Obudził go ostry zapach spalenizny. Z trudem uniósł
powieki, odczuwając niesamowicie silny ból głowy, który sprawił, że zrobiło mu
się niedobrze. Resztkami sił zapanował nad nasilającymi się nudnościami.
Wszystko zdawało się być takie niewyraźne i zamglone, a jedyne na czym potrafił
się w tamtej chwili skupić to otępiające pulsowanie skroni. Świat zdawał się
niebezpiecznie wirować, a on nie umiał kompletnie sobie z tym poradzić.
- O! – Lekko piskliwy, ironiczny ton głosu rozległ
się gdzieś nieopodal, powodując kolejną falę cierpienia rozlewającą się po jego
ciele. Przekręcił się na drugi bok, spoglądając nieprzytomnie na stojącą w
progu dziewczynę. – Księżniczka się obudziła.
Zdołał jedynie wyjęczeć parę niezidentyfikowanych
słów, zakrywając twarz poduszką.
- Co tak śmierdzi?
- No cóż – zaczęła się tłumaczyć. – Chyba nie
jestem mistrzem kuchni. Nawet jajecznica to wyzwanie ponad moje siły.
Posłał jej pełne bólu i cierpienia spojrzenie, a jej
wyjątkowo dobry humor powodował, że czuł się jeszcze gorzej. Gorzki posmak w
ustach sprawiał, że nie potrafił skupić się na niczym innym, myśląc jedynie o
tym, by przestało mu być tak niedobrze.
- Umieram. Naprawdę umieram. Dłużej tego nie
zniosę.
- Z całym szacunkiem, ale w naszym duecie ta rola
przypada tylko mi – poprawiła go, wzruszając obojętnie ramionami, kiedy tylko
zdołał ponownie na nią spojrzeć. Był jednak daleki od tego, by wdawać się z nią
w tamtej chwili w kolejne dyskusje. Postanowił ją zignorować.
- Co ja tu robię? – wysapał z bólem, zerkając na
nią spod poduszki. Przedzierające się przez firanę słońce sprawiało, że jego
głowę rozrywało przeraźliwe pulsowanie. Ariel zaśmiała się gorzko i z
triumfalnym uśmieszkiem podeszła do niego, siadając na brzegu kanapy. Postawiła
na podłodze kubek z parującą jeszcze mocną kawą. Z daleka widać było jak wielką
satysfakcję czerpała z jego słabości i wcale nie zamierzała się z tym ukrywać.
Podkurczyła kolana i wcisnęła się głębiej, cały czas zerkając na zmarnowanego
chłopaka.
- Naprawdę nie wiem co brałeś i od jak dawna to
bierzesz, ale w takim stanie to cię jeszcze nie widziałam – wyjaśniła krótko, a
on cały czas z uwagą przyglądał się jej. Nic nie pamiętał, a to sprawiało, że
czuł się jeszcze gorzej. Przerażająca pustka sprawiała, że wyrzuty sumienia z każdą
chwilą stawały się jeszcze większe. – Od drzwi to praktycznie się już czołgałeś
do tego łóżka – dodała, siląc się na powstrzymanie śmiechu, ale chyba nie do
końca jej się to udało. Luke jęknął kolejny raz, uciskając skronie.
- Ale dlaczego trafiłem akurat tutaj?
- Boże, Hemmings – sapnęła bezradnie. – Od kiedy
tylko wpadłeś na ten szalony pomysł, aby o trzeciej nad ranem pukać do moich
drzwi nieustannie zadaję sobie to pytanie. I żadnej racjonalnej odpowiedzi
jeszcze nie udało mi się znaleźć.
- Nie mam pojęcia, co działo się przez ostatnie dwa
dni – westchnął ciężko, po omacku sięgając po przygotowaną przez dziewczynę
kawę. Sam zapach sprawił, że na nowo zaczął odczuwać nudności, więc pospiesznie
odstawił kubek, opadając bezwładnie na poduszkę.
