Poczuła
na twarzy rześkie, poranne powietrze, które momentalnie ją
pobudziło. Ostentacyjnie zaczęła ziewać, rozciągając się w
wyjątkowo komiczny sposób. Dreszcz przebiegł przez ciało, kiedy
tylko wyskoczyła z pickupa, bardzo powoli ruszając w stronę
opustoszałej plaży. Naciągnęła kaptur na głowę, zapięła
kurtkę i delikatnie utykając, stawiała kolejne niepewne kroki na
piaszczystym podłożu. Gdy zatrzymała się przy brzegu, spojrzała
na rozpościerającą się przed nią spokojną taflę wody i bardzo
wolno wyłaniające się zza horyzontu słońce.
-
Wiesz, że jest czwarta trzydzieści? Środek nocy? - zapytała z
cichym westchnieniem, kolejny raz głośno ziewając. Skrzyżowała
ręce, pocierając dłonią wciąż zaspaną twarz. - Normalni ludzie
o tej porze śpią!
-
Normalni owszem, ale ty do nich zdecydowanie nie należ … - Luke
spojrzał na nią z góry i zaniemówił. Z szeroko otwartymi oczami
wpatrywał się w nią, nawet nie mrugając. Wydawał się być
niezwykle zaskoczony tym, co właśnie zobaczył, wciąż nie mogąc
wyjść z podziwu. Otwierał co chwilę usta, ale nie był w stanie
wydusić z siebie żadnego słowa. Dziewczyna zaśmiała się głośno,
kiedy potrząsnął głową, licząc na to, że jak przymknie
powieki, to wszystko powróci do normalności.
-
Co się stało? - zapytała z udawanym zdziwieniem, zdmuchując
ostentacyjnie grzywkę znad oczu. Wiedziała, co wywołało w nim tak
szczere poruszenie, dlatego od razu zsunęła z głowy kaptur.
Blondyn skrzywił się, kiedy zarzuciła włosy za siebie, cały czas
poprawiając je dłonią.
-
Co to jest? - wydusił w końcu z siebie, przywołując na jej usta
kolejny triumfalny uśmiech. Zebrała włosy na bok, przesuwając
palcami między kosmykami. Wzruszyła obojętnie ramionami, kiedy
nadal przyglądał się jej z niedowierzaniem, chyba nie do końca
wciąż wierząc w to co widział.
-
Hmm, pomyślmy Hemmings, może to moje włosy? - zironizowała,
wywracając oczami, a Luke skrzywił się kolejny raz.
-
Co ty nie powiesz – odburknął złośliwie. - Ale dlaczego one są
… czerwone?
-
Zaczęła się moja transformacja w prawdziwą Ariel-syrenę. Za
kilka dni pojawi się ogon i wreszcie będę mogła stąd odpłynąć.
Na zawsze – powiedziała konspiracyjnym szeptem, przybliżając się
w jego stronę, jakby to była największa tajemnica na świecie.
Chłopak pokręcił z dezaprobatą głową, kiedy chwilę później
wybuchła gromkim śmiechem, widząc jego przerażoną minę. Nagle
spoważniała, ponownie wbijając obojętny wzrok w ocean. Czuła na
sobie jego spojrzenie, ale nie zamierzała już reagować. Przymknęła
powieki, sycąc się pierwszymi promieniami słońca, które
delikatnie zaczęły ogrzewać zziębniętą twarz. Doszło ją jego
przeciągłe, zmęczone westchnienie.
-
Nie sądziłem, że po tym, jak napiszę ci tę wiadomość, pojawisz
się tutaj – powiedział niespodziewanie, robiąc niewielki krok w
jej stronę. Otarł się ramieniem o jej rękę, sprawiając że
nieporadnie zachwiała się i zadarła głowę, by posłać mu
wściekłe spojrzenie. On jednak nie patrzył na nią, udając
wielkie zainteresowanie wschodzącym słońcem.
-
W takim razie jest nas dwoje – mruknęła cicho, ściągając na
nowo jego rozproszoną uwagę. Niedługą chwilę wpatrywali się w
siebie, a otaczająca ich cisza mieszała się z oblewającymi plażę
falami i szumem wody. Luke pierwszy odwrócił głowę, oddychając
ciężko.
-
W takim razie po co przyjechałaś? - zapytał z wahaniem w głosie,
zerkając na nią niepewnie, jakby się obawiał jej odpowiedzi.
