czwartek

#dwadzieściadziewięć. nienawidzę niespełnionych snów.


Ariel nie powinna być zaskoczona widokiem pani Hemmings w progu domu, ale mimo wszystko widok wycieńczonej, słaniającej się na nogach kobiety lekko ją poruszył. Gestem dłoni zaprosiła niespodziewanego gościa do środka. 
- Powiedziałam już o wszystkim policji. Zaraz po tym, jak Luke stracił przytomność, Tom wpadł w panikę, przestraszył się chyba konsekwencji, albo może miał jakiś przebłysk świadomości, zdając sobie sprawę z tego, co zrobił i pozwolił nam wszystkim wyjść. Nie mogłam nic więcej zrobić. Nie mogłam mu już pomóc ... - zaczęła wyjaśniać, próbując utrzymać stosunkowo spokojny głos. Naciągnęła mocniej rękawy bluzy, zagryzając dolną wargę. Unikała wzroku mamy blondyna, nie będąc w stanie spojrzeć jej w tamtej chwili w oczy. Nie dostrzegła więc momentu, kiedy ta podeszła bliżej i bez żadnego ostrzeżenia po prostu przytuliła ją do siebie. W pierwszej chwili kompletnie nie wiedziała, jak się zachować, gdy kobieta z niezwykłą troskliwością tuliła ją w matczynym uścisku. Ariel poczuła dziwne ukłucie w żołądku, a ciałem wstrząsnął przejmujący dreszcz. Biło od niej niesamowite ciepło i czułość, których wcześniej nie zdarzyło jej się doznać. Z trudem powstrzymała cisnące się do oczu łzy. Gdy wypuściła ją z objęcia, jeszcze przez dłuższy moment nie mogła dojść do siebie. Dłońmi otuliła jej twarz, odgarniając co chwilę grzywkę z czoła. Rozbieganym wzrokiem lustrowała każdy najmniejszy fragment, jakby chciała się upewnić, że wszystko było w porządku.
- Wiem, że byłaś w szpitalu i tam wykonali wszystkie odpowiednie badania, ale powiedz mi, jak się czujesz? Wszystko w porządku? Coś cię boli? Boże, nie mogę wciąż uwierzyć w to, co się wydarzyło - zasypała ją pytaniami, nie dając przez chwilę nawet cienia szansy na jakąkolwiek odpowiedź. Wydawała się wciąż być w niemałym szoku, jakby nadal nie zaakceptowała faktu, że cały ten koszmar dobiegł końca. Była wycieńczona i z pewnością nie spała od kilku dni. 
- Wszystko dobrze, pani Hemmings. Naprawdę nie musiała pani się tutaj fatygować. Nic mi nie jest - oznajmiła, siląc się na uprzejmy ton. Miała już dość tych niekończących się pytań. 
- Dziękuję - wychrypiała, poprawiając natrętnie bluzkę. - Dziękuję ci - powtórzyła, po czym kolejny raz pochwyciła blondynkę, wypłakując się w jej ramię.
- Nie ma mi pani za co dziękować - odparła lekko drżącym głosem, odwzajemniając tym razem uścisk. - Każdy na moim miejscu z pewnością zrobiłby to samo. 
- Nie każdy, kochanie, nie każdy - zaprzeczyła momentalnie, gładząc dłonią włosy Ariel. 
- To nic takiego - broniła się nadal, łapczywie łaknąc tej chwili troski, którą niespodziewanie otrzymała od zupełnie obcej kobiety, bo jej matki nie było stać na taki gest. Jej matka nią gardziła, nienawidziła jej i blondynka była przekonana o tym, że miała do tego pełne prawo. Zaakceptowała to już dawno, pozwalając się krzywdzić. Nie sądziła jednak, że tak bardzo brakowało w jej życiu tych błahych, dla niektórych prawie niezauważalnych momentów. Przez króciutką chwilę poczuła się kochana. Gdy uścisk rozluźnił się, to złudne poczucie miłości ulotniło się. Wzięła głęboki oddech i wierzchem dłoni otarła jedną, toczącą się po twarzy łzę, mając nadzieję, że nikt tego nie zauważył. 
- Uratowałaś moje dziecko, Arielko - powiedziała z nikłym uśmiechem na ustach. Pogładziła kciukiem ciepły policzek dziewczyny. - To nie może być nic. Lekarz powiedział, że gdyby nie twoja obecność i pomoc, wykrwawiłby się. I tylko dzięki tobie jest dalej z nami - mówiła, wylewając rzewne łzy i z trudem panowała nad łamiącym się ciągle głosem. Wciąż chyba jeszcze nie otrząsnęła się po tym wszystkim, choć dzielnie walczyła, by stawić czoła rzeczywistości. 
- Proszę już nie płakać - zaczęła ją pocieszać, niepewnie dotykając drżącego ramienia kobiety. Niestety, mama Luke'a wpadła w jeszcze większą histerię, nie potrafiąc się już opanować. I choć Ariel wiedziała, że były to łzy szczęścia i pewnego rodzaju ulgi, to widok Liz powodował nieprzyjemny ucisk w żołądku.
- Nigdy nie zapomnę tego, co zrobiłaś dla mojego syna - zaszlochała, ocierając chusteczką zapłakane oczy. 
- Najważniejsze, że wszystko się dobrze skończyło - stwierdziła beznamiętnie, nie mając już pomysłu na to, jak uspokoić roztrzęsioną kobietę. 
- Gdyby nie ty ... - znowu zaczęła wracać myślami do tych koszmarnych wydarzeń, zatracając się w rozpaczliwym smutku. Kręciła głową, zanosząc się duszącym płaczem. - Pamiętaj, że gdybyś tylko czegoś potrzebowała, to zawsze możesz na nas liczyć, zawsze - zapewniła ją, ponownie przytulając do siebie lekko zdezorientowaną dziewczynę. - Gdyby coś złego się działo, cokolwiek, to nasz dom stoi dla ciebie otworem. 
- Będę pamiętać. 

#

- Cóż za perfekcyjne wyczucie czasu! - krzyknął radośnie wbiegający do pokoju Calum, wskakując na łóżko Ariel. Bez pytania wziął jeden kawałek pizzy z pudełka, celowo unikając karcącego spojrzenia przyjaciółki. Siedziała zakopana pod kołdrą z kubeczkiem lodów, które ociekały czekoladową polewą. - Co oglądasz? - zapytał z pełnymi ustami, spoglądając na telewizor z ciekawością. Dziewczyna wzruszyła obojętnie ramionami, wciskając do buzi kolejną łyżkę czekoladowej słodyczy. - Bo leci mecz, wiesz, koszykówki, może byśmy pooglądali? - Uśmiechnął się szeroko i zamrugał zalotnie. Ona westchnęła tylko bez przekonania, posyłając w jego stronę zmęczone spojrzenie. 
- Doceniam fakt, że w końcu odpuściłeś sobie wypytywanie mnie czy dobrze się czuję, czy wszystko w porządku, czy sobie radzę, naprawdę, doceniam to - wyznała szczerze, uważnie mu się przyglądając. - Ale nie musisz tu ze mną siedzieć. Jestem pewna, że masz milion innych ciekawszych zajęć. 
- Wyganiasz mnie? - Calum wydął usta, robiąc swoją klasyczną minę smutnego psiaka, co wywołało krótki, prawnie niezauważalny uśmiech na twarzy blondynki. Rzuciła w niego poduszką, a on w dość teatralny sposób spadł celowo na ziemię, udając wielce poszkodowanego. 
- Jesteś taki głupi, Hood - przyznała z rozbawieniem, kiedy jego nadęta buzia wyłoniła się spod łóżka. 
- Proszę, nabijaj się.
- Lecz się! - powiedziała z udawanym gniewem, gdy tylko ponownie wskoczył na materac, zajmując wygodną pozycję obok niej. 
- Luke pytał się dziś o ciebie - oznajmił jak gdyby nigdy nic, odbierając od niej kubek z lodami. Z szerokim uśmiechem wpakował sobie do ust czubatą łyżeczkę, rozkosznie przymykając oczy z cichym pomrukiem zadowolenia. 
- Co?
- Pytał, czy wszystko w porządku u ciebie - odparł z pełnymi ustami, lekko sepleniąc. 
- Co? 
- No wiesz, czasami jak ludzie martwią się o innych ludzi, to pytają czy u nich wszystko ok - wyjaśnił z nutką ironii, polewając resztkę lodów sosem czekoladowym. Ariel cały czas przyglądała mu się z szeroko otwartymi oczami, jakby nadal nie wszystko rozumiała.
- Co? 
Calum w końcu spojrzał na nią poirytowany i wywrócił oczami. Pochylił się lekko w jej stronę i wyszeptał:
- Gówno. 
Zaczął się głośno śmiać, kiedy dostrzegł jak tym razem to ona przewróciła oczami. Skrzyżowała ręce i odwróciła z udawanym obrażeniem głowę. Próbowała się gniewać, ale kiedy Calum zaczął ją łaskotać, dość szybko stanęła na przegranej pozycji. Zdyszana opadła na poduszkę, spoglądając z mordem w oczach na górującego nad nią chłopaka. 
- A po co mu ta wiedza? I co ty właściwie tam robiłeś? Dlaczego z nim rozmawiałeś? 
- Byliśmy całą drużyną w szpitalu i jak już wszyscy zaczęli wychodzić, zatrzymał mnie i zapytał o ciebie - odparł z obojętnym wzruszeniem ramion, jakby opowiadał o pogodzie za oknem, a nie o jej największym wrogu. Sapnęła rozeźlona. 
- To chyba nie jego sprawa, niech martwi się o siebie - burknęła, zajmując wygodniejsza pozycję w rozkopanej pościeli. Związała włosy i sięgnęła po pilota, zmieniając kanał. Chciała udawać totalną oziębłość, dając do zrozumienia Calumowi, że tak naprawdę małą ją obchodziło to wszystko, ale napięte mięśnie i ciągle zaciskające się z wściekłości usta zdradzały ją. 
- Byliście tam razem i wspólnie przeżywaliście ten koszmar, więc z pewnością chciał się dowiedzieć, czy nic ci się nie stało. To taki ludzki odruch, wiesz? - zakpił, co spotkało się z krzywym spojrzeniem dziewczyny. Wymamrotała coś niewyraźnie pod nosem, robiąc wyjątkowo dziwną minę. - Dlaczego taka jesteś?
- Jaka? - spytała wyniośle, unosząc nerwowo ręce. Podejście Hooda zaczynało ją drażnić, choć cały czas próbowała nad sobą panować. 
- Taka ... zimna - odpowiedział, patrząc jej prosto w oczy. 
- Bo jadłam przed chwilą lody - przyznała z pełną powagą, wywołując grymas rozczarowania i bezradności na twarzy przyjaciela. 
- Dobrze wiesz o co mi chodzi, Ariel. 
- Nie wiem o co ci chodzi, Calum - powtórzyła za nim prawie identycznym tonem, mając już serdecznie dość tej rozmowy. Wyprostowała nogi i zaczęła uparcie wpatrywać się w migający ekran telewizora, zupełnie nie potrafiąc skupić się na emitowanym właśnie programie. 
- Dlaczego go tak nienawidzisz? Coś między wami się wydarzyło? 
- Nie! - wyznała chyba trochę zbyt gwałtownie, patrząc niespokojnie na siedzącego obok chłopaka. Obserwowała go przez chwilę, po czym odetchnęła z ulgą, gdy zdała sobie sprawę, że Calum nie dopatrzył się w jej zachowaniu niczego podejrzanego. Wzięła kilka głębszych oddechów, chcąc zapanować nad tym uporczywym drżeniem dłoni. 
- Może zajrzałabyś do niego? - zaproponował po chwili ciszy, a Ariel wpadła w histeryczny śmiech, dość prędko zakończony pozbawionym emocji wyrazem twarzy. 
- Nie bądź niepoważny. Wiem, że masz na jego punkcie jakąś niezrozumiałą dla mnie fascynację, ale on nie jest taki cudowny, jakby ci się mogło wydawać - wyjaśniła, chcąc jak najszybciej zakończyć tę dyskusję. 
- A ty skąd wiesz jaki on jest, co? 
- Bo oni wszyscy są tacy sami - stwierdziła obojętnie, wzruszając ramionami. Calum pokręcił bez przekonania głową i wsunął dłonie pod głowę, odwracając wzrok w kierunku telewizora. 
- Jesteś niereformowalna - ocenił moment później, ale ona już nie miała ochoty, by jakkolwiek odnieść się do tej uwagi. Narzuciła na siebie koc, starając się nie myśleć o niczym. 

