sobota

#czterdzieścipięć. nienawidzę, gdy zaczyna zależeć.


Obudził go ostry zapach spalenizny. Z trudem uniósł powieki, odczuwając niesamowicie silny ból głowy, który sprawił, że zrobiło mu się niedobrze. Resztkami sił zapanował nad nasilającymi się nudnościami. Wszystko zdawało się być takie niewyraźne i zamglone, a jedyne na czym potrafił się w tamtej chwili skupić to otępiające pulsowanie skroni. Świat zdawał się niebezpiecznie wirować, a on nie umiał kompletnie sobie z tym poradzić.
- O! – Lekko piskliwy, ironiczny ton głosu rozległ się gdzieś nieopodal, powodując kolejną falę cierpienia rozlewającą się po jego ciele. Przekręcił się na drugi bok, spoglądając nieprzytomnie na stojącą w progu dziewczynę. – Księżniczka się obudziła.
Zdołał jedynie wyjęczeć parę niezidentyfikowanych słów, zakrywając twarz poduszką.
- Co tak śmierdzi?
- No cóż – zaczęła się tłumaczyć. – Chyba nie jestem mistrzem kuchni. Nawet jajecznica to wyzwanie ponad moje siły.
Posłał jej pełne bólu i cierpienia spojrzenie, a jej wyjątkowo dobry humor powodował, że czuł się jeszcze gorzej. Gorzki posmak w ustach sprawiał, że nie potrafił skupić się na niczym innym, myśląc jedynie o tym, by przestało mu być tak niedobrze.
- Umieram. Naprawdę umieram. Dłużej tego nie zniosę.
- Z całym szacunkiem, ale w naszym duecie ta rola przypada tylko mi – poprawiła go, wzruszając obojętnie ramionami, kiedy tylko zdołał ponownie na nią spojrzeć. Był jednak daleki od tego, by wdawać się z nią w tamtej chwili w kolejne dyskusje. Postanowił ją zignorować.
- Co ja tu robię? – wysapał z bólem, zerkając na nią spod poduszki. Przedzierające się przez firanę słońce sprawiało, że jego głowę rozrywało przeraźliwe pulsowanie. Ariel zaśmiała się gorzko i z triumfalnym uśmieszkiem podeszła do niego, siadając na brzegu kanapy. Postawiła na podłodze kubek z parującą jeszcze mocną kawą. Z daleka widać było jak wielką satysfakcję czerpała z jego słabości i wcale nie zamierzała się z tym ukrywać. Podkurczyła kolana i wcisnęła się głębiej, cały czas zerkając na zmarnowanego chłopaka.
- Naprawdę nie wiem co brałeś i od jak dawna to bierzesz, ale w takim stanie to cię jeszcze nie widziałam – wyjaśniła krótko, a on cały czas z uwagą przyglądał się jej. Nic nie pamiętał, a to sprawiało, że czuł się jeszcze gorzej. Przerażająca pustka sprawiała, że wyrzuty sumienia z każdą chwilą stawały się jeszcze większe. – Od drzwi to praktycznie się już czołgałeś do tego łóżka – dodała, siląc się na powstrzymanie śmiechu, ale chyba nie do końca jej się to udało. Luke jęknął kolejny raz, uciskając skronie.
- Ale dlaczego trafiłem akurat tutaj?
- Boże, Hemmings – sapnęła bezradnie. – Od kiedy tylko wpadłeś na ten szalony pomysł, aby o trzeciej nad ranem pukać do moich drzwi nieustannie zadaję sobie to pytanie. I żadnej racjonalnej odpowiedzi jeszcze nie udało mi się znaleźć.
- Nie mam pojęcia, co działo się przez ostatnie dwa dni – westchnął ciężko, po omacku sięgając po przygotowaną przez dziewczynę kawę. Sam zapach sprawił, że na nowo zaczął odczuwać nudności, więc pospiesznie odstawił kubek, opadając bezwładnie na poduszkę.
- Mamrotałeś coś o uroczej koleżance poznanej w klubie, z którą robiłeś rzecz, o których ja wolę nie pamiętać, bo to wspomnienie wżera mi się w mózg i sprawia, że mam ochotę razem z tobą zwymiotować – objaśniła, nie szczędząc sobie przy tym nutki sarkazmu w głosie i wyjątkowo teatralnego gestykulowania. Luke popatrzył na nią z niedowierzaniem, ale nie był w stanie jednoznacznie zaprzeczyć, bądź potwierdzić jej słów. Miał jedynie jakieś pojedyncze przebłyski w pamięci, ale nie układy się one w żadną logiczną całość.
- Nigdy więcej …
- Taaaa – bąknęła z ironią. – Każdy tak mówi.
- Chyba mi niedobrze – mruknął, przesłaniając dłonią usta, ale nim Ariel zdążyła jakkolwiek zareagować, on już zrywał się z łóżka, biegnąc w stronę łazienki.
Upewniła się, że przez najbliższą chwilę nie zamierzał opuszczać toalety i pospiesznie sięgnęła po jego telefon. Poczuła dreszcz odrazy, przeszukując skrzynkę odbiorczą, przepełnioną wulgarnymi wiadomościami od jego nowej znajomej, aż wreszcie natrafiła na swojego smsa, którego w napływie dziwnych uczuć wysłała do niego poprzedniej nocy. Bez zastanowienia wykasowała wszystko, nie pozostawiając żadnego śladu swojej chwilowej słabości. Odłożyła komórkę, kiedy tylko usłyszała jak drzwi łazienki zaczęły się otwierać. Nerwowo poprawiła się, spoglądając na bladą twarz i przekrwione spojrzenie Luke’a. Wysiliła się jedynie na cierpki uśmiech.
- Karma jednak wraca – podsumowała złośliwie, a on tylko wywrócił z cierpieniem oczami, bezsilnie opadając na fotel.