-
Nie wiem – westchnęła z nutką zamyślenia. - Naprawdę nie wiem
– dodała zrezygnowana, opuszczając bezradnie ręce. Rzuciła mu
krótkie spojrzenie, ale kiedy i on popatrzył, momentalnie odwróciła
wzrok. Poczuła nieprzyjemny ucisk w żołądku. Wiedziała, że nie
powinna się tam pojawiać, a mimo to wystarczył jeden krótki sms,
by zerwała się wczesnym rankiem i przyjechała do niego.
-
To wszystko nie tak miało wyglądać – zaczął, a w jego głosie
słychać było smutek i rezygnację. - Jak udało ci się z tym
wszystkim pogodzić? Jak ty to zrobiłaś? - spytał, a ona parsknęła
śmiechem, uśmiechając się ironicznie.
-
To proste – odparła lakonicznie, co spotkało się z jego pełnym
niezrozumienia spojrzeniem. - Kiedy nie zostaje ci już zupełnie
nic, kiedy wszystko co miało jakikolwiek sens zostaje ci zabrane, to
przestajesz się przejmować, przestaje ci zależeć i po prostu
czekasz na koniec – wyjaśniła, dostrzegając jednak jego
zmieszanie. - Ale ty wciąż możesz jeszcze wszystko odzyskać, tak
naprawdę niczego jeszcze nie straciłeś, dlatego nie umiesz sobie z
tym poradzić.
-
Taaa – burknął z przekąsem. - Na kolejnej rozprawie ma zapaść
wyrok i wtedy wszystko się skończy.
-
Brak koszykówki w twoim życiu to nie koniec świata! - podniosła
głos, nie mogąc znieść jego narzekania. - Masz przed sobą
jeszcze tysiące innych opcji i możliwości, idioto skończony! Masz
całą rodzinę, która cię kocha, masz dwie sprawne nogi, masz
zdrowe serce, a to że jakaś uczelnia nie przejmie cię, to nie
znaczy, że całe życie ci się zawali! Więc z łaski swojej
przestań się użalać nad tym, jak marne życie cię czeka, bo inni
nie mają naprawdę nic, a nadal jakoś muszą sobie radzić!
Wpatrywał
się w nią, kiedy wyrzucała z siebie kolejne słowa. Słyszał ją,
ale sens tego monologu kompletnie do niego nie trafiał. Skupił całą
swoją uwagę na jej ustach, a gdy lekko zdyszana i zmęczona swoim
wielkim przemówieniem zamilkła w końcu, pochwycił w dłonie jej
twarz i nie zastanawiając się nad słusznością swoich czynów,
pocałował ją. Czuł słodki smak czekolady na jej chłodnych
ustach, nie zważając na wymierzające mu kolejne ciosy małe
piąstki dziewczyny. W końcu jednak udało jej się wyrwać z
objęcia, więc demonstracyjnie otarła wargi rękawem, śląc w jego
stronę grom morderczych spojrzeń. Z trudem oddychała, a jej zimne
policzki pokryły się delikatnymi rumieńcami.
-
Nie rozumiem tego, naprawdę tego nie rozumiem – odezwała się i
bezradnie opuściła ramiona. - W chwili, kiedy wydaje mi się, że
mogłabym na moment przestać cię nienawidzić, ty dajesz mi kolejny
powód, aby ta nienawiść tylko rosła i stawała się silniejsza.
Niesamowite.
-
To nieprawda – zaprzeczył raptownie, a przebłysk uśmiechu
przemknął przez jego twarz. Zmęczone, pełne smutku oczy nagle
pojaśniały. - To nie jest nienawiść, to jest strach. Boisz
się tego, co czujesz. Boisz się tego, co czujesz do mnie. Boisz się
zaangażować. Boisz się przyznać, że mimo wszystko ci zależy.
Boisz się śmierci.
-
Nie boję się śmierci. Boję się nadziei – odpowiedziała tak
cicho, że jej słaby głos był ledwo dosłyszalny przy szumie
oceanu. Luke spojrzał na nią, starając się ukryć przerażenie,
które wywołały w nim jej słowa. W kompletnym milczeniu stali
naprzeciw siebie, nie do końca będąc pewni, co dalej. Kiedy
zbliżył się i bez żadnego ostrzeżenia wziął ją w swoje
ramiona, dreszcz wstrząsnął jej całym ciałem. Z całej siły
zacisnęła drżące palce, wtulając się w niego ufnie.
