kwietnia 17, 2015

#trzydzieścisześć. nienawidzę twoich smutnych oczu.


Zerknęła niepewnie w bok, posyłając Calumowi zlęknione spojrzenie. Gdzieś podświadomie miała to przedziwne wrażenie, że pojawienie się tam wcale nie było najbardziej racjonalnym posunięciem. Wzięła głęboki wdech i chwyciła jego ramię, stawiając uważnie kolejne kroki na grząskim, wciąż ciepłym piasku. Chłopak ścisnął jej dłoń i uśmiechnął się szeroko, pociągając za sobą.
- Może nie powinniśmy tam iść – sapnęła z rezygnacją w głosie, stanowczo szarpiąc ręką przyjaciela. Zatrzymała się, nie chcąc iść dalej. Wydęła usta i zmarszczyła czoło, robiąc naburmuszoną minę. Hood zmierzył ją pełnym litości wzrokiem i wywrócił oczami.
- Trzeba być twardym, nie miętkim.
- Miękkim – poprawiła go momentalnie, co spotkało się z kolejnym pogardliwym spojrzeniem.
- Nie marudź, idziemy! - zarządził nieustępliwie i nie reagując już na jej pojękiwania, dociągnął ją do domku rodziców Hemmingsa, gdzie już z daleka słychać było odgłosy dobrej zabawy.
Zatrzymali się na środku wejścia od strony tarasu, zupełnie nie zwracając niczyjej uwagi swoim niespodziewanym pojawieniem się. Wymienili jedynie sugestywne spojrzenia, rozglądając się bez przekonania po hałaśliwym pokoju. Ariel bez problemu dostrzegła Luke'a w tłumie bawiących się ludzi. Jego jasna czupryna górowała nad wszystkimi, czyniąc z niego dość łatwy cel do namierzenia. Nawet nie zorientowała się, kiedy jej usta wygięły się w delikatnym uśmiechu, który nie umknął uwadze jej towarzysza. Dopiero kiedy Calum trącił ją ramieniem, potrząsnęła lekko głową, spoglądając na niego podejrzliwie.
- Czego?
- Nic, nic – rzucił obronnie, nie mogąc powstrzymać śmiechu. - Po prostu pewnych rzeczy nie da się ukryć nawet pod najgrubszą maską nienawiści i obojętności - Ariel wbiła mu łokieć w żebra, posyłając mordercze spojrzenie, kiedy krzywił się z bólu. - A to za co? - zapytał z wyrzutem, ale ona już nie odpowiedziała, odwracając się w drugą stronę. Znowu jej wzrok mimowolnie powędrował w stronę otoczonego wianuszkiem dziewcząt Luke'a. Niezaprzeczalnie uwielbiał przebywać w samym centrum uwagi, podziwiany przez wszystkich. I kiedy tak na niego spoglądała, zrozumiała, że jej świat zupełnie nie pasował do jego. Bardzo dawno temu była na jego miejscu, ale po tym wszystkim co się wydarzyło tamte czasy zdawały się być jedynie mglistym wspomnieniem, o którym wolała już nie pamiętać. Westchnęła ze zniechęcenie.
- A nie mówiłam, że to zły pomysł, aby tu przy … - zamilkła, orientując się, że tak naprawdę mówiła do siebie, bo Caluma już przy niej nie było. Odnalazła go chwilę później po drugiej stronie salonu z resztą chłopaków z drużyny. - Przecudownie – burknęła pod nosem, wywracając beznamiętnie oczami. Lekko utykając, odwróciła się za siebie, ruszając w stronę wyjścia.