- Mamrotałeś coś o uroczej koleżance poznanej w
klubie, z którą robiłeś rzecz, o których ja wolę nie pamiętać, bo to
wspomnienie wżera mi się w mózg i sprawia, że mam ochotę razem z tobą
zwymiotować – objaśniła, nie szczędząc sobie przy tym nutki sarkazmu w głosie i
wyjątkowo teatralnego gestykulowania. Luke popatrzył na nią z niedowierzaniem,
ale nie był w stanie jednoznacznie zaprzeczyć, bądź potwierdzić jej słów. Miał
jedynie jakieś pojedyncze przebłyski w pamięci, ale nie układy się one w żadną
logiczną całość.
- Nigdy więcej …
- Taaaa – bąknęła z ironią. – Każdy tak mówi.
- Chyba mi niedobrze – mruknął, przesłaniając
dłonią usta, ale nim Ariel zdążyła jakkolwiek zareagować, on już zrywał się z
łóżka, biegnąc w stronę łazienki.
Upewniła się, że przez najbliższą chwilę nie
zamierzał opuszczać toalety i pospiesznie sięgnęła po jego telefon. Poczuła
dreszcz odrazy, przeszukując skrzynkę odbiorczą, przepełnioną wulgarnymi
wiadomościami od jego nowej znajomej, aż wreszcie natrafiła na swojego smsa,
którego w napływie dziwnych uczuć wysłała do niego poprzedniej nocy. Bez
zastanowienia wykasowała wszystko, nie pozostawiając żadnego śladu swojej
chwilowej słabości. Odłożyła komórkę, kiedy tylko usłyszała jak drzwi łazienki
zaczęły się otwierać. Nerwowo poprawiła się, spoglądając na bladą twarz i
przekrwione spojrzenie Luke’a. Wysiliła się jedynie na cierpki uśmiech.
- Karma jednak wraca – podsumowała złośliwie, a on
tylko wywrócił z cierpieniem oczami, bezsilnie opadając na fotel.
#
Zgasiła papierosa, zamknęła notes i odłożyła na bok
długopis, kiedy tylko dostrzegła w drzwiach opierającego się o framugę Luke’a.
Rzuciła mu krótkie spojrzenie, gdy poczuła jego wnikliwy wzrok na sobie. Wyglądał
już zdecydowanie lepiej niż nad ranem, ale wciąż z jego oczu biło zmęczenie i
cierpienie.
- Mam wrażenie, że palenie raczej nie jest
najmądrzejszym rozwiązaniem w twoim przypadku …
- Mam wrażenie, że jesteś ostatnią osobą, która ma
prawo do wygłaszania umoralniających przemówień na temat szkodliwości wszelkiego
rodzaju używek – zironizowała, stawiając dzielny opór jego stanowczemu
spojrzeniu. Dostrzegła jak w typowy dla siebie sposób wykrzywił usta, nie mając
chyba ochoty na dalszą dyskusję. Doskonale wiedział, że miała rację i nie miał
żadnych argumentów, by z nią walczyć. Z opuszczonymi w geście bezradności
ramionami ruszył niepewnie w jej stronę i przysiadł się na kanapie tuż obok
niej. Przypatrywała się mu przez chwilę, gdy z pochyloną głową i wspartymi na
kolanach łokciami zaczął przecierać dłońmi zmęczoną twarz. W końcu jednak
odwrócił się i zerknął na nią ze smutkiem.
- Przegraliśmy – wyznał z poczuciem winy, szybko
odwracając wzrok.
- No wiem – odparła ozięble, jakby to była
najbardziej oczywista rzecz na świecie. – Cała szkoła o niczym innym nie mówi.
Twój chybiony rzut udostępniono już chyba na wszystkich możliwych portalach. I
ten aktorski pad na kolana. To było coś. Wielka legenda Hemmingsa odeszła w
niepamięć.