-
Za późno – szepnął, opierając brodę na czubku jej głowy.
Troskliwie sunął dłoń wzdłuż pleców, próbując dotykiem ją
uspokoić. Jej rozdygotane ciało wydawało się być niezwykle
kruche w jego silnych ramionach. Czuł szaleńcze bicie jej serca i
ciężki oddech. - Też się boję tej nadziei, ale jak podzielimy
ten strach na dwa, to może będzie trochę łatwiej –
zaproponował, siląc się na żartobliwy ton tej wypowiedzi, ale
niewiele mu z tego wyszło. Ariel westchnęła, bo przecież oboje
doskonale wiedzieli, że to wszystko miało być od teraz wyłącznie
trudniejsze. Bardzo powoli wysunęła się z jego objęcia, podnosząc
wzrok.
-
Muszę już wracać – zaczęła się tłumaczyć, oddalając się
od niego. - Dzisiaj muszę być wcześniej w szkole, a powinnam się
jeszcze wykąpać, przygotować, sprawdzić co z matką i w ogóle –
kontynuowała, starając się znaleźć najbardziej racjonalne
argumenty na to, aby móc go tam zostawić i jak najprędzej uciec
stamtąd. Skinął ze zrozumieniem głową, gdy ruszyła w stronę
swojego samochodu.
-
Keller! - zawołał, kiedy wspinała się po betonowych schodkach,
prowadzących na parking, gdzie zostawiła swój samochód. Odwróciła
się za siebie, dostrzegając jak biegł w jej stronę. - Poczekaj!
Wracam z tobą, bo podobno te patałachy z drużyny nie dadzą sobie
dziś beze mnie rady.
Bez
zastanowienia chwycił jej dłoń i mocno ją uścisnął, pomagając
jej wejść na górę. Mimo iż skutecznie uciekał wzrokiem, udało
jej się dostrzec zarys uśmiechu, kiedy razem wsiadali do pickupa.
#
Cała
hala zamilkła. Wszyscy z zapartym tchem wpatrywali się w stojącego
naprzeciw kosza Luke'a, który z ogromnym skupieniem wpatrywał się
w piłkę. Do końca meczu została ostatnia sekunda, a na tablicy
wyników wyświetlał się niekorzystny dla nich wynik, który
oznaczał eliminację z dalszych rozgrywek. Potrzebowali tego jednego
trafienia, aby awansować dalej. Wszystko w tamtej chwili leżało w
jego rękach, a celny rzut mógł uczynić go na nowo szkolnym
bohaterem. Ariel nerwowo ściskała kciuki, ani na moment nie
odrywając wzroku od chłopaka. Wstrzymała oddech, gdy ostatni raz
przekozłował piłkę i ugiął kolana, unosząc w górę ręce. Nim
rzucił piłkę, wyraźnie dostrzegła wgłębienie w jego policzku i
choć nie patrzył na nią, była przekonana o tym, że się
uśmiechnął.
-
I tak, proszę państwa, to prawda, liceum z Blue County w półfinale
rozgrywek! - rozległ się ogłuszający ryk komentatora, kiedy piłka
przeleciała przez obręcz, a cała sala wybuchła okrzykiem radości.
Luke spojrzał w jej stronę, nim wszyscy rzucili się na niego w
dzikim szale. Znowu na chwilę stał się kimś ważnym, wracając do
swojego małego świata bożyszcza tłumów. Miała wrażenie, że
udało mu się na moment zapomnieć o tym wszystkim co działo się w
jego życiu. Wydawał się być szczęśliwym.
-
Wygraliśmy! - pisnął Calum, który pojawił się niespodziewanie i
objął ją z całej siły, delikatnie unosząc w górę.
-
Hood, głupku, jesteś cały mokry! - jęknęła z odrazą,
wyswabadzając się z uścisku przyjaciela, który raczej nie
przejmował się jej uwagami, wciąż jak mały chłopiec ciesząc
się z tego zwycięstwa. Zdawała sobie sprawę, jak wielką wagę
przywiązywał do koszykówki i jak bardzo jego przyszłość
zależała od tych wyników.
-
Wiesz? - zagadnął po chwili, ocierając koszulką spoconą twarz. -
Miałem przez moment taki tyci tyci cień nadziei, że razem ze
zmianą koloru włosów, twoje nastawienie do świata też się
zmieni, ale och, ja naiwny, tak bardzo się pomyliłem! - westchnął
teatralnie, a Ariel klepnęła go mocniej w ramię, marszcząc brwi.