#

Był znudzony tym szczebiotliwym śmiechem stojących obok niego dziewcząt. Nie umiał jednak znaleźć żadnego racjonalnego argumentu, aby się ich pozbyć, dlatego co chwilę przytakiwał z wymuszonym uśmiechem, popijając ciepłe już piwo. Nagle uniósł znużony wzrok, rozglądając się obojętnie po tłumnie zgromadzonych w pokoju ludziach, z których połowy nie kojarzył, co niezaprzeczalnie było zasługą Irwina. Odruchowo wstrzymał powietrze, gdy w tarasowych drzwiach zauważył Ariel. Bez słowa zostawił grupkę dziewcząt i ruszył pospiesznie za nią, przebijając się przez tłum gości. Wybiegł na zewnątrz, goniąc za oddalająca się blondynką. Gdy zatrzymała się przy brzegu oceanu, on również przystanął, obserwując uważnie jak z uporem próbowała związać włosy, które ciągle rozwiewał wieczorny wiatr.
- Świetnie – warknęła rozeźlona, kiedy kolejna próba zakończyła się niepowodzeniem, a ona rozgoryczona opuściła ramiona, rozkopując stopą górkę piasku.
- Świetnie. W zasadzie w takich rozpuszczonych lepiej wyglądasz – stwierdził po chwili, równając się z nią. Nie spojrzał jednak w jej stronę, uparcie wpatrując się w delikatnie wzburzoną taflę wody, ale był przekonany, że właśnie wydęła usta, spoglądając na niego z mordem w oczach. Samo wyobrażenie jej miny sprawiło, że parsknął śmiechem.
- Tylko ciebie jeszcze mi tu brakowało – wymamrotała i celowo, by zrobić mu na złość, związała włosy. Gdy na nią w końcu spojrzał, tym razem to ona nieustępliwie obserwowała sunące w stronę brzegu fale.
- No wiesz, to trochę moja impreza, więc mój widok nie powinien cię dziwić – stwierdził z nutką ironii w głosie, lustrując ją wzrokiem. Wytrwale unikała spojrzenia, mrużąc oczy. Drgnęła nieznacznie, kiedy przez przypadek otarł się o jej nieosłonięte ramię.
- Nieważne – odparła i wzruszyła obojętnie ramionami, odsuwając się od niego.
- Ale nie przypuszczałem, że się tutaj zjawisz. Jestem prawdziwie zaskoczony – przyznał z pełną szczerością, a ona zmierzyła go z pogardą.
- Nie zaskoczony, tylko pijany – poprawiła go, wykrzywiając usta. Luke uśmiechnął się delikatnie, wpatrując się w nią z zapartym tchem.
- A ty urocza jak zawsze – westchnął beznamiętnie, opuszczając ręce. Ona znowu nie okazując żadnego zainteresowania jego osobą, zwróciła się w stronę szumiącego oceanu. Przymknęła oczy, kiedy kolejny podmuch wiatru uderzył w jej ciało, a chłodna woda obmyła zakopane w piasku stopy. Wyglądała tak delikatnie, bezbronnie, tak pięknie, że przez dłuższą chwilę nie potrafił oderwać od niej wzroku.
- Nie patrz już na mnie – powiedziała cicho, a on znowu się uśmiechnął. Nie potrafił pojąć tego, co tak naprawdę ciągle pchało go do niej. Nie wyróżniała się niczym szczególnym, była przeciętna, była jedną z wielu, a mimo to nieustannie błąkała się w jego myślach. Mógł mieć każdą, ale przewrotny los postawił mu na drodze właśnie tę jedną z nielicznych, która wytrwale umiała go nie chcieć.
- W takim razie po co tutaj przyszłaś?
- Dobre pytanie, Hemmings, od godziny je sobie zadaję – odpowiedziała zgryźliwie.
- Czasami się zastanawiam, czy jest w tym jakikolwiek sens, no wiesz, w tym, że jak ten skończony głupek ciągle za tobą biegam, a ty ciągle uciekasz.
- Tylko utwierdzasz mnie w przekonaniu, że jesteś cholernie pijany – powtórzyła, ani na moment nie odwracając od niego oczu i dzielnie walcząc z przeszywającym spojrzeniem. Miał wrażenie, że kącik jej ust nieznacznie drgnął, ale szybko zastąpił go ponury grymas.
- Bo bywają takie chwile, że zaczynam mieć nadzieję, ale w kolejnej sekundzie znowu nienawiść przejmuje nad tobą kontrolę i wszystko wraca do początku. To powoli zaczyna być męczące.