#

Drzwi do szpitalnej sali zaskrzypiały. Luke otworzył niespiesznie oczy i spojrzał w kierunku wejścia. W progu pojawiła się Ariel. Niedługą chwilę przyglądała mu się w zupełnej ciszy, odgarniając kosmyk włosów za ucho. Z typowym dla siebie ironicznym wyrazem twarzy podeszła do jego łóżka, siadając na brzegu. 
Nagle uśmiechnęła się. Tak po prostu, bez żadnego powodu. I był to jeden z piękniejszych uśmiechów jakie widział w swoim życiu. Taki, którego niełatwo zapomnieć. Taki, który dotyka najgłębszych zakamarków duszy. I taki wyłącznie przeznaczony dla niego. 
Gdy dotknęła jego dłoń, poczuł jak przez ciało przebiegł przyjemny dreszcz. Splótł ich palce i również się uśmiechnął. Wtedy też dziewczyna delikatnie pochyliła się. Czuł na ustach jej ciepły, czekoladowy oddech, a jasne oczy błyszczały radośnie. 
- Nienawidzę cię - szepnęła, składając na jego ustach krótki pocałunek. 

Luke zerwał się z łóżka, z trudem panując nad szaleńczym oddechem. Każde gwałtowne uderzenie serca odczuwał w bolesnym pulsowaniu skroni. Krople potu spływały po czole. Rozchylił usta, łapczywie chwytając drażniące gardło powietrze. Pochylił się i z zamkniętymi mocno powiekami starał się zapanować nad emocjami. Ściskał w dłoniach bawełnianą pościel, czując jak mimo wszystko palce wbijały się w skórę. Rozejrzał się nieprzytomnie po pogrążonej w mroku sali, odruchowo przesuwając palcem po wardze. Jedynie nikła smuga księżycowego blasku wpadała przez odsłonięte okno. 
To był tylko sen. 


piątek

#dwadzieściaosiem. nienawidzę twojego strachu.


Nienawidziła walentynek, więc kiedy tylko przekroczyła próg szkoły i uderzyła w nią rażąca czerwień porozwieszanych po całym korytarzu papierowych serduszek, wykrzywiła w grymasie usta. Z zniesmaczoną miną ruszyła w stronę swojej szafki, omijając po drodze kilka całujących się par. Zrobiło jej się niedobrze, ale udało jej się zapanować nad odruchem wymiotnym, gdy wyjmowała potrzebne na zajęcia książki. Nie przypuszczała, że ten dzień może potoczyć się jeszcze gorzej. I właśnie wtedy, zupełnie niespodziewanie, wydarzyło się coś przerażającego. Coś czego chyba nikt nie mógł przewidzieć. Zwykła, spokojna szkolna rzeczywistość w jednej sekundzie zamieniła się w najprawdziwszy koszmar. 
Padły cztery ogłuszające strzały. Wybuchła panika. Rozdzierające krzyki, piski i płacz mieszały się ze sobą, gdy totalny chaos zaczął opanowywać całą szkołę. Ariel pełnym lęku wzrokiem spojrzała na podręczniki, które wysunęły się jej z rąk i nie zastanawiając się dłużej ruszyła w stronę wyjścia, próbując się wydostać jak najprędzej z budynku, ale sprawne poruszanie się nie należało do jej największych atutów. Racjonalne myślenie kompletnie nie wchodziło w rachubę, gdy tłum przerażonych dzieciaków napierał z każdej strony. Każdy pragnął za wszelką cenę wydostać się z tego piekła, a to jedynie potęgowało zamieszanie. 
Nie była pewna dlaczego na moment odwróciła wzrok od głównych drzwi, spoglądając gdzieś w bok, ale w tej samej chwili zauważyła przy przeciwległej ścianie Luke'a. Coś było nie tak. Jakby wyczuł jej wzrok, uniósł głowę, a ich spojrzenia skrzyżowały się. Dostrzegła w jego oczach coś niepokojącego, jakby zarys strachu wymieszany z bólem. Przytrzymywał dłoń na wysokości brzucha, nadal stojąc w miejscu. Mimo tego, że ciągle ktoś ją potrącał, przystanęła, wciąż obserwując go. Dopiero kilka ciągnących się w nieskończoność sekund później dostrzegła, malującą się na jasnym materiale koszulki ciemnobordową plamę. Chłopak osunął się, upadając z impetem na ziemię. Odniosła wrażenie, że ludzie byli tak skoncentrowani na ucieczce, że nikt tego nie zauważył. Rozejrzała się niepewnie dookoła, ale wszyscy wybiegali na zewnątrz, nie racząc nawet przystanąć przy nim. Zacisnęła z całej siły usta, doskonale wiedząc, że będzie żałować tego heroicznego czynu. Stawiając opór fali biegających w popłochu uczniów, z niemałym trudem przedostała się na drugą stronę. Nie była świadoma tego, że wpatrywała się w niego z szeroko otwartymi ustami, nie mając najmniejszego pojęcia, jak powinna się w takiej sytuacji zachować. Luke w odpowiedzi posłał jej krótki, wymuszony uśmiech, po czym znowu się skrzywił, spoglądając na powiększającą się plamę krwi na tshircie. Ariel nerwowo przełknęła ślinę i kolejny raz w geście totalnej bezradności rozejrzała się dookoła, jakby szukała ratunku w szalejącym tłumie, w którym nikt na nikogo nie zwracał uwagi. Zaczepiła nawet kilku chłopaków, ale nie byli skorzy do pomocy. 
- Kurwa, Hemmings - jęknęła bezradnie, przykucając obok niego. Zagryzła wargi, nie mając żadnego pomysłu na dalsze działanie. Bała się wykonać jakikolwiek ruch, aby nie pogorszyć sytuacji. Wzięła kilka głębszych oddechów, starając się myśleć racjonalnie. - Musimy cię stąd jakoś wydostać - zarządziła po chwili koncentracji, chcąc pomóc mu wstać. On jednak momentalnie zawył z bólu, a ona gwałtownie wycofała się, czując ogarniającą całe ciało bezsilność. 
- Uciekaj - wysyczał, pociągając ją za koszulkę, ale ona zdawała się kompletnie nie reagować na jego słowa. Zdjęła z siebie bluzę i przycisnęła ją dość stanowczo do krwawiącej wciąż rany. - Idiotko jedna, mówię ci, żebyś stąd jak najprędzej uciekała! - wrzasnął na nią, a ona spojrzała na niego nieprzytomnie. Przez niedługi moment wpatrzeni byli w siebie w kompletnej ciszy, wymieniając jedynie przerażone spojrzenia. 
- Musisz jakoś wstać, do głównego wyjścia mamy stąd kilkadziesiąt metrów. Bądź facetem! - warknęła, przewiązując rękawy swojej bluzy wokół całego jego tułowia, mając nadzieję, że to choć na moment zatamuje krwotok. Nie chciała nawet myśleć o tej ranie, bo same wyobrażenia sprawiały, że robiło jej się niedobrze. Podjęła się kolejnej próby, aby pomóc mu podnieść się na nogi, ale ponownie ból okazał się być zdecydowanie zbyt mocny. Luke osunął się na ziemię, oddychając ciężko. Ona również powoli zaczęła tracić siły, z trudem chwytając kolejne hausty powietrza. 
- To nie ma sensu - wyjaśnił, rzucając jej sugestywne spojrzenie. - Uciekaj! - wydarł się znowu, odpychając ją, ale ona nadal nic sobie z tych ostrzeżeń nie robiła. Była gotowa kolejny raz spróbować, by go jakoś stamtąd przetransportować, ale dokładnie w tej samej chwili przestrzeń znowu przeszył huk wystrzelanych pocisków. Krzyki i piski stały się jeszcze bardziej intensywne, a ona odruchowo otuliła blondyna ramionami, dociskając go do ściany. Drżała ze strachu, a on kurczowo otulał ją w pasie, rozpaczliwie przygarniając do siebie. Wtedy też dostrzegła uchylone drzwi do jednej z klasy kilka kroków od nich. 
- Szybko, szybko! - krzyknął jakiś chłopak z wnętrza sali. Oboje równocześnie popatrzyli w tym samym kierunku. Ariel nie była pewna, w jaki sposób udało im się doczołgać do środka, ale kiedy tylko usłyszała przekręcany zamek i cichnący gwar, odetchnęła z ulgą.
- Powinniśmy tu być bezpieczni - szepnęła cicho skulona w kącie dziewczyna, na którą blondynka niepewnie spojrzała spod opadających na oczy wilgotnych włosów. 
- O mój boże! Przecież on krwawi! - wrzasnęła panicznie inna, ale momentalnie została skarcona przez tego samego chłopaka, który pomógł im przed chwilą. Byli bardziej bezpiecznie, kiedy nikt nie wiedział, że się tam ukrywali. 
- Nic mi nie będzie - warknął ze zdenerwowaniem Luke, zerkając kątem oka na słaniającą się na nogach Ariel. Ta nie była w stanie już się odezwać, więc oparła się tylko o zimną ścianę, oddychając niespokojnie i zsunęła się na ziemię. Poczuła ocierającą się o jej ramię rękę Hemmingsa, gdy doczołgał się do niej, zajmując wolne miejsce na podłodze. Wyglądał coraz gorzej i wbrew jego wcześniejszym zapewnieniom, była przekonana, że nic nie będzie dobrze. Posiniałe, spierzchnięte wargi zaczęły drżeć, gdy ponownie docisnął ranę. 
- Musimy cię stąd jak najszybciej zabrać - szepnęła, przykładając dłoń do jego czoła. Był rozpalony, a mimo to wciąż trząsł się w spazmatycznych konwulsjach, otulając szczelniej bluzą. Jego rozbiegany, jakby nieobecny wzrok zatrzymał się na niej i cicho zamruczał, gdy tylko poczuł chłodną rękę, która na ułamek sekundy przyniosła tak upragnione ukojenie. 
Nagle gdzieś w drugim końcu sali rozdzwonił się czyjś telefon. Wszyscy jak na zawołanie spojrzeli na sięgającą do plecaka zapłakaną dziewczynę. W tej samej chwili siedzący obok Ariel chłopak, na którego wcześniej zupełnie nie zwróciła uwagi, gwałtownie podniósł się i wyjął z kieszeni bluzy broń. Stłumiony jęk przebiegł przez klasę, gdy w dość nerwowym geście wycelował nim w przerażoną nastolatkę. Zapadła pełna strachu cisza, w której dało się słyszeć jedynie nerwowe pomrukiwanie i ciężkie oddechy. 
- Żadnych telefonów! - wrzasnął tak przeraźliwie, że nikt nie odważył się nawet poruszyć. - Wszyscy natychmiast mają oddać mi swoje komórki! Natychmiast! - ponaglił ich, gdy początkowo żadne z nich nie zareagowało na jego groźbę. - Szybciej, kurwa!
Ariel odruchowo złapała rękę Luke'a, próbując w jakiś sposób zapanować nad duszącym oddechem i drżeniem ciała. Wiedziała, że nie mogła dać po sobie poznać, że się bała, że musiała być silna za siebie i za niego, ale im dłużej patrzyła na opętanego w szaleńczym amoku chłopaka z pistoletem w dłoni, czuła, że jej wiara z każdą sekundą drastycznie malała. Z niepokojem spojrzała na osuwającego się obok blondyna, nie mając pojęcia, jak mogła mu jeszcze pomóc. On również spojrzał tym coraz bardziej nieobecnym, pełnym bólu wzrokiem na nią, ale nie był w stanie się odezwać. 
I dopiero wtedy zdali sobie sprawę z tego, że chcąc znaleźć schronienie, nieświadomie wpakowali się w sam środek tego piekła. 