-
Wiesz? - naśladowała ton jego wypowiedzi w wyjątkowo
przedrzeźniający sposób, robiąc przy tym dziwne miny. - Wracaj
lepiej do tych swoich spoconych koleżków i razem świętujcie to
swoje wymęczone zwycięstwo!
-
Za co ja cię tak lubię i wciąż toleruję – westchnął ciężko,
kręcąc głową. Otulił ją na pożegnanie ramionami, celowo
ocierając się o nią swoim mokrym ciałem. Dziewczyna odepchnęła
go, ale kiedy dostrzegła jego zmęczony, aczkolwiek wyjątkowo
radosny uśmiech, wcześniejsza złość szybko się ulotniła. - I
masz zbyt szybko nie odjeżdżać, poczekaj chwilę przy samochodzie
– dodał na koniec, całując ją w policzek.
-
O nie, nie! - zaoponowała momentalnie. - Nie będę twoim cholernym,
prywatnym taksówkarzem! Znajdź sobie kogoś innego! – krzyknęła
za nim, kiedy zbiegał już po schodach. Przystanął i odwrócił
się z podejrzanym uśmiechem na ustach.
-
Jak wolisz – odparł, wzruszając ramionami, po czym pospiesznie
wrócił do drużyny, zostawiając ją samą.
Jedynym
racjonalnym wytłumaczeniem zachowania Caluma wydawał jej się fakt,
że chłopak nie miał z kim wrócić do domu i z pewnością liczył
na darmową podwózkę z jej strony, dlatego postanowiła na niego
poczekać. Włączyła muzykę i ze znudzeniem obserwowała
pustoszejący parking, wypatrując w każdej wychodzącej z budynku
postaci Hooda. Była tak skupiona, że nie dostrzegła, jak ktoś
podszedł do niej, opierając się o uchyloną szybę.
-
Cześć! - rozbrzmiał zbyt dobrze znany jej głos, sprawiając że
aż podskoczyła na siedzeniu, kompletnie nie spodziewając się
niczyjej obecności. Rzuciła chłopakowi mordercze spojrzenie,
zaciskając mocno usta, by przypadkiem nie wypowiedzieć na głos
kilku nieprzyjemnych słów.
-
Idiota – warknęła cicho, a blondyn roześmiał się. Dłonią
przeczesał wciąż wilgotne włosy i wsunął na głowę czapkę.
Wrzucił na tylne siedzenie swoją torbę i otworzył drzwi,
pociągając ją za rękę. - Czy ciebie do reszty popieprzyło? Co
ty robisz? Nie mam czasu na twoje bzdurne zabawy! Mógłbyś mnie
puścić? Czekam tylko na Caluma i jadę do domu.
-
Twój azjatycki kochaś już dawno temu pojechał na imprezę z
resztą chłopaków – wyjaśnił z rozbawieniem Luke, wyciągając
ją z auta.
-
Acha, świetnie, bardzo fajnie, rzekłabym wręcz fantastycznie,
zabiję go, jak tylko go spotkam, ale w takim razie, dlaczego ty
jesteś tu? Dlaczego nie pojechałeś z nimi? O co do jasnej cholery
chodzi? - zarzuciła go pytaniami, kiedy prowadził ją na drugą
stronę pickupa i posadził na miejscu pasażera, zapinając pas.
Miał ten dziwnie niepokojący wyraz twarzy i błąkający się na
ustach uśmieszek. Kiedy lekko się pochylił, poczuła świeży
zapach i woń jego perfum. Gdy usiadł za kierownicą od razu
podłączył swój telefon pod radio i włączył własną muzykę.
Spojrzał na nią, kolejny raz uśmiechając się szeroko. Miała
wrażenie, że jej zdezorientowanie sprawiało, że czerpał z tego
wszystkiego jeszcze większą radość.
-
Dobra, powiem ci – odezwał się w końcu, kiedy znaleźli się już
na drodze, skręcając w stronę miasta. Ariel westchnęła bez
przekonania, krzyżując przed sobą ręce. - Chodzi o to, że
postanowiłem wykorzystać twoje życiowe rady i przestałem się nad
sobą użalać.
-
No brawo – bąknęła z ironią, wywracając oczami i nadal nie
rozumiejąc do czego zmierzał.
