Zerknęła
niepewnie w bok, posyłając Calumowi zlęknione spojrzenie. Gdzieś
podświadomie miała to przedziwne wrażenie, że pojawienie się tam
wcale nie było najbardziej racjonalnym posunięciem. Wzięła
głęboki wdech i chwyciła jego ramię, stawiając uważnie kolejne
kroki na grząskim, wciąż ciepłym piasku. Chłopak ścisnął jej
dłoń i uśmiechnął się szeroko, pociągając za sobą.
-
Może nie powinniśmy tam iść – sapnęła z rezygnacją w głosie,
stanowczo szarpiąc ręką przyjaciela. Zatrzymała się, nie chcąc
iść dalej. Wydęła usta i zmarszczyła czoło, robiąc
naburmuszoną minę. Hood zmierzył ją pełnym litości wzrokiem i
wywrócił oczami.
-
Trzeba być twardym, nie miętkim.
-
Miękkim – poprawiła go momentalnie, co spotkało się z kolejnym
pogardliwym spojrzeniem.
-
Nie marudź, idziemy! - zarządził nieustępliwie i nie reagując
już na jej pojękiwania, dociągnął ją do domku rodziców
Hemmingsa, gdzie już z daleka słychać było odgłosy dobrej
zabawy.
Zatrzymali
się na środku wejścia od strony tarasu, zupełnie nie zwracając
niczyjej uwagi swoim niespodziewanym pojawieniem się. Wymienili
jedynie sugestywne spojrzenia, rozglądając się bez przekonania po
hałaśliwym pokoju. Ariel bez problemu dostrzegła Luke'a w tłumie
bawiących się ludzi. Jego jasna czupryna górowała nad wszystkimi,
czyniąc z niego dość łatwy cel do namierzenia. Nawet nie
zorientowała się, kiedy jej usta wygięły się w delikatnym
uśmiechu, który nie umknął uwadze jej towarzysza. Dopiero kiedy
Calum trącił ją ramieniem, potrząsnęła lekko głową,
spoglądając na niego podejrzliwie.
-
Czego?
-
Nic, nic – rzucił obronnie, nie mogąc powstrzymać śmiechu. - Po
prostu pewnych rzeczy nie da się ukryć nawet pod najgrubszą maską
nienawiści i obojętności - Ariel wbiła mu łokieć w żebra,
posyłając mordercze spojrzenie, kiedy krzywił się z bólu. - A to
za co? - zapytał z wyrzutem, ale ona już nie odpowiedziała,
odwracając się w drugą stronę. Znowu jej wzrok mimowolnie
powędrował w stronę otoczonego wianuszkiem dziewcząt Luke'a.
Niezaprzeczalnie uwielbiał przebywać w samym centrum uwagi,
podziwiany przez wszystkich. I kiedy tak na niego spoglądała,
zrozumiała, że jej świat zupełnie nie pasował do jego. Bardzo
dawno temu była na jego miejscu, ale po tym wszystkim co się
wydarzyło tamte czasy zdawały się być jedynie mglistym
wspomnieniem, o którym wolała już nie pamiętać. Westchnęła ze
zniechęcenie.
-
A nie mówiłam, że to zły pomysł, aby tu przy … - zamilkła,
orientując się, że tak naprawdę mówiła do siebie, bo Caluma już
przy niej nie było. Odnalazła go chwilę później po drugiej
stronie salonu z resztą chłopaków z drużyny. - Przecudownie –
burknęła pod nosem, wywracając beznamiętnie oczami. Lekko
utykając, odwróciła się za siebie, ruszając w stronę wyjścia.
#
Był
znudzony tym szczebiotliwym śmiechem stojących obok niego
dziewcząt. Nie umiał jednak znaleźć żadnego racjonalnego
argumentu, aby się ich pozbyć, dlatego co chwilę przytakiwał z
wymuszonym uśmiechem, popijając ciepłe już piwo. Nagle uniósł
znużony wzrok, rozglądając się obojętnie po tłumnie
zgromadzonych w pokoju ludziach, z których połowy nie kojarzył, co
niezaprzeczalnie było zasługą Irwina. Odruchowo wstrzymał
powietrze, gdy w tarasowych drzwiach zauważył Ariel. Bez słowa
zostawił grupkę dziewcząt i ruszył pospiesznie za nią,
przebijając się przez tłum gości. Wybiegł na zewnątrz, goniąc
za oddalająca się blondynką. Gdy zatrzymała się przy brzegu
oceanu, on również przystanął, obserwując uważnie jak z uporem
próbowała związać włosy, które ciągle rozwiewał wieczorny
wiatr.