#

Zgasiła papierosa, zamknęła notes i odłożyła na bok długopis, kiedy tylko dostrzegła w drzwiach opierającego się o framugę Luke’a. Rzuciła mu krótkie spojrzenie, gdy poczuła jego wnikliwy wzrok na sobie. Wyglądał już zdecydowanie lepiej niż nad ranem, ale wciąż z jego oczu biło zmęczenie i cierpienie.
- Mam wrażenie, że palenie raczej nie jest najmądrzejszym rozwiązaniem w twoim przypadku …
- Mam wrażenie, że jesteś ostatnią osobą, która ma prawo do wygłaszania umoralniających przemówień na temat szkodliwości wszelkiego rodzaju używek – zironizowała, stawiając dzielny opór jego stanowczemu spojrzeniu. Dostrzegła jak w typowy dla siebie sposób wykrzywił usta, nie mając chyba ochoty na dalszą dyskusję. Doskonale wiedział, że miała rację i nie miał żadnych argumentów, by z nią walczyć. Z opuszczonymi w geście bezradności ramionami ruszył niepewnie w jej stronę i przysiadł się na kanapie tuż obok niej. Przypatrywała się mu przez chwilę, gdy z pochyloną głową i wspartymi na kolanach łokciami zaczął przecierać dłońmi zmęczoną twarz. W końcu jednak odwrócił się i zerknął na nią ze smutkiem.
- Przegraliśmy – wyznał z poczuciem winy, szybko odwracając wzrok.
- No wiem – odparła ozięble, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. – Cała szkoła o niczym innym nie mówi. Twój chybiony rzut udostępniono już chyba na wszystkich możliwych portalach. I ten aktorski pad na kolana. To było coś. Wielka legenda Hemmingsa odeszła w niepamięć.
Dostrzegła, jak pokręcił bez przekonania głową, wsuwając palce w wilgotne, nieuczesane włosy.
- Wszystko spieprzyłem.
- No nie da się ukryć – przytaknęła, co spotkało się z jego sugestywnym spojrzeniem. – No co? Przecież mówię tylko, jak jest. Rzucałeś do tego cholernego kosza kilkanaście lat tylko po to, aby w najmniej odpowiednim momencie spudłować. Spieprzyłeś i tyle.
- Liczyłem mimo wszystko na jakieś słowo wsparcia – przyznał bezsilnie, a ona zaśmiała się głośno, spoglądając na niego litościwie. Było w jego cierpieniu coś, co sprawiało jej pewnego rodzaju satysfakcję, choć czyniło ją złym człowiekiem. Podążyła za nim wzrokiem, kiedy wyprostował się, zapadając w oparciu kanapy. Patrzyła na niego z góry, gdy beznamiętnie przewracał między palcami srebrny łańcuszek z niewielką zawieszką w kształcie klocka lego. Wreszcie sama sięgnęła po leżący na stoliku wielki tom historii, którą usilnie próbowała dokończyć, ale ciągle coś jej przeszkadzało.
- Jestem skończonym idiotą – stwierdził nagle. Ariel obdarzyła go niepewnym spojrzeniem znad książki, na której próbowała się skupić. 
- Nie będę się spierać w kwestiach tak oczywistych.
- Jestem beznadziejny.
- Niezaprzeczalnie – przytaknęła, pogrążona w kolejnych zdaniach czytanej powieści.
- To wszystko moja wina.
- Bez wątpienia.
- Przeze mnie przegrali.
- Niepodważalnie.
- Zniszczyłem wszystko, na co tak długo pracowałem.
- Bezsprzecznie.
- To była ostatnia szansa, a ja ją zaprzepaściłem.
- Ewidentnie.
- Wszystko poszło się jebać.
- Bezdyskusyjnie.
- Żegnaj wielka kariero.
- Niewątpliwie.
- Dlatego nie mogę cię stracić.
- Bez … - zaczęła, ale w połowie słowa zamilkła i z przerażeniem spojrzała na niego. Książka wysunęła się jej z dłoni. Zapadła niezręczna cisza, w czasie której wpatrywali się w siebie przenikliwie, nie do końca  wiedząc, co powinni zrobić. Ariel poczuła, jak jej oddech zaczął niebezpiecznie robić się coraz płytszy, a każdy haust powietrza stawał się trudniejszy. Dodatkowo nie umiała sobie poradzić z świdrującym spojrzeniem, które powodowało dreszcz na jej ciele. Nagle Luke parsknął śmiech, pierwszy przerywając tę utrzymującą się trochę zbyt długo ciszę.
- Czy to nie jest jakiś kiepski żart losu, że ze wszystkich możliwych rozwiązań, to właśnie ty zostałaś ostatnią rzeczą w moim życiu, która ma jeszcze jakikolwiek sens? – zapytał z goryczą w głosie, śmiejąc się pogardliwie.