-
Tak – potwierdził z zadowoleniem, dumny ze swojego osiągnięcia.
- A więc …
-
Od 'a więc' nie zaczyna się zdania – weszła mu w słowo, ale on
posłał jej tylko krótkie spojrzenie, nie zamierzając wdawać się
w żadne dyskusje.
-
Potrzebuję do tego twojej pomocy, bo jest w szkole taka jedna
dziewczyna, którą chciałbym zaprosić, ale nie bardzo wiem, jak
się za to zabrać. Wiesz, jest ciężka w kontaktach międzyludzkich,
ale czuję, że warto zaryzykować. Jest nawet trochę do ciebie
podobna w podejściu do życia, dlatego wpadłem na ten pomysł, że
mogłabyś mi pomóc – tłumaczył, a Ariel spojrzała na niego
zdumiona. Poczuła krótkie, prawie niezauważalne ukłucie, starając
się ukryć przed nim ten moment słabości. - Pokażę ci kilka
miejsc, w które chciałbym ją zabrać, a ty mi powiesz, które
będzie najbardziej odpowiednie, ok?
-
To jest chyba jakaś kpina, Hemmings! – odparła w końcu, nie
potrafiąc zapanować nad chwilą złości. - Niby z jakiej okazji
miałabym ci pomagać? Nie jesteśmy nawet przyjaciółmi, ani niczym
w tym rodzaju, żebyś miał czelność myśleć, iż mogłabym ci
doradzać w takich sprawach! - dodała oburzona, nie panując już
nad sobą. On jednak zdawał się nie przejmować jej wściekłością,
wciąż z uśmiechem wymieniając przygotowane wcześniej miejsca.
-
Od dawna próbuję, ale ona wciąż ucieka, ciągle czegoś się
obawia, już nie wiem, co robić, żeby w końcu mnie zauważyła. Bo
to nie jest taka zwyczajna dziewczyna, jest naprawdę wyjątkowa i
nie chciałbym jej przestraszyć. Wiesz, ona bardzo się boi –
kontynuował, niezrażony zachowaniem Ariel. Wydawał się być
niezwykle podekscytowany spotkaniem z tą dziewczyną, a to tylko
wzbudzało w niej jeszcze większą złość. Nie mogła jednak
pokazać przed nim, jak bardzo wytrąciło ją to z równowagi. -
Myślałem nad jakąś kolacją w restauracji, albo może lepiej sam
bym coś ugotował? Co o tym sądzisz? A może na początek kino?
Albo jakaś impreza? Co? Gdzie ty byś chciała się wybrać?
-
Odwieź mnie do domu – poleciła, siląc się na spokojny ton. Głos
jednak nadal nerwowo drżał, gdy patrzyła na jego rozradowaną
twarz. Spojrzał na nią, robiąc maślane oczy, po czym zamrugał
kilkakrotnie. Nie poznawała go.
-
No Keller, jesteś moim jedynym ratunkiem! Pomóż mi wybrać i dam
ci już spokój! - prosił błagalnie, wciąż spoglądając na nią
z tym rozmarzonym spojrzeniem. Ta dziewczyna musiała być naprawdę
kimś wyjątkowym, bo stary Hemmings, którego dotąd znała nie
przywiązywał wagi do takich rzeczy. Dla tamtego Hemmingsa liczyła
się tylko dobra zabawa, alkohol i szybkie zaliczenie kolejnej
panienki, a tym razem było w nim coś innego. I choć próbowała
walczyć z falą nagłego, niespodziewanego rozczarowania, doszła do
wniosku, że im szybciej zakończy tę jego dziwną gierkę, tym
prędzej znajdzie się we własnym domu, z daleka od niego.
-
Nie znam jej …
-
Oj no! Ale co ty byś wybrała? – nalegał, zmuszając ją do
odpowiedzi, aż w końcu poddała się.
-
Jeśli chodzi o mnie, to pewnie wybrałabym McDonaldsa na wynos i
wieczór na przyczepce mojego pickupa pod gołym niebem z trzeszczącą
muzyką z tego rozwalającego się radia – wyznała z nostalgią w
głosie, wpatrując się w krajobraz za oknem. - Ale po cholerę mnie
o to pytasz?! Nie jestem nią, nie wiem, czego ona mogłaby chcieć!
