piątek

#dwadzieścia. nienawidzę trzeciej nad ranem.

Panujący na szkolnej hali gwar nie pomagał jej w skupieniu się nad myślami kłębiącymi się w głowie, które pragnęła w tamtej chwili przenieść na papier. Ze znudzeniem rozejrzała się dookoła i jej wzrok przypadkiem padł na grupkę koszykarzy, którzy rozgrzewali się za boczną linią boiska przed ostatnią kwartą. Dziewczyna z długimi ciemnymi włosami, ubrana w kusy strój cheerleaderki rzuciła się na obracającego w dłoniach piłkę Luke'a, całując go w wyjątkowo odrzucający sposób w usta. Ariel aż skrzywiła się, wywracając oczami. Sama próbowała wyrzucić z pamięci to niefortunne zdarzenie, które przytrafiło się im w domku na plaży, po tym jak oboje zgodnie uznali, że nigdy nie powinno mieć miejsca i było jednym, wielkim nieporozumieniem. W tej samej chwili blondyn zdołał oderwać się od swojej tymczasowej partnerki, zerkając na nią przelotnie. Wychwyciła jego ukradkowe spojrzenie i ten krótki, prawie niezauważalny uśmieszek. Odwróciła głowę i wróciła do zapełniania swojej listy kolejnymi punktami.
Nie wiedziała, dlaczego zgodziła przyjść się na ten nudny mecz, ale jęczący pół dnia do telefonu Calum przyprawiał ją o migrenę, więc ostatecznie przyjęła jego zaproszenie. Uporczywie przygryzała wewnętrzną część policzka, zawzięcie zapisując białą kartkę kolejnymi pozycjami. W pewnej chwili tak zdecydowanie przycisnęła ołówek, że rysik połamał się. Zacisnęła zęby i chowając zniszczony pisak do plecaka, zaczęła przekopywać jego przednie kieszenie w poszukiwaniu czegoś zastępczego.
- Czego w tobie nienawidzę... – usłyszała nad głową zaciekawiony głos Caluma, który niespodziewanie przysiadł się na ławce obok niej. W ogromnym pośpiechu wcisnęła kartkę do teczki i z przerażeniem wymalowanym w oczach popatrzyła na wyszczerzonego w szerokim uśmiechu przyjaciela. Strużki potu spływały po jego zmęczonej twarzy, gdy przeczesywał palcami mokre włosy. Plecak, który dotąd zajmował wolne miejsce po jej prawej stronie zsunął się z łoskotem na ziemię, a jego zawartość rozsypała się pod stopami dziewczyny. Zaklęła cicho, zbierając porozrzucane rzeczy.
- O, przypomniałeś sobie o moim istnieniu – syknęła z ironią, wykrzywiając usta. Poprawiła opadającą na oczy grzywkę i dzielnie stawiała opór jego brązowemu, uważnemu spojrzeniu.
- Co to za interesująca lista? Kogo tak nienawidzisz? - rzucił z zawadiackim uśmiechem, próbując sięgnąć po ciemną teczkę na kolanach Ariel. W międzyczasie zdążył naciągnąć górę koszulki i przetarł nią wilgotne czoło.
- Ciebie – fuknęła złośliwie i wyrwała swoją własność, pakując ją do plecaka. - Gdzie byłeś w piątek wieczorem? - zagadnęła jakby od niechcenia, z uwagą wyczekując jego reakcji.
- Ummm – Calum podrapał się po głowie, robiąc minę niewiniątka. - Ashton organizował małą imprezę po zwycięstwie w domku na plaży, więc ...
- Oczywiście – weszła mu w słowo, ironicznie potakując głową. Chłopak niespokojnie zaczął bawić się sznureczkami od bluzy, nie mając w sobie tyle odwagi, by na nią spojrzeć.
- Trochę się zabawiliśmy ...
- Tak że nie mogłeś odebrać ode mnie telefonu? - ponownie mu przerwała, a jej ton stawał się coraz bardziej ostry, mimo iż starała się nad nim zapanować.
- Dopiero rano zobaczyłem, że dzwoniłaś, ale nie byłem w stanie odpowiedzieć, a później chyba zapomniałem – przyznał ze wstydem, a ona machnęła tylko ręką, odwracając się do niego bokiem. Nie miała już ochoty na niego patrzeć.
- Hemmings był na tej imprezie?
- Był, a co? - poderwał się, nie rozumiejąc do czego zmierzała. W odpowiedzi wzruszyła tylko z udawaną obojętnością ramionami, choć od środka rozrywała ją wściekłość. Nie mogła uwierzyć, że ktoś, kogo nienawidziła ze wszystkich sił był w stanie rzucić wszystko i przybyć jej z pomocą, a osoba, która nosiła miano najlepszego przyjaciela tak po prostu postanowiła ją zignorować, na rzecz kolejnej pijackiej nocy.
- Nieważne – burknęła, nie poświęcając mu nawet jednego spojrzenia. - Wracaj na boisko do swoich nowych przyjaciół i baw się dobrze. Przekaż również moje najszczersze pozdrowienia dla Ronnie i jej cudownego chłopaka. Proszę bardzo, zostawcie mnie, nowi znajomi są na pewno zdecydowanie lepsi. Przynajmniej nikt nie jest pieprzoną kaleką, z której wyśmiewa się cała szkoła. Najlepiej po prostu wszyscy idźcie do diabła i nie pokazujcie mi się na oczy! - warknęła, podnosząc się z ławki. Potrąciła go kulą, kiedy próbowała ominąć jego nogi. Zarzuciła plecak na ramię i z trudem zeszła jeden rząd niżej, nie mając najmniejszej ochoty przebywać dłużej w jego towarzystwie.
- Skoro wszyscy cię rzekomo zostawiają, to może powinno dać ci to do myślenia. Może to w tobie jest problem. Nie w nas – powiedział jej na odchodne, ale kiedy zdecydowała się na niego spojrzeć, zbiegał już w kierunku szatni, odwrócony do niej plecami.
Dłuższą chwilę zajęło jej zrozumienie tych słów. Pustym spojrzeniem wpatrywała się w biegającego po boisku Hooda, który co jakiś czas posyłał jej krótkie, obojętne spojrzenia. Z dumnie uniesioną głową celowo udawała całkowitą oziębłość, nie chcąc odkrywać przed nim swoich emocji.
Nagle halę wypełniło pełne trwogi westchnienie publiczności, kiedy na parkiet niespodziewanie osunął się jeden z graczy. Konspiracyjne szepty i okrzyki przerażenia mieszały się z ogólnym gwarem, gdy oczy wszystkich zgromadzonych spoczęły na nieruchomo leżącym ciele, nad którym zaczęli gromadzić się inni zawodnicy. Ariel zmrużyła lekko oczy, dostrzegając jasną czuprynę. Odruchowo wstrzymała oddech, wytężając mocniej wzrok. To był Luke.
- Niech ktoś wezwie karetkę! Szybko! - potężny, przepełniony rozpaczą i żałosnym błaganiem krzyk pani Hemmings rozdarł chwilową ciszę. Kobieta chwyciła w dłonie nieprzytomną twarz syna, całując go gorączkowo po czole. Chłopak jednak nie reagował, a jego bezwładne ręce co chwilę wysuwały się z jej drżącego uścisku.