#

Uchyliła jedną powiekę, kiedy poczuła jak leżący obok niej na podłodze Luke delikatnie się poruszył. Grymas cierpienia przeszył jego bladą twarz, gdy nieudolnie próbował zmienić pozycję. Syknął z bólu, dociskając opatrunek do rany. Nie była świadoma tego, jak długo już tam siedzieli, może pięć minut, a może pięć godzin, kompletnie straciła poczucie czasu. W klasie zaczynało się robić niezwykle duszno, a jej oddech z każdą kolejną chwilą stawał się bardziej płytki i nierówny. 
- Boli? - spytał cicho Luke, a ona zmarszczyła czoło w geście niezrozumienia. - Twoja noga, czy tam biodro, czuję jak drżysz co chwilę. To chyba niezbyt wygodna pozycja do siedzenia w twojej sytuacji - wyjaśnił, sprawiając, że wywróciła oczami.
- Przywykłam do takiego bólu, martw się lepiej o siebie - burknęła, ruchem głowy wskazując jego brzuch.
- Ja mam się wspaniale - zażartował w dość nieudolny sposób, krzywiac się przy tym z bólu. Ariel skinęła głową z ironią wymalowaną na twarzy i spojrzała na nerwowo zaciskającego dłoń na broni chłopaka, który cały ten czas mamrotał coś niewyraźnie do siebie. 
- Tommy... - zaczęła, a ten spojrzał na nią lękliwie.
- Skąd, ską-ąd znasz moje imię? - zapytał wyraźnie przerażony, jąkając się. Ariel odetchnęła cicho, mając nadzieję, że udało jej się trafić w jego czuły punkt. 
- Jesteś Tommy Evans, chodzimy razem na fizykę, robiliśmy projekt na pierwszym roku z astronomii, masz przemiłą mamę, która pracuje w piekarni i jestem pewna, że nie chcesz, aby komukolwiek z nas stała się krzywda, jesteś dobrym chłopakiem, wiem to - odpowiedziała, starając się zachować możliwie najspokojniejszy ton głosu, ale ilekroć patrzyła na trzymany przez niego pistolet i jego obłędne spojrzenie, traciła całą odwagę. 
- Nic o mnie nie wiesz, jesteś taką samą dziwką, jak cała reszta tych bogatych skurwieli, którzy myślą, że im wszystko wolno! - wykrzyczał z taką furią, że dziewczyna skuliła się mocniej, tracąc wcześniejszą odwagę. Poczuła napływające do oczu łzy, rozglądając się po sali. Nikt jednak nie był na tyle śmiały, aby w jakikolwiek sposób jej pomóc. I prawdopodobnie Tommy miał całkowitą rację, bo żadne z nich nie miało pojęcia, kim był mimo że większość z nich była jego rówieśnikami. Dla nich istniał wyłącznie jako cel głupich żartów, jak ktoś, z kogo mogli się pośmiać, gdy im się zaczynało nudzić. Ale nawet to nie usprawiedliwiało jego obecnych czynów. 
- On się zaraz wykrwawi - wychrypiała ponownie, spoglądając na bruneta błagalnie. Ten niespiesznie powiódł wzrokiem po sali, oblizując niespokojnie wargi. Był zdezorientowany i zagubiony, najwyraźniej nie radząc sobie już z tą sytuacją, a Ariel wydawało się, że była to odpowiednia chwila, by go znowu spróbować go złamać. - Gorączka mu cały czas rośnie, za chwilę nie będzie już w stanie kontaktować z nami, ja wiem, że tego nie chcesz, wiem, że się pogubiłeś, dlatego błagam cię, póki nie jest jeszcze za późno. Wypuść go, on musi trafić do szpitala i to natychmiast - dodała już znacznie bardziej stanowczym głosem, zwracając tym samym uwagę chłopaka na sobie. W jego oczach szalała furia. 
- Zamknij się już, idiotko! - wrzasnął, podrywając się z krzesła i wycelował w nią lufą broni. Odruchowo zacisnęła powieki, wstrzymując oddech i mocniej oparła się o ścianę. Zakwiliła cicho, słysząc dokładnie gwałtowny oddech napastnika. Poczuła też przejmujące ciepło na opuszczonej dłoni oraz otulające ją mokre od potu, lekko drżące palce. Odważyła się otworzyć oczy, z przerażeniem zerkając w stronę blondyna. Ścisnął mocniej jej rękę, dając do zrozumienia, żeby już się nie odzywała. Skinęła głową, wciąż z zapartym tchem obserwując go. Był na skraju wyczerpania, cały ten czas walcząc z przenikliwym bólem. Zauważyła, że z coraz mniejszą siłą udawało mu się przytrzymywać fragment jej bluzy, którym uciskał ranę, a ręka co chwilę osuwała się na ziemię. Spojrzała na wędrującego wkoło Tommy'ego, jak w amoku powtarzającego wciąż te same słowa i uderzającego się co chwilę w głowę. Pochyliła się delikatnie w stronę Luke'a, mając nadzieję, że to nie wywołała kolejnej fali wściekłości bruneta. 
- Hemmings, nie możesz się teraz poddać, musisz jeszcze trochę wytrzymać - szepnęła, a on lekko zadarł głowę, resztkami siły wykrzesując z siebie coś na kształt ironicznego uśmiechu. 
- Będziesz w końcu miała spokój - skwitował z typowym dla siebie sarkastycznym poczuciem humoru, sprawiając że pokręciła z niedowierzaniem głową. 
- Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo cię w tej chwili nienawidzę! - syknęła przez zaciśnięte zęby, powodując cichy śmiech blondyna. Wtedy też bezsilna już ręka osunęła się, a prowizoryczny opatrunek oderwał się od rany. Strużka krwi potoczyła się po jego boku, tworząc na podłodze mało estetyczną plamę. Ariel w popłochu chwyciła posklejany kawałek materiału, tamując krwotok. Uciskając rozdartą pociskiem skórę, podciągnęła go bliżej siebie, obejmując go ramieniem, aby wygodniej było jej przytrzymywać opatrunek. Luke, chyba nie do końca przytomny, ułożył głowę w zagłębieniu jej szyi, wtulając się w nią. Momentalnie poczuła niesamowite ciepło jego ciała. Sama zadrżała, gdy jego spocona, poplamiona krwią dłoń spoczęła na jej ręce, wzmacniając ucisk. Popatrzył na nią lekko zamroczony. 
- Wiesz, to co ostatnio powiedziałem... - odezwał się chwilę później, a jego głos był coraz słabszy. - Nie powinienem tego mówić. 
- To nie czas na takie rozmowy - odpowiedziała obojętnie, odwracając wzrok. Jego szorstkie palce przesunęły się po skórze dłoni, zacieśniając objęcie. 
- Potem może już być za późno. 
- Nie pieprz głupot! - zaoponowała wzburzona jego lekkomyślnymi słowami, rzucając mu pogardliwe spojrzenie. Luke zdołał delikatnie unieść kąciki sinych ust, przymykając zmęczone powieki. 
- Jakbyś nie była tak cholernie uparta, to już dawno byłabyś bezpieczna - zauważył z nutką złości w głosie, a ona parsknęła śmiechem, podtrzymując mocniej opatrunek. 
- A ty byłbyś martwy.
- Po tym wszystkim, co ci zrobiłem, powinnaś mnie tam zostawić. 
- Ale nie jestem taka jak ty - wyznała ostro, wierzchem dłoni dotykając ponownie jego rozgrzanego czoła i zaczerwienionych policzków, które wydawały się jej coraz bardziej ciepłe. Narzuciła na niego zaoferowaną wcześniej przez jakiegoś chłopaka kurtkę, gdy drgawki zaczęły przybierać na sile. 
- Przepraszam. Za wszystko - jęknął półgłosem, splatając ich dłonie razem. 
- Zaczynasz bredzić - przyznała z westchnieniem, a on zdobył w sobie na tyle siły, aby podnieść głowę i na nią spojrzeć. Wyglądał nie najlepiej, podkrążone oczy i sine usta tak bardzo kontrastowały z bladą, pokrytą kropelkami potu skórą, że z trudem przełknęła ślinę, nie chcąc swoją reakcją dawać mu do zrozumienia, jak źle było. Zamiast tego uśmiechnęła się, kompletnie nie mając pojęcia dlaczego. To działo się zupełnie poza jakąkolwiek kontrolą. Luke zachłysnął się powietrzem, kiedy fala bólu znowu opanowała jego ciało. Wsparł się na jej ramieniu, nie potrafiąc złapać tchu. 
- Masz całkiem ładny uśmiech, Keller, wiesz? Szkoda, że tak rzadko z niego korzystasz - wymamrotał, walcząc nieudolnie z opadającym z wycieńczenia powiekami. Chciała już coś odpowiedzieć, ale poczuła, jak jego uścisk zaczął się delikatnie rozluźniać. 
- Hej, hej! Nie możesz mi teraz odpłynąć, kretynie! Hemmings! Nie zasypiaj! - warknęła, poklepując go po policzku. Potrząsnęła nim kilkakrotnie, ale zdołał odpowiedzieć jedynie nieobecnym spojrzeniem i prawie bezgłośnym westchnieniem. Otarła jego twarz z potu, odgarniając mokre włosy z czoła, by za wszelką cenę nie pozwolić mu zamknąć oczu. 
Przestał jednak reagować na jakiekolwiek bodźce, bezwładnie osuwając się na jej kolana. 


