcie, opierając głowę o skórzany zagłówek. Ashton zarechotał histerycznie, a jego drażniący śmiech sprawił, że Luke ponownie skrzywił się na tak niespodziewany hałas. Zmrużył oczy, spoglądając na niego z pogardą. Musiał jednak pogodzić się z faktem, że jego najlepszymi przyjaciółmi byli ci dwaj idioci. Sięgnął do kieszeni po telefon, przeglądając na jednym z portali wpisy znajomych na temat wczorajszej imprezy, z której tak naprawdę niewiele pamiętał. Coś mu się nagle przypomniało.
- A tak poza tym, to nie widział ktoś mojej niebieskiej koszuli?
Obaj jego towarzysze wzruszyli tylko obojętnie ramionami, nie wykazując nawet odrobiny zainteresowania cenną zgubą.

#

Gumowa końcówka zielonego ołówka co jakiś czas uderzała o blat szkolnego stolika, jednak osobliwy stukot ginął w przestrzeni zagłuszony przez stanowczy głos nauczycielki matematyki. Ariel próbowała utrzymać skupienie na odpowiednim poziomie, ale przesuwające się mozolnie wskazówki zegara nad tablicą skutecznie przenosiły ją w inny świat. Ten zdecydowanie nieprzyziemny. Marzyła tylko o tym, by ten ciągnący się w nieskończoność dzień wraz z brzęczeniem dzwonka dobiegł końca. Brakowało jeszcze kilku minut, a jej znudzenie z każdą upływającą sekundą zdawało się drastycznie zwiększać. Podniosła lekko nieobecny wzrok znad zapisanej kartki papieru i spojrzała w bok. Dwa rzędy dalej siedział Calum, tępo wpatrując się w tłumaczącą rozwiązanie zadania kobietę. Blondynka zaśmiała się cicho, obserwując jego zagubioną minę, bo doskonale wiedziała, jak trudno było mu pojąć nieproste matematyczne teorie. Ciemne włosy opadały mu na czoło, gdy z niesamowitą zawziętością notował każde słowo, a końcówka języka delikatnie przesuwała się po górnej wardze. Sięgnęła po kawałek papieru i zgniotła go w dłoni, celując prosto w głowę przyjaciela. Dla pewności sprawdziła, czy dyrektorka, z którą ku niezadowoleniu całej klasy mieli w tym roku matematykę, była odwrócona tyłem i bez żadnych skrupułów rzuciła zmiętą kulką w chłopaka. Hood nie był przygotowany na ten niezapowiedziany atak, dlatego też w napadzie paniki z wrażenia upuścił długopis, który z głuchym łoskotem poturlał się po podłodze. Jego policzki pokryły się szkarłatnymi rumieńcami, gdy pani profesor zmierzyła go karcącym spojrzeniem, a on z zawstydzeniem podniósł się z krzesełka, podchodząc w stronę jej biurka, pod które wtoczył się jego pisak. Po drodze zahaczył jeszcze o swój stolik, robiąc niemałe zamieszanie, kiedy ciężki podręcznik upadł na ziemię. Kobieta pokręciła z dezaprobatą głową, wzdychając głęboko. Ariel obserwowała chłopaka cały czas, z trudem powstrzymując wybuch śmiechu. Dusząc się, zaczęła głośno pokasływać. W tej samej chwili rozległ się zbawienny dźwięk dzwonka, a klasę wypełniło szuranie krzeseł i pełne ulgi podniecone głosy uczniów, którzy z radością zaczęli opuszczać pomieszczenie. Ariel pospiesznie wrzuciła wszystko do plecaka i przerzucając go przez ramię, udała się w stronę drzwi.
- Ariel, mogę cię na chwilę prosić? - Usłyszała za plecami donośny głos nauczycielki, który przebił się przez narastający gwar. Zatrzymała się niechętnie i oddychając głęboko, odwróciła się za siebie. Podchodząc do biurka, minęła jeszcze Caluma, który z mordem w ciemnych oczach zahaczył ją ramieniem, powodując że zachwiała się nieznacznie.
- Czekaj na mnie – szepnęła do niego, przyciągając go za spód bawełnianej koszulki.
- Chyba śnisz – odpowiedział ze stłumionym parsknięciem, próbując się jej wyrwać, a jego pyzate policzki wciąż wydawały się być lekko zaróżowiałe. Ona jednak była świadoma tego, że nie potrafił się jej sprzeciwić i zaraz po wyjściu z klasy, natrafi na niego, schowanego za drzwiami. Posłała w jego stronę wymuszony do granic możliwości słodki uśmiech, po czym sunąc leniwie nogami, stawiła się tuż przy przeglądającej jakieś testy kobiecie.
- Co się stało, pani profesor? - zapytała znudzonym głosem, opierając się dłonią o blat biurka. Dyrektorka spojrzała na nią sugestywnie, a Ariel niechętnie wyprostowała się, przewracając oczami. Podrapała się po głowie i z dość nonszalancką postawą spoglądała z góry na nią.
- Mam dla ciebie pewną propozycję – zaczęła tajemniczo, odkładając na bok wszystkie papiery. - Słyszałam, że dostałaś się do kolejnej fazy konkursu literackiego, gratuluję.
- Dziękuję – mruknęła bez przekonania, poprawiając ułożenie kuli w dłoni. Stanie przez dłuższą chwilę w jednej pozycji nie było dla niej niczym przyjemnym. Poprawiła ramię plecaka, który powoli zaczął się zsuwać z jej pleców. Zniecierpliwiona przestąpiła z nogi na nogę, odczuwając delikatnie ukłucie bólu w biodrze.
- Może usiądziesz? - zaproponowała nagle kobieta, widząc grymas cierpienia na jej twarzy. Ariel pokręciła przecząco głową, wciskając wolną rękę do kieszeni spodni. - No dobrze, w takim razie przejdę do rzeczy – oznajmiła po chwili, na co blondynka niecierpliwie westchnęła. - Chciałabym, abyś pomogła mojemu synowi w angielskim, w tym roku piszecie egzaminy końcowe, a on zupełnie sobie z tym nie radzi. Oczywiście wszystko za odpowiednią opłatą – dodała pospiesznie, kiedy Ariel otwierała już usta, by odmówić, jednak wizja dodatkowych pieniędzy skutecznie zmusiła ją do zmiany pierwotnej decyzji. Nie lubiła być stawiana w sytuacji bez wyjścia, a ta do takich niezaprzeczanie należała. Nie miała ochoty spędzać resztki wolnego czasu na uczeniu jakiegoś idioty, którego nie znała, ale w tamtej chwili zdawała się nie mieć żadnej drogi ucieczki od tego. Nauczycielka popatrzyła na nią z błaganiem w jasnych oczach, wyczekując niecierpliwie odpowiedzi. Dziewczyna wzniosła wysoko spojrzenie i ze zrezygnowaniem opuściła ramiona.
- Ale to nie są tanie rzeczy, pani Hemmings – odparła z typową dla siebie powagą, a niewysoka kobieta zaśmiała się z rozrzewnieniem, potrząsając rozbawiona głową.