#

Od kilku godzin nieustannie zmieniała pozycję, wiercąc się na swoim łóżku, które tej nocy wydawało się jej wyjątkowo niewygodne. Nie mogła zasnąć, a im bardziej się starała, tym gorzej się czuła. Gdy tylko przymykała powieki, przed oczami powracał obraz nieprzytomnego Luke'a, który ani na moment nie chciał jej opuścić. Podświadomie wciąż o nim myślała, mimo iż usilnie chciała zablokować to wspomnienie. Sięgnęła po telefon, podświetlając ekran. Niedługo wpatrywała się w rządek cyferek, który nagle się zmienił, wskazując trzecią nad ranem. Westchnęła bez przekonania, a w tej samej chwili rozległ się przerażająco głośny sygnał nadchodzącego połączenia. Ariel z wrażenia upuściła telefon na twarz, jęcząc z bólu.
- Kur … - powstrzymała się w ostatniej chwili, przesuwając palcem po monitorku. Podparła się na łokciach, odgarniając z czoła grzywkę.
- Śpisz? - Luke burknął bez przekonania do słuchawki, a ona wywróciła oczami, opadając bezwładnie na poduszkę. Brzmiał nienaturalnie, posępnie i bezsilnie.
- Śpię Hemmings, a to jest po prostu przekaz myśli. To wszystko dzieje się tylko i wyłącznie w twojej głowie.
- Co?
- Nieważne.
- Mogę wpaść? - zapytał, ignorując jej wcześniejszą uwagę. W jego głosie było coś dziwnego i niepokojącego. Sprawiał wrażenie wyczerpanego i smutnego. Nie było w nim słychać dotychczasowej pewności i wyższości, którą zawsze próbował zaimponować. Odetchnęła głęboko i przymknęła na moment oczy, zaciskając mocniej usta.
- Yhmmm – mruknęła, wciskając policzek w poduszkę. Usłyszała jego zaskoczone odchrząkniecie, bo najprawdopodobniej nie spodziewał się takiej odpowiedzi i miał przygotowane argumenty, aby jednak go wpuściła. Ona sama była zdumiona tym, że bez żadnego oporu się na to zgodziła. Nie była jednak w stanie myśleć nad słusznością i powodami tego, co właśnie zrobiła.
- To dobrze – odparł cicho. W tej samej chwili gdzieś na dole trzasnęły drzwi i schody złowrogo zaskrzypiały, a ona aż podskoczyła ze strachu. - Bo właśnie wchodzę do twojego pokoju.
- Idiota – szepnęła, rozłączając połączenie. Rzuciła telefon na kołdrę i z niemałym trudem zaczęła wygrzebywać się ze zbudowanego z wszystkich możliwych koców, które udało jej się znaleźć domku. Naciągnęła na siebie starą bluzę i lekko utykając, sunęła leniwie stopami po podłodze, kierując się w stronę wejścia. W progu stał już skulony Luke, a jego nikły, wymuszony uśmiech błąkał się po zagryzionych ustach. W policzku dostrzegła niewielki dodający niesamowitego uroku dołeczek, który tak bardzo nie pasował do zapadniętych powiek i pozbawionych blasku niebieskich tęczówek. Blada twarz i zasinienia pod oczami potęgowały jedynie jego marny stan. Nie byli w stanie ocenić jak długo wpatrywali się w siebie w kompletnej ciszy, wymieniając wyłącznie zaniepokojone spojrzenia, które chłopak mimo wszystko starał się ukrywać za półuśmiechem, ale ten nie wychodził mu zbyt przekonująco.
- Mówiłam ci, że z tym gównem nie ma żartów i prędzej czy później ląduje się na samym dnie – powiedziała obojętnie na przywitanie. - Im szybciej zaczniesz zdawać sobie z tego sprawę, tym lepiej dla ciebie. I nie zamierzam się nad tobą litować, więc nie rób takich szczenięcych oczu, bo to na mnie nie działa.
Luke przyglądał się jej ze zmarszczonym czołem, ledwo utrzymując się na nogach. Opuścił w końcu głowę, podpierając się bokiem o ścianę.
- To miało być tylko kilka razy, tylko na chwilę, tylko żeby być lepszym – zaczął się tłumaczyć, a głos co chwilę mu się łamał. Ariel poczuła nieprzyjemny ucisk w żołądku, kiedy tego wszystkiego słuchała.
- Ktoś wie, że tu jesteś? - zapytała cicho, robiąc niewielki krok w jego stronę. W ostatniej chwili jednak się wycofała.
- Po tym jak wróciłem ze szpitala do domu rodzice bez przerwy się ze sobą kłócą. Nie mogłem już znieść tego ciągłego gadania ojca, który za wszelką cenę nie dopuszczał do siebie myśli, że coś takiego mogło się stać. On chce wierzyć, że wszystko to zawdzięczam talentowi, że jestem prawie tak idealny jak on – wyjąkał, łapiąc się za głowę. Zaczął nerwowo uciskać skronie, pochylając się do przodu. W każdym jego najmniejszym ruchu widać było ogromne cierpienie. - A ja nie jestem idealny – dodał już zdecydowanie ciszej, choć głos nadal mu drżał. Dziewczyna wstrzymała na moment oddech, obserwując go w milczeniu. Zbyt dobrze wiedziała, jak w tamtej chwili się czuł. Założyła ręce na piersi, naciągając rękawy bluzy.
- Możesz tu sobie zostać na noc, moje łóżko jest wolne – zaproponowała, nie będąc do końca przekonaną o tym, czy dobrze postępowała. Rzuciła mu krótkie spojrzenie, wzruszyła ramionami i bez słowa dokuśtyka z powrotem do swojego niewielkiego fortu, niedołężnie wczołgując się do środka. Zakopała się pod puchowym okryciem, naciągając kołdrę pod sam nos. Usłyszała skrzypienie sprężyn w łóżku i niespokojne szeleszczenie pościeli. Cały czas się wiercił, a jego ciężki oddech rozpraszał nocną ciszę. Nie pomogła nawet narzucona na głowę poduszka, bo wciąż go słyszała.
- Tańczyłaś kiedyś balet? - zapytał znienacka, a Ariel aż drgnęła, nie będąc kompletnie przygotowaną na takie pytanie. Z przerażeniem wstrzymała oddech, otulając obiema rękami pachnącą różanym płynem poduszkę. Zamknęła oczy, nie odzywając się dłuższą chwilę. Miała wrażenie, że łomoczące serce za moment wyskoczy jej z klatki piersiowej.
- Tak – wychrypiała, pokasłując nerwowo. Luke musiał zauważyć stojącą w rogu pokoju gablotkę z pozostałościami z jej dawnego życia. Za szklaną szybką zawieszone były różowe pointy, kilka medali i pucharów oraz podziurawione body z pomiętą tiulową spódnicą. Ścianki oklejone były przeróżnymi fotografiami z występów. Gdy pulsujący ból w skroniach zaczął dawać się we znaki, usłyszała kolejny raz skrzypienie podłogi.
- Wiesz – zaczął z nutką nostalgii w głosie, powodując że jej serce ponownie mocniej zabiło. - Nigdy nie widziałem jak się uśmiechasz, a tutaj na tych zdjęciach wydajesz się być taka szczęśliwa – kontynuował, a dziewczyna poczuła napływające do oczy łzy. Ucisnęła je pospiesznie palcami, nie mogąc pozwolić, aby ta krótka chwila słabości przejęła kontrolę nad jej ciałem.
- Ariel ze zdjęć umarła.
- To ma jakiś związek z tym wypadkiem?
- Tak – szepnęła, przewracając się na drugi bok. Wbiła pusty wzrok przed siebie, wsłuchując się w miarowe, bębniące o szybę krople szalejącej za oknem ulewy.
- I z narkotykami? - zapytał zdecydowanie bardziej niepewnie, z nutką przerażenia w drżącym głosie. Dziewczyna usłyszała jak spróchniałe deski podłogi złowieszczo zazgrzytały, gdy Luke ruszył się z miejsca. Poczuła jak dłonie zaczęły jej nieprzyjemnie drżeć, a serce znowu mocniej zabiło.
- To bardziej skomplikowane.
Chwilę później, kiedy zapadła błoga cisza przerywana jedynie uderzanymi o parapet kroplami deszczu, u wejścia do jej osobliwej, przywołujące wspomnienia z dzieciństwa bazy pojawiła się zatroskana twarz Luke'a. Dokładnie zlustrował całą osłoniętą przestrzeń, przyglądając się z podziwem zawieszonym wokoło świątecznym lampkom, z których połowa była przepalona. Miała wrażenie, że krótki uśmiech przebiegł przez jego twarz, gdy pod jednym z krzeseł dostrzegł stertę czekoladowych batoników. W końcu przeniósł wzrok na nią, unosząc zadziornie brew.
- Nawet o tym nie myśl! - pisnęła, pojmując co zamierzał zrobić. Jednak on nie zamierzał przejmować się jej zakazami. Mimo braku miejsca, wcisnął się obok niej. Rozkopał przykrycie i wciąż dzielnie walcząc z wymierzającymi kolejne ciosy pięściami dziewczyny, wsunął się pod kołdrę. Zacisnął wokół niej swoje ramiona i przytulił ją do siebie.
- Idiotko, nie gryź mnie! - krzyknął, gdy tylko poczuł zaciskające się na przedramieniu zęby dziewczyny. Triumfujący uśmieszek pojawił się na jej twarzy, gdy chłopak rozluźnił uścisk, a jej udało się wydostać spod ciężaru jego ramion.
- Boże, Hemmings! Nienawidzę twoich zimnych stóp! - Ariel odepchnęła go ponownie, dopiero moment później orientując się, jak wielki błąd popełniła. Luke nie czekając zbyt długo rzucił się na nią, owijając swoje długie, przemarznięte nogi wokół jej łydek, celowo dotykając zimnymi stopami jej rozgrzaną skórę. Mimo jej przeraźliwych pisków i jęków nie zamierzał odpuszczać, z pełną premedytacją robiąc jej na złość.
Zdyszani tą dziecinną przepychanką opadli jednocześnie na rozkopane poduszki, z trudem panując nad rozszalałymi oddechami. Nagle Luke parsknął śmiechem, oddychając ciężko.
- Dlaczego chowasz się w domku z koców? - zapytał, nie potrafiąc złapać tchu.
- Bo tu jest najbezpieczniej, duchy nie przenikają przez koce, nie wiedziałeś? - wysapała z trudem.
Blondyn powstrzymał się przed wybuchem śmiechu, rzucając jej pobłażliwe spojrzenie.
- Ta cała sytuacja jest chora, nie uważasz? - zapytał, ale była zbyt skupiona nad łapaniem powietrza, aby mu odpowiedzieć. Kątem oka spojrzał na nią, przez niedługą chwilę przyglądając się rozchylonym ustom, które zachłannie chwytały każdy oddech. - Wszystko jest takie dziwne, niezrozumiałe, wszystko sobie przeczy. Nie możemy siebie znieść, nienawidzimy się z całych siły, a mimo wszystko zawsze kończmy razem. My jesteśmy naprawdę popieprzeni.
- Nie ma żadnego 'my' – zaoponowała stanowczo, opuszczając bezwiednie ręce wzdłuż ciała.
- Ale całowaliśmy się.
Znudzone westchnienie wydobyło się z jej ust, gdy postanowiła obdarować go jednym ze swoich osądzających spojrzeń. Parsknęła prześmiewczo, wykrzywiając usta w taki sposób, iż nie był w stanie odczytać jej nastroju.
- I co? Od tego czasu całowałeś pewnie z tuzin innych, więc to żaden argument.
Nie odezwał się już. Gdy odwróciła się do niego plecami, wyczuła że zrobił to samo, bo fragment kołdry, którą była przykryta, zsunął się z jej uda. Nie zastanawiając się zbyt długo, odebrała pospiesznie swoją własność, narzucając ponownie na siebie ciepłe okrycie. Luke z typowym dla siebie poczuciem humoru pociągnął ją z powrotem w swoją stronę. Ariel poderwała się i wbijając w niego wściekłe spojrzenie, zabrała całość dla siebie, zakopując się w ciepłej pościeli. Gdy tylko spróbował się roześmiać, kopnęła go w łydkę. Z udawaną rozpaczą jęknął żałośnie.
- Mówiłem, że jesteś popieprzona! – syknął, rozmasowując bolące miejsce.
- Idź spać – poleciła, zwijając się w kłębek.
- Dobranoc w takim razie – szepnął, układając się na niewygodnym fragmencie twardej podłogi. Ariel znowu westchnęła, nie mogą dłużej znieść uporczywej ciszy.
- Trochę się ciebie boję – przyznała z pełną szczerością i obracając się na plecy, ułożyła obie dłonie na brzuchu.
- Mnie? Dlaczego? - zapytał zaskoczony jej niespodziewanym wyznaniem. Przekręciła głowę na bok i krótką chwilę wpatrywała się w niego bez słowa. Uważnie obserwowała jego zdziwiony wyraz twarzy i lekko rozbiegany wzrok.
- Bo mówię ci rzeczy, do których przed samą sobą czasami nie jestem w stanie się przyznać – wyjaśniła niepewnie, a on uśmiechnął się. - I właśnie dlatego cię nienawidzę! - dodała chwilę później, już zdecydowanie bardziej stanowczym głosem. Luke roześmiał się i opadł na drugą poduszkę. Kiedy nie przestawał się śmiać, uderzyła go pięścią w ramię. Wysunął z obrażoną miną usta, udając wielkie cierpienie.
- Podobno łatwiej rozmawia się o trudnych sprawach z kimś, komu na tobie nie zależy, z kimś, kto jest ci obojętny – powiedział moment później, przyjmując podobną pozycję. Założył na piersiach ręce i pustym wzrokiem zaczął wpatrywać się w stworzony z krwisto czerwonego koca sufit nad ich głowami.
- Pewnie masz rację – przytaknęła ze znużeniem, zaczynając ziewać. - I jeszcze jedno! Kiedy rano się obudzimy, to wszystko co teraz się dzieje odejdzie w niepamięć. Tak jakby nigdy nie miało miejsca. Najlepiej jakbym po otwarciu oczu już na ciebie nie trafiła.
- Właśnie miałem to zaproponować – odparł ozięble, przekręcając w jej stronę głowę, ale ona leżała już na drugim boku, wciskając policzek w miękką poduszkę.
- Świetnie – wymamrotała, zamykając oczy.
- Świetnie.




