niedziela

#dwanaście. nienawidzę, gdy cię potrzebuję.


- Stary! - wrzasnął nad uchem podekscytowany Ashton, kiedy schodzili po zakończonym meczu do szatni. Skoczył mu na plecy, zanosząc się głośnym śmiechem. Luke ugiął się lekko pod jego niespodziewanym ciężarem, czując delikatny zawrót głowy. Spojrzał zamglonym wzrokiem na wyszczerzonego w szerokim uśmiechu przyjaciela. W odpowiedzi stać go było jedynie na nikły półuśmiech. - To było genialne!
- Jestem pod wrażeniem – zawtórował mu Michael, poklepując przyjaźnie po ramieniu i z uznaniem pokiwał głową. Jemu też odpowiedział tylko ledwo dostrzegalnym uśmiechem, zaciskając mocniej drżące usta. Nerwowo przeczesał palcami mokre włosy i bez słowa udał się w kierunku własnej szafki, opierając się o nią z opuszczoną głową. Wszystko dookoła zdawało się niebezpiecznie wirować, a on czuł coraz większe nudności. Gdy zaczęło mu brakować tchu, pospiesznie przekręcił zamek i sięgnął po schowany za stertą ręczników foliowy woreczek. Trzęsącymi się palcami sięgnął po jedną tabletkę i niespokojnie rozejrzał się na boki. Kiedy tylko upewnił się, że już nikt nie zwracał na niego uwagi, wsunął pastylkę do ust i wziął spory łyk zimnej wody. Zbawienny chłód przyniósł chwilę ukojenia, gdy oparł się z szeroko otwartymi ustami o ścianę. Wziął kilka głębszych oddechów, starając się zapanować nad momentem słabości. Pozbawiony sił, osunął się na ławkę, zamykając oczy.
- Ej, wszystko ok? - zapytał Irwin, który przysiadł się obok. Luke niespiesznie podniósł powieki i zerknął w jego stronę.
- Ok, jestem po prostu wykończony – przytaknął, biorąc kolejny łyk wody. Otarł ze skroni strużkę potu, unikając pełnego wątpliwości i niedowierzania wzroku Ashtona. Znali się zbyt dobrze, by mógł tak po prostu go okłamać i doskonale zdawał sobie sprawę, że chłopak mu nie uwierzył. Musiał jednak nadal udawać, bo nie potrzebował w tamtej chwili kolejnych osądzających pytań. Przerzucił ręcznik przez szyję, wycierając nim zmęczoną twarz. Po kilku kolejnych głębokich oddechach poczuł, że wszystko powoli zaczęło wracać do normy, a on na nowo odzyskał siłę.
- Kurwa, Hemmings, to było coś! - krzyknął dosiadający się do nich Mike, lekko szturchając go w bok. Luke przewrócił tylko oczami. - No nie bądź taki skromniutki! Byłeś dzisiaj niesamowity, jakby mecz trwał jeszcze z pięć minut pobiłbyś rekord swojego ojca!
- Ale nie pobiłem – mruknął ze złością na samo wspomnienie wyczynu, do którego dążył od kiedy zaczął na poważnie zajmować się koszykówką.
- Z taką formą to tylko kwestia czasu – zapewnił go Clifford, nadal będąc pod ogromnym wrażeniem dokonań przyjaciela. Blondyn wzruszył obojętnie ramionami, bo tylko on znał całą prawdę i wiedział, że nie wszystko zawdzięczał wyłącznie wspaniałej formie i ciężkiej pracy. Nagle rozległ się denerwujący dzwonek w telefonie Irwina. Chłopak odczytał wiadomość, a z każdym kolejnym słowem uśmiech na jego twarzy poszerzał się.
- Andy organizuje imprezę z okazji naszego niebywałego zwycięstwa, wszyscy zaproszeni! - oznajmił podniesionym głosem, a po szatni rozległ się ogłuszający krzyk kilkunastu podekscytowanych graczy, którzy z niezwykłym entuzjazmem przyjęli tę informację. Ashton zatarł ręce i wesoło podśpiewując zaczął zrzucać z siebie strój, udając się w kierunku pryszniców.
- Jedziesz ze mną i Irwinem? - zapytał Mike, zarzucając ręcznik na mokrą głowę. Zielone stróżki potu spływały mu po skroni. Luke zerknął na niego bez przekonania i wzruszył ramionami. Nie czuł się najlepiej, ale jednocześnie zdawał sobie sprawę, że jeśli tylko by odmówił, wszyscy nabraliby jakiś niepotrzebnych podejrzeń, a tego za wszelką cenę chciał uniknąć.
- Muszę coś załatwić i dojadę do was później – wyznał oschle, prostując nogi. Przyłożył zmrożoną butelkę do rozpalonego czoła, oddychając z niezwykłą ulgą.
- Takie zwycięstwo trzeba koniecznie w odpowiedni sposób uczcić! - dodał Michael i w dość sugestywny sposób zaczął poruszać brwiami, zanosząc się głośnym śmiechem. Blondyn dla spokoju zgodził się z nim, a gdy tylko ponownie został sam, bo Clifford ruszył w stronę swojej szafki, wyjął z torby telefon. Dłuższą chwilę obracał komórkę między palcami i zastanawiał się, czy to, co planował zrobić było dobre, ale i tym razem próżna chęć zagłuszenia pragnienia przejęła nad nim kontrolę. Poddał się jej w zasadzie bez walki, wybierając z listy kontaktów numer do Ariel.

#

- Co ty robisz?!
Ariel wypuściła z ręki pędzel, który z głuchym łoskotem upadł na ziemię, rozpryskując wszędzie czarną farbę, gdy tylko usłyszała za plecami podenerwowane i pełne napięcia głosy przyjaciół. Zaklęła cicho pod nosem. Z niemałym trudem zeszła z drabiny i rzucając krótkie, zawistne spojrzenie w stronę stojącej w progu Ronnie i chowającego się za jej plecami Caluma, westchnęła ciężko.
- A na co wam to wygląda bystrzaki, ha? - burknęła rozeźlona, ocierając z czoła pot i odgarnęła na bok grzywkę.
- Ale przecież to była … - zaczął zdezorientowany Calum, wskazując ręką na zamazaną ścianę.
- Była! Jak słusznie zauważyłeś – przerwała mu, podnosząc z ziemi narzędzie wcześniejszej pracy. - Jak mecz? - zmieniła momentalnie temat, nie chcąc z nimi o tym rozmawiać. Kiedy nikt się nie odezwał, spojrzała sugestywnie na zmartwionego Caluma.
- Wygraliśmy – odparł obojętnie, wciąż otępiałym wzrokiem wpatrując się w ciemną, wciąż morką od świeżej farby ścianę.
- Gratulacje – mruknęła, choć była daleka od tego, by ekscytować się tym wynikiem. Zgarnęła do kąta porozkładane po podłodze strony starych gazet i zebrała w jedno miejsce wszystkie pędzle, wałki oraz wiaderka z farbą. Poprawiła szelkę pobrudzonych jeansowych ogrodniczek i zdmuchując kolejny raz z czoła grzywkę, spojrzała na przypatrującą się jej w ciszy dwójkę przyjaciół.
- I co teraz z tymi wszystkimi marzeniami? - zapytała zasmuconym głosem Ronnie, nie do końca chyba godząc się z tym wszystkim, co właśnie zobaczyła. - Ta ściana przypominała ci, że wciąż jest jeszcze coś do zrobienia.
- To nie były marzenia! – syknęła Ariel, robiąc z posklejanych włosów kok na czubku głowy. Ruda wymieniła sugestywne spojrzenie z równie oniemiałym Calumem, który wzruszył obojętnie ramionami.
- Taaaa, to były tylko cele do zrealizowania – odparła złośliwie przyjaciółka, kręcąc bez przekonania głową. Złociste loki zafalowały nad jej ramionami. Ariel zawsze zazdrościła jej włosów i nigdy się z tym nie kryła, z podziwem wpatrując się w wirujące, gęste kosmyki.
- Proszę cię Ronnie, one były dziecinnym wymysłem, musiałam mieć jakieś zaćmienie mózgu, kiedy to tworzyłam – wyznała z nerwowym parsknięciem, lekko przekrzywiając głowę i dzielnie walczyła ze smutnym spojrzeniem dziewczyny. I była świadoma tego, że znowu nikt jej nie uwierzył.
- Ale … - zaczęła, jednak Ariel uniosła rękę i zmusiła ją do milczenia.
- Teraz ta czarna ściana idealnie współgra z moją duszą – wyjaśniła z dumą blondynka, umiejętnie wykręcając się i pełnym podziwu wzrokiem spoglądając przez ramię na swoje najnowsze dzieło. Podparła boki i westchnęła z rozrzewnieniem. Nie dostrzegła jak Ronnie i Calum kolejny raz bez słowa wymienili się zaniepokojonymi spojrzeniami.
- Wszystko w porządku? - zapytał w końcu Hood, z nutką zatroskania w głosie.
- Tak – odpowiedziała, wzruszając obojętnie ramionami, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. W tej samej chwili rozległo się brzęczenie jej telefonu. Odczytała pospiesznie wiadomość, a krótki, prawie dostrzeglany uśmiech przemknął przez jej usta. Chwyciła kulę i kluczyki od samochodu, wciskając komórkę do tylnej kieszeni spodni. Narzuciła na ramiona kurtkę, w stosie porozrzucanych na ziemi rzeczy próbując znaleźć paczkę z papierosami.
- Gdzieś wychodzisz? - spytała ze zdziwieniem Ronnie, cały ten czas obserwując tajemnicze i wyjątkowo podejrzane zachowanie blondynki. Ariel podniosła głowę i popatrzyła na nią.
- Muszę coś załatwić – odrzekła beznamiętnie, nie zostawiając żadnych wyjaśnień i ominęła ich, opuszczając pokój. Ruda skierowała wzrok na stojącego obok Caluma. Chwilę milczeli, ale ich przerażone spojrzenia mówiły same za siebie.
- Boję się o nią – wyznała moment później, gdy z dołu dało się słyszeć głośne trzaśnięcie drzwiami.
- Ja też.

