Otarł
z czoła strużkę potu, opierając się z wycieńczenia o swoja
szafkę. To był kolejny morderczy trening, który miał ich
przygotować do walki o mistrzostwo. Rozgrywki wchodziły w
decydująca fazę, dlatego wszystko inne, co nie dotyczyło
koszykówki zeszło w tamtym czasie na boczny tor. Gdy zaczął
pakować do torby dres, przy szafce obok pojawił się Calum.
Spojrzał na niego, zatrzaskując z hukiem skrzypiące drzwiczki.
Chłopak aż podskoczył, zerkając na niego z niezrozumieniem.
-
Całkiem nieźle ci dziś poszło, Hood – powiedział, poklepując
go po ramieniu. Brunet wydawał się być niesamowicie zszokowany tym
niespodziewanym wyznaniem. Zmrużył lekko oczy, badawczo
przyglądając mu się.
-
Masz jakiś interes – stwierdził pewnie, co wywołało cichy
śmiech blondyna. Przez chwilę próbował udawać, że było to
całkowicie bezinteresowne, ale dość szybko zrezygnował.
-
No dobra – przyznał ciszej, rozglądając się dyskretnie na boki,
jakby się obawiał, że ktoś ich mógł usłyszeć.
-
I jak mniemam chodzi o Ariel – dodał z jeszcze większą
pewnością, bo poczuł, że zyskał nad Hemmingsem przewagę. W dość
nonszalancki sposób oparł się o szafkę, wyczekująco potupując
stopą. Luke wyraźnie się zmieszał, wciąż niespokojnie
obserwując wszystko dookoła.
-
Chodzi o to, że nie było jej dziś w szkole, nie odpowiada na moje
wiadomości, a potrzebuję się z nią pilnie skontaktować w sprawie
korepetycji – zaczął się tłumaczyć, rzucając pierwsze
wyjaśnienie, które w tamtej chwili przyszło mu do głowy. Calum
parsknął śmiechem, posyłając mu litościwe spojrzenie. Tym razem
to on poklepał go po ramieniu.
-
Oczywiście. Korepetycje. I to pewnie z biologii. Uczycie się
anatomii – zażartował, a Luke aż poczerwieniał ze złości,
zaciskając z całej siły zęby. W ostatniej chwili powstrzymał się
przed uderzeniem go, by zetrzeć mu z twarzy ten cyniczny uśmieszek.
-
To jak? - zapytał ponaglająco, a Calum wzruszył tylko ramionami od
niechcenia.
-
Nie wiem gdzie jest Ariel – wyznał trochę zbyt szybko, odwracając
gdzieś wzrok. Wcześniejsze rozbawienie momentalnie ulotniło się.
Blondyn wziął głębszy oddech, gdy Hood odwrócił się od niego,
próbując tym krótkim kłamstwem go zbyć. Bez żadnego ostrzeżenia
ruszył za nim i chwytając go za koszulkę, przyparł chłopaka do
ściany.
-
Chyba nie chcesz spędzić najbliższego meczu na trybunach, co? -
szepnął do niego przez zaciśnięte zęby, po czym szybko go
puścił, aby nie wzbudzać podejrzeń pozostałych graczy. Poklepał
Caluma po ręce, ale zrobił to na tyle mocno, że chłopak aż
przymknął oczy. Zaczął natarczywie rozmasowywać sobie pulsujące
z bólu ramię, gniewnie spoglądając w kierunku Hemmingsa.
-
Musisz mi coś najpierw obiecać – powiedział niepewnie, a Luke
uniósł nieznacznie brew, niecierpliwiąc się coraz bardziej.
-
Co?
-
Że zrobisz wszystko, co w twojej mocy, aby jej pomóc, bo tylko
tobie może się to udać.
#
Stanął
w progu pokoju Caluma i kiedy tylko obejrzał się za siebie,
zorientował się, że został sam. Całą drogę do jego domu
chłopak nie odezwał się nawet słowem, nie chcąc powiedzieć mu o
co w tym wszystkim chodziło. Nieobecność Ariel w szkole była
niepokojąca, ale próbował nie dopuszczać do siebie żadnych
negatywnych myśli. Niepewnie wszedł do środka, dostrzegając
skuloną postać przy oknie. Pomieszczenie pogrążone było w
półmroku i prawie idealnej ciszy, którą co jakiś czas przerywał
świst wiatru. Nerwowo potarł dłonią twarz i zrobił kilka kroków
w przód. Gdy tylko na nią spojrzał, natychmiast ogarnął go nie
dający się wyjaśnić niepokój. Jakby czuł, że coś złego mogło
się wydarzyć.
-
Cześć – mruknął niepewnie, wykrzywiając lekko na boki stopy.