#dziewiętnaście. nienawidzę smaku twoich ust.


Szelest wypełnionych zakupami reklamówek idealnie uzupełniał się z wygwizdywaną przez Luke'a melodią piosenki, która od samego rana chodziła mu po głowie. Wyjątkowo ostentacyjnie przeżuwał miętową gumę, podśpiewując co jakiś czas nie do końca znane mu słowa. Nie przeszkadzało mu to jednak w niczym. Odstawił ciężkie torby na stół, oddychając z nieskrywaną ulgą, gdy wreszcie pozbył się zbędnego balastu.
- Keller, przywiozłem ci trochę jedzenia z miasta, żebyś tu nie zdechła z głodu, aczkolwiek nie byłem do końca pewny, czym tak naprawdę żywią się syreny – zażartował, sam śmiejąc się z własnego udanego dowcipu. W odpowiedzi dostał jednak totalną ciszę, która wypełniała cały domek jego rodziców, zajmowany od kilku dni przez Ariel. Z niewielkim niepokojem zmrużył lekko brwi, rozglądając się dookoła. Mimo kilku kolejnych prób przywołania dziewczyny, efekt był równie mizerny jak za pierwszym razem. Zsunął kaptur z głowy i zajrzał do każdego możliwego pomieszczenia, ale dziewczyny nigdzie nie było. Gdyby nie porozrzucane po podłodze ubrania, niechlujnie poukładane na pralce kosmetyki i stos papierków po czekoladowych batonikach na kanapie mógłby przysiąc, że nikt tam nie mieszkał.
- Keller, gdzie ty do cholery jesteś? - powtórzył ze zdecydowanie większą irytacją w głosie, poprawiając zsuwającą się na czoło czapkę. Wszedł do pogrążonego w zupełnej ciemności niewielkiego saloniku, dostrzegając uchylone drzwi tarasowe, które po kilku drewnianych schodkach prowadziły prosto na pobliską plażę. Biała firana powiewała delikatnie, wprawiana w ruch przez wpadające do środka chłodne, morskie powietrze. Nie zastanawiając się zbyt długo wyszedł na zewnątrz, z niepokojem rozglądając się po okolicy, gdy mroźny podmuch uderzył w rozgrzaną skórę twarzy. Odruchowo naciągnął kaptur na głowę, zapinając szczelniej bluzę. Wieczór był zimny, a jedynym źródłem światła stał się jasny księżyc na ciemnym niebie. W pewnej chwili jego uwagę przykuły ślady niewielkich stóp na mokrym piasku, których nie zdołał jeszcze zmyć kolejny przypływ. Uniósł nieco głowę, dostrzegając stojącą w wodzie dziewczynę. Miała na sobie powiewającą na wietrze, trochę za dużą koszulkę, która wydawała mu się dziwnie znajoma. Mokra część materiału przylegała do jej ciała, gdy morska fala ponownie oblewała nagie nogi. Z przerażeniem wpatrywał się, jak z każdym kolejnym krokiem zanurzała się w wodzie coraz bardziej, a siła uderzenia co chwilę wytrącała ją w równowagi. Osłaniając twarz rękami, broniła się przed rozpryskującymi kroplami. Wstrzymał oddech, kiedy wraz z następnym przypływem na krótki moment znikła pod wzburzoną taflą bezkresnego oceanu. Szybko jednak na nowo dostrzegł wyłaniającą się spod powierzchni przemoczoną sylwetkę blondynki, która nadal dzielnie kroczyła przed siebie, nie zważając na nic. Jej ruchy były niezdarne, wciąż się chwiała, wpadając bez przerwy do wody.
- Keller! - wrzasnął w panice, po tym jak kolejna fala zalała plażę, a on nie dostrzegł już jej postaci. Potężny, mroźny podmuch wiatru znowu wstrząsnął jego ciałem, gdy w popłochu i przerażeniu biegł w kierunku miejsca, w którym ostatni raz widział blondynkę. Jak na złość stopy grzęzły w mokrym piasku, spowalniając go. Całą drogę nawoływał ją, ale każdy krzyk tłumiony był szumem wody i porywistą nadmorską bryzą. Od razu poczuł przeszywający chłód, gdy jego nogi zanurzyły się w wodzie, która stawiała dość spory opór. Zaczął płynąć przed siebie, co jakiś czas wynurzając głowę, by zaczerpnąć powietrza. Jego zachrypnięty, drżący głosy wciąż ginął w morskiej otchłani, zagłuszany przez uderzające o brzeg spienione fale. Było ciemno, co bardzo utrudniało mu poszukiwania. Po omacku przeszukiwał kolejne obszary, próbując zachować względny spokój. Nie mogła przecież odpłynąć zbyt daleko.
- Gdzie ona jest? - pytał samego siebie, machając zawzięcie rękami. Unosił się na powierzchni, nerwowo lustrując otaczającą go niekończącą się toń. Dziewczyny jednak nigdzie nie było. Podpłynął jeszcze głębiej, wciąż gorączkowo nawołując jej imię. Po długich poszukiwaniach w końcu zatrzymał się, pozwalając by woda przejęła kontrolę nad jego ciałem. Z całej siły uderzył ręką w błyszczącą w blasku księżyca taflę, a ta rozprysła się na wszystkie strony. Zaklął kolejny raz, pocierając dłonią mokrą, zimną twarz. Wtedy właśnie kilka metrów dalej dostrzegł wyłaniający się między falami fragment materiału. Bez namysłu rzucił się w tamtym kierunku, natrafiając na dryfujące bezwiednie ciało blondynki. Szarpnął nią, wyławiając opadającą nieustannie głowę. Pochwycił ją mocno, starając się utrzymać ją nad powierzchnią falującego oceanu.
- Hej, Keller, ocknij się! - wrzasnął panicznie, poklepując bladą skórę twarzy dziewczyny. Nie reagowała jednak na żadne bodźce. Próbował wydostać się z nią na brzeg, choć spiętrzone fale skutecznie utrudniały mu to zadanie. W pewnej chwili poczuł jak jej szczupłe, drżące z zimna palce zacisnęły się na jego ramieniu, a przeraźliwy dreszcz wstrząsnął rozdygotanym ciałem. Wpadła w chwilową panikę, szarpiąc się z nim w amoku. Zaczęła gorączkowo pokasływać, wypluwając zgromadzoną w płucach wodę. Z trudem łapała oddech, kurczowo przytrzymując się jego ręki. Luke, starając się zapanować nad sytuacją, dość stanowczo pochwycił ją. Wydawała się być zaskoczona, kiedy nieprzytomnym wzrokiem spojrzała na niego. On tylko wypuścił z ulgą powietrze, otulając zimnymi dłońmi jej zsiniałą twarz. Przylgnęli do siebie raptownie, gdy kolejna niespodziewana fala wepchnęła ich w swoje ramiona. Oboje zdawali się być niesamowicie zawstydzeni i onieśmieleni tym, że tak nagle znaleźli się zbyt blisko siebie. Ariel kolejny raz zachłysnęła się powietrzem, gdy poczuła jak ręce nie do końca świadomie przesunęły się po jej plecach. Nie była już pewna, czy powodem roztrzęsienia było przeszywające zimno, czy powtórny dotyk jego palców na wysokości lędźwi. Przestrzeń między nimi praktycznie przestała istnieć, gdy wciąż spychani przez masy spienionej wody, lgnęli w swoje objęcia. Zaczerwienione, zimne czubki nosów zetknęły się w pewnej chwili, a oni z prawdziwym, nieudawanym przerażeniem ponownie wymienili zamglone, wystraszone spojrzenia. Rozgrzane oddechy wymieszały się, a usta, które delikatnie rozchylały się, by zaczerpnąć ponowny haust powietrza, niebezpiecznie dzieliło zaledwie kilka centymetrów. Zdawali sobie jednak sprawę, że istniała granica, której przekroczyć nie mogli. Blondynka pierwsza przerwała to narastające napięcie, opuszczając z lekko przymkniętymi powiekami głowę.
Kolejny przypływ uderzył w nich z zastraszającą siłą, powodując że rozdzielili się, choć ich dłonie nadal pozostawały złączone. Luke starał się ją mimo wszystko przytrzymywać, mimo iż powoli i jemu zaczynało brakować tchu, gdy ciągle walczył z szalejącą naturą. Udało mu się jednak ponownie podciągnąć ją do siebie, zbliżając z prądem wody ku brzegowi. Zauważył jej zmęczenie i ciągle opadające powieki, którym dzielnie starała się stawiać opór. Oboje doszli do takiego momentu, w którym przestali już odczuwać jakikolwiek chłód, skupiając się wyłącznie na tym, aby wreszcie wyjść z wody. Jej śliska, zmarznięta dłoń wysunęła się z objęcia, ale nim zdążyła się oddalić, złapał ją w pasie i podpłynął w stronę plaży.
- Co ty wyprawiasz?! Co ty w ogóle sobie myślałaś, wchodząc tutaj?! - krzyknął rozeźlony, chwytając ją za ramiona. Dotykał już stopami piaszczystego podłoża, starając się utrzymać równowagę. Stała nieopodal niego, kuląc się z wyziębienia, gdy kolejny podmuch wiatru owiał przemoczone ciało. Mimo ogarniającej go wściekłości instynktownie przyciągnął ją do siebie i żarliwie zaczął tulić, jakby się bał, że zaraz ponownie mogła mu zniknąć. Otoczył dłonią jej głowę, przygarniając jeszcze bliżej. Woda z ogromną siłą wciąż uderzała w jego przemoknięte, zmarznięte ciało, a on zdawał się w ogóle nie zwracać na to uwagi, wciąż troskliwe gładząc posklejane włosy dziewczyny. Pochwycił jej zziębniętą twarz, zmuszając do tego, aby wreszcie na niego spojrzała. Sine wargi drżały nieustannie, a powieki mimowolnie przymykały się, kiedy krople wody rozpryskiwały się na jej policzkach. Gdy przesunął kciukiem po zimnej skórze, odgarniając z czoła lepiący się do niego wilgotny piasek oraz mokrą grzywkę, otworzyła oczy.
- Nic – odparła cicho, ledwie poruszając ustami. Luke zacisnął zęby i potrząsnął nią gwałtownie.
- Kurwa, Keller, jesteś popieprzona! - wrzasnął jej prosto w twarz. Niewielki, prawie niezauważalny obłok ciepłego oddechu uniósł się w chłodnym powietrzu. Jej obojętność powodowała w nim kumulację wszystkich negatywnych emocji. Ariel zamrugała kilkakrotnie, przyglądając mu się z zaskoczeniem. Nie była gotowa na taką reakcję z jego strony, bo on sam chyba nie do końca planował, aby tak się gwałtownie postąpić. Kiedy tylko upewnił się, że stała w bezpiecznym miejscu, wypuścił ją z objęcia i rzucając kolejne obelżywe epitety, ruszył w stronę domku.
- O co ci tak właściwie chodzi? - zapytała nagle, wymachując nerwowo rękami, choć jej głos wydawał się być wyjątkowo słaby i wycieńczony. Zatrzymał się i przymknął na moment oczy, opuszczając bezradnie ramiona. Pokręcił lekko głową i odetchnął głęboko. Zerknął przez ramię na stojącą przy brzegu dziewczynę. Nie był świadomy tego, jak długo się jej przypatrywał, ale w końcu ocknął się, posyłając krótkie, puste spojrzenie.
- Nieważne – mruknął i sunąc nogami po mokrym piasku, podążył w kierunku wejścia na taras.
- Oh, świetnie! - wyznała na tyle głośno, że jej podenerwowany ton przebił się przez szum wody.
- Świetnie – szepnął ozięble, nie racząc nawet obejrzeć się za siebie.

