Ze niemałym przerażeniem przymknęła oczy, kiedy wyjątkowo
niespodziewanie rozległ się ogłuszający huk zatrzaskiwanej gwałtownie szafki. Z
ogromną niepewnością spojrzała w bok, zerkając ze strachem na stojącego obok
Luke’a. Dostrzegła nerwowo drgające mięśnie twarzy, gdy z zaciśniętymi wściekle
ustami przypatrywał się jej, oddychając ciężko. Był naprawdę zdenerwowany, a
ona domyślała się, co było powodem tego uniesionego stanu. Odruchowo cofnęła
się o krok, kiedy lekko pochylił się nad nią.
- Obyś miała dobre wytłumaczenie na to, co stało
się wczorajszego wieczoru, bo inaczej nie ręczę za siebie! Jesteś niemożliwa! –
warknął z wściekłością, sprawiając że lekko skręciła głowę w bok, by uniknąć
kontaktu z jego rozzłoszczonym spojrzeniem.
- Nie muszę … - zaczęła z pewnego rodzaju
nieśmiałością, ale on od razu jej przerwał, nie pozwalając dokończyć zdania.
- Jak ten skończony idiota straciłem prawie pół
nocy na szukanie ciebie! – wrzasnął, nie licząc się z tym, że przechodzący
korytarzem uczniowie zaczęli się im przyglądać. Zaczął tracić nad sobą
kontrolę, przerażając ją coraz bardziej. – Najpierw dobijałem się do twojego
domu, aż wreszcie twoja znowu pijana matka mi otworzyła i dość dobitnie
oznajmiła, że nie ma cię tam. Twój przygłupi kochaś też nie miał pojęcia, gdzie
jesteś. Nawet od niego nie raczyłaś odebrać telefonu! Nie masz pojęcia, ile
różnych tragicznych scenariuszy przyszło mi wtedy do głowy! Byłem nawet w
szpitalu! Rozumiesz to? – zaśmiał się gorzko, ale wyraz jego twarzy ani przez
chwilę nie wskazywał na to, że był zadowolony. Widok jego smutnych oczu
sprawił, że odczuła ten niedługi, przenikliwy ucisk w żołądku. Zrobiło jej się
duszno i z trudem panowała nad coraz cięższym oddechem.
- Możesz mnie puścić? – spytała w pretensją w
głosie, gdy zacisnął dość mocno palce wokół jej nadgarstka. Popatrzył jej w
oczy, jakby tym jednym spojrzeniem chciał przekazać całego rozczarowanie i
zawód, których to ona była powodem.
- Nie wiem, dlaczego tak mi zależało – westchnął ozięble.
- Nie mam bladego pojęcia, dlaczego traciłem tyle czasu na kogoś, kto zupełnie
na to nie zasłużył. I jeśli twoim celem było wzbudzenie we mnie prawdziwiej,
czystej nienawiści do ciebie, to możesz być z siebie dumna. Gratuluję. Udało ci
się to wreszcie.
Z uwagą przysłuchiwała się każdemu wypowiedzianemu
przez niego słowu, które przesiąknięte było złością, smutkiem i niechęcią
względem jej osoby. Dostała to, czego tak bardzo pragnęła, a mimo to, coś wciąż
było nie tak. Nie poczuła tej zbawiennej ulgi, której tak bardzo oczekiwała. Ukojenie
nie przyszło. Zamiast tego pojawiło się jeszcze większe poczucie bolesnego
ciężaru, którego tak usilnie próbowała się pozbyć.
- I wiesz co jeszcze? Mam tego dość. Tym razem już
ostatecznie. Znajdź sobie kogoś innego, równie naiwnego, bo ja rezygnuję. To
koniec. Skończyłem z tobą, Keller – przyznał z pełną szczerością, a ona poczuła
delikatne ukłucie w klatce piersiowej. Oczy lekko ją zapiekły, ale nie miała
zamiaru obnażać przed nim swoich słabości.
- Świetnie – przytaknęła po chwili, wymownie
spoglądając na niego, ale on już nic nie odpowiedział. Odepchnął ją lekko, tak
że plecami uderzyła o szafkę. Poczuła krótki bolesny dreszcz wzdłuż całego
ciała, ale nawet na moment nie pozwoliła, by ktokolwiek to dostrzegł. Gdy pełne
pretensji i smutku spojrzenie Luke’a zatrzymało się na niej jeszcze na parę
sekund, nie uległa mu, dzielnie z nim walcząc. Chłopak pokręcił bez przekonania
głową z grymasem odrazy na twarzy. Wcisnął czapkę na głowę i bez słowa odwrócił
się, stanowczym krokiem kierując się w stronę głównego wyjścia.