Zauważył, jak drgnęła, gwałtownie odwracając się w jego
stronę. Chciał coś powiedzieć, ale w jednej chwili wszelkie słowa
ugrzęzły mu w gardle. Przewieszona przez ramię torba treningowa z
łoskotem osunęła się na ziemię. Wcześniejszy nikły uśmiech,
który przez chwilę błąkał się po jego ustach momentalnie znikł.
Poczuł gwałtowny skurcz w żołądku. Nawet nie zorientował się,
że palce z niesamowitą siłą zacisnęły się, wbijając coraz
mocniej w skórę dłoni. Całe jego ciało zaczęło drżeć. Kiedy
tylko zrozumiała, że to on tak niespodziewanie wtargnął do
pokoju, opuściła głowę, a splątane, mokre włosy zsunęły się
z jej ramion, przesłaniając całą twarz.
-
Jak mnie tu znalazłeś? - spytała podenerwowanym głosem, ponownie
zwracając się do niego plecami. Nie był jednak w stanie
wypowiedzieć nawet jednego słowa, wciąż oniemiały wpatrując się
w nią. Miał wrażenie, że w pokoju zrobiło się nagle cieplej, a
jemu zaczęło brakować tchu. Z trudem panował nad oddechem, gdy
potężny ból rozsadzał mu głowę. Przez moment miał wrażenie,
że był uczestnikiem jakiegoś ogromnego nieporozumienia. Nie
potrafił zebrać szalejących myśli, wmawiając sobie bez przerwy,
że to tylko kolejny koszmar, z którego miał się za chwilę
obudzić.
-
Czy … - zaczął, ale nie był pewny, o co tak naprawdę chciał
zapytać.
-
Idź sobie – wyszeptała, naciągając ciągle rękawy za dużej
bluzy. Zadrżał kolejny raz, nie ruszając się z miejsca. - Wyjdź!
- krzyknęła rozpaczliwie, gdy zdała sobie sprawę, że nadal tam
był. Przymknął lekko oczy, gdy wrzasnęła ponownie. Podbiegła do
niego, próbując wyrzucić go z pokoju. Jej małe, zaciśnięte
piąstki uderzały go nieporadnie, ale każdy jej ruch wydawał się
być pozbawiony jakiejkolwiek siły. Wreszcie poddała się i
opuściła bezradnie ramiona. Ciężko sapiąc, wpatrywała się w
niego.
-
Nie rozumiem – powiedział w końcu, nieprzerwanie wbijając w nią
pozbawiony emocji wzrok. Rozchyliła lekko usta, a jedna samotna łza
spłynęła po zaróżowiałym policzku. Zachłysnęła się
powietrzem, gdy sięgnął dłonią w kierunku jej twarzy i opuszkami
palców przesunął delikatnie po zasiniałej skórze. Rozcięta
dolna warga zadrżała, kiedy tylko jego kciuk zahaczył o jeszcze
świeżą ranę na brodzie.
-
Nie chciałam, żebyś to widział. Odejdź, błagam cię –
zaszlochała, choć każde kolejne słowo zdawała się wypowiadać z
coraz mniejszą pewnością w głosie. Luke oderwał rękę i zrobił
krok w tył. Ruszył w stronę wyjścia. Złapał klamkę, a w tej
samej chwili za jego plecami rozległ się cichy płacz. Przystanął,
zamykając na krótki moment oczy. Delikatnie zatrzasnął drzwi i
bez słowa wrócił do niej. Raptownie chwycił ją w swoje ramiona,
czując jak ufnie przylgnęła do niego. Cały czas trzęsła się,
zanosząc się płaczem. Nigdy wcześniej nie widział jej w takim
stanie. Była w kompletnej rozsypce, nie wiedział, jak jej pomóc, a
ta bezradność sprawiała, że czuł się jeszcze gorzej. Troskliwie
złożył pocałunek na jej czole, odgarniając z twarzy
poprzyklejane, pachnące jeszcze szamponem włosy.
-
Już dobrze – zapewnił, samego siebie próbując przekonać do
prawdziwości tych słów. Ariel znowu załkała.
-
Przepraszam. Przepraszam, jestem beznadziejna.
Bez
zastanowienia otulił dłońmi jej zadrapane policzki i zmusił do
tego, aby na niego spojrzała. Z trudem wytrzymywał to puste
spojrzenie dziewczyny. Ocierał kciukiem wciąż spływające łzy.
-
Jesteś wyjątkowa, jesteś silna, jesteś piękna, nawet kiedy
płaczesz, a może wtedy przede wszystkim – mówił spokojnie,
będąc przekonanym o słuszności tych słów.
-
Nie, nie jestem – zaprzeczyła rozpaczliwie, a on kolejny raz
pozwolił, by schowała się w jego ramionach. Wbiła palce w jego
plecy, ściskając mocno spód koszulki.