#

W pomieszczeniu unosił się nieprzyjemny zapach spalonego mleka wymieszany z palącymi się na parapecie świeczuszkami, które miały za zadanie zamaskować przykry odór, będący efekt niedopatrzenie Luke'a. Wystarczyła chwila nieuwagi, aby cały jego wysiłek został zmarnowany. Próbował przygotować gorącą czekoladę, ale nie był wybornym kucharzem i dość szybko okazało się, że nawet zagotowanie mleka przerastało jego kulinarne umiejętności.
Ariel siedziała po drugiej stronie pomieszczenia, wciśnięta w fotel i szczelnie otulona grubym, puchowym kocem, cały ten czas z uwagą przyglądając się jego poczynaniom. Miała na sobie jego przydużą bluzę, której rękawy były zdecydowanie za długie, ciągle osuwając się na dłonie. Znalazł jej również stare, dresowe spodnie, które pozbawione sznureczka w pasie notorycznie zsuwały się, doprowadzając ją do szaleństwa. Bardzo powoli zaczynała odzyskiwać czucie w przemarzniętych kończynach, choć policzki piekły, a oczy wciąż szczypały.
Od powrotu do domku nie zamienili ani jednego słowa, wymieniając wyłącznie pełne wściekłości spojrzenia, kiedy przez przypadek spoglądali na siebie w tym samym momencie. Czuła, że miał do niej pretensje, choć nie odzywał się w ogóle do niej. Cały czas dostrzegała drgające ze złości mięśnie jego twarzy, gdy tylko zdecydował się wreszcie na nią spojrzeć. Rzucał ciche przekleństwa, walcząc z nieudaną próbą przygotowania ciepłego napoju, ale ona miała nieodparte wrażenie, że każde wściekle wypowiadane słowo było skierowane do niej.
- Ja pierd … - nie dokończył, wciskając do ust kciuka, którego właśnie sobie poparzył. Dziewczyna skierowała na niego wzrok, z trudem panując nad cisnącym się na usta uśmiechem. Jego nieporadność miała w sobie coś uroczego, ale nie zamierzała tego przed nikim przyznawać.
- Istnieje coś takiego jak rękawica, albo chociażby ścierka. Gorące garnki mają to do siebie, że są … gorące – wyjaśniła, nie kryjąc przedrzeźniającego tonu. Luke zerknął na nią, wciąż chuchając na zraniony palec.
- Zamknij się – warknął, wsadzając dłoń pod zimną wodę. Wzruszyła obojętnie ramionami, podciągając prawie pod same kolana zbyt duże skarpetki blondynka, których też musiał jej użyczyć.
- Przecież nic nie mówię. Chciałam tylko poinformować, bo może nie zdawałeś sobie sprawy z tego, że da się to zrobić bezboleśnie.
- Zamknij się, Keller! – syknął już zdecydowanie bardziej zdenerwowany, a kącik jej ust drgnął nieznacznie, kiedy zrozumiała, jak bardzo zaczynało go to irytować. Westchnęła cicho, zsuwając nogi na podłogę.
- Może gdybyś częściej zajmował się takimi przyziemnymi sprawami, jak zagotowanie mleka, a nie czekał, aż inni wykonają za ciebie nawet najprostsze czynności, to umiałbyś sobie poradzić z gorącą czekoladą – kontynuowała, świadomie pogrywając sobie z nim. Gdy zacisnął usta, dostrzegła drgając na czole żyłkę, a w jego oczach pojawiła się chęć mordu. Bawiło ją to coraz bardziej.
- Nic o mnie nie wiesz!
- I nie chcę wiedzieć – odparła beznamiętnie, posyłając mu krótkie spojrzenie. - Wystarczy mi wiedza oparta na obserwacji twojej osoby. Można z ciebie czytać, jak z otwartej księgi. Nie trzeba być geniuszem, aby dostrzec, że od małego miałeś wszystko, o czym tylko marzyłeś. Wszystko zawsze pod nosem, a teraz nie potrafisz sobie poradzić z najbardziej prozaiczną czynnością, gubiąc się jak małe dziecko we mgle.
- Mogłabyś się już zamknąć? - krzyknął wytrącony z równowagi, posyłając jej pełne nienawiści spojrzenie. Ariel zlustrowała go, unosząc zawadiacko jedną z brwi i skrzyżowała z dumnie uniesioną głową ręce.
- Zmuś mnie! - rzuciła mu wyzwanie, triumfująco wykrzywiając usta w ironicznym uśmiechu. Chłopak stanął krok przed nią, zmuszając do tego, że mimowolnie musiała spojrzeć w górę. Miał nad nią wyraźną przewagę wzrostu. Wydawało jej się, że jego niemożliwie błękitne oczy rozbłysły na krótki ułamek sekundy, ale z pewnością musiało być to wyłącznie złudne wrażenie. Gdy nerwowo oblizała końcem języka wargi, jego wzrok momentalnie powędrował w dół. Bez żadnego uprzedzenia uniósł obie dłonie i chwycił zaborczo górę jej bluzy, po czym przyciągnął ją do siebie, pochylając się nieznacznie. Czoła momentalnie się zetknęły, gdy lekko przerażeni wymienili niepewne spojrzenia. Ariel zachwiała się, wpadając na niego. Nim zdążyła cokolwiek powiedzieć, Luke przechylił głowę i z zachłannością, która również jego samego zaskoczyła, pocałował ją. Momentalnie poczuła smak słodkiej czekolady. Pełen agresji i zachłanności dotyk spragnionych ust na moment sprawił, że bezgranicznie zatracili się w tym nieplanowanym zbliżeniu. Błądzące nerwowo dłonie łapczywie i bez umiaru zaciskały się na koszulkach, gniotąc podatny materiał. Błogą ciszę przerywały ciągłe westchnienia i szaleńcze oddechy. Luke zsunął ręce po jej plecach, gdy tylko poczuł, jak całą sobą, zawładnięta chwilą słabości oddała pocałunek, choć nadal starała się walczyć z rosnącym pożądaniem.
On pierwszy odchylił się, ale odległość między ich roztrzęsionymi ciałami nie uległa zmianie. Znowu oparł swoje czoło o jej, dotykając opuszkami rozgrzanego policzka. Gdy uchyliła niepewnie powieki i na niego spojrzała nieprzytomnym wzrokiem, uśmiechnął się. Tak po prostu, z pełną szczerością i pewnego rodzaju rozkosznym zadowoleniem. Rozchylone wargi gorliwie łapały powietrze, kiedy tylko poczuła lekki zawrót głowy. Zrobiło jej się gorąco, gdy znowu na nią spojrzał, a ciemne źrenice rozszerzyły się. Musiała nad sobą zapanować. Odetchnęła głęboko i uniosła wzrok, przyglądając mu się przez chwilę w zupełnej ciszy.
- Dlaczego to zrobiłeś? - wykrzyknęła nagle z furią w roziskrzonych oczach, uderzając go pięścią w pierś. Luke spojrzał na jej pełne, lekko zaróżowiałe usta, które wciąż zachłannie łapały powietrze i krótki, zadziorny uśmiech przemknął przez jego twarz. Okupił to kolejnym, dość mocnym ciosem w żebra. - Nienawidzę cię tak bardzo, że nie jesteś w stanie sobie tego wyobrazić! Każda najmniejsza cząstka mnie codziennie nienawidzi cię coraz bardziej! Nienawidzę cię jak stąd do księżyca i z powrotem! Nienawidzę tego, że nie chcesz dać mi spokoju, tego że ciągle gdzieś w pobliżu się pojawiasz i na nowo każdego dnia rujnujesz moje życie! Nie mogę już znieść tego! Rozumiesz?
Chłopak z niezwykłą pokorą i cierpliwością wysłuchiwał tego wypełnionego prawdziwą zawiścią monologu. Przyglądał się w zupełnej ciszy, jak marszczyła czoło, wykrzykując kolejne oskarżenia pod jego adresem. Jak mocno zaciskała swoje małe piąstki, by ponownie go uderzyć. Jak dzielnie walczyła z tym, aby nawet najmniejsza łza nie wypłynęła z zaszklonych wściekłością oczu. Z ogromnym opanowaniem wysłuchiwał jak bardzo go nienawidziła, a gdy tylko zamilkła, by zmęczona odetchnąć, ponownie zrobił niewielki krok do przodu. Objął dłońmi jej ciepłe, zarumienione policzki i mimo jej początkowych protestów, okładania pięściami, zaciśniętych z całej siły ust, drugi raz ją pocałował. Jednak tym razem zrobił to zdecydowanie delikatniej. Subtelnie dotknął najpierw dolnej wargi, później górnej, bo w następnym momencie z niespotykaną dotąd czułością i troską podarować jej pocałunek, który miała zapamiętać do końca życia.
Poddała się chwili, doświadczając czegoś niezwykłego, co jednocześnie miało zniszczyć jej świat bezpowrotnie.