Dziewczyna uśmiechnęła się, ale nie był to zwyczajny uśmiech. Ten przesiąknięty był ironią i goryczą.
- Nie pij już tyle, ok?
- Nieważne – mruknął zrezygnowany, wciskając dłonie w kieszenie spodni i odwrócił się od niej. Trwali tak w kompletnej ciszy, otuleni podmuchami wiatru. Uparcie unosili się dumą, co jakiś czas przyłapując się na ukradkowych spojrzeniach. Szybko jednak odwracali wzrok, nie chcąc przyznać się do tego, że zostali nakryci na czymś niestosownym. Zupełnie jak nieśmiałe, uparte przedszkolaki.
- No, no, Hemmings – rozległ się za nimi czyjś rozbawiony głos. Równocześnie spojrzeli w bok, dostrzegając grupkę chłopaków, którzy niespodziewanie zjawili się obok. Kilkoro zawodników z przeciwnej drużyny, których kilka godzin temu udało im się pokonać. - Nie sądziłem, że teraz bawisz się w wolontariat – dodał najwyższy z nich, a cała reszta wpadła w histeryczny śmiech. Luke instynktownie zacisnął pięści, kątem oka zerkając na niewzruszoną Ariel. Poczuł lekkie ukłucie w żołądku, kiedy bez żadnych zahamowań i wyrzutów sumienia obrażali ją.
- Ma to chociaż jakieś zastosowanie, sprząta, pierze, prasuje?
- Jakiś nowy program pomocy ubogim, czy jak?
- Jeszcze w zeszłym sezonie wolałeś prawdziwe dziewczyny.
- Może się dołączymy, co? Masz jakieś inne pokraki?
- Chodźmy stąd – zaproponował nerwowo, delikatnie dotykając jej ramienia. Ariel popatrzyła na niego pustym wzrokiem, ruszając przed siebie.
- Nie chcesz nam pokazać swojej kuternogi? Tchórzysz znowu? Jak na boisku?
- Nie słuchaj ich – szepnął jej na ucho, popychając lekko do przodu. - Po prostu idź!
Głośno wykrzykiwane obraźliwe epitety i przekleństwa, wymieszane z jednoznacznymi gestami przybierały z każdą chwilą na sile. W końcu Luke nie wytrzymał, przystając na moment. Blondynka dopiero po chwili zorientowała się, że przestał za nią podążać, więc pospiesznie do niego wróciła.
- Ej, nie warto – powiedziała do niego, chwytając jego dłoń. Poczuł, jak czule zaczęła gładzić palcami skórę, starając się go uspokoić. - To nie ma sensu. Ich słowa i tak nic nie znaczą.
- Nie. Mogę – wysyczał przez zaciśnięte zęby, wyrywając się. Zawrócił i bez żadnego ostrzeżenia rzucił się na jednego z nich. Jego zaciśnięta pięść zatrzymała się na szczęce chłopaka, a gruchotanie kości było na tyle głośne, że przez zgromadzonych wokół nich kolegów przeszedł zdumiony jęk.
- Luke, nie! - wrzasnęła, podbiegając za nim, ale był już za późno.
- Natychmiast ją przeproś! - rozkazał, popychając go dość stanowczo. Ten roześmiał się ironicznie, spoglądając na swoich towarzyszy, którzy zawtórowali mu.
- Mam przepraszać jakieś popychadło? Nie kpij sobie ze mnie, Hemmings – odparł z sarkazmem, rozcierając pulsujący z bólu policzek. - Niech łamaga zna swoje miejsce!
W ułamku sekundy prawie wszyscy zebrali się przy brzegu, przeistaczając tę bijatykę w najlepszą zabawę. Krzyczeli, gwizdali, dopingowali, bawiąc się przy tym wyśmienicie. Tylko Ariel nie mogła na to patrzeć, ale była zbyt słaba, by móc w jakikolwiek sposób to przerwać. Co chwilę dochodziły ją odgłosy kolejnych ciosów. Zrobiło jej się niedobrze, gdy usłyszała bolesny jęk Luke'a, kiedy łokieć przeciwnika znalazł się na jego brzuchu. Tłum znowu zawył z wrażenia, po to by moment później ponownie krzyczeć z ekscytacji.
I nagle wszystko ucichło. Zapadła kompletna cisza, przerywana jedynie szumem oceanu. Wszyscy zamarli, z przerażeniem wpatrując się w leżące bezwładnie ciało i plamę krwi na piasku. Ktoś krzyknął, ktoś uciekł, ktoś próbował pomóc. Wszystko zaczęło dziać się tak szybko i tak niespodziewanie, że nikt nie zdał sobie nawet sprawy, że po kilku minutach pojawił się ambulans, a zaraz za nim policyjny radiowóz.