#

Gdy tylko zbliżył się do domu rodziców na plaży, dostrzegł już z oddali tlące się przez okno nikłe światło. To miejsce było wręcz stworzone do sekretnych schadzek, dlatego kiedy jego dziwna umowa z Ariel okazała się trwać nieco dłużej, niż wcześniej mógł przypuszczać, nieużywany ostatnio przez nikogo domek okazał się być idealnym rozwiązaniem. Po cichu wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi na klucz. Rzucił treningową torbę pod ścianę i rozpiął bluzę. Podążył za smugą światła z kuchni, skąd dochodziły również bardzo podejrzane odgłosy szurania wymieszane z przeciągłymi westchnieniami i cicho szeptanymi przekleństwami. Zatrzymał się w progu, gdy dostrzegł siłującą się z wysokim stołkiem dziewczynę. Skrzyżował ręce na piersiach, opierając się o framugę. Z delikatnym uśmiechem przyglądał się, jak nieporadnie próbowała wdrapać się na siedzenie, aby sięgnąć po znajdującą się na górnej szafce puszkę z herbatą. Był bliski roześmiania się, kiedy koniuszkami palców próbowała przesunąć blaszane opakowanie bliżej krawędzi półki. Jej koszulka zadarła się, odkrywając fragment nagich pleców. Mógł podejść i bez żadnego problemu jej pomóc, ale obserwowanie tej komicznej niezdarności było zbyt wielką pokusą, z której czerpał niesamowitą przyjemność. W międzyczasie blondynka nie bez problemów wspięła się na kuchenny blat i opierając na nim jedno kolano, podniosła się i wreszcie sięgnęła po upragnioną zdobycz.
- Niezłe tyły, Keller – przyznał z delikatną, przedrzeźniającą nutą w głosie. Ariel najwyraźniej nie spodziewała się jego nagłej obecności i zdobywana z tak wielkim poświęceniem oraz trudem puszka wysunęła się z jej dłoni, gdy pisnęła z przerażenia. Przez krótki ułamek sekundy wydawało się, iż opanowała nerwową sytuację, chwytając ją ponownie, ale ku jej wielkiemu rozczarowaniu naczynko mimo starań spadło na ziemię. Przeraźliwy brzęk rozdarł panującą w pomieszczeniu ciszę, a kilka torebek herbaty rozsypało się po podłodze. Dziewczyna obejrzała się za siebie i z pełnym zawiści spojrzeniem zerknęła w jego kierunku.
- Kretyn – warknęła przez zaciśnięte zęby, po czym z pewnego rodzaju smutkiem spojrzała na turlającą się po posadzce puszkę. Westchnęła ciężko, siadając na brzegu z opuszczonymi nogami i wydętymi ustami, jak mała naburmuszona dziewczynka. Luke musiał włożyć ogromny wysiłek w to, aby się przypadkiem nie roześmiać. Bez słowa zrzucił z siebie bluzę i nie odrywając od niej uważnego spojrzenia, ruszył w jej stronę. Była lekko zaskoczona jego zachowaniem, gdy zbliżył się na bardzo niebezpieczną odległość, zatrzymując się między jej bujającymi się w powietrzu nogami. Znalazł się tak blisko, iż poczuła dokładnie świeży zapach szamponu i żelu do kąpieli. Nerwowo przełknęła ślinę, dzielnie walcząc z jego natrętnym spojrzeniem. Gdy ułożył dłonie po obu stronach, zamykając ją niejako w pozycji, z której nie miała ucieczki, wstrzymała oddech. Pochylił się, sprawiając, że poczuła ciepło jego wciąż rozgrzanego ciała. Była już gotowa protestować, bo to co planował zrobić przeczyło regulaminowi ich umowy, ale on w ostatniej chwili skręcił głowę i sięgnął po coś, co najwyraźniej znajdowało się za jej plecami. Gdy ponownie odchylił się, trzymał w dłoni jakieś pudełko, którym delikatnie potrząsnął. Wykrzywił usta w złośliwym uśmieszku.
- Herbata była tutaj – oznajmił z niczym nieskrywaną satysfakcją w głosie, po czym parsknął głośno śmiechem, gdy grymas wściekłości przebiegł przez jej twarz. Fuknęła obrażona, zadzierając wysoko głowę.
- Idiota.
- Wiesz, uwielbiam te twoje czułe słówka, uwielbiam kiedy mówisz do mnie w ten słodki sposób – odparł złośliwie, nadal stojąc wyjątkowo blisko niej. Ich pełne jadu i nienawiści oczy z wielką uwagą obserwowały się wzajemnie i żadne nie chciało pierwsze odwrócić wzroku, przyznając się tym samym do porażki.
- Debil.
- To naprawdę urocze, Keller, naprawdę – wyznał z udawanym rozmarzeniem, pochylając się delikatnie nad nią. Jego dłonie nieznacznie przesunęły się po śliskim blacie, a jeden kciuk niezamierzenie otarł się o jej udo.
- Palant.
- Mów do mnie więcej – szepnął na ucho, odgarniając za nie kosmyk jej włosów. Poczuł jak niepewnie zadrżała, gdy jego usta delikatnie musnęły wyjątkowo wrażliwą skórę szyi. Bez ostrzeżenia ułożył dłonie na dolnej części jej pleców i dość gwałtownie przyciągnął ją do siebie. Ich ciała przylgnęły do siebie momentalnie.
- Dureń.
- Oh, Keller, bo się zawstydzę – wypowiedział między kolejnymi składanymi na odkrytej skórze ramion muśnięciami. Ariel wzięła głębszy oddech, a jej ręce niespiesznie powędrowały do góry, oplatając jego szyję. Gdy wyczuła jak opuszkami palców zaczął przesuwać po plecach pod jej koszulką, wsunęła palce w jego miękkie, chociaż wciąż miejscami wilgotne włosy i ciche westchnienie wydobyło się z łapczywie chwytających powietrze ust.
- Świr – sapnęła i zachłysnęła się powietrzem, przymykając na chwilę oczy. Odchylił się i z niewypowiedzianym zadowoleniem przyjrzał się jej twarzy.
- Masz tu coś – powiedział z podejrzliwą nieśmiałością, wskazując palcem na jej policzek umazany resztkami farby. Dziewczyna obserwowała jak uniósł rękę i starł niewielką plamę. Mimo usilnych prób, nie zapanowała nad krótkim, przeszywającym całe ciało dreszczem. Niespodziewana, nie do końca zamierzona cisza, w której kolejny raz wymienili spojrzenia, przyniosła ze sobą dziwnego rodzaju napięcie, którego oboje musieli się przestraszyć, bo nerwowo odwrócili wzrok w tej samej chwili.
- Ty też coś tu masz – mruknęła, chcąc odwrócić uwagę od tego, co przed chwilą się wydarzyło. Luke raptownie potarł policzek. - A nie, to tylko pryszcze – dodała obojętnie i machnęła ręką. Chłopak wyraźnie się obruszył, burcząc coś pod nosem. Ariel powstrzymała się od wybuchu śmiechu, bo musiała z dumą przyznać, że ten żart wyjątkowo się jej udał, tym bardziej, że Hemmings musiał mieć spory kompleks na tym tle. Miała nawet przez chwilę wrażenie, że zarumienił się, wywracając w ten denerwujący sposób dla niepoznaki oczami.
- Bardzo zabawne – warknął urażony.
- Też tak sądzę – przytaknęła z tym niewzruszonym, wręcz kamiennym wyrazem twarzy. Blondyn potrząsnął w końcu głową, orientując się, że cały ten czas trwali złączeniu w objęciu.
- Mam tylko pół godziny, nie traćmy więcej czasu.
- Ostatnio wystarczyła ci przerwa między matematyką, a biologią. Nie dramatyzuj.
- Jakaś ty dziś dowcipna, Keller, no naprawdę – odparł oburzonym tonem, krzywiąc się z niezadowoleniem, bo kolejny raz osiągnęła nad nim przewagę, a on tego nie znosił. Nienawidził, gdy z tą obłudną beztroską kpiła z niego w taki sposób.
- Zamknij się już! – powiedziała tym swoim rozkazującym tonem i gdy ponownie przyciągnął ją do siebie, sięgnęła po spód jego koszulki, pomagając mu ją z siebie zrzucić. Wilgotny materiał bezszelestnie opadł na podłogę w akompaniamencie cichych pomruków i szeptanych co jakiś czas pełnych nienawiści epitetów.