-
Świetnie – warknęła rozeźlona, kiedy kolejna próba zakończyła
się niepowodzeniem, a ona rozgoryczona opuściła ramiona,
rozkopując stopą górkę piasku.
-
Świetnie. W zasadzie w takich rozpuszczonych lepiej wyglądasz –
stwierdził po chwili, równając się z nią. Nie spojrzał jednak w
jej stronę, uparcie wpatrując się w delikatnie wzburzoną taflę
wody, ale był przekonany, że właśnie wydęła usta, spoglądając
na niego z mordem w oczach. Samo wyobrażenie jej miny sprawiło, że
parsknął śmiechem.
-
Tylko ciebie jeszcze mi tu brakowało – wymamrotała i celowo, by
zrobić mu na złość, związała włosy. Gdy na nią w końcu
spojrzał, tym razem to ona nieustępliwie obserwowała sunące w
stronę brzegu fale.
-
No wiesz, to trochę moja impreza, więc mój widok nie powinien cię
dziwić – stwierdził z nutką ironii w głosie, lustrując ją
wzrokiem. Wytrwale unikała spojrzenia, mrużąc oczy. Drgnęła
nieznacznie, kiedy przez przypadek otarł się o jej nieosłonięte
ramię.
-
Nieważne – odparła i wzruszyła obojętnie ramionami, odsuwając
się od niego.
-
Ale nie przypuszczałem, że się tutaj zjawisz. Jestem prawdziwie
zaskoczony – przyznał z pełną szczerością, a ona zmierzyła go
z pogardą.
-
Nie zaskoczony, tylko pijany – poprawiła go, wykrzywiając usta.
Luke uśmiechnął się delikatnie, wpatrując się w nią z zapartym
tchem.
-
A ty urocza jak zawsze – westchnął beznamiętnie, opuszczając
ręce. Ona znowu nie okazując żadnego zainteresowania jego osobą,
zwróciła się w stronę szumiącego oceanu. Przymknęła oczy,
kiedy kolejny podmuch wiatru uderzył w jej ciało, a chłodna woda
obmyła zakopane w piasku stopy. Wyglądała tak delikatnie,
bezbronnie, tak pięknie, że przez dłuższą chwilę nie potrafił
oderwać od niej wzroku.
-
Nie patrz już na mnie – powiedziała cicho, a on znowu się
uśmiechnął. Nie potrafił pojąć tego, co tak naprawdę ciągle
pchało go do niej. Nie wyróżniała się niczym szczególnym, była
przeciętna, była jedną z wielu, a mimo to nieustannie błąkała
się w jego myślach. Mógł mieć każdą, ale przewrotny los
postawił mu na drodze właśnie tę jedną z nielicznych, która
wytrwale umiała go nie chcieć.
-
W takim razie po co tutaj przyszłaś?
-
Dobre pytanie, Hemmings, od godziny je sobie zadaję –
odpowiedziała zgryźliwie.
-
Czasami się zastanawiam, czy jest w tym jakikolwiek sens, no wiesz,
w tym, że jak ten skończony głupek ciągle za tobą biegam, a ty
ciągle uciekasz.
-
Tylko utwierdzasz mnie w przekonaniu, że jesteś cholernie pijany –
powtórzyła, ani na moment nie odwracając od niego oczu i dzielnie
walcząc z przeszywającym spojrzeniem. Miał wrażenie, że kącik
jej ust nieznacznie drgnął, ale szybko zastąpił go ponury grymas.
-
Bo bywają takie chwile, że zaczynam mieć nadzieję, ale w kolejnej
sekundzie znowu nienawiść przejmuje nad tobą kontrolę i wszystko
wraca do początku. To powoli zaczyna być męczące.