#

Niespokojnie naciągała rękawy bluzy, próbując ukryć rosnące zdenerwowanie. Pustym, jakby nieobecnym wzrokiem przyglądała się co chwilę podjeżdżającym policyjnym radiowozom. Za każdym razem, kiedy tylko drzwi wejściowe posterunku otwierały się, z nadzieją spoglądała w tamtym kierunku. Po kilkudziesięciu dłużących się w nieskończoność minutach poderwała się z ławki, dostrzegając wyłaniająca się z budynku znajomą postać. Lekko przygarbiony, z włosami w kompletnym nieładzie i narzuconą niedbale na ramionach kurtką szedł tuż za rodzicami, wbijając obojętny wzrok w swoje stopy. Wlókł od niechcenia nogami, wciskając mocniej dłonie w kieszenie spodni. Ze wstrzymanym oddech podążała za nim wystraszonym wzrokiem, nie wiedząc tak naprawdę co tam robiła. Zrezygnowana pokręciła głową, obserwując jak cała trójka wsiadała do samochodu. W tej samej chwili Luke podniósł głowę i spojrzał na nią. Nie była świadoma jak długo wpatrywali się w siebie w kompletnym milczeniu. Westchnęła ciężko, zaciskając mocniej usta. Pani Hemmings zerknęła na syna i bez słowa ujęła jego twarz w dłonie, całując z troską w czoło, gdy pochylił się nad nią. Przytuliła go i krótkim gestem głowy dała mu znać, żeby podszedł do niej. Chłopak narzucił kaptur, bez przekonania ruszając przed siebie. Szedł wolno, niepewnie stawiając każdy krok. Gdy zatrzymał się tuż przed nią, lekko zadrżała. Nie potrafił zbyt długo znieść jej spojrzenia, po chwili opuszczając głowę. Uniosła drżącą dłoń, dotykając nią posiniałego policzka. Przesunęła palcem po szramie na brodzie, zmuszając go do tego, by na nią wreszcie spojrzał. Miał takie smutne, puste oczy. Przymknął raptownie powieki, gdy przypadkiem zahaczyła o rozciętą wargę. Skrzywił się. Zupełnie niespodziewanie zacisnęła dłonie na jego koszulce i przyciągnęła go do siebie, zarzucając ręce na szyję. Poczuła jak w następnej sekundzie odwzajemnił gest, otulając ramionami jej dygoczące ciało.
- Śmierdzisz – mruknęła przeciągle, mocniej go obejmując. Zdenerwowanie sprawiało, że sama nie była świadoma tego, co mówiła. Musiała je kolejny raz ukryć pod pozorami obojętności i mało stosownych żartów. Wspięła się wyżej na palcach, wtulając policzek w zagłębienie szyi.
- Przepraszam – jęknął, przyciągając ją jeszcze bliżej. Z niespotykaną zachłannością łaknął jej obecności, lgnąc do niej nieustannie. Wyczuła, że coraz bardziej trząsł się, ani na moment nie chcąc wypuścić jej z objęcia. - Masz pełne prawo, żeby mnie teraz nienawidzić.
- I bez twojego pozwolenia cię nienawidzę – odparła szeptem, zsuwając dłoń po jego ramieniu. Splotła ich palce i zadarła głowę, by na niego popatrzeć. Oparł czoło o jej czoło i ciężko westchnął.
- To koniec.
- Koniec czego? - zapytała ze zdziwieniem.
- Wszystkiego – wyznał zrezygnowany, odsuwając się od niej. - Z tymi zarzutami mogę zapomnieć o stypendium, o koszykówce, o dobrej uczelni, o wszystkim.
Dotknęła jego twarz, kolejny raz z czułością ją gładząc. Nerwowo drgnął, kiedy wsunęła palce w posklejane włosy i delikatnie przyciągnęła go do siebie. Zachłysnął się powietrzem, gdy znowu otoczyła go troskliwie ramionami.