#
spóźnione, urodzinowe dla świętujących przedwczoraj! :-)
ankietka niżej, miło będzie jak zajrzycie! 
xoxo

#jedenaście. nienawidzę ci ulegać.


Zatrzasnęła drzwi pickupa i naciągając mocniej rękawy bluzy, niepewnym krokiem ruszyła w kierunku kilkurzędowej, drewnianej trybuny, mimo iż kula wbijała się co chwilę w grząski trawnik. Usiadła na najniższej z ławek i wyprostowała nogi, spoglądając w górę. Wieczór był prawie bezchmurny, a kolejne gwiazdy nieśmiało zaczynały migotać na ciemnym niebie. Moment później jej wzrok padł na usilnie próbującego trafić do kosza Caluma, jednak każdy rzut odbijał się od metalowej obręczy, a piłka toczyła się w głuchą ciemność, po drugiej stronie boiska. Kropelki potu na jego czole błyszczały w blasku oświetlających kort latarni.
- Z taką grą możesz zapomnieć o stypendium – oceniła z wyjątkową powagą, zwracając na siebie uwagę zmęczonego chłopaka. Wywrócił tylko oczami i koncentrując się na obdrapanej z farby tablicy, spróbował kolejny raz. Piłka minęła kosz o kilka centymetrów, a z jego ust wyrwało się ciche przekleństwo. Ariel zacisnęła mocniej wargi, aby się nie roześmiać. Podniosła się i leniwym krokiem podeszła do niego. Odebrała od niego piłkę i rzuciła. Nie trafiła.
- Niemająca pojęcia o grze w koszykówkę dziewczyna, która nie potrafi rzucić poprawnie piłki nie jest dla mnie żadnym pocieszeniem – odburknął, ocierając mokrą twarz przesiąkniętą potem koszulką. Blondynka prychnęła obrażona, po czym szturchnęła go lekko w bok. Calum posłał jej wściekłe spojrzenie, bez zastanowienia odwdzięczając się tym samym. Był jednak zdecydowanie silniejszy i dziewczyna aż zachwiała się, tracąc na moment równowagę.
- Nie żyjesz! - pisnęła wściekła i ruszyła w pogoń za nim, choć oboje wiedzieli, że nie miała szans, aby go dogonić. Chwyciła jednak w dłonie turlającą się przy linii piłkę i wycelowała nią w przyjaciela. Tym razem cel został osiągnięty, a Calum przytrzymując się za brzuch, zwijał się z bólu. Klasnęła z triumfującym wyrazem twarzy w dłonie, wznosząc zwycięski okrzyk. Była tak zajęta świętowanie swojej małej wygranej, że nie zauważyła, jak Hood zakradł się za jej plecami i mocno ją objął, zaczynając łaskotać. Doskonale zdawał sobie sprawę, że był to jej słaby punkt. Zaczęła krzyczeć, próbując się mu wyrwać, ale nie była w stanie przeciwstawić się jego sile.
- Przeproś! - zażądał, ale ona pokręciła tylko głową, dzielnie znosząc tortury. W pewnej chwili oboje potknęli się i z głuchym łoskotem polecieli na ziemię. Calumowi w ostatniej sekundzie udało się otulić jej głowę dłońmi, chroniąc tym samym przed bolesnym zderzeniem z podłożem. Ciężar jego ciała przygwoździł ją do twardego asfaltu, który dokładnie odczuwała na lekko obitych plecach.
- Prawie mnie zabiłeś! - wrzasnęła, próbując zepchnąć go z siebie, ale on wydawał się być niezwykle rozbawiony zaistniałą sytuacją, nadal uporczywie leżąc na niej. - Będąc taką życiową ofiarą, aż trudno uwierzyć, że nadal żyjesz i dobrze się masz.
- Trochę stęskniło mi się za tymi naszymi wspólnymi momentami, wiesz? - spytał z nutką nostalgii, podpierając się na łokciach. Ariel teatralnie wywróciła oczami, wciąż próbując zepchnąć go z siebie.
- Ciekawe z czyjej winy się tak dzieje – burknęła z udawanym rozdrażnieniem i smutkiem, gdy on westchnął głośno, z poczuciem winy wymalowanym na twarzy. Nie była zła, ale również brakowało jej tego czasu, kiedy Calum był tylko jej i nie musiała się nim z nikim innym dzielić.
- Może znaleźlibyście sobie jakiś pokój, czy coś?
Pełen jadu i cynizmu głos rozległ się nad nimi. Nerwowo zadarli głowy i spojrzeli na rozpromienioną twarz Luke'a, który dość niespodziewanie zaszczycił ich swoją obecnością. Blondyn wziął piłkę w dłonie i bez zastanowienia oddał rzut, który na czysto wpadł do kosza. Calum spojrzał na Ariel z zażenowaniem i delikatnymi rumieńcami na policzkach, po czym podniósł się i pomógł jej wstać.
- My tylko … - zaczął się tłumaczyć, drapiąc po głowie, ale dziewczyna momentalnie kopnęła go w kostkę, zmuszając do tego, aby zamilkł. Nie mogła zrozumieć jego uległości względem Hemmingsa. To zaczynało zakrawać o chorą obsesję. Sugestywnie posłała mu grad wściekłych spojrzeń, a on zaczerwienił się jeszcze bardziej.
- Czego chcesz? - warknęła niespokojnie, rzucając mu wściekłe spojrzenie. Luke schylił się po piłkę, która doturlała się z powrotem pod jego stopy i z typową dla siebie nonszalancją rzucił kolejny raz, ponownie nie chybiając. Ariel wywróciła obojętnie oczami, kręcąc głową. Nie była w stanie zrozumieć, co chciał osiągnąć takim zachowaniem.
- Calum – zwrócił się do przyjaciela, celowo ignorując jej wcześniejsze pytanie, a może i nawet jej obecność. - Wybieramy się z chłopakami na piwo, masz ochotę dołączyć?
Zanim blondynka zdążyła jakkolwiek zareagować na tę propozycję, która z pewnością miała na celu wytrącenie jej z równowagi, Hood był już gotowy do drogi, pakując swoje rzeczy w zastraszająco szybkim tempie do torby treningowej. Zatrzymał się u boku dumnie wypinającego pierś chłopaka i nawet nie raczył spojrzeć na nią.
- Chyba nie masz zamiaru... - Ariel była tak zdumiona jego poczynaniami, że w pewnej chwili zabrakło jej odpowiednich słów, aby wyrazić swoje oburzenie i rozczarowanie. Momentami miała wrażenie, że Hood robił sobie z niej głupie żarty, bo przecież ktoś tak bezczelny i arogancki nie zasługiwał na dozgonną przyjaźń biednego Caluma. Jego naiwność przekraczała już chyba wszystkie możliwe granice.
- Odezwę się później! - przerwał jej pospiesznie i bez słowa pożegnania dołączył do oddalającego się Luke'a. Zacisnęła tylko mocniej palce, hamując przypływ ogromnej wściekłości. Nienawidziła tego, co dołączenie do drużyny i nowe towarzystwo robiło z nim. Ten Calum stawał się dla niej kimś zupełnie obcym. I nie była już pewna czy źródłem jej złości stały się nieczyste zagrywki Heminngsa, czy może brak asertywności i kompletne zaślepienie jej przyjaciela.
Gdy obaj znikali we wnętrzu czarnej limuzyny, tuż przed zamknięciem drzwi Luke spojrzał na nią, a kącik jego ust prawie niezauważenie uniósł się. Była przekonana, że kolejny raz święcił swój ogromny triumf nad nią, a ona zaczęła mieć wątpliwości, czy ta głupia wojna miała jakikolwiek sens. Nie była w stanie z nim rywalizować, bo ona bez Caluma zostawała praktycznie bez niczego. Powolutku zabierał wszystko, co miało jakikolwiek sens w jej życiu.