- Nie …
- Nic nie mów – przerwał jej momentalnie. – Nic nie mów, proszę.
Nawet nie zauważyła, kiedy podsunął się bliżej i delikatnie przyciągnął do siebie. Bez ostrzeżenia dotknął lekko spoconą dłonią jej policzek i przesunął kciukiem po chłodnej skórze. Zadrżała, w dalszym ciągu z ogromnym niepokojem przyglądając mu się. Chciała coś powiedzieć, ale w tej samej chwili pochylił się i zamknął jej usta pocałunkiem.
- Nic nie mów – powtórzył, gdy na nowo uchyliła powieki, lekko oszołomiona tym wszystkim. Złapał ją za rękę, otulając delikatnym dotykiem. Gdy pocałował ją kolejny raz, przestała się opierać. Na chwilę pozwoliła mu przejąć całkowita kontrolę, oddając się w jego władanie. Zapomniała o wszystkim, skupiając się wyłącznie na tym, co działo się w tym jednym momencie. Zachłysnęła się powietrzem, gdy poczuła, jak jego ręka bardzo powoli sunęła wzdłuż jej pleców. Przysunęła się jeszcze bliżej, zacieśniając dłonie wokół jego szyi.
- To nie ma sensu – zaprzeczyła, cicho szepcząc. Patrzyła nieprzytomnie na jego zmartwione oblicze. Zrozumiała, że mimo tak wielu pozornych różnic, byli do siebie w pewnym stopniu podobnie. Tak samo sponiewierani przez życie, próbujący odnaleźć cel tego wszystkiego.
- Może właśnie nie miało mieć sensu. Może właśnie po to tu jesteśmy – odpowiedział, troskliwie gładząc jej włosy. Miał w tym obojętnym, zmęczonym spojrzeniu coś niepokojącego.
- Ale przecież ja cię nienawidzę.
Luke uśmiechnął się, a w policzku pojawił się niewielki dołeczek. Dziewczyna westchnęła przeciągle. Czasami to jego beztroskie podejście do pewnych sytuacji niesamowicie ją drażniło.
- To nawet dobrze się składa, bo ja ciebie w zasadzie też nienawidzę.
- Świetnie – burknęła nieuprzejmie. Kąciki jego ust znowu się uniosły. Przez chwilę milczał, obserwując ją uważnie. Celowo się z nią droczył.
- Świetnie – potwierdził w końcu i ujmując w dłonie jej twarz, złożył krótki pocałunek na drżących ustach.
- To nie skończy się dobrze.
- Szczęśliwe zakończenia są przereklamowane i nikt ich nie lubi, więc co za różnica? – odparł, wzruszając od niechcenia ramionami. Dziewczyna rzuciła mu krzywe spojrzenie, ale dokładnie w tym samym momencie chwycił ją za rękę i przyciągnął gwałtownie do siebie tylko po to, by znowu skraść kolejny, pełen namiętności pocałunek.
- Ale ktoś będzie cierpiał i …
- A jednak! – wszedł jej w słowo i wesoło się zaśmiał, klaszcząc w dłonie. Ariel uniosła brew w geście totalnego niezrozumienia. – Przejmujesz się tym, że będę cierpiał. Obawiasz się, że zostawisz mnie tu samego i że sobie nie poradzę z tym, a to oznacza tylko jedno. Zależy ci, a cała ta twoja obojętność to tylko wygodna poza.
- Nieprawda!
- Oj Keller, nie musisz już udawać.
- Ulży ci, jeśli przyznam, że możesz mieć rację? – zapytała w pewnej chwili, wbijając w niego zaniepokojone spojrzenie. Zaczęło brakować jej tchu. Tak długo broniła się przed tym momentem, aż wreszcie poddała się.
- Nie, nie ulży – zaprzeczył nieco zaskoczony jej reakcją, chowając małą dłoń w objęciu swoich rąk. Chwycił ją za podbródek i zmusił do tego, by na niego spojrzała. I choć czyniła to bardzo niechętnie, wreszcie odważyła się unieść wzrok.  – Ale to fajne uczcie, kiedy wiesz, że dla kogoś jesteś ważny.
Wpatrywali się uporczywie w siebie, wymieniając lekko zawstydzonymi, jakby przerażonymi spojrzeniami, oboje mając świadomość tego, jak niewiele im zostało. Gdy znowu dotknął opuszkami palców jej policzka, przymknęła na niedługi moment oczy, sycąc się chwilową bliskością. Cicho mruknęła, gdy musnął jej usta.
- Spróbujmy – powiedział niespodziewanie, sprawiając że raptownie na niego spojrzała.
Cień uśmiechu przemknął przez jej twarz.