- Wow! Co to było? – zapytał niespodziewanie Calum,
stając przy jej boku i wsunął dłonie pod szelki plecaka. Ariel jednak nie była
w stanie nawet na niego spojrzeć, ciągle oszołomiona podążając wzrokiem za
oddalająca się sylwetką Hemmingsa. W końcu jednak odwróciła się i zaczęła się w
niego wpatrywać bez cienia emocji na twarzy, zastygając w kompletnym bezruchu.
Tak naprawdę nie miała pojęcia, co właśnie się wydarzyło. Nagle potrząsnęła
głową i wzruszyła ramionami, odgarniając włosy znad oczu.
- Nic – bąknęła obojętnie, jakby nic się nie stało.
Z dumą wyprostowała się i uniosła głowę, wyjmując z szafki kilka podręczników.
Zupełnie nie reagując na wciąż podszeptujących za jej plecami znajomych ze
szkoły, ruszyła dzielnie przed siebie.
- Hej, Ariel! – zawołał nerwowo Hood, podbiegając
do niej. – Mogłabyś mi wyjaśnić o co tutaj chodzi?
- O nic – powtórzyła kolejny raz, siląc się na
obojętność, ale jej drżący głos był mało przekonujący. – Poza tym nie sądzę,
aby była to twoja sprawa – burknęła opryskliwie, odpychając jego dłoń, kiedy
sięgał nią w kierunku jej ramienia. Zmrużył lekko oczy, z wyraźnym zaskoczeniem
spoglądając na nią.
- Przepraszam, że to powiem, bo wiem, że jesteś
moją przyjaciółką i że powinienem zawsze stawać po twojej stronie, ale … -
przerwał i wziął głęboki oddech. Wykonał dziwny, teatralny gest ręką, wznosząc
ją w górę. – Ale czy ciebie do reszty popieprzyło?!
- Dobrze się czujesz? – zapytała zdezorientowana i
zmarszczyła czoło, nie do końca rozumiejąc o co mu chodziło.
- Albo jesteś ślepa, albo głupia, albo jedno i
drugie – wyznał zrezygnowany, kręcąc głową. Ona jednak nadal nie potrafiła dojść
do tego, co zamierzał jej przez to przekazać. – Już chyba i głowa zaczęła ci
się psuć.
- Nie mam czasu na twoje pozbawione jakiegokolwiek
sensu pogadanki – powiedziała, kierując się w stronę biblioteki.
- Będziesz tego żałować – odpowiedział, kiedy
znikała za drzwiami. – Już żałujesz – dodał ciszej, kiedy przystanęła w
drzwiach, ale nie odnalazła w sobie na tyle odwagi, by odwrócić się za siebie. Pochyliła
lekko głowę, gdy ucisk w klatce piersiowej stawał się coraz bardziej nieznośny,
a ból powoli zaczął promieniować na całe ciało. Oparła się mocniej na kuli,
biorąc głębszy wdech.
- Tak jest łatwiej – wyjaśniła szeptem.
- Dla kogo? – spytał, zbliżając się do niej. Długo
nie odpowiadała, nie wiedząc tak naprawdę, co powinna powiedzieć. Gdy jego dłoń
zaczęła troskliwie sunąć wzdłuż jej ramienia, poczuła że wszelkie bariery,
które do tej pory budowała, runęły bezpowrotnie.
- Dla wszystkich? – sapnęła bez przekonania, sama
nie wierząc we własne słowa. Usłyszała jak Calum cicho zaśmiał się i delikatnie
przyciągnął ją do siebie, otaczając opiekuńczo silnymi ramionami.
- Choć raz mogłabyś dać komuś szansę – poradził,
gładząc czerwone włosy. Tym razem to ona parsknęła śmiechem, zadzierając głowę
i spojrzała na niego z grymasem na twarzy.
- Nie bądź niemądry, kochaniutki – bąknęła,
poklepując go po policzku. – Nie mam czasu na głupoty – dodała na pożegnanie,
ponownie udając się w stronę biblioteki.
- Zależy ci na nim, prawda? – Calum posłał jej
krótki, aczkolwiek bardzo wymowny uśmiech, gdy zerknęła za siebie i popukała
się palcem w czoło. On jednak zdawał się trwać w swoim przekonaniu, wciąż
szeroko się do niej uśmiechając, a jej zaprzeczenie potwierdzało tylko jego
domysły. Z całkowitą dezaprobatą pokręciła głową, znikając za drzwiami.