#

Usiadła na brzegu krawężnika, podkulając kolana pod brodę. Przymknęła z ulgą oczy, gdy nikotynowy dym wypełnił jej płuca, niosąc ze sobą bardzo krótki moment ukojenia. Siwa mgiełka wydostała się z ust, by po chwili całkowicie rozpłynąć w chłodnym, wieczornym powietrzu. Z trudem utrzymywała papierosa między trzęsącymi się palcami, co jakiś czas oblizując drżące wargi. Była roztrzęsiona, nie potrafiąc w żaden sposób nad sobą zapanować. Zwykle dawka trującego dymu pomagała ukoić nerwy, ale tym razem było inaczej. Tym razem było gorzej. W pośpiechu zapomniała zabrać kurtki, mając na sobie jedynie cienką koszulę, dlatego kiedy wieczorny wiatr owiał jej rozdygotane ciało, odruchowo otuliła się ramionami, pocierając zziębnięte ręce. Nerwowo wyszeptywała bliżej nieokreślone przekleństwa, a mglisty obłoczek wydobywał się z ust. Starała się nie myśleć, ale oczyszczenie głowy z niepotrzebnych wspomnień okazało się przeszkodą nie do przejścia. Wciąż nadpobudliwie zagryzała wargi, a jej rozbiegany wzrok lustrował wszystko dookoła. Podwinęła rękaw koszuli, spoglądając na podrażnione, zaczerwienione miejsce na ramieniu. Zamrugała kilkakrotnie, gdy tylko poczuła pieczenie od cisnących się do oczu łez. Nie mogła płakać, była na to zbyt dumna i zbyt silna.
W pewnej chwili ogromna, czarna limuzyna zatrzymała się naprzeciw niej. Aż podskoczyła z przerażenia, zadzierając lekko głowę do góry. Drzwi samochodu otworzyły się z niemałym problemami, a ze środka wyłoniła się rozbawiona twarz osoby, której w tamtym momencie widzieć nie chciała. Nerwowo westchnęła, zaciskając mocno wciąż drżące wargi.
- Zgubiłaś swoją kulę i nie potrafisz wrócić sama do domu?
- To nie jest najlepszy moment, Hemmings – mruknęła, gasząc papierosa. Luke zdawał się jednak nie zwracać uwagi na jej słowa, bo gdy tylko spróbowała sięgnąć po schowaną w górnej kieszonce koszuli paczkę, przysunął się, chwycił ją za rękę i wciągnął do środka. Była zbyt rozkojarzona, by się sprzeciwić.
Gdy otrząsnęła się z początkowego amoku, z ogromnym podziwem zaczęła rozglądać się po wnętrzu limuzyny, chyba nie do końca świadomie otwierając usta z zachwytu. Skórzane obicia, błyszczące drewniane wykończenia, obficie zaopatrzony barek i uśmiechający się z przedniego siedzenia mężczyzna w idealnie skrojonym, granatowym garniturze na niejednej osobie mogły zrobić wrażenie. Gdy tylko Luke sugestywnie chrząknął, kierowca momentalnie zasalutował i nadal uśmiechając się podniósł przegródkę, która oddzielała przód pojazdu od części, w której oni się znajdowali. Z niepokojem spojrzała na niego, otwierając szerzej oczy. Wydawał się jednak zupełnie nią nie przejmować, kiedy pochylał się nad niewielką lodówką. Gdy tylko wrócił na wcześniejsze miejsce, w dłoni trzymał własnoręcznie przygotowany drink, z kolorową parasolką chyboczącą się w literatce.
- Nie piję - powiedziała stanowczo, odsuwając od siebie jego rękę ze szklanką wypełnioną złocistym alkoholem. Luke wzruszył tylko z obojętnością ramionami i dorzucił do whisky dwie kostki lodu, biorąc spory łyk trunku. - Co ty tu robisz? - zapytała po chwili, obserwując go uważnie. Początkowo sprawiał wrażenie, jakby w ogóle jej nie słuchał, jednak gdy odwrócił głowę, uśmiechnął się z pogardą. Zrobił kolejny nieduży łyk alkoholu, a jego twarz wykrzywił krótki grymas.
- Twój kochaś – zaczął niewyraźnie, ponieważ z trudem przychodziło mu wypowiadanie z idealną dykcją kolejnych słów. - Ma dość słabą głowę, dlatego kiedy zasnął na stoliku musieliśmy zakończyć imprezę i odwieźć go do domu - wymamrotał, robiąc kolejnego drinka. Kiedy przypadkiem rozlał niewielką ilość na siedzenie, zaczął się głośno śmiać, a Ariel przez chwilę z niedowierzaniem wpatrywała się w niego, jak nieporadnie próbował osuszyć poplamione miejsce.
- Nie wierzę - sapnęła bezgłośnie, wgłębiając się w tylne oparcie. Doskonale wiedziała, że Calum i alkohol tworzyły mieszankę toksycznie wybuchową. Nawet nie próbowała wyobrażać sobie, do czego tam musiało dojść, bo ostatnie alkoholowe ekscesy przyjaciela zakończyli na pogotowiu z trzema szwami na łuku brwiowym. Nie mogła również oprzeć się wrażeniu, że Luke czerpał z tego ogromną radość i celowo nie zapobiegł calumowej katastrofie. Aczkolwiek im dłużej na niego patrzyła, dochodziła do wniosku, że znajdował się w takim stanie, iż niewiele rzeczy miało dla niego znaczenie.
- Jesteś zdenerwowana, jak się napijesz, to od razu będzie ci lepiej - wyjaśnił, podsuwając jej ponownie szklane naczynie. Kiedy tylko poczuła zapach alkoholu, zrobiło jej się niedobrze i wykonując dość gwałtowny ruch, odtrąciła go kolejny raz.
- Kurwa, Hemmings, nie piję! - powtórzyła zdecydowanie ostrzej, rzucając mu pełne wściekłości spojrzenie. Luke zachłysnął się i z szeroko otwartymi oczami momentalnie na nią spojrzał. Wpatrywał się w nią tym przerażającym wzrokiem przez dłuższą chwilę, po czym wpadł w szaleńczy śmiech. - I z czego się tak śmiejesz, debilu?
- Największy kujon świata właśnie przeklął! To dość zabawne – wyjaśnił, nadal nie mogąc się opanować. Blondynka potrząsnęła głową i westchnęła ciężko. Gdy tylko poczuła, że zaczęło jej się robić nieprzyjemnie duszno, a serce zdawało się bić trochę szybciej niż zazwyczaj, bez wahania sięgnęła do kieszeni spodni, wyjmując z nich listek pastylek. Wycisnęła jedną tabletkę na drżącą dłoń i bez zastanowienia połknęła.
- Nie mam nastroju, aby się dziś z tobą kłócić. Możemy wykorzystać tę twoją super furę i wybrać się na przejażdżkę w ciszy? Przy okazji wytrzeźwiejesz i matka cię nie zabije.
- Nie najgorszy pomysł, Keller – przyznał jej rację, choć robił to z ogromną niechęcią. Zastukał dwa razy w przegrodę, a samochód od razu ruszył. Gdy tylko znowu usiadł tuż obok niej, niespodziewanie wyrwał z jej dłoni szeleszczący świstek, machając nim w powietrzu.
- Oddaj to, idioto! - warknęła donośnie i poderwała się, próbując sięgnąć po swoją własność. Chłopak, mimo swojego wskazującego stanu, wciąż zachowywał niezły refleks i wykonał w odpowiednim momencie unik.
- Mieliśmy podróżować w ciszy – przypomniał jej, ale sprawiała wrażenie, jakby w ogóle nie przejęła się tymi słowami.
- Oddaj mi to!
- Co to za cudowne proszki, Keller? - zapytał z wielką ciekawością, próbując odczytać na etykietce nazwę lekarstwa.
- Oddaj! - powtórzyła bardziej stanowczo, przez zaciśnięte z wściekłości zęby. Rzuciła się na niego kolejny raz, ale nadal był szybszy, uciekając od jej szaleńczego ataku. - To tylko żelazo, mam anemię – wyznała pozbawionym wszelkich uczuć głosem, a on zatrzymał się i z przymrużonymi powiekami przyjrzał się jej. Dzielnie walczyła z natrętnym spojrzeniem, starając się nie zdradzić przed nim żadnych emocji.
- Anemię? - zapytał z niemałym powątpiewaniem, kolejny raz próbując rozszyfrować nazwę. Ariel mruknęła ciche przekleństwo pod nosem i wykorzystując chwilę jego nieuwagi, ponownie postanowiła odzyskać swoją własność. Wywiązała się między nimi komicznie wyglądająca dziecinna szarpanina. Dłuższą chwilę walczyli zażarcie o listek, który w natłoku wydarzeń upadł na siedzenie, choć żadne z nich tego nie zauważyło. Nadal uparcie szamotali się, ani przez chwilę nie myśląc o tym, by się poddać.
- To boli – jęknęła w końcu, gdy mocno zacisnął palce na jej nadgarstkach, uniemożliwiając jakikolwiek ruch.
- Sama zaczęłaś, idiotko – odgryzł się, chcąc wydostać się spod ciężaru jej ciała.
- Palant! – pisnęła, ale kolejna próba uwolnienia się z jego objęcia również okazała się bezowocna. Odczuła tylko silniejszy ból, bo Luke nie zamierzał odpuszczać. Upłynęło kilka kolejnych sekund, które spędzili na szarpaniu się, aż w pewnej chwili, gdy Ariel niespodziewanie ugięła się ręka w łokciu, jej twarz znalazła się niebezpiecznie blisko blondyna. Oboje równocześnie zamarli w bezruchu, wpatrując się w siebie z ciężkimi, nierównymi oddechami i mocno bijącymi sercami. Dopiero teraz dostrzegła rozszerzone źrenice i niewielki zarost na jego twarzy. Kiedy był pijany policzki robiły się delikatnie czerwone. Lekko zamglony wzrok chłopaka momentalnie powędrował na jej rozchylone usta, które z ogromnym trudem łapały kolejne hausty powietrza. Elektryzujące napięcie było wyczuwalne z daleka.
- I co teraz? - zapytał z triumfalnym uśmieszkiem, gdy nieoczekiwanie chwycił ją w pasie i przekręcił na plecy, przejmując nad nią całkowitą kontrolę. Czuła na skórze jego ciepły oddech i odurzającą woń alkoholu. Odniosła wrażenie, że temperatura gwałtownie podskoczyła i zaczynało jej brakować tchu. Przytrzymywana wciąż przez Luke'a nie była w stanie się poruszyć, będąc zdana wyłącznie na jego łaskę. Błądził nieprzytomnym spojrzeniem po jej ciele, pochylając się coraz niżej. Nie wiedziała, czy powinna brnąć w to dalej, ale to była jedna z tych nocy, kiedy chciała o wszystkim zapomnieć, odreagować i nie przejmować się niczym. Chciała na krótki moment oderwać się od przykrej rzeczywistości i całkiem przypadkowe spotkanie Hemmingsa stało się idealnym rozwiązaniem jej problemów. Tym bardziej, że kolejny raz mógł niczego nie pamiętać.
- Nienawidzę cię – szepnęła mu prosto w twarz, gdy wysunęła dłonie spod uścisku i mocno zacisnęła palce na tylnej części jego koszuli. Luke zaśmiał się niepewnie, układając jedną rękę na wysokości jej głowy, drugą zaś bardzo powoli, z ogromną dozą nieśmiałości zaczął wsuwać pod jej tshirt. Cały czas uważnie spoglądał w jej niewyrażające żadnych uczuć oczy, jakby szukał w nich jakiegoś niemego potwierdzenia.
- Też cię nienawidzę – odpowiedział i znowu nachylił się, tym razem był jednak na tyle blisko, że czubek jego nosa zahaczył delikatnie o jej policzek. Zadrżała, raptownie odsuwając go od siebie.
- Tylko seks – zastrzegła, przykładając dłoń do jego warg. - Żadnych uczuć, żadnych pocałunków w usta, nikt o niczym nie wie – przedstawiła swoje żądania i mimo początkowych wątpliwości oraz lekkiego zdezorientowania, blondyn przytaknął.
- Świetnie.
- Świetnie – potwierdziła, rozpinając pierwszy guzik niebieskiej, flanelowej koszuli.