Dziewczyna
uśmiechnęła się, ale nie był to zwyczajny uśmiech. Ten
przesiąknięty był ironią i goryczą.
-
Nie pij już tyle, ok?
-
Nieważne – mruknął zrezygnowany, wciskając dłonie w kieszenie
spodni i odwrócił się od niej. Trwali tak w kompletnej ciszy,
otuleni podmuchami wiatru. Uparcie unosili się dumą, co jakiś czas
przyłapując się na ukradkowych spojrzeniach. Szybko jednak
odwracali wzrok, nie chcąc przyznać się do tego, że zostali
nakryci na czymś niestosownym. Zupełnie jak nieśmiałe, uparte
przedszkolaki.
-
No, no, Hemmings – rozległ się za nimi czyjś rozbawiony głos.
Równocześnie spojrzeli w bok, dostrzegając grupkę chłopaków,
którzy niespodziewanie zjawili się obok. Kilkoro zawodników z
przeciwnej drużyny, których kilka godzin temu udało im się
pokonać. - Nie sądziłem, że teraz bawisz się w wolontariat –
dodał najwyższy z nich, a cała reszta wpadła w histeryczny
śmiech. Luke instynktownie zacisnął pięści, kątem oka zerkając
na niewzruszoną Ariel. Poczuł lekkie ukłucie w żołądku, kiedy
bez żadnych zahamowań i wyrzutów sumienia obrażali ją.
-
Ma to chociaż jakieś zastosowanie, sprząta, pierze, prasuje?
-
Jakiś nowy program pomocy ubogim, czy jak?
-
Jeszcze w zeszłym sezonie wolałeś prawdziwe dziewczyny.
-
Może się dołączymy, co? Masz jakieś inne pokraki?
-
Chodźmy stąd – zaproponował nerwowo, delikatnie dotykając jej
ramienia. Ariel popatrzyła na niego pustym wzrokiem, ruszając przed
siebie.
-
Nie chcesz nam pokazać swojej kuternogi? Tchórzysz znowu? Jak na
boisku?
-
Nie słuchaj ich – szepnął jej na ucho, popychając lekko do
przodu. - Po prostu idź!
Głośno
wykrzykiwane obraźliwe epitety i przekleństwa, wymieszane z
jednoznacznymi gestami przybierały z każdą chwilą na sile. W
końcu Luke nie wytrzymał, przystając na moment. Blondynka dopiero
po chwili zorientowała się, że przestał za nią podążać, więc
pospiesznie do niego wróciła.
-
Ej, nie warto – powiedziała do niego, chwytając jego dłoń.
Poczuł, jak czule zaczęła gładzić palcami skórę, starając się
go uspokoić. - To nie ma sensu. Ich słowa i tak nic nie znaczą.
-
Nie. Mogę – wysyczał przez zaciśnięte zęby, wyrywając się.
Zawrócił i bez żadnego ostrzeżenia rzucił się na jednego z
nich. Jego zaciśnięta pięść zatrzymała się na szczęce
chłopaka, a gruchotanie kości było na tyle głośne, że przez
zgromadzonych wokół nich kolegów przeszedł zdumiony jęk.
-
Luke, nie! - wrzasnęła, podbiegając za nim, ale był już za
późno.
-
Natychmiast ją przeproś! - rozkazał, popychając go dość
stanowczo. Ten roześmiał się ironicznie, spoglądając na swoich
towarzyszy, którzy zawtórowali mu.
-
Mam przepraszać jakieś popychadło? Nie kpij sobie ze mnie,
Hemmings – odparł z sarkazmem, rozcierając pulsujący z bólu
policzek. - Niech łamaga zna swoje miejsce!
W
ułamku sekundy prawie wszyscy zebrali się przy brzegu,
przeistaczając tę bijatykę w najlepszą zabawę. Krzyczeli,
gwizdali, dopingowali, bawiąc się przy tym wyśmienicie. Tylko
Ariel nie mogła na to patrzeć, ale była zbyt słaba, by móc w
jakikolwiek sposób to przerwać. Co chwilę dochodziły ją odgłosy
kolejnych ciosów. Zrobiło jej się niedobrze, gdy usłyszała
bolesny jęk Luke'a, kiedy łokieć przeciwnika znalazł się na jego
brzuchu. Tłum znowu zawył z wrażenia, po to by moment później
ponownie krzyczeć z ekscytacji.