#
Był wykończony. Po zakończonym treningu postanowił
zostać na hali, próbując zastąpić ten dziwny, nie dający się racjonalnie
wyjaśnić ból wysiłkiem fizycznym. Teraz marzył jedynie o długim śnie. Nie miał
nawet siły, by otworzyć garaż, dlatego zostawił samochód na podjeździe i
zabierając torbę treningową z tylnego siedzenia, minął trawnik, kierując się w
stronę domu.
- Kurwa! – jęknął żałośnie, kiedy na schodkach
dostrzegł skuloną postać. Zatrzymał się i z opuszczonymi ramionami spojrzał na
dziewczynę, która bardzo niechętnie uniosła głowę, ale zarzucony kaptur
skutecznie przesłaniał jej twarz. – Czego nie zrozumiałaś z moich ostatnich
słów? Tego, że mam cię bardzo serdecznie dość? Czy może tego, że raz na zawsze
z tobą skończyłem? Czy to naprawdę tak trudne do ogarnięcia? Podobno jesteś tak
mądra, więc nie powinnaś mieć z tym żadnego problemu.
Ona jednak wciąż milczała. Naciągała niespokojnie
rękawy ciemnej bluzy, delikatnie bujając się w przód i w tył. Jej nietypowe zachowanie
zaczęło go coraz bardziej niepokoić, choć uparcie próbował się tym wszystkim
nie przejmować.
- Przepraszam, nie powinnam tu przychodzić –
szepnęła łamiącym się głosem. – To był błąd – dodała, podnosząc się z podestu.
Gdy stanęła w delikatnym świetle zawieszonej obok drzwi wejściowych lampy, a
kaptur zsunął się z jej głowy, cichy jęk wyrwał się z jego ust. Odruchowo
ścisnął dłonie w pięści, a całym ciałem wstrząsnął dreszcz wściekłości.
- Znowu?! – krzyknął z niepohamowanym gniewem, wyrzucając
nerwowo ręce w górę. Podszedł do niej i chwycił ją za podbródek, z
niezrozumieniem przyglądając się zasinieniu pod okiem. W kąciku ust wciąż
widniał ślad krwi. Dostrzegł jak ze wstydem opuściła wzrok, odwracając się od
niego. Ponownie zarzuciła kaptur, odsuwając się od niego.
- Nie powinnam – powtórzyła, otulając szczelniej bluzą
zziębnięte ciało. Usunęła się w cień, tak aby nie mógł już jej widzieć. Patrzył
więc na niewyraźny zarys jej postaci, nie wiedząc, co dalej robić. Chciał
zamknąć ten rozdział w życiu, ale z drugiej strony patrząc na jej pobitą twarz
nie potrafił tak po prostu zostawić tego wszystkiego. Wziął w końcu głęboki
oddech, spoglądając apatycznie w górę. Po chwili jednak znowu popatrzył na
dziewczynę. Bez słowa odwrócił się i powoli ruszył do domu, zostawiając ją
samą. W niewielkim koszyczku stojącym na szafce w korytarzu odnalazł pęk kluczy
i ściskając je w dłoni, szepnął do siebie kilka niemiłych słów.
- Masz! – powiedział, siląc się na obojętny ton, po
tym jak ponownie wyszedł na zewnątrz.
- Co to? – spytała nieprzytomnie, przyglądając się
mu. Wywrócił oczami, wciskając w jej dłoń klucze. Chciał coś odpowiedzieć, ale
w ostatniej chwili powstrzymał się. - Nie musisz tego robić – odparła niemrawo,
z wciąż wyciągnięta dłonią spoglądając na chłopaka.
- Serio? W takim razie po co tu przyszłaś? – rzucił
kpiąco, wsuwając ręce do kieszeni spodni. Czuł, że nie powinien tego robić, a
mimo to podświadomość nadal kazała jej pomagać. – Przez najbliższe dni w domku
nikogo nie będzie, możesz tam zostać, jeśli nie chcesz wracać do domu. Nic
więcej ode mnie już nie dostaniesz – wyjaśnił oschle i nie obdarzając jej nawet
krótkim spojrzeniem, odwrócił się.
Wszedł do środka, starając się nie myśleć o Ariel.