-
Nawet nie masz pojęcia - mruknął jej nad uchem, gładząc dłonią
włosy.
-
Jestem nikim. Moja własna matka wolałaby, abym nigdy się nie
urodziła – kontynuowała, jakby celowo ignorując jego
wcześniejsze słowa. W tej samej chwili Luke stracił cierpliwość.
Potrząsnął nią lekko, pochylając się nad nią.
-
Nigdy więcej tak nie mów! - rzucił oburzony, a ona przymknęła
powieki, gdy podniósł głos. - Przepraszam, nie chciałem – dodał
pospiesznie, widząc, że wystraszył ją. Spojrzała na niego z
oczami pełnymi łez, z drżącymi nadal wargami i wypiekami na
twarzy.
-
Nie chcę być już silna, ani wyjątkowa. Nie chcę już nic –
wymamrotała, odsuwając się od niego. - Mam dość.
Wpatrywał
się chwilę w jej zgarbione plecy, gdy lękliwie kuliła się,
przesłaniając naciągniętym rękawem twarz. Nie mógł znieść
widoku jej cierpienia, chciał coś z tym zrobić, ale zdawał sobie
sprawę, że bez jej wsparcia nie miał na to żadnych szans.
Odetchnął głęboko i podszedł do niej. Odwrócił ją w swoją
stronę, by znowu zamknąć ją w bezpiecznym uścisku ramion.
-
Tak dalej być nie może, musisz coś z tym zrobić – powiedział
szeptem, tuląc ją czule. Nadal drżała, choć cały ten czas
próbował ogrzać dotykiem jej rozdygotane ciało.
-
Nie mam siły – wyjęczała, wysuwając się z objęcia. Patrzył
jak oddalała się od niego, zatrzymując się przy oknie. Była taka
bezbronna, krucha i pełna smutku, z którym w końcu przestała
walczyć. - To Lily powinna przeżyć, nie ja. Była idealna, wszyscy
ją kochali …
-
Nie pieprz głupot, Keller! - zezłościł się, zaciskając mocniej
pięści. - Nie będę mówić, że cię rozumiem, bo tak na pewno
nie jest, ale wiem coś innego. Był jakiś powód, dla którego to
właśnie tobie się udało przeżyć!
-
Zabawne. Ciekawe jaki? - zapytała z kpiną, zerkając na niego przez
ramię. Otarła twarz, pociągając nosem. Luke patrzył na nią
przez chwilę, po czym zbliżył się i wykorzystując moment
zawahania, pocałował ją. Poczuł na ustach słony posmak jej łez,
gdy tylko ich wargi zetknęły się. Pogrążeni w zapomnieniu,
lgnęli mimowolnie do siebie, sycąc się wzajemną bliskością.
Gdy
nie mogła złapać tchu, uchylił lekko powieki i spojrzał na nią.
-
Może tym powodem jestem ja?
#
Ogień
skwierczał w kominku, roznosząc po pokoju kojące ciepło. Ariel
siedziała z podkulonymi nogami na kanapie, co chwilę poprawiając
zsuwający się z ramion koc. Nie była nawet pewna, jak trafiła do
domku na plaży, bo ostatnie godziny wydawały się tak bardzo
niewyraźne i zamglone, że niewiele z nich pamiętała. Gdy
usłyszała skrzypienie kuchennych drzwi, skręciła lekko głowę,
dostrzegając zmierzającego w jej stronę Luke'a. Niósł dwa kubki
herbaty. Miała wrażenie, że uśmiechnął się na krótki moment,
gdy ich spojrzenia się spotkały. Bez słowa zajął miejsce obok
niej, odstawiając parujący napar na stoliku.
-
Wszystko w porządku? - zapytał w końcu, zerkając ukradkiem na
nią, jakby się obawiał jej reakcji. Nie chciała już niczego
udawać, dlatego kiedy tylko na niego spojrzała, lekko potrząsnęła
głową. Szybko jednak ją opuściła z zawstydzeniem, wbijając
wzrok w chyboczące się płomienie. Zacisnęła zsiniałe usta.
-
Nic nie będzie już w porządku.
Nagle
zapadła głucha cisza, w której oboje obojętnie wpatrywali się
przed siebie. Wiedzieli, że słowa nie był tak naprawdę potrzebne,
bo i tak nie mogły już nic zmienić. Wszystko zostało już
wcześniej zaplanowane i czegokolwiek by nie zrobili, było już za
późno. Ariel nawet nie zauważyła jak chwycił jej dłoń i
zamknął ją w szczelnym, ciepłym objęciu. Spojrzała na niego.