###

CHYBA NIGDY NIE BĘDĘ W STANIE ODWDZIĘCZYĆ SIĘ ZA TO CO ZROBILIŚCIE Z TĄ HISTORIĄ 
TO NIESAMOWITE 

#dwadzieściasiedem. nienawidzę cię ranić.


Kolejny, niemały łyk alkoholu sprawił, że poczuł błogie ciepło, które na krótką chwilę zawładnęło jego ciałem. Ogarnął go pewnego rodzaju błogi spokój, który powodował, że wszelkie problemy choć na krótki moment przestawały istnieć. Z potężnym łoskotem odstawił pustą szklankę na połyskującą ladę baru i rozejrzał się nieprzytomnym wzrokiem po zatłoczonym klubie. Gdzieś z drugiego końca sali uśmiechnęła się do niego urocza brunetka, kiedy przez przypadek jego spojrzenie zatrzymało się na niej. Uniósł zadziornie brew i już miał ruszyć w tamtą stronę, gdy coś go skutecznie zatrzymało. Zaklął cicho pod nosem.
- Nawet nie wiesz, stary, jak się cieszę, że jesteś znowu z nami - wykrzyczał radośnie ledwo trzymający się na nogach Michael, klepiąc go przyjaźnie po plecach. Luke zachwiał się, z trudem utrzymując uwieszonego na szyi przyjaciela, bo mimo wszystko to on wciąż był w lepszym stanie.
- Taaaa - sapnął bez przekonania, odsuwając go od siebie. - A jak tam Rachel, co?
Clifford gorliwie zaczął poprawiać zadartą koszulkę i przeczesał palcami włosy, błądząc gdzieś nieprzytomnym wzrokiem. Sprawiał przez moment wrażenie zakłopotanego, ale prawie od razu wpadł w histeryczny śmiech, gdy tylko spojrzał na obserwującego go blondyna.
- Nic szczególnego, w sam raz na raz - wyjaśnił, wzruszając od niechcenia ramionami, jakby rozmawiali o bezużytecznej zabawce. Kończył właśnie kolejnego drinka, przegryzając gorzki posmak alkoholu plasterkiem cytrusa. - Ale chyba nie masz mi tego za złe, co?
- Zdecydowanie za nią nie tęsknię - odparł blondyn, wyraźnie rozbawiony momentem przerażenia Mike'a. - Poza tym, mam już coś nowego na oku - dodał z nutką tajemnicy w głosie, podążając wzrokiem za mijającą ich dziewczyną, która delikatnie uśmiechnęła się do niego, zagryzając zachęcająco wargę. Luke bez żadnego ukrywania się dokładnie zlustrował jej ciało, gdy dołączyła do grupki bawiących się na parkiecie znajomych. Kiedy ponownie się odwrócił, Clifforda już nie było. Lekko zmieszany, zaczął rozglądać się dookoła, ale nigdzie nie mógł znaleźć swojego towarzysza. Zdołał jednak dostrzec coś zupełnie innego, coś co od razu przykuło jego uwagę. Parę metrów dalej na jednym ze stołków obracała się skulona Ariel, wymachując spuszczonymi nogami na boki w rytm głośnej muzyki. Kącik jego ust nieznacznie drgnął.
- O, Keller! - zawołał bełkotliwie, chwiejnym krokiem przesuwając się kilka krzesełek dalej. Z wyjątkowo szerokim uśmiechem zajął wolne miejsce obok blondynki, opierając łokcie na blacie. Podparł głowę na ręce, wpatrując się w nią natarczywie. Odniósł wrażenie, że gdy tylko go dostrzegła, momentalnie posmutniała. Niebieskie oczy krótką chwilę przyglądały mu się w zupełnej ciszy po to, by moment później z totalną obojętnością zmienić obiekt obserwacji. Odwróciła się do niego plecami, natrętnie przeszukując wiadomości w telefonie.
- Joey, nalejesz mi coli? - zwróciła się do barmanki, na którą Luke niespiesznie zaczął spoglądać. Dziewczyna skinęła ochoczo głową, wypełniając szklankę napojem i kilkoma kostkami lodu. Zmrużył oczy, wzdychając ciężko. Zbliżył się jeszcze bardziej, próbując zyskać uwagę Keller, która celowo go lekceważyła.
- A co ty tu robisz? - zapytał z mało inteligentnym wyrazem twarzy, ale Ariel nawet na niego nie popatrzyła. Zdjęła z oparcia krzesła kurtkę i podparta na kuli zaczęła się od niego oddalać. Zajęła miejsce przy wolnym stoliku, rozglądając się po gwarnym pomieszczeniu, zupełnie jakby kogoś szukała. Zeskoczył niezgrabnie na ziemię, wziął głęboki oddech i wyprostował się, próbując zatuszować swoje chwilowe niedomaganie i kiepskie samopoczucie. Poprawił daszek czapki, przecierając dłonią zroszoną potem twarz. Nie do końca stabilnym krokiem udał się w stronę dziewczyny. Przystanął i wyszczerzył zęby, delikatnie chwiejąc się na boki. Dostrzegł, że ciężko westchnęła, mieszając słomką colę. Zdawała się go kompletnie ignorować, co momentami śmieszyło go, choć tak naprawdę nie było do końca przekonany z czego tak gorączkowo się zaśmiewał. Wreszcie odsunął krzesło i usiadł naprzeciw niej, wciąż zażarcie wpatrując się w niewzruszoną twarz Ariel.
- Jakbym wiedziała, że będę narażona na obecność tego debila, to Calum sam odbierałby się z tej gównianej imprezy - wymamrotała pod nosem, niespokojnie wystukując kolejną wiadomość na telefonie. Luke wiedział, że najwyraźniej nie chciała z nim rozmawiać, ale to wcale nie powstrzymało go od kolejnych prób. Przesunął dłoń wzdłuż stolikowego blatu, starając się sięgnąć jej dłoń, ale była na tyle szybka, że momentalnie ją cofnęła, posyłając mu pełne wściekłości spojrzenie. Uśmiechnął się do niej szeroko, lekko poruszając głową w rytm muzyki.
- Czego chcesz? - zapytała w końcu, ale nim zdążył cokolwiek odpowiedzieć, krótkim ruchem ręki uciszyła go. Zacisnął posłusznie usta, wykonując przy tym gest, jakby zamykał je na klucz. Rozbawiło go to dość poważnie, bo znowu parsknął głośnym śmiechem. Keller ze zrezygnowaniem potrząsnęła głową. - I masz tylko jedną szansę na to, by udzielić satysfakcjonującej mnie odpowiedzi. Jeśli nie chodzi o zagładę świata, albo inną apokalipsę, to cała reszta tego, co miałbyś ewentualnie do powiedzenia mnie zupełnie nie obchodzi.
Luke zmrużył lekko powieki, próbując w myślach przeanalizować jej słowa. Uporczywie lustrował jej bladą twarz, obserwując jak z lubością przygryzała koniec słomki. Uniosła w końcu jedną z brwi, dając mu do zrozumienia, że nadal czekała na odpowiedź. Potrząsnął więc mocniej głową i prostując się, poprawił się na fotelu. Złączył dłonie i ułożył je wygodnie na stoliku. Zawzięcie śledził każdy jej najmniejszy ruch nieco rozbieganym wzrokiem, cały ten czas w dość komiczny sposób poruszając ustami. Nie wiedział, jak długo trwał w tym zawieszeniu, ale w chwili, gdy jej dłonie uderzyły z hukiem o stolik, a ona sama podniosła się z krzesła, wrócił do rzeczywistości.
- Czas minął - oznajmiła, narzucając na ramiona kurtkę. Nie pozwolił jej jednak się oddalić, w odpowiedniej chwili pochwycił ją za ramię i przyciągnął w swoją stronę. Wyrwała się dość gwałtownie, rzucając mu mordercze spojrzenie.
- No poczekaj - jęknął błagalnie.
- Puść mnie! - syknęła, odpychając go. - Jesteś pijany. Znowu.
- To chyba twoje naturalne środowisko, nie? - zapytał z nutką sarkazmu w głosie, nie zastanawiając się w ogóle nad sensem tych słów. - Nie powinno ci to przeszkadzać.
- Jesteś zwykłym bydlakiem! - warknęła mu prosto w twarz. Chciała go spoliczkować, ale zdołał ścisnąć z całej siły jej nadgarstek i udaremnił ten bezradny atak. Uśmiechnął się zjadliwie, gdy dostrzegł jak sapnęła głośno z nienawiścią w oczach.
- No i świetnie - prychnął, zupełnie nie przejmując się jej opinią na swój temat.
- Łajdak!
- Och, naprawdę? Przynajmniej nie zabiłem swojej siostry. I-i-i i nie pozwalam się katować własnej matce. I co najważniejsze - dodał na zakończenie, unosząc wskazujący palec. - Nie umieram.
Dopiero kiedy skończył, zorientował się, że podczas tej niedługiej sprzeczki zgromadził się wokół nich spory tłumek znajomych. Stojący najbliżej niego Ashton z szeroko otwartymi ustami spoglądał to na niego, to na Ariel. Wtedy on sam zdecydował się popatrzeć przed siebie, oczekując na jakiś wybuch nienawiści ze strony dziewczyny. Jednak ku jego zaskoczeniu ona nawet się nie poruszyła, nadal z tą samą obojętnością malującą się na twarzy wpatrzona w niego. Był przekonany, że jego słowa ją rozwścieczyły, ale wyjątkowo dobrze radziła sobie panowaniem nad emocjami. Jedyną oznaką podenerwowania były drżące wciąż usta i zdecydowanie bardziej błyszczące oczy. Dzielnie stawiał opór niewzruszonemu spojrzeniu blondynki.
- No proszę, powiedz teraz coś. Zwykle usteczka to ci się nie zamykają - drażnił się z nią nadal, jakby swoimi sarkastycznymi docinkami chciał osiągnąć jakaś wyimaginowaną przewagę, ale ona nie dała się sprowokować, wytrącając go tym samym z równowagi. Nerwowo spojrzał na towarzyszących im znajomych, szukając u nich jakiejś pomocy, ale wszyscy z niepokojem wpatrzeni byli w dziewczynę. Potarł dłonią policzek, nadpobudliwie przełykając ślinę. Nagle zrozumiał, że tym razem przesadził, ale było za późno, by to wszystko cofnąć. Jego niebywała pewność siebie ulotniła się wraz z jednym spojrzeniem jej jasnych oczu, które pozbawione wcześniejszego blasku wydawały się takie puste, zimne i mimo wszystko smutne. Poczuł nieprzyjemny ucisk w żołądku, spoglądając z ogromnym wstydem na blondynkę.
- Chodźmy - przemówił dość niespodziewanie Calum, otaczając ramieniem dziewczynę. Ariel popatrzyła beznamiętnie na swojego przyjaciela i skinęła niepewnie głową, pozwalając mu otulić się kurtką. Mocno chwycił jej niewielką dłoń i pomógł opuścić klub.
- Wow - mruknął niepewnie Ashton, poklepując go po plecach. Ten posłał mu jedynie zlęknione spojrzenie, próbując zapanować nad coraz cięższym oddechem. Cała grupka zgromadzonych wokół nich ludzi powoli zaczęła się zmniejszać, bo każdy wracał ponownie do przerwanej zabawy.
I tylko Luke wciąż tkwił w tym samym miejscu, uświadamiając sobie, że właśnie wszystko zniszczył.