niedziela

#osiemnaście. nienawidzę wpadać w twoje ramiona.


Ogromny salon w domku rodziców Ashtona wypełniony był rozentuzjazmowaną kolejnym zwycięstwem drużyną koszykarzy. Luke był jednak przekonany, że poza kolegami z boiska zebrała się tam co najmniej połowa szkoły. Zdecydowanej większości ludzi nie kojarzył, uśmiechając się jedynie krzywo, kiedy ktoś gratulował mu dobrej gry. Zajął miejsce gdzieś na uboczu, nie mając specjalnego nastroju do świętowania, a przy okazji chciał uniknąć konfrontacji z Rachel, która ostatnio nie odstępowała go na krok. Miał jej serdecznie dość, ale nie potrafił znaleźć odpowiedniego sposobu na to, aby się jej ostatecznie pozbyć, bo ciągle do niego powracała. Wcisnął się mocniej w kanapę, gdy tylko dostrzegł przemierzającą przez pokój brunetkę w towarzystwie swojej najlepszej przyjaciółki. Był znudzony jej nieustannym, piskliwym gadaniem o rzeczach, którego go zupełnie nie obchodziły. Jednocześnie wiedział, że sam sobie na to zasłużył, niepotrzebnie pokazując się z nią w szkole. Podniósł się z sofy i chwytając w przelocie treningową bluzę, niezauważenie wyśliznął się przez balkonowe drzwi na taras, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Było już chłodno, dlatego narzucił na głowę kaptur, opierając się o drewnianą balustradę. Nagle uspokajający szum morza zagłuszył natrętny sygnał przychodzącego połączenia. Kiedy Luke sięgnął do kieszeni spodni po telefon i spojrzał na mrugający wyświetlacz, zmarszczył lekko czoło ze zdziwienia. Podniósł głowę i zaskoczony zerknął przez ogromne szklane drzwi do środka pomieszczenia. Przyjrzał się Calumowi, który zawzięcie dyskutował o czymś z Michaelem, kończąc kolejne piwo. W oddali na kanapie dostrzegł tulącą się do Ashtona Ronnie, a jej perlisty śmiech słyszał nawet z tak sporej odległości. Ponownie obniżył wzrok, wpatrując się w podświetlone nazwisko Ariel, które natarczywie migało nad rzędem cyferek.
- Keller? - odebrał, zadając mało błyskotliwe pytanie. W odpowiedzi doszedł go podejrzany, niepokojący hałas i ciężki oddech w słuchawce. Mimo tego iż powtórzył się kilkakrotnie, po drugiej stronie nikt się nie odezwał. Wciąż jednak był w stanie wychwycić pojedyncze krzyki i odgłosy szarpaniny. Ktoś wrzasnął, coś się rozbiło, padł stłumiony strzał. Luke aż drgnął, wstrzymując na moment oddech.
- Przyjedź tu, błagam – wychrypiała niespodziewanie i nim zdążył odpowiedzieć, rozległ się jedynie głuchy sygnał, który oznaczał, iż połączenie zostało przerwane. Mimo nieudolnych prób, nie udało mu się na nowo z nią skontaktować. Bez zbędnego zastanowienia, nie mówiąc o niczym żadnemu z przyjaciół, zbiegł z werandy i w pośpiechu wsiadł do samochodu.