#dziesięć. nienawidzę przypadkowo cię spotykać.


Blue County było niewielkim miasteczkiem położonym na wschodnim wybrzeżu Stanów i na próżno było w nim szukać wielkich atrakcji. Dlatego też powstały kilka lat temu w starej fabryce klub muzyczny był jedną z niewielu rozrywek miejscowej młodzieży. Każdy piątkowy wieczór z racji występujących tam młodych, nieodkrytych jeszcze zespołów z całego kraju gromadził rzesze fanów wszelkiego rodzaju muzyki, a pod neonowym, migającym napisem 'OCEAN' ustawiały się długie kolejki chętnych na niezapomniane muzyczne doznania.
Luke poklepał po ramieniu stojącego przy wejściu ochroniarza i omijając wyjątkowo długą kolejkę, wszedł do środka razem z towarzyszącymi mu przyjaciółmi. Nie przejął się pełnymi oburzenia głosami dochodzącymi z ciągnącego się szeregu ludzi, którzy od dłuższego czasu oczekiwali na możliwość dostania się do klubu.
- Słodko! – wrzasnął z chytrym uśmieszkiem Michael, przebijając się przez potężne basowe dźwięki i zacierając ręce, ruszył w stronę parkietu pełnego roztańczonych dziewcząt. Luke podążył za nim wzrokiem i gdy tylko zgubił go w tłumie, pokręcił głowę bez przekonania, po czym spojrzał w bok. Dwie rozchichotane brunetki, których imion w zasadzie nie pamiętał, wpatrywały się w niego nieustannie, szepcąc coś między sobą. Na dobrą sprawę nie wiedział, jak znalazły się w samochodzie Ashtona, którym tutaj przyjechali. Wzniósł obojętnie oczy i dał znak Irwinowi, namiętnie z kimś smsującemu, że miał zamiar udać się w stronę baru. Przyjaciel zdawał się jednak kompletnie nie zwracać uwagi na niego i dla spokoju kiwnął jedynie głową, że zrozumiał, po czym i on znikł.
- Przyjaciele – mruknął pod nosem i przepychając się między ludźmi, ruszył w stronę uśmiechającej się już z daleka do niego barmanki z błękitnymi, kręconymi włosami, wygolonymi z jednego boku. Chloe, a może Zoe, nie był do końca pewny, jakie imię nosiła. Wiedział natomiast, że nalewanie piwa nie było jedyną czynnością, w której była naprawdę dobra. Uniósł zadziornie brew, zbliżając się do niej. Nagle jego wzrok przykuło coś innego. Gdy tylko przebił się gromadę bawiących się nastolatków, dostrzegł pochyloną nad ladą postać z charakterystyczną, wymalowaną na skórzanej kurtce czaszką. Obok krzesełka oparta była kula. Zatrzymał się, przez krótką chwilę przyglądając się, jak dziewczyna mieszała słomką w wypełnionej colą szklance. Kącik jego ust nieznacznie drgnął, gdy dostrzegł jej bujające się w rytm muzyki w powietrzu stopy. Skinął głową w kierunku niebieskowłosej dziewczyny, która najwyraźniej znała już jego upodobania i bez wahania sięgnęła po butelkę z piwem, otwierając ją sprawnym ruchem o brzeg połyskującej lady. Szklane naczynie prześliznęło się po śliskiej powierzchni i zatrzymało się w dłoni blondyna, który mrugnął w ramach podziękowania do swojej znajomej. Zajął wolne miejsce obok pogrążonej w zadumie dziewczynie. Nie odezwał się jednak do niej, obserwując ją uważnie z góry. Bawiła się pływającym na powierzchni napoju kawałkiem cytryny i kompletnie go ignorowała, jakby nie zauważyła jego nagłej obecności. Próbował jakoś zwrócić na siebie jej uwagę, ale było zbyt głośno, by dosłyszała jego sugestywne pochrząkiwanie. Jego intensywny, wręcz świdrujący wzrok musiał jednak zadziałać, bo w pewnym momencie bardzo powoli uniosła głowę i niechętnie spojrzała na niego. Dość szybko jej usta wykrzywił rozczarowany grymas. Westchnęła głęboko, szybko powracając do poprzedniej czynności zatapiania cząstki owocu w napoju z bąbelkami. Jej obojętność była wyjątkowo denerwująca. Poprawił czapkę, naciągając ją mocniej na czoło i niby przypadkowo szturchnął blondynkę ramieniem. Ariel niebezpiecznie zachwiała się na stołku, prawie zsuwając się z niego. I tym razem to on kompletnie zignorował jej wściekły wzrok i grad morderczych spojrzeń. Gdy łokciem wymierzyła mu celne uderzenie prosto w żebra, nie wytrzymał i parsknął śmiechem. Zrobił spory łyk piwa, zerkając na nią z wyższością.
- Wiesz, Keller, już miałem pytać, co osoba twojego pokroju robi w takim miejscu, ale później połączyłem fakty i zrozumiałem, że to chyba najbardziej odpowiedni klub dla ciebie. Ocean, syrenka. Syrenka, ocean. Syrenka w oceanie. To ma sens – wyznał po chwili, starając się przekrzyczeć dudnienie za ich plecami. Ariel sięgnęła ustami po słomkę i pociągnęła spory łyk coli, po czym spojrzała na niego kątem oka, nie kryjąc rozdrażnienia.
- To już staje się nudne i na pewno nie tak zabawne, jakby ci się mogło wydawać – odparła zmęczonym głosem, pochylając się delikatnie w jego stronę, by nie musieć zdzierać sobie gardła. Luke uważnie spojrzał na jej twarz, dostrzegając dokładnie delikatne rumieńce na jej nadętych policzkach. Jej jasne oczy błyszczały ze złości. Zdmuchnęła grzywkę z czoła i odsunęła się od niego.
- To nie jest zabawne, Keller, to jest prawdziwe. Mała syrenka również miała problem z chodzeniem i nogami, a ocean był jej naturalnym środowiskiem. Wszystko się zgadza – wyjaśnił chłodnym tonem, wzruszając apatycznie ramionami. Ariel wypiła pozostałą zawartość szklanki jednym haustem i uniosła ją w górę, prosząc o dolewkę. Gdy tylko barmanka podeszła do nich, posłała w stronę Luke'a zalotne spojrzenie, delikatnie oblizując usta. Pochyliła się nad barem, ustawiając przed blondynką butelkę coli, a jej dłoń celowo otarła się o jego rękę. Odruchowo lekko oszołomionym spojrzeniem powędrował w kierunku jej dekoltu, a ona zaśmiała się, prostując się. Poprawiła sobie lekko zadartą bluzkę, co spotkało się z krótkim uśmiechem blondyna.
- Powinieneś podrzucić naszej małej Arielce swoje demo, może da ci szansę na występ u nas – zaproponowała i kręcąc zachęcająco biodrami, oddaliła się od nich. Chłopak przez krótką chwilę podążał za nią wzrokiem, ale szybko pokręcił głową i wypił resztkę piwa.
- Czy jest w tym mieście jakaś dziewczyna, z którą się nie przespałeś? - zapytała niespodziewanie jego towarzyszka, posyłając mu pogardliwe spojrzenie, gdy przelewała słodki napój do szklanki, wrzucając standardowo kawałek cytryny do niego. Zmrużył mocniej powieki, obserwując w ciszy podskakujące bąbelki. Nagle oprzytomniał i z pełną uwagą się jej przyjrzał.
- Po pierwsze – zaczął, naśladując jej piskliwy głos. - Nie znasz mnie. A po drugie nie znasz mnie.
- Widzę, że czasami mnie słuchasz, Hemmings. Jestem pod ogromnym i szczerym wrażeniem – odparła z udawanym oczarowaniem, przykładając dłoń do piersi na wysokości serca, co wywołało grymas na jego twarzy. - Szkoda, że tak dobrze nie idzie ci z powtarzaniem moich słów dotyczących gramatyki.
Luke zmrużył oczy, patrząc na nią ze sporym niezrozumieniem. Nie znosił, kiedy robiła z niego głupka, popisując się swoją inteligencją. Najgorsze było jednak to, że ona doskonale zdawała sobie z tego sprawę i czerpała niezwykłą przyjemność z poniżania go. Zawsze wtedy jej oczy błyszczały niesamowitym blaskiem triumfu i radości, choć bardzo rzadko okazywała przed nim jakiekolwiek emocje. Poza nienawiścią. Już był gotowy się odgryźć, kiedy za nimi ktoś niespodziewanie się pojawił, wciskając głowę między ich ramiona. Nieznany mu chłopak z szerokim uśmiechem i wyjątkowo dużymi ustami szczerzył się do blondynki.
- Szukam kogoś do tańca – oznajmił nagle, zerkając raz na nią, raz na niego. Jego zacięte, pewne spojrzenie przerażało Luke'a.
- Nie, dzięki, nie tańczę – odpowiedział przesłodzonym do granic możliwości głosem, krzywiąc się z niesmakiem. Brzmiał tak pewnie, jakby naprawdę był przekonany o tym, że te słowa były skierowane właśnie do niego, mimo iż zdawał sobie sprawę, że dotyczyły wyłącznie blondynki. Ich namolny towarzysz nie zareagował, sugestywnie spoglądając na bliską uśmiechnięcia się Ariel.
- To jak? - ponowił pytanie, wysuwając w jej stronę dłoń, którą ku zaskoczeniu Luke'a bez wahania ujęła.
- Jasne, Andrew – odpowiedziała beztrosko, a blondyn zdał sobie sprawę, że musiała znać tego kolesia, który tak bezpardonowo przerwał ich jakże fascynującą wymianę zdań. Patrzył, jak zeskakiwała z krzesełka i wsparta na ramieniu chłopaka, zaczęła się oddalać, lekko utykając. Nie raczyła nawet na niego spojrzeć, bez słowa i z pełną premedytacją zostawiając go dla jakiegoś okularnika z wielkimi wargami.
- Ej, Keller! - krzyknął za nią. Spojrzała na niego przez ramię, nie kryjąc zdziwienia. Początkowo nie miał pojęcia, dlaczego to zrobił, w popłochu rozglądając się na boki i zaczął poszukiwać jakiegoś racjonalnego wytłumaczenia tego niewytłumaczalnego nawet dla niego zachowania. W końcu coś dostrzegł. - Twoja wierna przyjaciółka – dodał pospiesznie, lekko drżącym głosem i skinął nieznacznie głową w stronę wspartej o ladę kuli.
- Możesz się nią zaopiekować – odrzekła, wzruszając lekko ramionami i mocniej objęła rękę chłopaka.
- Chyba śnisz – parsknął z niedowierzaniem, ale ona już go nie słuchała, ginąc w tłumie ze swoim nowym kolegą. - Idiotka – burknął ze złością i okręcił się na krzesełku, zatrzymując przy ladzie baru. Krótkim ruchem ręki przywołał do siebie dziewczynę, uśmiechając się do niej podejrzliwie. Spojrzał przelotnie na niewielką plakietkę, która przypięta była do jeansowej kamizelki. Wcześniej był całkiem blisko, gdy próbował odgadnąć jej imię.
- Co dla ciebie, Lukey? - spytała kokieteryjnie, zagryzając delikatnie wargę. Okręciła kosmyk niebieskich włosów wokół palca i pochyliła się delikatnie.
- Joey, Joey – powiedział z głębokim westchnieniem, uśmiechając się do niej. - Znasz Keller?
- Ariel? - Jo wyraźnie się zdziwiła, posyłając mu zdezorientowane spojrzenie, ale on przytaknął bez słowa. - Menedżer klubu to jakiś znajomy jej brata, Ariel potrzebowała pracy, a że ze względów wiadomych nie może pracować fizycznie, to wykorzystując jej zafascynowanie muzyką stwierdzili, że będzie idealna do wyszukiwania nowych, perspektywicznych kapel. Jara ją przesłuchiwanie tego wszystkiego, ma dziewczyna dar do odnajdywania perełek.
- A wiesz co jej się stało?
- A wiesz, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła?
- Oh – westchnął, przewracając oczami. Odebrał od niej przygotowanego drinka, a dziewczyna zaśmiała się głośno. - Wiesz?
- Nie mam pojęcia – odpowiedziała z rozczarowaniem, lekko kręcąc głową. Luke zrobił niewielki łyk gorzkiego trunku, przyglądając się, jak z niezwykłym sprytem i zaradnością obsługiwała kolejnych, namolnych klientów, każdego z nich racząc uprzejmym uśmiechem.
- O której kończysz? - zapytał w końcu, gdy ponownie przystanęła przed nim, aby napełnić mu szklankę. Zlustrowała go pełnym radości spojrzeniem i nachyliła się, szepcząc mu coś na ucho. Kąciki jego ust delikatnie uniosły się, gdy poczuł ostry zapach jej perfum, a końcówki jej włosów przesunęły się po skórze szyi.