#

Ariel nie mogła spać tej nocy. Kiedy żadne znane jej sposoby na bezsenność nie pomagały, ubrała się i po cichu, aby nie obudzić matki, wymknęła się z domu. Wsiadła do swojego pickupa i postanowiła po prostu jechać przed siebie. Nie miała żadnego konkretnego celu, musiała tylko zająć czymś myśli. Na fotelu pasażera odszukała odpowiednią kasetę i wsunęłą ją do radia, podkręcając głośność. Na ogarniętych mrokiem ulicach panował prawie idealny spokój, dlatego co jakiś czas pozwalała sobie mocniej docisnąć pedał gazu. Warkot starego silnika perfekcyjnie współgrał z płynącą z głośników muzyką, a ona oczarowana głosem wokalisty odpłynęła na moment. Zdzierając gardło, próbowała dotrzymać tempa szybko wyśpiewywanym słowom. Po dwóch żywiołowych kawałkach postanowiła zmienić kasetę, dlatego znowu schyliła się, przeszukując zgromadzoną obok kolekcję. Gdy się wyprostowała z przerażeniem odnotowała fakt, że na ulicy pojawił się jakiś zagubiony przechodzień. W ostatniej chwili wyhamowała pojazd, zatrzymując się kilka centymetrów przed swoją niedoszłą ofiarą. Samochodem lekko zakołysało, a pisk hamulców zdecydowanie obudził pobliskich mieszkańców.
- Co za kretyn! - pisnęła rozzłoszczona łamiącym się głosem, uderzając nerwowo dłońmi o kierownicę. Wściekłością próbowała zatuszować nagły strach. Odruchowo wstrzymała oddech, odczuwając dość wyraźnie każde potężne uderzenie serca. Opuściła głowę, z przeogromnym trudem łapiąc oddech. Ucisnęła skronie, próbując opanować uporczywe drżenie. Kiedy wreszcie odważyła się ponownie spojrzeć przed siebie, dostrzegła chłopaka zrzucającego z głowy kaptur. Bardzo powoli odwrócił głowę, a jej ciałem kolejny raz wstrząsnął olbrzymi dreszcz. Zacisnęła z całej siły palce w pięści, zagryzając prawie do krwi wargi, które nie przestawały drżeć.
- Nie wierzę - mruknęła do siebie, walcząc z przenikliwym spojrzeniem Hemmingsa. Chwilę później opuściła z ulgą ramiona, rozluźniając napięte do granic możliwości mięśnie. Jego blada twarz błyszczała w świetle samochodowych reflektorów. Nie mogła pojąć, dlaczego po tym wszystkim co się wcześniej wydarzyło przewrotny los kolejny raz postanowił sobie z niej zakpić i postawić go na jej drodze. Dosłownie.
Rozbieganym wzrokiem przyglądał jej się wciąż w bezruchu, cały czas obracając między zębami kolczyk w wardze. Sprawiał wrażenie zagubionego i przestraszonego, jakby nie do końca wiedział, co się wokół niego działo. Nie była pewna, czy ją rozpoznał, gdy jaskrawy blask wciąż raził go w oczy. Ona sama jednak musiała opanować wszelkie złe emocje, które w tamtej chwili nią zawładnęły, aby przypadkiem nie zrobić czegoś głupiego. Wzięła kilka głębszych oddechów i wbijając wsteczny bieg, wycofała pickupa, zostawiając zdezorientowanego Luke'a samego na środku drogi.

sobota

#dwadzieściasześć. nienawidzę, gdy wszystko się kończy.