#

Zaraz po tym jak wyjechał zza zakrętu, dostrzegł pulsujące czerwono-niebieskie światło, które rozpraszało wieczorny mrok na ulicy, przy której znajdował się dom Ariel. Tuż za ambulansem zaparkowany był policyjny radiowóz, który zajmował połowę chodnika. Luke zatrzymał samochód po drugiej stronie i z nieskrywanym zaniepokojenie ruszył w stronę podjazdu.
- Nie może pan tam wejść – przeszkodził mu jeden z funkcjonariuszy, blokując drogę.
- Jestem z rodziny – odparł, rzucając pierwszą myśl, która przyszła mu do głowy i siląc się na wyjątkowo naturalny oraz niezaskoczony ton podenerwowanego głosu. Mężczyzna przyjrzał mu się podejrzliwie, ale po chwili zrobił krok w bok i ustąpił. Blondyn bez wahania udał się przed siebie. Drzwi wejściowe były otwarte na całą szerokość, a na korytarzowej podłodze dostrzegł rozbity wazon i rozlaną wodę, która tworzyła nieestetyczne plamy na pozwijanym dywaniku. Zgrabnym przeskokiem ominął bałagan i bez zastanowienia ruszył w kierunku pokoju, z którego dochodziła słabo tląca się smuga światła.
- Keller? - zapytał niepewnie nieco drżącym głosem, wchodząc w głąb zaciemnionego pomieszczenia. Zauważył skuloną w kącie postać i dopiero po chwili doszedł go cichy odgłos żałosnego kwilenia. Z szeroko otwartymi z przerażenia oczami przyglądał się bujającej się w przód i w tył dziewczynie. Jasne włosy zasłaniały całą jej twarz. - Co tu się stało?
Nie spodziewała się jego obecności, bo momentalnie drgnęła i uniosła głowę. Luke odruchowo cofnął się o krok, dostrzegając zaplamioną krwią koszulkę dziewczyny i pokryte czerwoną mazią dłonie. Jeden policzek był również zabrudzony. Działając całkowicie instynktownie podbiegł do niej i przykucnął, chwytając ją za ramiona. Niebieskie dotąd tęczówki zdawały się być kompletnie szare i puste.
- Moja mama – wydukała, z trudem panując nad drżeniem posiniałych ust. Nie był w stanie wyjaśnić źródła swojego zachowania, ale jego dłoń momentalnie powędrowała do góry. Opuszkami palców dotknął delikatnie jej twarz, a ona pod wpływem ciepłego dotyku przymknęła na krótki moment oczy. To był kolejny raz, kiedy ta pewna siebie, nieustraszona dziewczyna przeistoczyła się w kompletnie bezbronną istotę, zdaną na czyjąś pomoc. Bezwiednie pozwoliła mu się zbliżyć.
- Co z nią? Co tu się wydarzyło? - powtórzył znowu, delikatnie potrząsając jej wątłym ciałem, kiedy zaczynała odpływać. Niechętnie uniosła powieki, wpatrując się w niego nieprzytomnie.
- Nie wiem – sapnęła, pociągając nosem. Jedna, prawie niezauważalna łza potoczyła się po zaczerwienionym, gorący z nadmiaru emocji policzku. Raptowny dreszcz wstrząsnął nią kolejny raz, powodując że na nowo zwinęła się w kłębek. Chłopak rozejrzał się po pomieszczeniu i gdy tylko namierzył na krześle przewieszony przez oparcie koc, sięgnął po niego i narzucił jej na ramiona. - To się działo tak szybko – ciągnęła, otwierając szerzej usta, gdy zaczęło brakować jej tchu. - Nie mogłam jej pomóc, ich było dwóch, ta broń, nie umiałam – zaczęła się gubić, wypowiadając pozbawione większego sensu słowa, których on nie potrafił zrozumieć.
- Ej, spokojnie – szepnął i z ogromną dozą niepewności dotknął ponownie policzek, zgarniając z niego nieporadnie kosmyk przyklejonych włosów. Kiedy na niego spojrzała, przestraszony wycofał dłoń, zagryzając lekko dolną wargę. To wszystko co działo się w tamtej chwili było dla niego zupełnie nowe, obce i nie potrafił odnaleźć się w tej całej sytuacji, działając całkowicie podświadomie.
- Chcieli jakieś pieniądze, ale nie miałam żadnych i wtedy jeden z nich wyciągnął ten pistolet … i wycelował w nią … i próbowałam go zatrzymać ... i później padł strzał … i ona osunęła się na ziemię … i chciałam jej pomóc … i to wszystko moja wina – mamrotała, dławiąc się łzami, co chwilę ocierając nos rękawem bluzy.
Gdy straciła kontrolę nad spływającymi rzewnie łzami i zapłakanymi oczami wpatrywała się w przestrzeń przed sobą, poczuł dziwne ukłucie w klatce piersiowej. Zmarszczył lekko czoło, zbliżając się do niej. Nie wiedział w którym momencie wcześniejsze zahamowania zupełnie przestały mieć jakiekolwiek znaczenie, a Ariel znalazła się w uścisku jego ramion. Przygarnął ją do siebie, szczelnie zamykając w silnym objęciu. Początkowo zdawała się być kompletnie oniemiała tym, co się wydarzyło i trwała w otępiałym zawieszeniu, z wtulonym w jego koszulkę wilgotnym policzkiem. Bojaźliwie uniósł rękę, po czym drżącą dłonią przesunął po splątanych włosach, obniżając nieco nieśmiały dotyk. Sunął palcami wzdłuż jej pleców, wtulając nos w pachnące czekoladą jasne kosmyki. Oddech stał się nierówny, ciężki i prawie duszący. Mimo braku reakcji z jej strony, ani na moment nie rozluźnił objęcia, tuląc zażarcie chwiejące się ciało dziewczyny. Nie rozumiał co działo, ale gdzieś w podświadomości, przed którą tak gorączkowo starał się bronić, coś w nim nieodwracalnie uległo zmianie.
- To nie twoja wina.
- Wszędzie była krew – zachłysnęła się powietrzem, gdy delikatnie przesunął dłonią po dolnej części pleców. Chwilę później jej drżące nieustannie dłonie zacisnęły się na materiale jego bluzy. Ufnie przylgnęła do niego, pozwalając przez niedługą chwilę całkowicie oddać się pod jego władanie.
- Nie myśl już o tym – dodał uspokajająco, kołysząc ją delikatnie w ramionach. Skinęła głową, zadzierając ją moment później. Zaszklone, pełne smutku oczy wpatrywały się w niego beznamiętnie i nieobecnie. Wiedziony niezrozumiałym instynktem, znowu nie potrafił powstrzymać się przed tym, aby otrzeć z umorusanej twarz kilka kropel łez.
- Muszę jechać do szpitala – ocknęła się nagle, wyrywając z jego uścisku. Nerwowo zaczęła rozglądać się po pokoju, niespokojnie wsuwając palce we włosy. Zachowywała się co najmniej dziwnie. Luke pospiesznie chwycił ją ponownie w ramiona.
- Zawiozę cię, tylko musisz się uspokoić – powiedział zdecydowanym głosem. Ulegle pokiwała głową, choć nadal w jej przestraszonym spojrzeniu widział niepokój i nienaturalne napięcie. Mocno pochwycił jej zimną dłonią, otulając ją troskliwie. Pomógł jej wstać, a ona kurczowo przytrzymując się, stanęła przy nim, nerwowo przełykając ślinę. Popatrzyła niepewnie na niego, mrugając powiekami. Zdawała się być kompletnie wytrącona z równowagi, choć za wszelką cenę starała, by nie pokazywać przed nim swoich słabości. Gdy ich palce ciasno splotły się, ruszyli razem w stronę wyjścia.

#

Z trzymanymi w dłoniach papierowymi kubkami wypełnionymi parującą herbatą szedł wzdłuż szpitalnego korytarza, skupiając całą uwagę na tym, aby nie rozlać wrzątku. W pewnej chwili zatrzymał się i z ogromnym smutkiem spojrzał na siedzącą pod ścianą dziewczynę. Pustym, pozbawionym wszelkich emocji wzrokiem wpatrywała się uporczywie w przeciwległe drzwi, wciąż zaciskając palce na poplamionym materiale jasnej koszulki. Ciemno bordowe plamy kontrastowały z jasnym tshirtem i jej bladą skórą. Od dobrej godziny trwała w niezmiennej pozycji, czuwając pod salą, w której leżała jej matka. Zrobiło mu się żal dziewczyny, bo chyba nie do końca wiedział, jakby mógł jej w tamtej chwili pomóc. Nie wiedział także, dlaczego czuł się zobowiązany, aby właśnie wtedy dotrzymać jej towarzystwa mimo że ona najprawdopodobniej miała zupełnie inne zdanie na ten temat. Wziął głębszy oddech i gdy tylko dostrzegł, że lekko zadrżała, ruszył ponownie w jej kierunku. Zajął miejsce obok i bez słowa wręczył ciepły napój. Początkowo w ogóle nie reagowała, ale kiedy podsunął herbatę praktycznie pod nos, potrząsnęła delikatnie głową i przeniosła na niego zlęknione spojrzenie.
- Powinnaś odpocząć, umyć się, trochę przespać. Twoje siedzenie tutaj już i tak jej nie pomoże. Teraz wszystko w rękach lekarzy. Może odwiozę cię do brata? - zaproponował i chyba w tej samej chwili od razu tego pożałował. Poczuł jak gwałtownie zadrżała, kręcąc niespokojnie głową.
- Chcę do domu – wyznała przerażona, otulając dłońmi gorący kubek.
- Nie bądź głupia, nie możesz tam teraz wrócić, to niebezpieczne – zaoponował dość gwałtownie, nie mogąc uwierzyć, że brała taką możliwość pod uwagę. Krótki moment wymieniali między sobą nieme spojrzenia.
- Nie mogę iść do Franka, nie mogę – powtórzyła obojętnym do granic możliwości głosem, robiąc niewielki łyk napoju.
- Nie możesz wrócić do domu, przecież ci ludzie mogą się tam w każdej chwili ponownie pojawić – Luke podniósł głos, zaskoczony jej lekkomyślnością. - Musisz przez jakiś czas zatrzymać się u niego.
- Wracam do domu – oznajmiła wyjątkowo stanowczym głosem. Miał wrażenie, że nie była do końca sobą, błądząc gdzieś wzrokiem. - On ma własną rodzinę, nie będzie dodatkowo mnie niańczył. Nic mi nie jest.
- Ty naprawdę jesteś idiotką – przyznał z politowaniem, opierając się wygodniej na krześle. Ariel wzruszyła tylko ramionami, nie zamierzając przejmować się jego słowami. Mimo pozornej obojętności wydawała się być nadal zagubiona, choć bardzo próbowała to ukryć. Rozbiegane spojrzenie zdradzało jej stan. Luke w końcu westchnął i wyjął z kieszeni bluzy pęk kluczy. Nie spoglądając na dziewczynę, wysunął w jej stronę otwartą dłoń.
- Co to?
- A co ci to przypomina? Masz trzy szanse na odgadnięcie – zażartował, ale to spotkało się wyłącznie z teatralnym wywróceniem oczami i skrzyżowanymi z obrażoną miną rękami. Zaśmiał się, gdy odwróciła się do niego plecami.
- Nienawidzę cię – szepnęła, opierając głowę o ścianę.
- Idealny zbieg okoliczności, bo ja ciebie też – przyznał ozięble.
- Świetnie – mruknęła, chyba nie spodziewając się tego, że ją usłyszał.
- Świetnie – powtórzył z pełną stanowczością i chwycił jej dłoń, zaciskając w niej breloczek z kluczami. Cały ten czas wpatrywała się w niego zaskoczona, nie do końca wiedząc, jak się zachować. - Domek na plaży stoi pusty, możesz tam się teraz zatrzymać – oznajmił i podniósł się z siedzenia, wciągając na głowę kaptur. Ariel podążyła za nim spojrzeniem, mrugając zaciekle powiekami.
- Dlaczego? - spytała odruchowo, nie zastanawiając się nad tym, co robiła.
- Co dlaczego?
- Dlaczego tak ci zależy, aby mi pomóc? - sprecyzowała, odrzucając do tyłu uciążliwie opadające na oczy włosy. Chłopak prychnął z ironicznym uśmieszkiem na ustach.
- Nie pomagam ci – zaprzeczył wyraźnie rozbawiony jej słowami. Nie ukrywała zaskoczenia jego prześmiewczą reakcją, mrużąc lekko powieki. Wcisnął dłonie do kieszeni i nie żegnając się, odwrócił się na pięcie, ruszając powolnym krokiem w kierunku windy. Nim ta przyjechała na odpowiednie piętro, zdążył spojrzeć przez ramię, napotykając na oniemiały wzrok dziewczyny, która nadal mu się przyglądała. Ta niema wojna na spojrzenia wydawała się trwać całą wieczność, choć w rzeczywistości minęło zaledwie kilka sekund. Dopiero gdy rozległo się szuranie otwieranych drzwi, delikatnie potrząsnął głową i z głębokim westchnieniem odwrócił wzrok, znikając z pola jej widzenia.


sobota

#siedemnaście. nienawidzę szczerych rozmów.