niedziela

#prolog.


Ariella Keller zatrzymała się na niewielkiej werandzie jednego z domków na plaży, których wzdłuż wybrzeża było mnóstwo i wszystkie wyglądały niemal identyczne. Przyjemnie rześkie powietrze uderzyło z niewielką siłą w jej rozgrzaną, lekko zaczerwienioną twarz, niosąc chwilowe ukojenie. Przymknęła oczy, wsłuchując się z zadumą w szum morskiej wody i dudniącą za jej plecami muzykę. Zaskakująco interesujące wydało jej się połączenie tak różnych brzmień, które niezamierzenie tworzyły pewnego rodzaju spektakl dźwięków. Delikatność fal uderzających o brzeg w akompaniamencie najcięższych gitarowych basów była nadspodziewanie idealnym połączeniem dwóch, na pozór tak różnych i odległych światów. Dziewczyna miała w naturze skupianie się na tych małych, dla innych nic nieznaczących aspektach otaczającego ją świata, które dopiero po głębszym wsłuchaniu się nabierały większy sens. Fruwające na wietrze kosmyki długich, jasnych włosów delikatnie łaskotały napiętą skórę szyi, opadając co jakiś czas na nagie ramiona. Z pełnym ulgi westchnieniem oparła się o drewnianą balustradę i spojrzała na zachmurzone, granatowe niebo. Prawie niezauważalny uśmiech pojawił się na jej zaróżowiałych ustach, gdy tylko wróciła wspomnieniami do tego, co wydarzyło się kilkanaście minut wcześniej. Wciąż z niesamowitą intensywnością odczuwała dotyk ciepłych dłoni blondyna. Pochyliła głowę i cicho zachichotała, co raczej nie było do niej podobne, bo zwykle starała się nie okazywać żadnych uczuć, zwłaszcza tych pozytywnych. Tym razem było to jednak od niej zdecydowanie silniejsze. Powinna czuć się winna, bo przecież w dość wyrachowany sposób wykorzystała chłopaka, którego imienia nawet nie znała, ale zamiast tego odczuwała niesamowitą, wręcz rozpierającą od środka satysfakcję, bowiem kolejny punkt na liście mogła z zadowoleniem odhaczyć.
Chwyciła opartą o filar zadaszenia kulę, ułożyła wygodnie przedramię, zaciskając dłoń na plastikowej rączce i niespiesznie kuśtykając, ruszyła w stronę zaparkowanego nieopodal samochodu. Dość niespodziewanie z nadciągających znad miasta chmur lunął rzęsisty deszcz. Ariel próbowała przyspieszyć, by ochronić się przed ciężkimi kroplami, ale ruchowe ograniczenia uniemożliwiały jej jakikolwiek bieg. Dlatego też kiedy w końcu wpadła do pojazdu, woda ociekała z każdej możliwej części jej ciała.
- Nienawidzę deszczu – mruknęła ze złością, wykręcając mokre włosy. Cisnęła kulę na drugie siedzenie i lekko poirytowana ruszyła czym prędzej w stronę domu, próbując przebić się przez ścianę wody lecącej z nieba, gdy wycieraczki z trudem radziły sobie z ilością spływających po szybie kropli. Kilka przecznic dalej, kiedy zmuszona została do zatrzymania się na czerwonym świetle, rozwiązała okalającą do tej pory jej biodra niebieską koszulę flanelową. Narzuciła ją na dygoczące z zimna i przemoczenia ramiona, ale szybko zdała sobie sprawę z tego, że coś się nie zgadzało.
To nie była jej koszula.






/EDIT: jak ktoś chce być informowany niech pisze do mnie na tt: @alicee_ok /