Delikatny, prawie niezauważalny uśmiech błąkał się po jej twarzy, gdy bardzo powoli przemierzała szkolny korytarz. Z opuszczoną głową i wbitym w podłogę wzrokiem szła w stronę swojej szafki. I choć doskonale wiedziała, że nie miała żadnego powodu do radości, to nie potrafiła nad tym uporczywym tikiem zapanować. Wsłuchana w płynącą ze słuchawek głośną muzykę, nie dostrzegła rozwiązanej sznurówki lewego buta, którą nieopatrznie przydepnęła. Potknęła się, tracąc równowagę. Z ogromnym łoskotem upadła na posadzkę, dość szybko odczuwając pulsujący ból w kolanach i na dłoniach. Zacisnęła mocno usta, wstrzymując na moment oddech. Fala cierpienia opanowała jednak całe jej ciało. Zakręciło jej się w głowie, a obraz przed oczami pociemniał momentalnie. Przez cały korytarz przetoczył się podniecony, prześmiewczy szept, wymieszany z kilkoma wcale nie miłymi epitetami pod jej adresem. Czuła, że coraz więcej osób zaczęło się wokół niej gromadzić, ale nikt nie raczył nawet się zbliżyć, wyłącznie z bezpiecznej odległości przyglądając się jej porażce. 
- Hej, nic ci się nie stało?
Znała ten pełen zaniepokojenia i troski głos. Poczuła czyjąś dłoń na ramieniu. Ktoś pomógł jej się podnieść, przytrzymując delikatnie za rękę. Kiedy tylko odgarnęła z twarzy natarczywie osuwające się włosy, dostrzegła przed sobą Caluma, który zbierał porozrzucane rzeczy do jej torby. Zadarł głowę i uśmiechnął się do niej, oddając jej telefon, który wyśliznął się z dłoni podczas upadku. 
- No, to chyba koniec przedstawienia na dziś - zwrócił się do tłumku dzieciaków, ale wszyscy uważnie wciąż przyglądali się Ariel. - Wszystko ok? - zapytał kolejny raz, chcąc najwyraźniej upewnić się, że nic groźnego jej się nie stało. Skinęła z niemałym osłupieniem głową i bez żadnego oporu pozwoliła mu objąć się i wyprowadzić z tego otaczającego ich wianuszka rozchichotanych uczniów. Przecisnął się z nią przez tłum, wciąż kurczowo ją podtrzymując. Gdzieś po drugiej stronie, między resztą uczniów, dostrzegła schowanego za kolegami Luke'a. Śmiał się razem z pozostałymi, ale kiedy tylko pochwycił jej puste spojrzenie, nerwowo poprawił włosy i zagryzł wargę, odwracając się szybko plecami. W tej samej chwili Hood pociągnął ją gwałtowniej za ramię i pociągnął za sobą w zupełnie przeciwnym kierunku. Dała się poprowadzić, bo zdawała sobie sprawę, że bez jego pomocy ten koszmar mógł trwać w nieskończoność. 
- Dziękuję - wyszeptała, kiedy znaleźli się w opustoszałej klasie. Calum pomógł jej usiąść na krześle i pospiesznie wyjął z treningowej torby butelkę z zimną wodą. 
- Jesteś pewna, że nic ci nie jest? Może trzeba iść do pielęgniarki? - dopytywał, a ona posłała mu jedynie pobłażliwe spojrzenie, biorąc kolejny łyk. 
- Uspokój się, nic mi nie jest - powtórzyła zdecydowanie bardziej stanowczo, pociągając go za rękę. Zajął miejsce na krześle obok i z góry przyglądał się jej z niepokojem, chyba nie do końca wierząc w te zapewnienia. Niedługą chwilę wpatrywali się w siebie bez żadnych słów, w prawie idealniej ciszy, wymieniając spojrzenia. 
- To dobrze - powiedział, oddychając z ulgą. 
- Strasznie za tobą tęskniłam - wyznała w końcu z przejmującą wręcz szczerością, powodując że chłopak uśmiechnął się szeroko. Pochwycił ją mocno w ramiona i przytulił do siebie z niespotykaną zachłannością. Zaczęła się śmiać, kiedy trochę za mocno zacieśnił ręce wokół jej drobnego ciała. 
- Przepraszam - powiedział cicho, całując ją troskliwie w czoło. - Za wszystko. 
Westchnęła, wywracając zabawnie oczami, po czym ścisnęła oba policzki chłopaka i zaczęła robić wyjątkowo dziwne rzeczy z jego twarzą, zanosząc się przy tym śmiechem. Calum bez narzekania pozwolił jej na to wszystko, dzielnie znosząc wszelkie niedogodności i z czułością przyglądał się tej dziecięcej radości. Dotknęła wskazującym palcem jego nos, co sprawiło, że zaśmiała się jeszcze głośniej, a on pokręcił z dezaprobatą głową. 
- Mówił ci ktoś, że masz twarz idealną do tarmoszenia? - spytała, a chłopak otworzył szerzej z zaskoczenia oczy. Szybko jednak zmrużył powieki, obserwując przez chwilę z niezwykłą wnikliwością dziewczynę. 
- Nie wiem, co zrobiłaś z prawdziwą Ariel, ale ta wersja podoba mi się zdecydowanie bardziej - odpowiedział, przytulając ją ponownie. 

#

Uporczywie wpatrywał się w oświetloną gablotę ze szkolnymi pucharami, z których większość należała do jego drużyny koszykarskiej. W dłoni obracał telefon, nerwowo przestępując co jakiś czas z nogi na nogę. Sprawdził godzinę kilkakrotnie, ale czas jak na złość ciągnął się nieubłaganie. Wreszcie drzwi biblioteki się otworzył z cichym skrzypieniem i pojawiła się w niech blondynka, jak zwykle obładowana stosem książek. Wyszedł zza filaru i sprytnie zagrodził jej drogę. Sięgnął dłonią, by dotknąć jej ramienia, ale wyrwała się momentalnie, robiąc krok w tył. 
- Możemy porozmawiać? 
- Nie, Hemmings. W tym momencie właśnie z tobą skończyłam. I z łaski swojej zejdź mi z drogi. Na zawsze - odparła, chcąc go ominąć, ale kolejny raz stanął naprzeciw niej, uniemożliwiając jej ucieczkę. 
- Ale Keller ... 
- Wiesz? Był taki maleńki, malusieńki ułamek sekundy, kiedy ... - urwała w połowie, wzdychając ciężko nad własną naiwnością. Dostrzegł krótkie rozczarowanie w jej oczach. - Kiedy jak ta skończona kretynka pomyślałam, że może nie jesteś taki zły, jak mi się zdawało. Że jesteś kimś więcej niż zapatrzoną w siebie szkolną gwiazdką. Ale raz na zawsze udowodniłeś mi, że ludzie po prostu się nie zmieniają, że życie to nie bajka i w sumie to jestem ci za to bardzo wdzięczna. Nie ma sensu udawać, że nasze światy w jakimkolwiek stopniu mogły być podobne i że to miało szansę przetrwać. Twój zawsze będzie tym lepszym, mój zawsze tym gorszym, bo właśnie tak jest to wszystko urządzone. Wróćmy więc do swoich żyć, tak będzie lepiej dla wszystkich. 
Wpatrywał się w nią, z przerażeniem słuchając kolejnych słów. Najbardziej uderzył jednak w niego fakt, że ona nawet nie była zdenerwowana. Ton wypowiedzi był spokojny, wyważony, jakby od dawna przygotowany. Sprawiała wrażenie całkowicie obojętnej, zupełnie nie dbającej o to, co miał jej do powiedzenia. Wyczekująco spoglądając na niego, wciąż postukiwała stopą. Nawet jej oczy nie wyrażały żadnych emocji. W tej samej chwili zrozumiał, że naprawdę miała go dość. 
Zrobił krok w bok i ustąpił jej miejsca, by spokojnie mogła odejść. Nawet na niego nie spojrzała, z wysoko uniesioną głową, kierując się w stronę wyjścia. Patrzył, jak nieporadnie kuśtykając, oddalała się od niego. Zdecydowanie wolał, kiedy stanowczo okazywała mu nienawiść, bo ta oziębłość była dla niego największą z możliwych kar. Nienawidził, kiedy tak po prostu sobie odchodziła, całkowicie go ignorując. 
- Proszę bardzo, uciekaj sobie, jak urażona nie wiadomo o co panienka! - wyznał niespodziewanie, sam nie mając pojęcia, co tak naprawdę chciał przez to osiągnąć. Wiedział jednak, że nie mógł pozwolić na to, aby go tam zostawiała samego. To nie ona powinna odchodzić, to była rola przypisana wyłącznie jemu. Z nierównym, ciężkim oddech zauważył, jak zatrzymała się w połowie drogi, powoli odwracając się w jego stronę. 
- Urażona panienka?! - uniosła się, z ogromnym niedowierzaniem przyglądając się mu. Nie był pewny, o co jej chodziło, więc skinął jedynie głową, nerwowo przełykając ślinę. - Czy ty w ogóle jesteś świadomy swoich słów?! Chyba nie, bo pieprzysz same głupoty! Mam cię po prostu dość i chciałabym, abyś to wreszcie zrozumiał. Nie mam zamiaru robić za twoją poduszkę, w którą możesz się wypłakać, kiedy paczka twoich najlepszych przyjaciół nagle przestanie cię tolerować. Mam nieco większe życiowe ambicje. Nie chcę tracić czasu na kogoś takiego jak ty. Także daj mi już spokój, nie odzywaj się do mnie i jeśli to tylko będzie możliwe, zniknij mi z oczu. Tym razem już tak ostatecznie, na zawsze - wyrzucała z siebie słowa z zawrotną prędkością, a on oniemiały stał naprzeciw, przyglądając się jej z uwagą. 
- Nie chciałem cię zranić - wyznał nagle ze smutkiem malującym się na twarzy. Ariel w wyjątkowo nieszczery sposób roześmiała się, wykrzywiając w grymasie usta. Skrzywiła się z niesmakiem. 
- Nie bądź śmieszny, Hemmings. Żeby mnie zranić, trzeba najpierw dla mnie coś znaczyć, trzeba sobie na to zasłużyć. Ty natomiast jesteś mi zupełnie obojętny, jesteś nikim, więc nie przypisuj sobie żadnych zasług. 
Wzruszyła obojętnie ramionami, kiedy przed dłuższy moment się nie odezwał, wciąż bez słowa wpatrując się w nią. Chwyciła mocniej kulę i odwracając się, ruszyła w stronę czekającego na nią przy wyjściu Caluma. Gdy Hood objął ją ramieniem, zarzucając sobie na plecy jej ciężki plecak, poczuł to krótkie choć niezwykle przejmujące ukłucie w klatce piersiowej. Nie był w stanie go jednoznacznie zdefiniować, ale nie było w tym nic przyjemnego. Zacisnął mocno usta, rzucając ciche przekleństwo w głuchą przestrzeń. 
Dźwięk nadchodzącej wiadomości sprowadził go ponownie do rzeczywistości. Z ogromną niechęcią sięgnął do kieszeni po telefon, odczytując smsa od Ashtona. 
świętujemy dziś twój powrót do żywych, możesz czuć się zaproszony
dwudziesta u clifforda 