- Nie sądzisz, że trochę przesadziłaś? - zapytał wreszcie Calum, kiedy opuszczali klasę matemtyczną, w jednej chwili jednocześnie dostrzegając po drugiej stronie szkolnego korytarza wtuloną w Irwina Ronnie. Od samego rana zachowywał się nieswojo, nie mogąc znieść tego, że dziewczyny wciąż nie potrafiły się dogadać, tym bardziej, że z trudem przychodziło mu opowiadanie się po jednej ze stron konfliktu. Ariel zerknęła bez słowa na przyjaciela, a on odsunął się od niej na krok, dostrzegając wściekłe spojrzenie dziewczyny. - Ashton nie jest taki zły. Może trochę głupi, ale generalnie spoko gość – dodał, ale w tej samej chwili kolejny grad rozwścieczonych spojrzeń padł na niego, dlatego uniósł pospiesznie ręce w geście poddania.
- Nie mam czasu teraz o tym rozmawiać – odparła, zarzucając na plecy przeładowaną torbę. Z trudem przeciskała się przez zatłoczony korytarz, wspierając się na kuli.
- Ronnie naprawdę nie chciała, żeby to wszystko tak wyszło, strasznie przykro jej z tego powodu – wyznał niepewnie, targając za sobą jej plecak.
- No właśnie widzę, jak cierpi z tego powodu – bąknęła złośliwie, wskazując na rozchichotaną przyjaciółkę, która właśnie całowała swojego nowego chłopaka. Calum ciężko westchnął.
- Porozmawiaj z nią, to twoja najlepsza przyjaciółka.
- Za tydzień ruszamy z radiowęzłem, a tam jest praktycznie nic nie zrobione. Pewnie do późnego wieczoru będę tam siedzieć, więc wybacz, ale nie mam czasu na rozmowy ze zdrajcami – fuknęła urażona, kierując się w stronę zejścia do piwnic, gdzie znajdowało się pomieszczenie przeznaczone na siedzibę jej nowej szkolnej inicjatywy.
- Potrzebujesz tam jakiejś pomocy? - zapytał obojętnie, choć doskonale znał odpowiedź.
- Dam sobie radę – odpowiedziała, odbierając od niego swoją własność. Wcisnęła plecak na ramię. - Pędź do swoich nowych koleżków z drużyny.
- Ariel, jesteś niesprawiedliwa.
- Calum, jesteś upierdliwy – odburknęła, naśladując jego posępny ton. W tej samej chwili do Ronnie i Ashtona dołączył Luke z ubraną w wyjątkowo krótką spódnicę dziewczyną. Brunetka trzymała się kurczowo jego ramienia, z trudem krocząc przez korytarz w niebotycznie wysokich szpilkach. Spojrzał na nią przelotnie i była prawie pewna, że gdy tylko dostrzegł, iż mu się przyglądała, mocniej pochwycił swoją nową zdobycz, przyciągając ją do siebie. Blondynka miała wrażenie, że szczebiotliwy śmiech towarzyszki Hemmingsa zagłuszał nawet uczniowski gwar. Wzdrygnęła się, kręcąc lekko głową.
- Mam po zajęciach trening, więc zobaczymy się pewnie dopiero jutro – oznajmił Hood, sprawiając że na nowo powróciła do rzeczywistości.
- Siódma trzydzieści pod moim domem – rozkazała z lekkim uśmiechem, poklepując go przyjaźnie po ramieniu. Uśmiechnął się szeroko i przedzierając się przez falę wędrujących we wszystkich kierunkach dzieciaków, dołączył do swojej nowej grupki przyjaciół, zostawiając ją samą.

#

W ramach kary za kolejne spóźnienie się na zajęcia muzyczne Luke musiał po lekcjach udać się na sam dół budynku, gdzie znajdowało się szykowane na radiowęzeł pomieszczenie, aby zanieść kilka pudeł z płytami. Wiedział, że z panem Smithem nie warto było dyskutować, dlatego kiedy tylko pożegnał się z Ashtonem i Michaelem ruszył w kierunku piwnic, aby jak najprędzej wykonać zadanie i wrócić wreszcie do domu po męczącym dniu. Rzadko pojawiał się w tej części szkoły, dlatego zajęło mu trochę czasu dotarcie na miejsce. Przeszklone drzwi niewielkiej klitki były uchylone, a z wnętrza dochodziła cicho mruczana melodia piosenki, która wydawała mu się dziwnie znajoma. Gdy podszedł bliżej dostrzegł ogromny, ręcznie pisany plakat informujący o tym, aby pod żadnym pozorem nie zamykać drzwi. Przekroczył niepewnie próg, namierzając siedzącą przy starej konsoli osobę z jasnymi, długimi włosami przewiązanymi czerwoną bandaną. W powietrzu unosił się zapach czekolady.
- Przesyłka z góry, pan Smith przekazuje trochę swojej płytowej kolekcji na rzecz poprawy gustu uczniów w zakresie prawdziwej muzyki – zacytował z nutką rozbawienia słowa nauczyciela, stawiając dwa kartony na brzegu stolika. W tej samej chwili krzesło zakręciło się, a on ujrzał dwa kroki przed sobą Ariel. - To ty.
- To ty – powtórzyła za nim, przedrzeźniając trochę jego zaskoczony ton. Oparła się wygodnie w dużym fotelu i ponownie wróciła do czynności, którą wykonywała zanim jej niechybnie przerwał. Sięgnęła po kubek z parującą, gorącą czekoladą, jawnie go ignorując. Przegryzła czekoladowy batonik, odrzucając szeleszczące opakowanie na podłogę po drugiej stronie stołu.
- Czy … - chciał o coś zapytać, ale ledwie otworzył usta, zwiększyła głośność przesłuchiwanej właśnie piosenki, zagłuszając celowo jego słowa. Końcówką trzymanego w dłoni ołówka wystukiwała rytm, nadal lekceważąc jego obecność. Gdy lekko poirytowany jej nonszalancką postawą sięgnął w stronę odpowiedniego przycisku, wyciszając muzykę, Ariel niespiesznie odstawiła papierowy kubeczek napoju i zadarła głowę, zerkając na niego.
- Posłuchaj mnie uważnie, bo nie mam zamiaru znowu powtarzać – zaczęła, podpierając rękę na blacie. - Mieliśmy umowę, że znikasz z mojego życia raz na zawsze. Czego nie zrozumiałeś tamtej nocy? Jestem świadoma, że z racji tego, iż uczęszczamy do tej samej szkoły będę musiała się czasami na ciebie natknąć. Niestety i nie wiem czym sobie na taki marny los zasłużyłam – wypowiedziała ostatnie zdanie wyłącznie do siebie, obniżając głos. - Ale to nie znaczy, że jakiekolwiek interakcje mają między nami zachodzić. Żyj sobie własnym życiem z dala ode mnie. OK? - zakończyła swój monolog, nie zauważając jak w międzyczasie drewniana podkładka wysunęła się spod drzwi, które z cichym zgrzytem zatrzasnęły się.
- OK – przytaknął, po czym z dumnie uniesioną głową skierował się w stronę wyjścia. Kilka nieprzyjemnych określeń pod adresem blondynki wydobyło się z jego ust, gdy sięgał dłonią w kierunku klamki. Nacisnął ją, będąc pewny, że z łatwością ulegnie, ale drzwi nawet nie drgnęły. Szarpnął znowu, ale efekt był równie mizerny. Uderzył dość mocno barkiem w spróchniałe miejscami drewno, ale poza przeszywającym bólem niewiele wskórał. Z nieco przerażonym wzrokiem obejrzał się za siebie, spoglądając na pogrążoną we własnym świecie dziewczynę. Miała założone słuchawki, a głośną muzykę słyszał nawet z odległości kilkunastu metrów. Zacisnął mocno zęby i chowając głęboko swoją dumę, zawrócił. Wskazującym palcem dźgnął ją w ramię, sprawiając że aż podskoczyła na siedzeniu.
- Czego? - sapnęła, odgarniając z czoła grzywkę.
- Mamy problem – warknął niewyraźnie, ruchem głowy wskazując drzwi.
- Przepraszam, chyba się przesłyszałam – oświadczyła przesłodzonym głosem, chichocząc w wyjątkowo błazeński sposób. W ciągu sekundy jej twarz spochmurniała. - Ja nie mam problemu – dodała już zdecydowanie bardziej ozięble, wykrzywiając usta, po czym ponownie założyła słuchawki na głowę. Luke cicho zaklął, przekręcając jej krzesło w swoją stronę. Zrobił to na tyle niespodziewanie i gwałtownie, że Ariel lekko zakołysała się na fotelu, tracąc na moment równowagę. - Popieprzyło cię?!
- Drzwi się nie chcą otworzyć, więc chyba jednak problem mamy – stanowczo zaakcentował ostatnie słowo, a ona zamarła. Jej oczy bardzo powoli zaczęły się szerzej otwierać, spoglądając raz na niego, raz na wyjście z pomieszczenia. Odsunęła go bez słowa ze swojej drogi, chwyciła wspartą o kant stołu kulę i kuśtykając, podbiegła do zatrzaśniętych drzwi. Chwilę szarpała się z klamką, ale niewiele to zmieniło. Pełnym wściekłości wzrokiem spojrzała na niego.
- Boże, Hemmings, jak ja cię nienawidzę! Z każdym dniem coraz bardziej.
- Zadzwonię po Irwina, albo Clifforda, może od zewnątrz da się to otworzyć – zaoferował, przeszukując kieszenie. Ariel westchnęła posępnie. Opuszczając nieporadnie głowę.
- Jesteśmy kilka metrów pod ziemią w piwnicy, jeśli sądzisz, że nawiążesz jakiekolwiek połączenie, to powodzenia – mruknęła uszczypliwie, odsuwając się od niego.
- W takim razie napiszę smsa – podrzucił kolejną myśl, z triumfalnym uśmiechem unosząc palec. Dziewczyna uderzyła się dłonią w czoło.
- Widzę, że kolor włosów współgra z poziomem inteligencji – jęknęła, lustrując go osądzającym wzrokiem.
- Nie bardzo rozumiem o co ci chodzi.
- Jakoś mnie to nie dziwi – odpowiedziała ciszej. Wydawało mu się, że najgorsze miał już za sobą, bo Keller zdawała się bardzo powoli wyciszać i uspokajać. Zrobiła niewielkie okrążenie wokół całego pokoju, zachowując przez chwilę pozorny spokój. W końcu się zatrzymała i popatrzyła na niego. - Jak można być takim idiotą?! - wrzasnęła, unosząc obie ręce wysoko nad głowę. Z zaciśniętymi w szale ustami spojrzała na stojącego obok chłopaka i z całej siły kolejny raz spróbowałam pociągnąć klamkę drzwi.
- Przecież to nie ja zamknąłem te cholerne drzwi! - odkrzyknął równie poirytowany, odpychając ją na bok. Szarpnął ponownie, ale zamek ani drgnął. Zdenerwowany kopnął w framugę, po chwili żałując tego pochopnego kroku, kiedy stopa zaczęła pulsować z bólu. - Kurwa! - jęknął ze złością, opierając się plecami o ścianę. Poprawił czapkę, pocierając dłońmi lekko zaczerwienioną twarz.
- Twoja nowa zdobycz nic tu nie pomoże – burknęła pod nosem, spoglądając na wyświetlacz telefonu. Internet również nie działał.
- Co? - zapytał ze zdezorientowaną miną, ale Ariel potrząsnęła tylko głową.
- Co? - powtórzyła za nim z miną niewiniątka, udając zaskoczenie, jakby nie miała pojęcia, o co chodziło. Chłopak machnął ręką i stając na palcach, uniósł do góry komórkę. Kreski zasięgu ani przez moment nie podświetliły się.
- Może zaczniesz krzyczeć? To ci dość dobrze wychodzi – zaproponował kolejny raz, co spotkało się wyłącznie z jej krzywym spojrzeniem. Nie przeszkadzało mu jednak w tym, aby uśmiechnąć się w zwycięskim geście.
- Mówił ci już kiedyś ktoś, że jesteś totalnym idiotą? - spytała nagle, przyglądając mu się z uwagą.
- Nie odwracaj psa ogonem, OK?
- To nawet nie jest warte jednego mojego oddechu – wyznała ze smutkiem, jakby mówiła do powietrza, które z każdą chwilą stawało się coraz bardziej duszne i parne. Nie spojrzała już na niego, pozostawiając bez komentarza jego wcześniejszą wypowiedź.
- Jesteśmy w czarnej dupie – przyznał w końcu zrezygnowany i z głębokim westchnieniem zsunął się po ścianie, zajmując miejsce na chłodnej, brudnej podłodze. Ariel przeszła na drugi koniec pomieszczenia, siadając naprzeciw niego w podobnej pozycji. Skrzyżowała nogi i wbiła zasmucony wzrok w zakurzoną ziemię. Jej oczy zaszkliły się od teatralnie wymuszonych łez.
- Czymże zasłużyłam sobie na taką śmierć?! - zawołała żałośnie, opuszczając bezradnie ramiona. Luke przyglądał się jej w ciszy, ale nie miał najmniejszej ochoty odezwać się, bo doskonale wiedział, że każde jego słowo mogło wywołać kolejną bezsensową kłótnię, w której nie miał zamiaru uczestniczyć. Dostrzegł jak ciężko oddychała, z zamkniętymi oczami wyszeptując bliżej nieokreślone słowa. Było w niej coś dziwnego, czego nie potrafił rozgryźć.