Dostrzegła, jak pokręcił bez przekonania głową,
wsuwając palce w wilgotne, nieuczesane włosy.
- Wszystko spieprzyłem.
- No nie da się ukryć – przytaknęła, co spotkało
się z jego sugestywnym spojrzeniem. – No co? Przecież mówię tylko, jak jest. Rzucałeś
do tego cholernego kosza kilkanaście lat tylko po to, aby w najmniej odpowiednim
momencie spudłować. Spieprzyłeś i tyle.
- Liczyłem mimo wszystko na jakieś słowo wsparcia –
przyznał bezsilnie, a ona zaśmiała się głośno, spoglądając na niego litościwie.
Było w jego cierpieniu coś, co sprawiało jej pewnego rodzaju satysfakcję, choć
czyniło ją złym człowiekiem. Podążyła za nim wzrokiem, kiedy wyprostował się,
zapadając w oparciu kanapy. Patrzyła na niego z góry, gdy beznamiętnie
przewracał między palcami srebrny łańcuszek z niewielką zawieszką w kształcie
klocka lego. Wreszcie sama sięgnęła po leżący na stoliku wielki tom historii,
którą usilnie próbowała dokończyć, ale ciągle coś jej przeszkadzało.
- Jestem skończonym idiotą – stwierdził nagle.
Ariel obdarzyła go niepewnym spojrzeniem znad książki, na której próbowała się
skupić.
- Nie będę się spierać w kwestiach tak oczywistych.
- Jestem beznadziejny.
- Niezaprzeczalnie – przytaknęła, pogrążona w
kolejnych zdaniach czytanej powieści.
- To wszystko moja wina.
- Bez wątpienia.
- Przeze mnie przegrali.
- Niepodważalnie.
- Zniszczyłem wszystko, na co tak długo pracowałem.
- Bezsprzecznie.
- To była ostatnia szansa, a ja ją zaprzepaściłem.
- Ewidentnie.
- Wszystko poszło się jebać.
- Bezdyskusyjnie.
- Żegnaj wielka kariero.
- Niewątpliwie.
- Dlatego nie mogę cię stracić.
- Bez … - zaczęła, ale w połowie słowa zamilkła i z
przerażeniem spojrzała na niego. Książka wysunęła się jej z dłoni. Zapadła
niezręczna cisza, w czasie której wpatrywali się w siebie przenikliwie, nie do
końca wiedząc, co powinni zrobić. Ariel
poczuła, jak jej oddech zaczął niebezpiecznie robić się coraz płytszy, a każdy
haust powietrza stawał się trudniejszy. Dodatkowo nie umiała sobie poradzić z
świdrującym spojrzeniem, które powodowało dreszcz na jej ciele. Nagle Luke
parsknął śmiech, pierwszy przerywając tę utrzymującą się trochę zbyt długo
ciszę.
- Czy to nie jest jakiś kiepski żart losu, że ze
wszystkich możliwych rozwiązań, to właśnie ty zostałaś ostatnią rzeczą w moim
życiu, która ma jeszcze jakikolwiek sens? – zapytał z goryczą w głosie, śmiejąc
się pogardliwie.
- Nie …
- Nic nie mów – przerwał jej momentalnie. – Nic nie
mów, proszę.
Nawet nie zauważyła, kiedy podsunął się bliżej i
delikatnie przyciągnął do siebie. Bez ostrzeżenia dotknął lekko spoconą dłonią
jej policzek i przesunął kciukiem po chłodnej skórze. Zadrżała, w dalszym ciągu
z ogromnym niepokojem przyglądając mu się. Chciała coś powiedzieć, ale w tej
samej chwili pochylił się i zamknął jej usta pocałunkiem.
- Nic nie mów – powtórzył, gdy na nowo uchyliła
powieki, lekko oszołomiona tym wszystkim. Złapał ją za rękę, otulając
delikatnym dotykiem. Gdy pocałował ją kolejny raz, przestała się opierać. Na
chwilę pozwoliła mu przejąć całkowita kontrolę, oddając się w jego władanie.