Zajrzał do lodówki, wstawił do mikrofali zostawioną przez mamę kolację i
ściągnął z siebie przepocone rzeczy z treningu. Włączył muzykę, nastawił wodę
na herbatę i wyjął z zamrażarki woreczek z lodem, wrzucając kilka kostek do
szklanki z wodą mineralną. Mimo usilnych prób, nie potrafił skupić się na
niczym innym, wciąż w pamięci przywołując obraz posiniaczonej twarzy
dziewczyny. Z całej siły zacisnął usta, zgniatając w dłoni pustą plastikową
butelkę po wodzie. Nie wytrzymał i nie zastanawiając się zbyt długo, chwycił
leżące na szafce klucze od samochodu, wybiegając z domu. Całą drogę do domku na
plaży walczył z sobą, co chwilę rzucając przekleństwami w głuchą przestrzeń.
Chciał się wreszcie pozbyć jej ze swojego życia i w chwili, kiedy był
przekonany, że prawie mu się to udało, ona kolejny raz pojawiała się na jego
drodze, siejąc totalny zamęt w głowie.
- Nienawidzę
cię, Keller. Tak bardzo cię nienawidzę,
że nie mogę o niczym innym myśleć. I dzięki temu, że cię nienawidzę, nienawidzę
też samego siebie za to, co ze mną robisz! – zaczął krzyczeć, przekraczając
próg domku. Nagle znieruchomiał. Z na wpół otwartymi ustami zatrzymał się w
progu kuchni, czując rozsadzający głowę ból. Stał w kompletnym osłupieniu, nie
mając pomysłu na to, co powinien w tej sytuacji zrobić. Nawet nie zauważył, jak
zaczął się trząść ze strachu, pustym wzrokiem rozglądając się po pomieszczeniu,
jakby w nadziei, że mógł tam znaleźć jakąś podpowiedź, jakieś mądre rozwiązanie.
Wbił przerażony wzrok w roztrzaskaną pod jego stopami szklankę i leżące
bezwładnie na podłodze ciało Ariel kilka kroków dalej. Dopiero gwiżdżący na
gazie czajnik z herbatą sprawił, że powrócił do rzeczywistości. Rzucił się w
stronę nieprzytomnej dziewczyny, upadając z łoskotem na kolana.
- Hej, Keller! Keller! – wrzasnął, potrząsając nią
gwałtownie. – Nie rób sobie ze mnie żartów! To w ogóle nie jest śmieszne! - Dotknął
dłonią zimnego policzka, zgarniając z niego kosmyk czerwonych, mokrych włosów.
Ułożył delikatnie jej głowę na kolanach. – Obudź się, kretynko jedna! – mówił dalej,
nie potrafiąc dopuścić do siebie myśli, że nadal nie była niczego świadoma. –
To naprawdę nie jest zabawne!
Pochwycił ją w ramiona, tuląc do siebie z niezwykłą
czułością. Objął nieruchomą dłoń Ariel, chcąc ogrzać chłodną skórę, ale gdy
tylko lekko rozluźnił objęcie, wysunęła mu się. Dotarło do niego, że to nie był
żaden żart. Pospiesznie wziął ją na ręce i bez namysłu postanowił zabrać ją do
samochodu. Działał pod wpływem emocji, kompletnie nie będąc świadomym tego, co
chciał i co powinien zrobić.
- Nienawidzę
cię – wysyczał, układając ją delikatnie na tylnym siedzeniu. – Nie pozwolę
ci tak po prostu odejść – dodał cicho.
O moj Boze, tak bardzo to kocham. Jestes najlepsza!
OdpowiedzUsuńCoś mi się wydaje, że powoli zbliżamy się do końca...Mam rację?
OdpowiedzUsuńAriel jest niesamowity - uwielbiam ją!! Wydaję mi się, że coś tam czuje do Luke'a, ale bardziej woli go nienawidzić. No chyba, że potrzebuje jego pomocy czy coś, wtedy jest w stanie nawet do niego przyjść.
Usuńo boże boże boże. Arielka nie może umrzec!!!
OdpowiedzUsuńJa niestety też ma przeczucie, że zbliżamy się do końca :(((((
OdpowiedzUsuńo rany, no takie emocjonujące końcówki to ja lubię
OdpowiedzUsuń(:
OdpowiedzUsuńTak bardzo nienawidzę tego ff </3
OdpowiedzUsuńZnowu ją pobiła? Znowu szanowna, zacna Ariel myśli, że nikogo nie potrzebuje, bo tak jest łatwiej? Znowu do niego przychodzi z podkulonym ogonem, bo go do jasnej cholery potrzebuje? Znowu odchodzi, powoli, jednak coraz szybciej? ...