I
nagle wszystko ucichło. Zapadła kompletna cisza, przerywana jedynie
szumem oceanu. Wszyscy zamarli, z przerażeniem wpatrując się w
leżące bezwładnie ciało i plamę krwi na piasku. Ktoś krzyknął,
ktoś uciekł, ktoś próbował pomóc. Wszystko zaczęło dziać się
tak szybko i tak niespodziewanie, że nikt nie zdał sobie nawet
sprawy, że po kilku minutach pojawił się ambulans, a zaraz za nim
policyjny radiowóz.
#
Niespokojnie
naciągała rękawy bluzy, próbując ukryć rosnące zdenerwowanie.
Pustym, jakby nieobecnym wzrokiem przyglądała się co chwilę
podjeżdżającym policyjnym radiowozom. Za każdym razem, kiedy
tylko drzwi wejściowe posterunku otwierały się, z nadzieją
spoglądała w tamtym kierunku. Po kilkudziesięciu dłużących się
w nieskończoność minutach poderwała się z ławki, dostrzegając
wyłaniająca się z budynku znajomą postać. Lekko przygarbiony, z
włosami w kompletnym nieładzie i narzuconą niedbale na ramionach
kurtką szedł tuż za rodzicami, wbijając obojętny wzrok w swoje
stopy. Wlókł od niechcenia nogami, wciskając mocniej dłonie w
kieszenie spodni. Ze wstrzymanym oddech podążała za nim
wystraszonym wzrokiem, nie wiedząc tak naprawdę co tam robiła.
Zrezygnowana pokręciła głową, obserwując jak cała trójka
wsiadała do samochodu. W tej samej chwili Luke podniósł głowę i
spojrzał na nią. Nie była świadoma jak długo wpatrywali się w
siebie w kompletnym milczeniu. Westchnęła ciężko, zaciskając
mocniej usta. Pani Hemmings zerknęła na syna i bez słowa ujęła
jego twarz w dłonie, całując z troską w czoło, gdy pochylił się
nad nią. Przytuliła go i krótkim gestem głowy dała mu znać,
żeby podszedł do niej. Chłopak narzucił kaptur, bez przekonania
ruszając przed siebie. Szedł wolno, niepewnie stawiając każdy
krok. Gdy zatrzymał się tuż przed nią, lekko zadrżała. Nie
potrafił zbyt długo znieść jej spojrzenia, po chwili opuszczając
głowę. Uniosła drżącą dłoń, dotykając nią posiniałego
policzka. Przesunęła palcem po szramie na brodzie, zmuszając go do
tego, by na nią wreszcie spojrzał. Miał takie smutne, puste oczy.
Przymknął raptownie powieki, gdy przypadkiem zahaczyła o rozciętą
wargę. Skrzywił się. Zupełnie niespodziewanie zacisnęła dłonie
na jego koszulce i przyciągnęła go do siebie, zarzucając ręce na
szyję. Poczuła jak w następnej sekundzie odwzajemnił gest,
otulając ramionami jej dygoczące ciało.
-
Śmierdzisz – mruknęła przeciągle, mocniej go obejmując.
Zdenerwowanie sprawiało, że sama nie była świadoma tego, co
mówiła. Musiała je kolejny raz ukryć pod pozorami obojętności i
mało stosownych żartów. Wspięła się wyżej na palcach, wtulając
policzek w zagłębienie szyi.
-
Przepraszam – jęknął, przyciągając ją jeszcze bliżej. Z
niespotykaną zachłannością łaknął jej obecności, lgnąc do
niej nieustannie. Wyczuła, że coraz bardziej trząsł się, ani na
moment nie chcąc wypuścić jej z objęcia. - Masz pełne prawo,
żeby mnie teraz nienawidzić.
-
I bez twojego pozwolenia cię nienawidzę – odparła
szeptem, zsuwając dłoń po jego ramieniu. Splotła ich palce i
zadarła głowę, by na niego popatrzeć. Oparł czoło o jej czoło
i ciężko westchnął.