#

- Cholera jasna! Jeszcze jego było mi tutaj trzeba - jęknęła z niezadowoleniem, kiedy wyjeżdżając z klubowego parkingu dostrzegła znajomo wyglądającą postać. Chłopak stał na brzegu krawężnika, co jakiś czas chwiejąc się niebezpiecznie i z zagryzionymi wargami próbował odszukać coś w telefonie. Zatrzymała samochód i z cichym westchnieniem oparła obie ręce na kierownicy. Drzwi jej starego, sfatygowanego pickupa zaskrzypiały złowrogo, gdy tylko je otworzyła tuż przed blondynem. Jego nieprzytomny, lekko rozbiegany wzrok przesunął się niespiesznie po całym pojeździe, a z jego ust wydobył się głośny dziewczęcy chichot. Ariel wypuściła niespokojnie powietrze z ust, powstrzymując się przed nieodpowiednim komentarzem.
- Wykradłaś to cacko ze złomowiska czy jak? - zapytał w ten denerwujący, przedrzeźniający ją sposób, kolejny raz zanosząc się głupim śmiechem. Znowu się zachwiał, w ostatniej chwili podpierając się o uchylone drzwiczki, które ponownie zaskrzypiały. - Wow, wow! – powiedział do siebie, uciskając palcami nasadę nosa, gdy zakręciło mu się w głowie.
- Jesteś pijany.
- Jak na to wpadłaś, Keller? - Luke otworzył szerzej oczy z udawanym zaskoczeniem i ironią w głosie. Kilka przydługich sekund wpatrywali się w siebie, wymieniając nienawistne spojrzenia, po czym chłopak czknął dość głośno i zaśmiał się szczebiotliwie, przesłaniając dłonią usta. Ariel przymknęła oczy z bezradnością, kręcąc głową.
- Nienawidzę pijanych ludzi – mruknęła do siebie, wzdychając ciężko. Luke parsknął prześmiewczo, wspierając się na zarysowanych drzwiach, by kolejny raz utrzymać równowagę.
- Nie uważasz … - rozpoczął, ale momentalnie wróciła czkawka. Wstrzymał na moment powietrze, unosząc w górę wskazujący palec, którym niebezpiecznie wycelował w dziewczynę. - Bo mówisz, że nienawidzisz pijanych, a jakiś czas temu zupełnie nie przeszkadzało ci to, kiedy mnie wykorzystywałaś do swoich poronionych celów – wyjaśnił bełkotliwie, chwiejąc się na nogach i co chwilę milkł, biorąc głęboki haust powietrza. - Nie uważasz, że jesteś hip … hep … hop … - jąkał się, nie potrafiąc najwyraźniej znaleźć odpowiedniego słowa.
- Nie uważam, że kim jestem, co? - spytała beznamiętnie, trochę naśmiewając się z jego chwilowej niedyspozycji, a on spojrzał na nią nieprzytomnie. Zaśmiał się błazeńsko.
- Hipochondryczką – odparł tak szybko, jak tylko było to możliwe w tamtej chwili i w jego stanie. Z dumą nad swoim niebywałym osiągnięciem pokonania tego jakże karkołomnego słowa pokiwał głową. Ariel rzuciła mu pełne niezrozumienia spojrzenie, marszcząc brwi.
- Hipokrytką, kretynie – poprawiła go, powstrzymując mimo wszystko rozbawienie jego pomyłką.
- Tym też – przytaknął.
- Wsiadasz? - Ariel od razu zmieniła temat, bo nie widziała żadnego sensu w dalszej konwersacji z nim.
- Chcesz mnie znowu przelecieć, no nie?
- Naprawdę aż tak bardzo nadal cię to boli? Że to ciebie ktoś wykorzystał, a nie odwrotnie? Zrozum, że byłeś całkiem przypadkowym wyborem, nawet nie wiedziałam, kim jesteś w tamtej chwili. Po prostu wydałeś mi się najbardziej pijany ze wszystkich, a więc istniało wielkie prawdopodobieństwo, że nie będziesz nic pamiętał. To tyle. Nie doszukuj się tam żadnych przemyślanych zagrań, nic takiego nie miało miejsca. Nie jesteś nikim wyjątkowym.
- Wow – sapnął z niemałym uznaniem, unosząc obie dłonie w obronnym geście, gdy wreszcie skończyła mówić. - Nie tak szybko. Zatrzymałem się gdzieś w okolicach tego czy mnie boli.
Dziewczyna zacisnęła drżące ze złości usta, wbijając paznokcie w miękkie obicie kierownicy. Nie wiedziała, po co się tam zatrzymała, a teraz utwierdzała się w przekonaniu, że nie powinna tego robić. Rano przecież i tak niczego by nie pamiętał, a ona niepotrzebnie kolejny raz wpadła w furię.
- Wsiadasz? - ponowiła pytanie, ale on zrobił krok w tył, potykając się o krawężnik i zatrzasnął drzwi. Oparł łokcie o otwarte okno i wsadził głowę do środka samochodu.
- Jestem tutaj już z kimś umówiony – wyjaśnił, uśmiechając się w wyjątkowo absurdalny sposób. W prawym policzku dostrzegła małe wgłębienie.
- W tym stanie?
- A co, martwisz się o mnie? - odpowiedział pytaniem na pytanie, szczerząc się głupkowato. Ariel westchnęła przeciągle.
- To ostatnia rzecz, jaka mogłaby zaprzątać moją głowę. Także wybacz, ale nie – stwierdziła przesłodzonym głosikiem, wykrzywiając usta. Luke znowu zarechotał, a kiedy wycofywał się, uderzył tyłem głowy o dach auta. Głuchy huk rozniósł się po wnętrzu.
- Świetnie – przyznał obojętnie, pocierając dłonią pulsujące z bólu miejsce.
- Świetnie – zgodziła się, po czym nachyliła się w stronę fotela pasażera i podkręciła szybę. Nie spojrzała już nawet na chłopaka, przekręcając kluczyk w stacyjce. Pickup zawarczał nieprzyjemnie, a z radia popłynęła pełna szmerów muzyka. Wróciła na jezdnię, kierując się do domu. Przed pierwszym zakrętem spojrzała jeszcze w lusterko, dostrzegając w nim siedzącego na chodniku z telefonem w dłoni chłopaka. Potrząsnęła głową i włączając kierunkowskaz, wjechała na główną ulicę miasta.