11 komentarzy:

  1. Świetny rozdział :) Kocham czytać te ff...

    OdpowiedzUsuń
  2. Cholera jasna jak ja cię nienawidzę.
    Robisz mojemu sercu totalną masakrę i kto mnie pocieszy jak moje biedne wihay'owe serduszko pęknie? Potrzebuje takiego Luke'a do pocieszania. Przez ciebie zawsze będę sama. Nie zwracaj uwagi to tylko moje przemyślenia najlepiej pomiń mój komentarz..

    OdpowiedzUsuń
  3. A jednak przeczytał wiadomość Ariel ;)
    Matko jak kocham ich i te kłótnie...

    OdpowiedzUsuń
  4. Fuck yeah !!!!! ❤️ dziewczyno jesteś genialna! To opowiadanie jest po postu cudowne, piękne, wyjątkowe i jedyne w swoim rodzaju. Czytam je juz od jakiegoś czasu i za kazdym razem z niecierpliwością czekam na nastepny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  5. W końcu! To najlepszy rozdział w całym tym opowiadaniu. Długo na niego czekałam. Ostatnie sytuacje między nimi zaczynały robić się już nudnawe. Oboje się nienawidzili, odpychali, jednak zawsze Luke musiał ratować naszą Arielkę. A potem znowu powtarzanie tego samego. Teraz widzę krok do przodu. Jakiś mały, maleńki płomyczek nadziei, że jednak może im się ułożyć. Chociaż na krótki okres czasu, ze względu na to, że Ariel umiera i jeżeli nic z tym nie da się zrobić to ten czas w końcu jej się skończy.

    OdpowiedzUsuń
  6. to niesamowite jak to fanfiction na mnie działa
    jesteś genialna alice x

    OdpowiedzUsuń
  7. Alice jest zmuszona do przeprowadzki. Zostawia najlepszych przyjaciół, zostawia swój dom, swoje dotychczasowe życie. Nie chce tego, ale nic nie da sprzeciwianie się bezwzględnemu ojcu.
    Czy odnajdzie się w nowym miejscu? Czy ma szansę na miłość? Czy da radę?

    Zapraszam do siebie :) http://nicniedasiecofnac.blogspot.com/

    Pozdrawiam,
    Bezimienna

    OdpowiedzUsuń
  8. O Em Gie, Alice to ty ze mną robisz? To ff jest świetne

    OdpowiedzUsuń
  9. całe 45 rozdziałów czekania na ten moment i coz, było warto :) wszystko to wydaje się zbyt piękne, by być prawdziwe a śmierć wisząca gdzieś nad nimi w niczym nie pomaga. aczkolwiek moment, w którym Luke zaczął swój wywód na temat sensów etc. to po prostu odpadłam. szczerość czasami popłaca i myślę, że to była odpowiednia chwila. może jednak dostaną trochę szczęścia w pakiecie.
    pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Jak to się stało, że jest tu tak mało komentarzy? Zazwyczaj czytam na wattpadzie, ale jak na złość twoje opowiadanie nie chce mi się odświeżyć grr

    OdpowiedzUsuń