Zapomniała o wszystkim, skupiając się wyłącznie na tym, co działo się w tym
jednym momencie. Zachłysnęła się powietrzem, gdy poczuła, jak jego ręka bardzo
powoli sunęła wzdłuż jej pleców. Przysunęła się jeszcze bliżej, zacieśniając
dłonie wokół jego szyi.
- To nie ma sensu – zaprzeczyła, cicho szepcząc.
Patrzyła nieprzytomnie na jego zmartwione oblicze. Zrozumiała, że mimo tak
wielu pozornych różnic, byli do siebie w pewnym stopniu podobnie. Tak samo
sponiewierani przez życie, próbujący odnaleźć cel tego wszystkiego.
- Może właśnie nie miało mieć sensu. Może właśnie
po to tu jesteśmy – odpowiedział, troskliwie gładząc jej włosy. Miał w tym obojętnym,
zmęczonym spojrzeniu coś niepokojącego.
- Ale
przecież ja cię nienawidzę.
Luke uśmiechnął się, a w policzku pojawił się
niewielki dołeczek. Dziewczyna westchnęła przeciągle. Czasami to jego
beztroskie podejście do pewnych sytuacji niesamowicie ją drażniło.
- To nawet dobrze się składa, bo ja ciebie w zasadzie też nienawidzę.
- Świetnie – burknęła nieuprzejmie. Kąciki jego ust
znowu się uniosły. Przez chwilę milczał, obserwując ją uważnie. Celowo się z
nią droczył.
- Świetnie – potwierdził w końcu i ujmując w dłonie
jej twarz, złożył krótki pocałunek na drżących ustach.
- To nie skończy się dobrze.
- Szczęśliwe zakończenia są przereklamowane i nikt
ich nie lubi, więc co za różnica? – odparł, wzruszając od niechcenia ramionami.
Dziewczyna rzuciła mu krzywe spojrzenie, ale dokładnie w tym samym momencie
chwycił ją za rękę i przyciągnął gwałtownie do siebie tylko po to, by znowu skraść
kolejny, pełen namiętności pocałunek.
- Ale ktoś będzie cierpiał i …
- A jednak! – wszedł jej w słowo i wesoło się
zaśmiał, klaszcząc w dłonie. Ariel uniosła brew w geście totalnego
niezrozumienia. – Przejmujesz się tym, że będę cierpiał. Obawiasz się, że
zostawisz mnie tu samego i że sobie nie poradzę z tym, a to oznacza tylko
jedno. Zależy ci, a cała ta twoja obojętność to tylko wygodna poza.
- Nieprawda!
- Oj Keller, nie musisz już udawać.
- Ulży ci, jeśli przyznam, że możesz mieć rację? –
zapytała w pewnej chwili, wbijając w niego zaniepokojone spojrzenie. Zaczęło
brakować jej tchu. Tak długo broniła się przed tym momentem, aż wreszcie
poddała się.
- Nie, nie ulży – zaprzeczył nieco zaskoczony jej
reakcją, chowając małą dłoń w objęciu swoich rąk. Chwycił ją za podbródek i
zmusił do tego, by na niego spojrzała. I choć czyniła to bardzo niechętnie,
wreszcie odważyła się unieść wzrok. – Ale
to fajne uczcie, kiedy wiesz, że dla kogoś jesteś ważny.
Wpatrywali się uporczywie w siebie, wymieniając
lekko zawstydzonymi, jakby przerażonymi spojrzeniami, oboje mając świadomość
tego, jak niewiele im zostało. Gdy znowu dotknął opuszkami palców jej policzka,
przymknęła na niedługi moment oczy, sycąc się chwilową bliskością. Cicho
mruknęła, gdy musnął jej usta.
- Spróbujmy – powiedział niespodziewanie,
sprawiając że raptownie na niego spojrzała.
Cień uśmiechu przemknął przez jej twarz.