OdpowiedzUsuńOmg 😞🔫
OdpowiedzUsuńMatko płacze
OdpowiedzUsuńJeden z lepszych rozdziałów. Domyślam się, że Luke z jednej strony może być zmęczony tą relacją, ale z drugiej... :D
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na następny :)
Masz talent dziewczyno!
Luke walcz o nią! Nie poddawaj się!
OdpowiedzUsuń;''')
Bardzo mi sie podoba! Czekam na nastepny! <3
Jeśli Luke nie odpowiada na arielkowe „świetnie” swoim „świetnie”, to sytuacja jest naprawdę zła albo nawet tragiczna. Cóż, Calum w odsłonie: „Ariel, wyjątkowo z naszej dwójki, ja jestem tym, który zachowuje rozsądek” jest wręcz uroczy <3 Właściwie najpierw chciałam napisać, że Luke odrobinę przesadził. Ale potem spróbowałam wyobrazić sobie, co musiał czuć, gdy Ariel po raz kolejny zbojkotowała jego próby dotarcia do niej (a przecież dla L. to też nie było łatwe odważyć się na taki krok) i ta jego reakcja wydała mi się zupełnie na miejscu. Po części domyślam się, co może czuć Ariel i co ją motywuje. Z drugiej strony, mam też świadomość, że dla Luke’a cała ta sytuacja również nie jest łatwa. Oj, ciężko oni mają ze sobą, ciężko.
OdpowiedzUsuńTa końcówka aż mnie wbiła w fotel. To się porobiło. Jeśli Ariel z tego się wygrzebie, to nie ma innej opcji i muszą się obydwoje wreszcie ogarnąć :P
Pozdrawiam cieplutko! :)
Jedyne polskie opowiadanie które uwielbiam, naprawde uwielbiam. Cały tydzień czekam na kolejny rozdział, potem czytam i czytam i zastanawiam się jaką osobą jest autorka, i dochodze do wniąsku że jest cudowna i ma cudowny talent, dlatego autorko DZIĘKUJE ŻE PISZESZ i mam nadzieję że nie przestaniesz. Ten blog jest niesamowity, bardzo szczegułowy ale nie ma przesady, zaskakujący, trzymający w napięciu, po prostu cudowny. I chyba nawet troche się ciesze że nie jest "popularny" bo to czyni go wyjątkowym, a to że nie "żebrzesz" o komentarze ukazuje że jesteś skromną osobą i prawdopodobnie nawet dla 1 osoby byś go pisała.
OdpowiedzUsuńDlatego dziękuje że mam zaszczyt czytać tak cudowne opowiadanie, życze powodzenia i wytrwałości.
K. x
Nie jestem gotowa na koniec. I Luke też nie. I nkit inny. HEMMINGS NIE POZWÓL JEJ UMRZEĆ
OdpowiedzUsuńO boże super *.* ale chyba nie kończysz już ;(
OdpowiedzUsuńomg :o
OdpowiedzUsuńnie, nie nie! ONA NIE MOŻE UMRZEĆ :(
jak zawsze genialne! <3
http://art-of-killing.blogspot.com/
Ala, dzieki tobie nie wytrzymuje psychicznie
OdpowiedzUsuńczekanie na kazdy rozdzial dluzy sie w nieskonczonosc a jak juz sie pojawia, zwala z nog
Jesteś niesamowita, naprawdę. Uwielbiam cię.
OdpowiedzUsuńBoję się o Ariel :c
OdpowiedzUsuńW sumie to Luke miał rację. Z tym skończeniem i tak dalej. Przecież to nie mogło trwać w nieskończoność, on, pomimo tysiąca grzechów, zasługuje też na szczerość. Myślę, że tak naprawdę sam nie domyśla się uczuć Ariel i jest już zmęczony, co wyjaśnia jego zachowanie. A Ariel, ok, jest irytująca, ale prawda jest taka, że ma do tego prawo. Przeszła zbyt wiele w życiu i nadal jestem pełna podziwu, że jakoś daje sobie z tym radę. Z tym, że jej walka z Lukiem przekracza wszelakie granice. Może powinna się poddać? No chyba, że umrze, to wtedy podda się po całości. A jeszcze apropos Luka, dobrze, że nie był taki zimnokriwsty do końca, bo wtedy z Ariel zostałyby tylko wspomnienia. Koniec końców martwię się, co będzie dalej, bo jeżeli na nowo pojawi się obojętność to pozabijam ich w myślach.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny!
Pozdrawiam :)