sobota

#dziewięć. nienawidzę, gdy mi pomagasz.


- To był wyborny rzut, no sami przyznajcie! I dzięki mnie wygraliśmy ten mecz! – stwierdził dumnie Ashton, wyjmując słomkę z papierowej otoczki. Zamieszał colę w kubku, a delikatny szum ocierających się o siebie kostek lodu sprawił, że Luke, który siedział naprzeciw niego, spojrzał na chłopaka znad tacki zapełnionej drugim śniadaniem. W dłoniach zgniatał niewielką chusteczkę i kompletnie nie miał pojęcia, co się wokół niego właśnie działo.
- Gdybym nie przyblokował w ostatnich sekundach tego nażelowanego lalusia, to na gówno by się przydał ten twój cudowny rzut! - odgryzł się złośliwie Michael z ustami pełnymi jedzenia.
- Nadal uważam, że zasłużyłem na miano MVP.
- Raczej JZWSI – odparł Clifford, wciskając kolejny kawałek kanapki do ust. Ash zmrużył lekko powieki, nie do końca rozumiejąc. - Jestem Zapatrzonym W Siebie Idiotą – wyjaśnił pospiesznie przyjaciel, a Irwin wywrócił jedynie oczami i odwinął z folii pachnącą wyjątkowo smakowicie tortillę.
- A ty co myślisz, nasz nieoceniony, najlepszy kapitanie? - zagadnął blondyna, po czym z nieznacznym grymasem obrzydzenia spojrzał na wnętrze swojego jedzenia. Luke oparł łokcie na blacie stolika i niechętnie popatrzył na niego. Wzruszył ramionami, pociągając z tekturowego kubeczka spory łyk mrożonej herbaty. Nie był w nastroju do prowadzenia zgorzałych dyskusji nawet na temat koszykówki. Od kilku dni jego głowę zaprzątała tylko jedna rzecz, o której paradoksalnie nie chciał myśleć i której za wszelką cenę chciał się pozbyć. Nie był jednak do końca przekonany, czy powinien wierzyć w słowa Keller, ale wszystko, co mu powiedziała zdawało się mieć ogromny sens. Choć wizja ich razem przyprawiała go o mdłości i był prawie zdolny do tego, aby złożyć przed samym sobą obietnicę, że na kolejnej imprezie nie tknie do ust alkoholu. Ale chyba nikt nie był w stanie w to uwierzyć, na czele z nim samym. Musiał mimo wielkich oporów i wątpliwości zaufać jej. Musiał wierzyć, że nikt nigdy o tym się nie dowie. Nie zwracając większej uwagi na kłócących się kolejny raz przyjaciół, bez słowa podniósł się z krzesełka i wrzucając nietknięty posiłek do kosza na śmieci, wyszedł ze stołówki.
Nie znosił tych plączących się po korytarzach pierwszoroczniaków, a na jego nieszczęście kolejną lekcję miał po drugiej stronie budynku w sali chemicznej. Gdy tylko pokonał stado wrzeszczących dzieciaków, wszedł do klasy, zajął wolne miejsce pod oknem i ze słuchawkami ustawionymi na pełną głośność rozsiadł się na krześle. Dopiero kiedy do środka weszła nauczycielka, wyciszył muzykę i zsunął je na szyję. Dość szybko jednak stracił kontakt z rzeczywistością, kiedy pani Stevens zaczęła tłumaczyć im zasady, które będą obowiązywały przy kolejnym fascynującym projekcie, na który nikt z uczniów na pewno nie miał ochoty, po tym jak wcześniejsze zadanie większość z nich przypłaciła poparzonymi palcami i zatruciami. Zabawy w chemików okazały się być naprawdę niebezpieczne. Z znudzoną miną przeglądał więc w telefonie kolejne strony, starając się zająć jakoś lekcyjną godzinę. Z zamyślenia wyrwało go skrzypienie otwierających się drzwi, w których pojawiła się zdyszana dziewczyna, a przez pomieszczenie przemknął zimny podmuch wiatru. Zdejmowała pospiesznie czapkę z głowy, łapiąc niespokojnie kolejne hausty powietrza, a jasne, splątane włosy zsunęły się na jej ramiona. Uważnie spojrzał na nią, gdy gorączkowo przepraszała kobietę za spóźnienie, odgarniając grzywkę z czoła. Zdziwiło go to, bo przecież największy szkolny prymus i wzór wszelkich cnót zawsze zjawiał się na czas. Z opuszczoną wstydliwie głową ruszyła w kierunku wolnego krzesełka przy ścianie. Spoglądając przez ramię, obserwował zajmującą miejsce w ostatniej z ławek blondynkę, która nerwowo wyjmowała podręcznik z plecaka, przy okazji potrącając kilka szklanych probówek na stoliku. Małe naczynka zachybotały złowrogo na blacie, ale ku jej wielkiemu szczęściu ani jeden nie przewrócił się. Była wyraźnie nie w formie, wciąż ciężko oddychając, a chwilami miał wrażenie, że wyglądała tak, jakby się czegoś obawiała. Choć równie dobrze mogło mu się to tylko wydawać.
- Ariel, zamierzasz spędzić całą lekcję w tych ciemnych okularach? - spytała zniecierpliwionym tonem nauczycielka i w tej chwili nie było już osoby w klasie, która nie spoglądałaby na dziewczynę. Przez salę przetoczyły się stłumione szmery. Luke dostrzegł jak niespokojne zadrżała, lekko przygryzając wargę. Jej zaczerwienione policzki zauważalnie kontrastowały z jasną cerą.
- Mam zapalenie spojówek – wydukała pospiesznie, a pani Stevens westchnęła tylko ostentacyjnie i machnęła ręką, nie drążąc już dalej tego tematu. Złośliwe szepty, jak na zawołanie ucichły i wszyscy ponownie wrócili do tematu lekcji, bo szczypiące oczu kogoś tak przeciętnego jak ona nie stanowiły żadnej klasowej sensacji. Mimo jej niemrawego zapewnienia, chłopak jeszcze krótką chwilę wpatrywał się w nią, chyba nie do końca wierząc w te słowa i był prawie pewny, że spojrzała na niego, choć ciemne szkło okularów skutecznie to zamaskowało. Jednocześnie zdawał sobie sprawę z tego, że nie powinno go to w ogóle obchodzić, dlatego odwrócił się ponownie w stronę tablicy i sięgnął po leżący na skraju blatu zeszyt. Był jednak daleki od tego, by robić jakiekolwiek notatki.