- Może jakoś się ułoży, może wycofają zarzuty, w końcu tamten ma tylko rozbitą głowę z kilkoma szwami – szepnęła, przesuwając palcami po jego napiętych mięśniach pleców. Luke gwałtownie wyprostował się i rzucił jej rozzłoszczone spojrzenie, odpychając od siebie.
- Nic się nie ułoży! Nie masz pojęcia kim są jego rodzice! - krzyknął, unosząc w nerwowym geście ręce. Ariel cofnęła się, lękliwie spoglądając na wściekłego chłopaka. Niespokojnie zaciskał wargi, dysząc głośno. - Co ty możesz wiedzieć o tym, jak to jest, kiedy wszystkie twoje marzenia i plany w jednej chwili się rozpadają!
- Oczywiście, absolutnie nic o tym nie wiem! - zaśmiała się złośliwie. - Bo przecież miałam takie przesrane życie od zawsze! Od zawsze byłam kulejącą pokraką, więc nie mam pojęcia, jak to jest stracić wszystko i wszystkich! Nie mam cholernego pojęcia! To tylko przywilej ludzi takich jak ty! - odkrzyknęła, z trudem łapiąc powietrze. Zakrztusiła się, ciężko oddychając. Trzęsła się z wściekłości, nie mogąc uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszała. Popatrzyła na niego z grymasem obrzydzenia na twarzy, kręcąc bezradnie głową. Dostrzegła jak momentalnie posmutniał, próbując się do niej zbliżyć. Zrobił jednak kolejny krok w tył, nie pozwalając się dotknąć.
- Przepraszam.
- Wracaj już lepiej do domu – wyznała zdecydowanie ciszej, gestem wskazując mu wciąż oczekujących w samochodzie rodziców. Spojrzał w tamtym kierunku.
- Nie chciałem tego powiedzieć i wcale tak nie myślę, po prostu nie wiem, co robić – powiedział łamiącym się głosem, spoglądając na nią smutnymi oczami. Zacisnęła palce, byle tylko nie ulec temu magnetyzującemu spojrzeniu. Zagryzła drżące usta, odwracając głowę w bok. Luke podszedł w końcu do niej, ujmując twarz w zimne, zadrapane dłonie. Początkowo nie chciała otworzyć oczu, ale kiedy poczuła ciepły oddech na policzku, poddała się.
- Wracaj – szepnęła bez przekonania, głęboko oddychając. Chciała być silna, ale nie potrafiła, gdy pochylił się jeszcze bardziej, wtulając się w nią ufnie.
- Nie chcę być dziś sam – przyznał wstydliwie, odsuwając się delikatnie. Kolejny raz popatrzył jej prosto w oczy, nie wiedząc czego mógł się spodziewać po tak odważnym wyznaniu. Jednak im dłużej mu się przyglądała, im dłużej przesiąknięte bezradnością oczy wpatrywały się w nią, tym trudniej przychodziła jej walka z samą sobą. Opuściła bezsilnie ramiona, ostatecznie mu ulegając. Bezgłośnie wyraziła zgodę, a on uśmiechnął się, przesuwając kciukiem po jej policzku.
- Wyglądasz beznadziejnie – powiedziała po chwili.
- Musiałabyś zobaczyć tego drugiego – bąknął, siląc się na ironiczny uśmiech, po czym pozwolił jej chwycić swoje ramię, prowadząc w stronę zaparkowanego nieopodal pickupa.
- Dziękuję – powiedziała niepewnie, kiedy pomógł wsiąść jej do samochodu. Spojrzała na niego spod opadającej na oczy grzywki, prawie niezauważenie uśmiechając się.