#

Otępiałym wzrokiem wpatrywał się w spływający po ściankach szklanki alkohol. Wokół panował ogromny gwar, ale on zdawał się kompletnie tym nie przejmować, chwilowo odcinając się od całego otoczenia. Byli wszyscy znajomi, którzy jeszcze nie tak dawno mieli go za nic. Teraz kiedy znowu wrócił do treningów, kiedy echa afery z prochami ucichły na nowo stawał się szkolnym ulubieńcem, a jego gwiazdka zaczynała bić jaśniejszym blaskiem. Z grymasem niezadowolenia spojrzał na bawiących się w najlepsze kolegów. Przechylił szklane naczynko, a gorzki smak whisky sprawił, że delikatnie się skrzywił, przecierając wierzchem dłoni usta. Kanapa obok dość gwałtownie zapadła się, a on został szturchnięty w ramię przez ledwo trzymającego się na nogach Irwina. 
- Stary, jak to dobrze, że w końcu zmądrzałeś! - wymamrotał z radosnym uśmiechem, dolewając do pustej szklanki Luke'a złocisty trunek. - Imprezy bez ciebie, to prawie jak nie imprezy - dodał bełkotliwie, przechylając butelkę. Nie przejmował się tym, aby odnaleźć własny kubeczek. Wzdrygnęło nim, więc w dość komiczny sposób zacisnął powieki, przełykając gorzkawy napój. 
- Taa - odparł bez przekonania blondyn, obserwując z uwagą przyjaciela, który z niemałym problemami próbował podnieść się z sofy, rozlewając zawartość butelki na dywan. 
- Ups, mama Clifford chyba nie będzie zbyt szczęśliwa - mruknął z miną niewiniątka, po czym roześmiał się głośno i po prostu odszedł, zostawiając Hemmingsa samego. Wymamrotał kilka niewyraźnych słów, znikając gdzieś w tłumie zgromadzonych w salonie ludzi. Luke westchnął ciężko, zarzucając nogi na stojący przed nim stolik i przy okazji strącił na ziemię kilka pustych puszek po piwie. Dość nieporadnie sięgnął po wciśnięty do kieszeni spodni telefon. Chciał tylko poinformować matkę, że nie miał najmniejszego zamiaru wracać dziś na noc do domu, ale kiedy nieudolnie próbował odnaleźć jej numer w kontaktach, jego spojrzenie zatrzymało się na zupełnie innej pozycji. 
Keller. 
Dość długi moment wpatrywał się w zapisane nazwisko, przesuwając niespiesznie opuszką kciuka po ekranie. Serce zabiło mu nieco mocniej, gdy przez zupełny przypadek nawiązał z nią połączenie, ale zachowując resztki racjonalnego myślenia w odpowiednim momencie zdołał je rozłączyć. Wciąż apatycznie wpatrując się w monitorek, zdał sobie sprawę, że dziewczyna prawdopodobnie miała rację. Od samego początku starała się go nie dopuścić do swojego życia, bo jako jedyna przeczuwała, że nic dobrego z tego nie mogło wyniknąć. Ich światy za bardzo się różniły. Teraz i on to zrozumiał. Odszukał odpowiednią opcję w ustawieniach i wykasował numer. Dopiero drobna, ciepła dłoń otulająca jego dłoń sprowadziła go na nowo do rzeczywistości. 
- Chodź, nie będziesz tu tak samotnie siedział przez cały wieczór - wyszeptała mu na ucho jakaś dziewczyna, która niespodziewanie pojawiła się obok. Poczuł słodki, kwiatowy zapach jej perfum, kiedy ustami musnęła jego szyję. Zachichotała radośnie, zagryzając kusząco wargi. Przyjrzał się jej zaskoczony, bo nie miał najmniejszego pojęcia, kim była i co tam robiła. Nie kojarzył jej ze szkoły. Nie zdążył jednak nawet zaprotestować, bo dość stanowczo pociągnęła go za rękę, wyprowadzając z salonu. 


niedziela

#dwadzieściapięć. nienawidzę twojego cierpienia.


Kilka dość twardych śnieżek z impetem uderzyło o szybę w oknie, nie przynosząc jednak zamierzonego efektu. Formował już kolejną, gdy usłyszał niemrawe skrzypienie drzwi, w których pojawiła się zaspana Ariel. Spod naciągniętej niedbalne na głowę czapki wystawały splątane kosmyki jasnych włosów, a otwarte na wpół powieki cały czas opadały, choć przecierała je dość intensywnie rękawem. 
- Czy ty do reszty oszalałeś, Hemm ... - zaczęła, ale w tej samej chwili kulka białego śniegu trafiła ją prosto w twarz, skutecznie uniemożliwiając dokończenie zdania. Luke przesłonił dłonią usta, aby nie wybuchnąć śmiechem, ale na niewiele się to zdało, bo kiedy tylko popatrzył na ścierającą topniejącą maź z policzków blondynkę wpadł w histeryczny śmiech. - Miałam w planach lepienie bałwana, ale raczyłeś się pojawić, więc już nie muszę się męczyć - powiedziała ze złością w głosie, odgarniając z twarzy mokre pasma włosów. 
- Ciebie też miło widzieć w tę wyjątkową, sylwestrową noc - odgryzł się, podchodząc w jej stronę. Zmierzyła go karcącym wzrokiem, robiąc niewielki krok w tył, gdy zbliżył się zbyt mocno. 
- Po co tu znowu przylazłeś? - spytała rozzłoszczona, chowając dłonie do kieszeni przydużej kurtki. Kiedy się denerwowała czubek jej zadartego nosa zaczynał lekko drgać, co sprawiało, że momentami wyglądała komicznie. Luke dopiero po chwili zorientował się, że zbyt długą chwilę poświęcił na przyglądanie się dziewczynie. Szybko potrząsnął głową, jakby z lekkim zawstydzeniem. 
- Nie wiem - mruknął cicho, zagryzając dolną wargę. Ariel w ten charakterystyczny dla siebie sposób przewróciła oczami. 
- W takim razie możesz już wracać do domu - odparła ze znudzeniem, sięgając dłonią w stronę klamki. 
- Poczekaj! - powiedział, chwytając ją za rękę. Nerwowo odwróciła się, wpadając w jego ramionami. Wpatrywali się w siebie przez moment, wyczuwając doskonale szaleńcze bicia serc. Luke dostrzegł dopiero wtedy szramę na policzku dziewczyny i mocniej zacisnął palce na jej przedramieniu. - Znowu? - syknął z nieopisaną wściekłością, sprawiając że zadrżała, kuląc się płochliwie. - Przepraszam - dodał szybko, wypuszczając ją z uścisku. Ariel opuściła głowę. 
- To nic takiego - wyjaśniła łamiącym się głosem, przesłaniając odruchowo dłonią poharataną twarz. 
- Nic takiego? - podniósł głos, unosząc wysoko ręce. - Nikt nie zasłużył na takie traktowanie, nieważne jak bardzo nie chciałby tego faktu zaakceptować. Powinnaś to gdzieś zgłosić, ta kobieta jest niepoczytalna! 
- Ale to wciąż moja matka - odpowiedziała równie stanowczym tonem, stawiając opór jego osądzającemu spojrzeniu. Zauważył, że oczy delikatnie jej błyszczały, gdy zażarcie mrugała, aby tylko nie pokazać przed nim swojej słabości. - Ty nic nie rozumiesz - dodała już zdecydowanie ciszej i spokojniej. Luke parsknął ironicznie śmiechem.
- Masz całkowitą rację, nic nie rozumiem. Nie rozumiem, jak można godzić się na to wszystko. Masz coś z głową, Keller. 
- Lepiej będzie, jak już pójdziesz - zasugerowała, nie potrafiąc już na niego spojrzeć. Luke chciał coś jeszcze powiedzieć, ale w ostatniej chwili zrezygnował. Machnął tylko ręką z bezsilności. Ze złością odwrócił się od niej i dość zdecydowanym krokiem ruszył w stronę zaparkowanego przy ulicy samochodu. Wsiadł do środka i włączył radio, ustawiając maksymalną głośność, po czym z całej siły zaczął uderzać pięścią w kierownicę. Musiał rozładować na czymś swoją złość. Gdy tylko się uspokoił, zerknął w bok, dostrzegając stojącą wciąż w progu dziewczynę. Nawet z tak sporej odległość był w stanie dojrzeć jej smutne spojrzenie. Długo nie wytrzymał i mimo wszystkich swoich wcześniejszych zasad, ponownie wysiadł z auta i podbiegł do niej. Zdyszany, pochwycił ją w ramiona i otulił dłonią zmarznięty policzek. 
- Powiedz mi. Powiedz mi w takim razie to, czego nie rozumiem. Bo wiesz, to właśnie tak działa, kurwa! Ty mówisz mi o wszystkim, a ja mogę wziąć cię za rękę i przejść razem z tobą przez to całe gówno! I jestem na to gotowy, nieważne ile czasu pozostało. Ale nie mogę tego zrobić, jeśli nie wpuścisz mnie do swojego życia. 
Bez słowa wpatrywała się w niego przez dłuższą chwilę, z trudem panując nad emocjami. Odniósł wrażenie, jakby miała się w tym samym momencie przewrócić, tracąc równowagę, dlatego objął ją jeszcze mocniej, przygarniając do siebie. Cała się trzęsła, otulając go w pasie i z dziecięcą ufnością wtulając się w niego. 
- Chodź, idziemy stąd - polecił i nie czekając na jakąkolwiek reakcję z jej strony, splótł ich dłonie, prowadząc ją do samochodu. 
- Nie, nie mogę - protestowała przez moment, ale on zdawał się w ogóle nie reagować. Gdy kolejny raz spróbowała mu się wyrwać, zatrzymał się.
- Nie możesz, czy nie chcesz? 
- Nie-e ... - wyjąkała, drżąc z zimna, ale nie była w stanie odpowiedzieć. Pochyliła głowę i odwróciła się do niego plecami, oddalając nieznacznie. Sprawiała wrażenie takiej kruchej i bezbronnej, zupełnie niepodobnej do Ariel, którą wszyscy wydawali się znać. Bez wahania zbliżył się do niej i otulił ją, opierając brodę na czubku jej głowy. Zacisnął wokół niej ręce, a ona w pewnym momencie wsunęła zmarznięte palce w jego dłoń. 
- Czasami we dwójkę łatwiej walczyć z demonami - szepnął, zniżając się jeszcze bardziej. Jego policzek otarł się o jej, delikatnie podrażniając jej zaczerwienioną już skórę szorstkim zarostem. 
- Niektórych demonów nie da się pokonać - odpowiedziała niepewnie, lekko skręcając głowę, by móc na niego spojrzeć. Zrobił to samo, z pewnego rodzaju troskliwą czułością patrząc na nią. 
Drobne płatki śniegu zaczęły wirować na mroźnym powietrzu, otulając ich warstwą białego puchu, gdy nieprzerwanie wymieniali roziskrzone spojrzenia, dzielnie walcząc z przeogromną falą uczuć i emocji, które tak bardzo bali się wpuścić w swoje życia. 