#

Wycieraczki z trudem nadążały ze zgarnianiem wody z przedniej szyby. Luke ograniczył prędkość do minimum, próbując przebić się przez ścianę deszczu. Ulicami płynęła rwąca rzeka, a ciężkie krople rozbryzgiwały się we wszystkich możliwych kierunkach. Słoneczny dzień w ułamku sekund zmienił się w prawdziwe piekło.
- Co za pogoda! - mruknął do siebie, włączając radio. Kiedy sięgał po leżącą na bocznym siedzeniu płytę, którą wcześniej dostał od Michaela, w ostatniej chwili dostrzegł idącą poboczem postać, wyłaniająca się nagle zza kurtyny wody. Wyhamował gwałtownie, rzucając kilka siarczystych przekleństw pod adresem nieodpowiedzialnego przechodnia. Nie mógł uwierzyć, że ktoś miał ochotę spacerować w takiej ulewie. Uderzył nerwowo dłońmi w kierownicę. Dopiero po chwili dostrzegł wyraźniej wspartą na kuli dziewczynę i z cichym westchnieniem wywrócił oczami, kręcąc obojętnie głową. Zaklął kolejny raz, zaciskając mocniej usta. Była ostatnią osobą, którą pragnął właśnie w tamtej chwili spotkać. Podjechał bliżej i uchylił lekko okno, próbując przekrzyczeć szum wody. - Wsiadaj!
Dziewczyna skręciła głowę w jego stronę, ocierając twarz z nieustająco spadających kropel i zsunęła z czoła mokrą grzywkę, chowając ją pod przemoknięty kaptur. Sino fioletowe usta odznaczały się dość wyraźnie na tle przemarzniętych, bladych policzków. Ku jego wielkiemu zdziwieniu wciąż miała na nosie okulary. Nie chciał jednak zastanawiać się nad powodem, dla którego nie zdjęła ich nawet na moment, bo już dawno doszedł do wniosku, że była dziwna i trudno było czasami zrozumieć jej czyny.
- Nie trzeba, poradzę sobie – odkrzyknęła, dzielnie kuśtykając przed siebie. Zrobiła kilka kroków, po czym kolejny raz pośliznęła się na grząskim podłożu. Chłopak zaśmiał się ironicznie, wciąż jadąc powoli obok niej.
- Wiesz co, Keller? Zdążyłem się już dowiedzieć, że masz nie po kolei w głowie, ale ty nadal zaskakujesz mnie swoją głupotą.
- Jedź już sobie, OK? – poprosiła gniewnie, przepuszczając gestem ręki jego samochód, ale on nie zamierzał dawać za wygraną. Nie wiedział, po co tak nalegał, ale nawet jemu było głupio zostawić ją w taką pogodę. Tym bardziej, że ze swoją kulą i problemami z chodzeniem miała podwójnie utrudnione zadanie. Choć wizja, aby ją ominąć i przy okazji ochlapać błotem tworzącym się w zagłębieniu przy brzegu jezdni była niezwykle kusząca. Zdrowy rozsądek i resztki przyzwoitości tym razem jednak zwyciężyły, a on skarcił się w myślach za swoją uległość.
- Wsiadaj, kretynko! - powtórzył zmęczonym głosem i pochylając się, otworzył drzwi. Ariel przez krótką chwilę wyraźnie wahała się, czy przystać na jego propozycję, ale w końcu poddała się. Nieporadnie zdejmując z ramion przemoczony do ostatniej nitki plecak, wcisnęła się na siedzenie obok niego. Była zmieszana i wyraźnie zakłopotana całą tą sytuacją.
- Nie nazywaj mnie kretynką, kretynie! - jęknęła obronnie, kiedy zapinała pasy, a on nadal przyglądał jej się z niewzruszoną miną, jednak te pełne udawanego oburzenia słowa sprawiły, że kąciki ust nieznacznie drgnęły.
- Dobrze, syrenko – odparł nad wyraz poważnie, a ona otuliła się mocniej ramionami, racząc go jedynie obojętnym westchnieniem. Nie była w nastroju na głupie żarty, dlatego postanowiła zignorować jego uwagę.
- Tylko nie myśl sobie, że będę ci za to wszystko wdzięczna – uprzedziła go, podnosząc wskazujący palec i celując nim prosto w chłopaka, po czym zsunęła z głowy mokry kaptur. Luke parsknął śmiechem.
- To była ostatnia rzecz, o której mógłbym pomyśleć.
- Świetnie – mruknęła.
- Świetnie.
Wbił bieg i z piskiem opon ruszył zalaną wodą ulicą, nie spoglądając już nawet na dziewczynę. Niezręczną ciszę mąciły uderzające o metalowy dach krople deszczu, zagłuszając nawet płynącą z głośników muzykę. Luke wystukiwał nieznany nikomu rytm, uderzając palcem o kierownicę. Cały czas próbował skupić się na drodze. Gdy zatrzymali się na skrzyżowaniu, nie wytrzymał i kątem oka zerknął na nią. Trzęsła się z zimna, szczękając zębami i zaciskając zsiniałe palce na rękawach kurtki. Na brodzie dostrzegł niewielkie zadrapanie, które wcześniej nie przykuło jego uwagi. Bez słowa zwiększył temperaturę i wychylił się w stronę tylnych siedzeń, chwytając leżącą tam bluzę z treningu. Rzucił ją niechlujnie na niczego niespodziewającą się dziewczynę. Aż podskoczyła z przerażenia, po czym z zaciętym wyrazem twarzy, starając się ukryć strach, odrzuciła mu jego własność. Luke potrząsnął bez przekonania głową i ponownie narzucił na nią odzienie, ale ona ponownie go nie przyjęła. Kilka razy przerzucali ubranie między sobą, aż w końcu chłopak odpuścił. Zachowywała się jak naburmuszone dziecko, które koniecznie chciało zrobić na złość rodzicom, nawet kosztem własnego zdrowia.
- To nawet lepiej, marznij sobie – powiedział nagle ozięble, kiedy światło zrobiło się zielone i w końcu ruszył z miejsca. Odwrócił od niej obojętny wzrok i zrobił głośniej, kiedy w radio rozpoczęła się kolejna piosenka. Bez żadnego skrępowania zaczął na cały głos śpiewać razem z wykonawcą, czując na sobie zdumione spojrzenie dziewczyny, którym jednak nie zamierzał się przejmować. Tak samo jak tym, że nadal drżała z wyziębienia i przemoczenia. Nagle gdzieś przez tumult deszczowych krople i potężnych basów przebił się jej głos, gdy dołączyła do jego małego koncertu. Tym razem to on spojrzał na nią, nie kryjąc zdziwienia. W tej samej chwili skręciła głowę w jego stronę i ich spojrzenia przez chwilę spotkały się, choć tylko ona o tym wiedziała, bo jej oczy przesłonięte były ciemnym szkłem. Luke pierwszy odwrócił wzrok.
- Powiedziałam ci, że nikomu nie wyjawię tego, co zaszło między nami tamtej nocy, nie rozumiem dlaczego wciąż się tym tak przejmujesz, Hemmings – odezwała się, gdy tylko kawałek dobiegł końca, a wnętrzem samochodu zawładnął chwilowy spokój.
- Nie przejmuję się – burknął obruszony, poprawiając się na siedzeniu i mocniej ścisnął palcami kierownicę. Ariel posłała mu litościwe spojrzenie, skryte za ciemnymi okularami.
- Jasne – parsknęła z ironią. - Połowy dziewczyn, z którymi się przespałeś nawet nie pamiętasz, więc wyluzuj.
- A ty skąd to możesz wiedzieć, Keller, co?
- A może tak nie jest, Hemmings, co? - odpowiedziała pytaniem na pytanie, w przedrzeźniający sposób naśladując jego złośliwy ton. Luke jednak nie dał żadnej odpowiedzi, bo prawdopodobnie zdał sobie sprawę z tego, że miała rację. - No właśnie – dodała ze spokojem, gdy wciąż milczał i potarła o siebie zmarznięte ręce. Blondyn spojrzał kolejny raz na nią i wzdychając ociężale, oddał jej bluzę. Tym razem już nie protestowała, nakładając ją na siebie.
- Po co ci te okulary? - zapytał, zmieniając temat.
- Już mówiłam, zapalenie spojówek – wyjaśniła trochę zbyt pospiesznie, odwracając głowę w stronę okna. Spory kosmyk włosów zsunął się na jej twarz, zakrywając ją jeszcze bardziej. Zdawał sobie sprawę z tego, że kłamała, ale nie czuł się zobowiązany do tego, aby za wszelką cenę dochodzić prawdy. To była jej sprawa. Żadne z nich nie odezwało się już przez resztę drogi, dzielnie trwając w kompletnej ciszy.
Kilka minut później zatrzymali się przed jej domem. Ariel z niemałym trudem wygramoliła się z auta, wychodząc na skąpany w wodzie chodnik. Zanim zdążyła zatrzasnąć za sobą drzwi, Luke krzyknął w jej stronę:
- Dziękuję?!
- Nie ma za co – odparła beznamiętnie, wzruszając ramionami i trzasnęła drzwiami, kuśtykając w stronę werandy w strugach rzęsistego deszczu. Luke skrzywił się, gdy huk wstrząsnął samochodem. Nienawidził, gdy ktoś się zachowywał w taki sposób. Ostatni raz spojrzał, jak nieporadnie wspinała się po śliskich schodach, po czym znikła w ciemnościach korytarza. Utwierdził się tylko w przekonaniu, że poza widocznymi problemami z nogami, miała również coś z głową. Na samą myśl o tym zaśmiał się pod nosem. Odetchnął głęboko i ustawił w końcu płytę od Clifforda, włączając przygotowaną przez niego playlistę. Gdy tylko rozbrzmiały pierwsze takty, pokręcił obojętnie głową i ruszył przed siebie.