-
To koniec.
-
Koniec czego? - zapytała ze zdziwieniem.
-
Wszystkiego – wyznał zrezygnowany, odsuwając się od niej. - Z
tymi zarzutami mogę zapomnieć o stypendium, o koszykówce, o dobrej
uczelni, o wszystkim.
Dotknęła
jego twarz, kolejny raz z czułością ją gładząc. Nerwowo drgnął,
kiedy wsunęła palce w posklejane włosy i delikatnie przyciągnęła
go do siebie. Zachłysnął się powietrzem, gdy znowu otoczyła go
troskliwie ramionami.
-
Może jakoś się ułoży, może wycofają zarzuty, w końcu tamten
ma tylko rozbitą głowę z kilkoma szwami – szepnęła,
przesuwając palcami po jego napiętych mięśniach pleców. Luke
gwałtownie wyprostował się i rzucił jej rozzłoszczone
spojrzenie, odpychając od siebie.
-
Nic się nie ułoży! Nie masz pojęcia kim są jego rodzice! -
krzyknął, unosząc w nerwowym geście ręce. Ariel cofnęła się,
lękliwie spoglądając na wściekłego chłopaka. Niespokojnie
zaciskał wargi, dysząc głośno. - Co ty możesz wiedzieć o tym,
jak to jest, kiedy wszystkie twoje marzenia i plany w jednej chwili
się rozpadają!
-
Oczywiście, absolutnie nic o tym nie wiem! - zaśmiała się
złośliwie. - Bo przecież miałam takie przesrane życie od zawsze!
Od zawsze byłam kulejącą pokraką, więc nie mam pojęcia, jak to
jest stracić wszystko i wszystkich! Nie mam cholernego pojęcia! To
tylko przywilej ludzi takich jak ty! - odkrzyknęła, z trudem łapiąc
powietrze. Zakrztusiła się, ciężko oddychając. Trzęsła się z
wściekłości, nie mogąc uwierzyć w to, co przed chwilą
usłyszała. Popatrzyła na niego z grymasem obrzydzenia na twarzy,
kręcąc bezradnie głową. Dostrzegła jak momentalnie posmutniał,
próbując się do niej zbliżyć. Zrobił jednak kolejny krok w tył,
nie pozwalając się dotknąć.
-
Przepraszam.
-
Wracaj już lepiej do domu – wyznała zdecydowanie ciszej, gestem
wskazując mu wciąż oczekujących w samochodzie rodziców. Spojrzał
w tamtym kierunku.
-
Nie chciałem tego powiedzieć i wcale tak nie myślę, po prostu nie
wiem, co robić – powiedział łamiącym się głosem, spoglądając
na nią smutnymi oczami. Zacisnęła palce, byle tylko nie ulec temu
magnetyzującemu spojrzeniu. Zagryzła drżące usta, odwracając
głowę w bok. Luke podszedł w końcu do niej, ujmując twarz w
zimne, zadrapane dłonie. Początkowo nie chciała otworzyć oczu,
ale kiedy poczuła ciepły oddech na policzku, poddała się.
-
Wracaj – szepnęła bez przekonania, głęboko oddychając. Chciała
być silna, ale nie potrafiła, gdy pochylił się jeszcze bardziej,
wtulając się w nią ufnie.
-
Nie chcę być dziś sam – przyznał wstydliwie, odsuwając się
delikatnie. Kolejny raz popatrzył jej prosto w oczy, nie wiedząc
czego mógł się spodziewać po tak odważnym wyznaniu. Jednak im
dłużej mu się przyglądała, im dłużej przesiąknięte
bezradnością oczy wpatrywały się w nią, tym trudniej
przychodziła jej walka z samą sobą. Opuściła bezsilnie ramiona,
ostatecznie mu ulegając. Bezgłośnie wyraziła zgodę, a on
uśmiechnął się, przesuwając kciukiem po jej policzku.
-
Wyglądasz beznadziejnie – powiedziała po chwili.
-
Musiałabyś zobaczyć tego drugiego – bąknął, siląc się na
ironiczny uśmiech, po czym pozwolił jej chwycić swoje ramię,
prowadząc w stronę zaparkowanego nieopodal pickupa.