#

Celem ich podróży okazał się domek rodziców Luke'a na plaży, który stał pusty od chwili, gdy Ariel postanowiła go opuścić. Poza dodatkową warstwą kurzu niewiele się w nim od tamtego czasu zmieniło.
- Za chwilę północ - powiedział Luke, wychodząc z kuchni. - Kolejny gówniany rok przed nami. 
- Dlaczego tak ci zależy? - Ariel spytała niespodziewanie, kiedy tylko wręczył jej kubek z gorącą czekoladą, w której pływało kilka niewielkich pianek. Spojrzał na nią, a kąciki jego ust uniosły się nieznacznie. Zajął miejsce na tym samym stopniu schodków, siadając naprzeciw niej. Jego długie nogi zaplątały się gdzieś między jej podkulonymi nogami. 
- Nie zależy - odparł z obojętnym wzruszeniem ramion, mieszając słomką aromatyczny napój. 
- Oh - westchnęła z powątpiewaniem. - Co z twoją ręką? 
- Nie bolało mnie, a gips był strasznie niewygodny, więc tak jakby go rozbiłem - wyznał z nieskrywaną dumą. Ariel obdarzyła go krzywym spojrzeniem.
- Niezwykle odpowiedzialnie - podsumowała, ale on tylko wyszczerzył zęby, najwyraźniej szczycąc się tym osiągnięciem. 
- Co to za tatuaż? - tym razem on zadał pytanie, na które najwyraźniej nie była gotowa, bo prawie od razu się zarumieniła, naciągając mocniej nogawkę jego starych spodenek, które miała na sobie, aby zakryć udo. Odstawiła kubek na wyższy schodek, zaczesując za ucho kosmyk natrętnie opadających włosów. Wzięła głębszy wdech i spojrzała na niego spod trochę za długiej grzywki.
- Lilia. 
- Wow - mruknął z udawanym cynizmem. - Tyle zdążyłem zauważyć. 
Ariel bez namysłu chwyciła jego dłoń i przyciągnęła go do siebie. Pozwoliła mu przesunąć opuszkami palców po przyozdobionym fragmencie skóry, cały ten czas uważnie mu się przyglądając. Luke prawie od razu wyczuł nieduże zgrubienie, które skryte było pod kwiatowym wzorem. Lekko oszołomiony cofnął rękę, ze strachem patrząc na blondynkę. 
- W tym miejscu wbił się odłamek przedniej szyby, który uszkodził nerw. Jeden z powodów, który zniszczył całe moje życie. A dlaczego lilia? Poza mną w tym cholernym samochodzie była także moja siostra, Lily, zginęła na miejscu - wyjaśniła nadzwyczaj spokojnym tonem, wciąż wpatrując się w niego. Gdy się nie odezwał, bardzo powoli wyplątała nogi i bez słowa nieporadnie zeszła po schodach, kurczowo przytrzymując się poręczy, po czym zniknęła w drzwiach prowadzących do kuchni. 
Czekolada zdążyła ostygnąć, a on wciąż z wbitym przed siebie wzrokiem siedział tam jeszcze dłuższą chwilę, nie wiedząc tak naprawdę, co powinien zrobić. Nie był w stanie zrozumieć tego, że tak wiele nieszczęścia mogło spaść na jedną osobę, rujnując w ułamku sekundy cały jej świat. Teraz wszystko zaczynało nabierać większego sensu. Wszystkie wysokie, obronne mury, które wokół siebie tworzyła zdawały się być jak najbardziej uzasadnione. Zerwał się nagle i zbiegł do pogrążonego w półmroku pomieszczenia. W wątłym świetle palącej się niewielkiej świeczki dostrzegł siedzącą pod kuchennym szafkami dziewczynę. Jej bose stopy dotykały zimnej posadzki. Nerwowo przełknął ślinę, obserwując ją ze współczuciem. Nie odzywając się, zajął miejsce obok niej. Gdy przez przypadek zahaczył ją ramieniem, drgnęła niespokojnie. 
- Nie chcę o tym więcej rozmawiać - oznajmiła zanim zdążył cokolwiek powiedzieć. Oparł więc tylko głowę o drewniane drzwiczki, wpatrzony w chyboczący się płomień. Nie poświęcając jej nawet jednego spojrzenia, pochwycił  mocno zziębniętą dłoń i mocno zacisnął wokół drobnej ręki swoje silne palce. Opuszkami sunął niespiesznie po chropowatej skórze, wyczuwając jak z każdą kolejną chwilą zdawała się uspokajać. Jej oddech dotąd bardzo nierówny, urywany, duszący powoli normował się. 
- Czy to cię boli? - spytał, zerkając na nią kątem oka. Również zadarła nieznacznie głowę, by na niego spojrzeć. 
- Noga? Czasami. Ale to nie jest uciążliwy ból, po prostu nie mogę zbyt długo stać, albo siedzieć w jednej pozycji, da się żyć - wyjaśniła, ani przez moment nie spuszczając z niego swojego bacznego spojrzenia. 
- A to, no wiesz ... - zaczął się plątać, nie do końca wiedząc, jak zapytać o to, co miał na myśli, bo nie był przekonany, czy chciał znać odpowiedź. 
- Serce? 
Luke przytaknął, instynktownie mocniej obejmując jej dłoń. Zerknęła na splecione palce, po czym od razu przeniosła wzrok na niego. 
- Tak naprawdę to już nie jestem pewna. Żyję z tym od kilku lat, chyba przywykłam i nie wiem, jak to jest kiedy nie boli. 
- I nie da się tego naprawić? - spytał z nutką desperacji w głosie, a ona opuściła głowę, kręcąc nią na boki. Blondyn westchnął głęboko i pozwolił, by oparła się o jego ramię. Miał wrażenie, że z każdej strony otaczał ich zapach czekolady. 
Zapadła bolesna, przepełniona bezradnością cisza, przerywana co jakiś czas świszczącymi podmuchami wiatru, gdy za oknem szalała prawdziwa śnieżna zamieć. Cisza wypełniona troskliwymi dotykami, nieśmiałymi spojrzeniami oraz nieświadomie składanymi przyrzeczeniami, przy których wszelkie słowa stawały się zbędne. 
- Ale mam nadzieję, że wiesz, iż ja nadal cię nienawidzę? - odezwała się po niedługiej chwili, wyciągając przed siebie nogi. Luke prychnął urażony.
- Wiem, ja ciebie też - wyznał z pełną stanowczością, unosząc dumnie głowę. 
- Świetnie. 
- Świetnie - potwierdził, ale nie był w stanie na nią spojrzeć. 
W tym samym momencie okolicą wstrząsnął wybuch fajerwerków, których błysk rozjaśniał pogrążone w mroku miasto. Nieustający huk zsynchronizował się z biciem zawieszonego w drugim pokoju starego zegara. Ariel pierwsza spojrzała na Luke'a. 
- Podobno teraz życzy się wszystkiego dobrego - powiedziała z przekąsem. 
- Podobno teraz należy kogoś pocałować.
Jego rozgrzana dłoń bez żadnego ostrzeżenia powędrowała w górę, otulając ciepłem zaróżowiały policzek. Kciukiem delikatnie przesunął po jej wardze, po czym pochylił się i najsubtelniej jak było to możliwe musnął poraniony fragment skóry. Blondynka zachłysnęła się powietrzem, a jej ciałem wstrząsnął przenikliwy dreszcz. 
- Ale ... - wychrypiała, jednak nie pozwolił jej dokończyć, czułym pocałunkiem zamykając drżące usta. Przyciągnął ją do siebie, sunąc dłonią wzdłuż jej uda. Gdy tylko wyczuł pod palcami bliznę, odsunął się od niej. Z szaleńczym oddechem popatrzył na nią, gdy z przymkniętymi powiekami, z trudem łapała powietrze. Nie czekał na żaden ruch z jej strony i ponownie z niesamowitym pożądaniem przylgnął do niej, podarowując kolejny przepełniony namiętnością pocałunek. Odniósł wrażenie, że w pewnej chwili kąciki ust uniosły się, a ona się uśmiechnęła. Oparł swoje czoło o jej, zachłannie chwytając każdy oddech. Tulił w dłoniach jej coraz cieplejszą twarz, ani na moment nie odrywając od niej nieprzytomnego wzroku. 
- Nienawi ... - odezwała się znowu, ale on natychmiast ją uciszył. Pocałunek zdawał się być coraz bardziej intensywny, a między ich ciałami przestawała istnieć jakakolwiek przestrzeń, gdy pogrążeni w tym niespodziewanym zbliżeniu, lgnęli wciąż do siebie.