#

Z odchyloną głową wpatrywała się obojętnym wzrokiem w sufit, obejmując ramionami podkulone pod brodę kolana. Miała wrażenie, że z każdą upływającą niemiłosiernie wolno sekundą stan jej psychiki pogarszał się nieodwracalnie. Liczenie krateczek przy kanale wentylacyjnym wydawało jej się zdecydowanie ciekawszym zajęciem, niż prowadzenie jakiejkolwiek konwersacji z Hemmingsem, tym bardziej, że za wszelką cenę próbowała unikać jego towarzystwa. Los jednak okazał się być niezwykle złośliwy. Rozchylała i zamykała co chwilę usta, wydając przy tym dość irytujący odgłos, ale mimo sugestywnych pochrząkiwań chłopaka ani na moment nie przestała. Szybko znudziła jej się ta zabawa, więc w poszukiwaniu nowego zabójcy czasu sięgnęła dłonią do kieszeni spodni, wyjmując z niej gumę do żucia. Gdy tylko zaczęła ostentacyjnie nią mlaskać, z drugiego rogu pomieszczenia dało się słyszeć przeciągłe westchnienie Luke'a. Niechętnie opuściła głowę i z uniesioną brwią spojrzała na niego. Przez dłuższą chwilę analizowała jego twarz w totalnym skupieniu i ciszy, zastanawiając się nad tym, że coś w nim od poprzedniego razu musiało się zmienić. Dopiero kiedy kolejny raz z rzędu przygryzł wargę, poruszając na boki srebrnym kolczykiem, bliżej niezidentyfikowany dźwięk wydobył się z jej ust. Zmrużyła lekko powieki.
- Po co ci ten kawałek metalu w twarzy? - zapytała, mącąc swoim zachrypniętym głosem uciążliwą ciszę.
- Żeby głupi miał zagadkę – bąknął złośliwie, odwracając głowę na bok. Ariel wzruszyła obojętnie ramionami.
- Jeśli sądziłeś, że odwróci to uwagę od twojej pryszczatej gęby, to się pomyliłeś – wyznała oschle, wciąż z uwagą śledząc jego reakcję. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jak drażliwym tematem były jego problemy z cerą. Dostrzegła jak wywrócił oczami, delikatnie rumieniąc się. Nie zamierzał jednak w żaden sposób jej odpowiadać. Podniósł się z ziemi i unikając jej spojrzenia ruszył w kierunku zastawionych stertą pudeł regałów. Sięgnął po starą, sfatygowaną gitarę i po kilku misternych próbach nastrojenia jej, wreszcie osiągnął pożądany efekt. Ponownie rozsiadł się na podłodze, pochylając delikatnie nad instrumentem. Pierwsze dźwięki wydawały się być jakby trochę nieśmiałe, niepewne, ale im dłużej próbował, tym lepiej mu wychodziło. Ariel kątem oka przyglądała mu się, wsłuchując w strzępki piosenki, którą chyba skądś kojarzyła. Nie była jednak pewna skąd. Całą swoją uwagę skupiał na wygrywanych akordach, delikatnie rozchylając usta. Gdy podniósł głowę, momentalnie odwróciła wzrok, udając wielkie zainteresowanie własnymi paznokciami. Nagle jego lekko rozbawiony głos rozbrzmiał w akompaniamencie gitary. Śpiewał tak inaczej, tak lekko, ale jednocześnie niezwykle głęboko, wczuwając się bezgranicznie w piosenkę. Instynktownie przymknęła oczy, opierając głowę o ścianę. Delikatna melodia pochłonęła ją bez końca. Nawet nie zorientowała się, kiedy przestał grać i z uśmiechem obserwował jej zadumanie. Gdy chrząknął sugestywnie, drgnęła i otworzyła gwałtownie powieki. Poprawiła nerwowo włosy, starając się zatuszować to, co przed chwilą się wydarzyło. Luke nadal się triumfalnie się uśmiechał.
- Dlaczego kulejesz?
- Wiesz – zaczęła tonem, który sprawił, że momentalnie wykrzywił usta. - Kiedy morze wyrzuciło mnie na brzeg i znalazła mnie taka pewna stara, pomarszczona czarownica – kontynuowała swoją opowieść, dość intensywnie wczuwając się w odpowiednią gestykulację, aby nadać charakter historii. - W zamian za moją duszę i serce obiecała przygotować mi napój, który sprawi, że mój ogon przeistoczy się w ludzkie nogi. Jednak jak widzisz musiała pomylić któryś ze składników, bo nie do końca jej się to udało.
- Z tobą nie da się normalnie rozmawiać. Powiedziałbym, żebyś się zaczęła leczyć na nogi, bo na głowę za późno, ale w twoim przypadku to już na wszystko za późno – przyznał obojętnie, odkładając gitarę na bok. Ariel chwilę patrzyła na niego w kompletnej ciszy, nawet nie mrugając. Nerwowo przełknęła ślinę, gdy zauważyła, jak podnosił się z podłogi, podchodząc do szafki wypełnionej płytami.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo masz rację, cholerną rację – mruknęła, ale on nie zareagował, oglądając z zainteresowaniem okładkę zakurzonego albumu jakiegoś dawno zapomnianego zespołu. Wyprostowała nogi, delikatnie krzywiąc się, gdy poczuła lekkie ukłucie w biodrze. - Miałam wypadek samochodowy – wyznała chwilę później, na nowo zwracając jego uwagę. Odetchnęła z ulgą, jakby wypowiedzenie tych słów zdjęło z niej noszony przez tak długi czas ciężar. Luke odłożył płytę i spojrzał na nią. W jego jasnych oczach dostrzegła szczere współczucie i zaskoczenie. Zagryzła wargę, opuszczając głowę, bo nie potrafiła dłużej znieść tego spojrzenia. Zaczęła się niespokojnie bawić sznurówkami trampek.
- Wersja z napojem lepiej by się sprzedała, wypadki są takie przereklamowane – powiedział po tym niezręcznym momencie ciszy, próbując swoim żartem rozładować to dziwne napięcie, które między nimi się niespodziewanie wytworzyło. Oboje poczuli się wyjątkowo niezręcznie. Ariel spojrzała na niego zaskoczona, a kiedy roześmiał się na głos, potrząsnęła bez przekonania głową.
- Kre …
W tej samej chwili drzwi zaskrzypiały, a twarz zaskoczonego woźnego ukazała im się w pełnej krasie. Wymienili się oniemiałymi spojrzeniami, wyczuwając że coś bezpowrotnie zostało przerwane, choć prawdopodobnie nie przyznaliby się do tego przed sobą.
- Chyba jednak nie umrzemy.
- Świetnie.
- Świetnie – potwierdził, niepewnie zerkając w jej stronę.