-
Nie musisz tego robić – wyznała tonem wyzbytym z wszelkich
emocji. Chłopak skręcił głowę, zerkając na nią.
-
Czego?
-
Nie musisz się nade mną litować – dokończyła, odwracając
wzrok.
-
Wiesz co? - Luke niespodziewanie uniósł się, skupiając na nowo
jej uwagę na sobie. - Czasami cię nienawidzę, ale tak
naprawdę, tak z całych sił. Czasami mam ochotę udusić cię
gołymi rękami, mam ochotę rzucić to wszystko i przestać się
angażować. Przyjąć twoją postawę i mieć wszystko i wszystkich
głęboko gdzieś …
-
Co cię powstrzymuje? - weszła mu w słowo, a Luke parsknął
pogardliwie śmiechem. Pokręcił z bezradnością głową.
-
Bo czasami …
Ariel
poderwała się i przesłoniła mu dłonią usta.
-
Nie, nie mów już nic – rozkazała, a w oczach pojawił się
strach. Chwycił ją za nadgarstek, zabrał jej rękę i przyciągnął
do siebie.
-
To nic nie zmieni – powiedział cicho, patrząc jej prosto w oczy.
Poczuła delikatne ukłucie w klatce piersiowej, gdy tak
niespodziewanie znalazła się blisko niego. Pachniał słodką,
owocową herbatą. Przesuwał palcem po jej policzku, a ona
bezwiednie poddała się temu dotykowi.
-
Ale …
-
Uwierz mi, też nie planowałem tego – przerwał jej. - Wcale nie
jest mi to wszystko potrzebne. Też miałem wszystko poukładane,
wszystko zaplanowane, ale najwyraźniej nie tak miało być.
Przymknęła
zmęczone oczy, lekko odwracając głowę w bok.
-
To musi się skończyć – powiedziała bez przekonania, nie
potrafiąc na niego spojrzeć. - To nigdy nie powinno się wydarzyć,
nigdy nie powinniśmy się spotkać. To był błąd.
-
Teraz już za późno – odpowiedział i nie czekając na jej
reakcję, pocałował ją. Najpierw delikatnie, z niesamowitą
troską, jakby nie chciał zrobić jej większej krzywdy. Czule
dotykał jej drżących warg, a ona całkowicie oddała się w jego
władanie. Przylgnęła bliżej niego, a on bez wahania objął jej
twarz. Dreszcz przebieg przez całe ciało, gdy delikatnie wsunął
dłoń pod koszulkę, gładząc opuszkami palców dół pleców. Czuł
jak z każdą kolejną sekundą napięte dotąd mięśnie zaczęły
się powoli rozluźniać. Pocałunek stawał się bardziej
natarczywy, jakby próbowała pozbyć się całego swojego bólu
przez to jedno, krótkie zbliżenie. Jakby chciała, by na moment
wszystko przestało mieć jakiekolwiek znaczenie.
Ich
czoła zetknęły, gdy z trudem panowali nad ciężkimi oddechami, a
lekko rozbiegane, przepełnione emocjami spojrzenia spotkały się.
-
To jest złe – wydukała, przesuwając wskazującym palcem po jego
pokrytej niewielkim zarostem twarzy. Wydawało jej się, że Luke
uśmiechnął się.
-
Może właśnie o to w tym wszystkim chodzi.
-
Nie chcę być powodem czyjegoś cierpienia – wyznała z nutką
zawstydzenia, opuszczając speszony wzrok.
-
Chcesz przez to powiedzieć, że jednak trochę zależy ci na mnie? -
spytał z zawadiacko uniesioną brwią, a Ariel momentalnie na niego
spojrzenia. Wykrzywiła usta.
-
Nigdy nic takiego nie powiedziałam – fuknęła obruszona,
wysuwając dłoń z jego objęcia. Teraz była już pewna, że się
uśmiechnął, gdy w policzku dostrzegła niewielkie wgłębienie.
-
Tak naprawdę to nie musisz nic mówić – oznajmił z wyższością,
świadomy tego, że zdobywał nad nią przewagę. - I nie musisz już
udawać. Czasami wolno nam czuć smutek, rozczarowanie, ból.
Kiedy
nie zamierzała już nic mówić, dumnie unosząc obrażona głowę,
poczuła jak kolejny raz wsunął dłoń pod jej plecy i przygarnął
ją do siebie. Nigdy nie przypuszczała, że ktoś, kogo tak mocno
nienawidziła, miał stać się jednocześnie największą ulgą w
jej cierpieniu. Zadarła lekko głowę i spojrzała na niego.
-
Nienawidzę cię – szepnęła tonem pozbawionym wszelkich
emocji, gdy zaczął się z nią delikatnie kołysać w takt nuconej
cicho melodii.
-
Świetnie.
-
Świetnie.