15 komentarzy:

  1. Oh God
    Luke w końcu zachowuje sie przyzwoicie! Gratulacje!
    Szkoda mi go, że tak wszystko nagle legło w gruzach
    Rozdział jak zwykle super
    nawet nie wiesz ile na niego czekałam

    OdpowiedzUsuń
  2. Achhh ta wspaniała parka x,x
    Zastanawia mnie jak to się skończy, bo mimo tego, że się „nienawidzą” cały czas do siebie lgną i to takie urocze jest aww *.*
    Ogólnie to Luke wkońcu nie zachowuje się jak ciota i broni swoją księżniczkę, a nie udaje, że nie ma z nią nic wspólnego :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jezu jak ja kocham ich relację. Jest taka nietypowa i oryginalna, co czyni ją wyjątkową.
    Widać że następuje w nich jakaś przemiana, Luke w końcu umie się przyznać, że ma z Ariel cokolwiek wspólnego, a ona za to umie się przełamać i pokazać trochę uczuć ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. On się pobil bo ją bronił omg

    OdpowiedzUsuń
  5. oj Ala, Ala
    jak ty to robisz? jestes cudowna no

    OdpowiedzUsuń
  6. Jezu, Jezu, Jezu, Jeeeeezuuuuu
    Co za rozdział, no nie mogę, taki perfekcyjny!
    Już nie mogę doczekać się następnego! ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. nie wiem czy jestem bardziej zła na Hemminga czy bardziej z niego dumna. z jednej strony należało się tamtemu, ale z drugiej siłą i tak nic nie zdziałał a jedynie spieprzył wszystko. a gdy jeszcze dodał to o straceniu wszystkiego i że Ariel nic o tym nie wie, to jakoś tak wszystko przechyliło się na jego niekorzyść.
    wychodzi teraz na to, że Ariel i Luke są pozostawieni na pastwę samych siebie. chociaz nie wydaje mi się, żeby to jakos szczegolnie ich do siebie zbliżyło.
    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  8. o wowow jaka akcja ;oo

    OdpowiedzUsuń
  9. nie wiem jak skomentować tą sytuacje, ponieważ mam mieszane uczucia, zarazem mi go szkoda, a zarazem to jego wina, chociaż jednak oni go sprowokowali, ale w sumie dobrze, ze pierwszy raz postawił się w jej obronie
    mam nadzieję, że dobrze spędzą razem wieczór, poranek czy coś

    OdpowiedzUsuń
  10. ale się dzieje! czekam na nexta!
    Serdecznie zapraszam na moje ff Sztuka Zabijania z Justinem.
    http://art-of-killing.blogspot.com/ liczę na opinię:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Boże.....
    Takie piękne* _*
    Cudowny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  12. naprawdę świetny rozdział, wprowadzasz nas w taką niepewność co będzie dalej. wiem, że napisanie rozdziału zajmuję wiele czasu, złożenie wszystkich myśli w jedną całość to jest dopiero wyzwanie, i wiem, że musisz wiele poświęcić, dlatego naprawdę należą ci się wielkie podziękowania i gratulację ! :)
    czekam na następny rozdział, i już zjada mnie ciekawość jakie będą dalsze losy Ariel i Luka.

    OdpowiedzUsuń
  13. Chyba pierwszy raz stanął w jej obronie, więc całkowicie wybaczam mu zaczęcie bójki. Ta relacja między nimi to taka zabawa w kotka i myszkę, z tym że ani kotek, ani myszka żyć bez siebie już nie mogą. Niezaprzeczalnie pragną wzajemnej obecności. Oby go oczyszczono z zarzutów, bo koszykówka jest jedyną rzeczą, która sprawia mu dużą przyjemność (nie wliczając w to wkurzania panny Keller).
    K.

    OdpowiedzUsuń
  14. Omg koniec takie słodki skwbiwbw

    OdpowiedzUsuń