-
Dziękuję – powiedziała niepewnie, kiedy pomógł wsiąść jej
do samochodu. Spojrzała na niego spod opadającej na oczy grzywki,
prawie niezauważenie uśmiechając się.
Oh God
OdpowiedzUsuńLuke w końcu zachowuje sie przyzwoicie! Gratulacje!
Szkoda mi go, że tak wszystko nagle legło w gruzach
Rozdział jak zwykle super
nawet nie wiesz ile na niego czekałam
Achhh ta wspaniała parka x,x
OdpowiedzUsuńZastanawia mnie jak to się skończy, bo mimo tego, że się „nienawidzą” cały czas do siebie lgną i to takie urocze jest aww *.*
Ogólnie to Luke wkońcu nie zachowuje się jak ciota i broni swoją księżniczkę, a nie udaje, że nie ma z nią nic wspólnego :)
Jezu jak ja kocham ich relację. Jest taka nietypowa i oryginalna, co czyni ją wyjątkową.
OdpowiedzUsuńWidać że następuje w nich jakaś przemiana, Luke w końcu umie się przyznać, że ma z Ariel cokolwiek wspólnego, a ona za to umie się przełamać i pokazać trochę uczuć ;)
On się pobil bo ją bronił omg
OdpowiedzUsuńO matko LOVE LOVE LOVE
OdpowiedzUsuńoj Ala, Ala
OdpowiedzUsuńjak ty to robisz? jestes cudowna no
Jezu, Jezu, Jezu, Jeeeeezuuuuu
OdpowiedzUsuńCo za rozdział, no nie mogę, taki perfekcyjny!
Już nie mogę doczekać się następnego! ;)
nie wiem czy jestem bardziej zła na Hemminga czy bardziej z niego dumna. z jednej strony należało się tamtemu, ale z drugiej siłą i tak nic nie zdziałał a jedynie spieprzył wszystko. a gdy jeszcze dodał to o straceniu wszystkiego i że Ariel nic o tym nie wie, to jakoś tak wszystko przechyliło się na jego niekorzyść.
OdpowiedzUsuńwychodzi teraz na to, że Ariel i Luke są pozostawieni na pastwę samych siebie. chociaz nie wydaje mi się, żeby to jakos szczegolnie ich do siebie zbliżyło.
pozdrawiam!
o wowow jaka akcja ;oo
OdpowiedzUsuńnie wiem jak skomentować tą sytuacje, ponieważ mam mieszane uczucia, zarazem mi go szkoda, a zarazem to jego wina, chociaż jednak oni go sprowokowali, ale w sumie dobrze, ze pierwszy raz postawił się w jej obronie
OdpowiedzUsuńmam nadzieję, że dobrze spędzą razem wieczór, poranek czy coś
ale się dzieje! czekam na nexta!
OdpowiedzUsuńSerdecznie zapraszam na moje ff Sztuka Zabijania z Justinem.
http://art-of-killing.blogspot.com/ liczę na opinię:)
Boże.....
OdpowiedzUsuńTakie piękne* _*
Cudowny rozdział!
naprawdę świetny rozdział, wprowadzasz nas w taką niepewność co będzie dalej. wiem, że napisanie rozdziału zajmuję wiele czasu, złożenie wszystkich myśli w jedną całość to jest dopiero wyzwanie, i wiem, że musisz wiele poświęcić, dlatego naprawdę należą ci się wielkie podziękowania i gratulację ! :)
OdpowiedzUsuńczekam na następny rozdział, i już zjada mnie ciekawość jakie będą dalsze losy Ariel i Luka.
Chyba pierwszy raz stanął w jej obronie, więc całkowicie wybaczam mu zaczęcie bójki. Ta relacja między nimi to taka zabawa w kotka i myszkę, z tym że ani kotek, ani myszka żyć bez siebie już nie mogą. Niezaprzeczalnie pragną wzajemnej obecności. Oby go oczyszczono z zarzutów, bo koszykówka jest jedyną rzeczą, która sprawia mu dużą przyjemność (nie wliczając w to wkurzania panny Keller).
OdpowiedzUsuńK.
Omg koniec takie słodki skwbiwbw
OdpowiedzUsuń