- uniosła się, niespokojnie wymachując rękami. Nie dostrzegła
krótkiego uśmiechu na jego ustach, kiedy skończyła mówić, a on
zatrzymał samochód przed podjazdem jej domu.
-
Dzięki! - powiedział uradowany, wyskakując z samochodu. Pomógł
jej wysiąść i podprowadził ją pod drzwi. - Czasami jednak
jestem w stanie cię nie nienawidzić – dodał radośnie na
pożegnanie, a ona nie raczyła nawet na niego spojrzeć, od razu
zamykając się w domu. Dopiero wtedy zrobiło jej się słabo i
niedobrze. Osunęła się na ziemię, chowając głowę między
kolanami. W tej samej chwili telefon zawibrował w kieszeni. Z
ogromną niechęcią sięgnęła po niego, odczytując wiadomość.
Mam
zniżki na Big Maca i dwa śpiwory idealne na przyczepkę pickupa. Za
godzinę bądź gotowa. L.
Uśmiechnęła
się.
wow! No nie spodziewalam sie takeigo obrotu akcji. znaczy wiedzialam, albo chcoiaz domyslalam sie,z e to chdozi o Ariel no bo jak to on mialby cos z inna? NIE MA OPCJI NORMALNIE! Ale mimo wszystko strasznie to slodkie z jego strony :):)
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, ze Ariel sie w koncu ogarnie :) No i oczywiscie bedzie Happy End.
ps. Ile rozdzialow jeszcze przewidujesz? :)
Genialne! Niesamowite!
OdpowiedzUsuńAaaaa wiedziałam, że tak będzie. Oby wszystko było dobrze.
OdpowiedzUsuńWow Wow wow! Genialne! Zazdrosna Ariel i romantyczny Luke to takie dziwne i zarazem urocze. Czekam na następny i życze dużo weny!! ❤❤❤
OdpowiedzUsuńDlaczego ja nie mogę mieç takiego Luke'a ? .-.
OdpowiedzUsuńDlaczego ja nie mogę mieç takiego Luke'a ? .-.
OdpowiedzUsuńOh Alicjo co ty ze mną robisz? Wiesz że muszę każdy rozdział czytać 2 razy bo za pierwszym razem nic nie widzę przez łzy? Niszczysz moje nieistniejące serce. Nienawidzę cię<3
OdpowiedzUsuńA i chce żebyś wiedziała że przez ciebie do końca życia zostanę sama bo Luke to pieprzona perfekcja i też chce takiego. Tylko takiego
UsuńIdealni
OdpowiedzUsuńPrzeczytała całość, z normalnym jak na te ff, zachwytem, a na koniec również się uśmiechnęła... :p Oooh ja też chcę takiego Luke'a.. :D To takie słodkie :)
OdpowiedzUsuńWow Luke i Keller aww 💚
OdpowiedzUsuńW końcu Hemmings sie ogarnął i wziął sprawy w swoje ręce. Jestem z niego dumna :')
Tylko żeby czegoś znowu nie spieprzył hahah xd
Ariel, czy ty jesteś niedorozwinięta? Taka mądra, a nawet nie ogarnęła, że mówił o niej... Oj, kochana, coś mi się wydaje że w kontaktach międzyludzkich, to ty potrzebujesz korepetycji. Czekam w niecierpliwości na tą randkę.
OdpowiedzUsuń(:
OdpowiedzUsuńCudowny. Jak czytałam to mi się tak morda cieszyła jak dziecku w sklepie z zabawkami.
OdpowiedzUsuńchcę takiego Luka pls
OdpowiedzUsuńa, i przez ciebie zostanę sama do końca życia, bo Hemmings tutaj to taka cholerna perfekcja, że nie chcę nikogo innego, kocham cię Ala za to
świetny rozdział! <3
OdpowiedzUsuńczekam na dalsze części :)
jestem zachwycona tym blogiem!
czekam na dłuższe rozdziały :>
http://art-of-killing.blogspot.com/
Ariel zmienia się w Arielkę. *-*
OdpowiedzUsuńWiesz, że przez wihay znalazłam tę bajkę i zaczęłam oglądać. :o Wihay powoduje różne dziwne reakcje uboczne...
Ale mimo wszystko jest tak uroczo. Aż mam ochotę złożyć rączki i poczciwie rozczulać się nad nimi. W napięciu czekałam, aż Luke jej powie, że ta księżniczka (a może można się posunąć do określenia - kretynka, kto wie, bo skoro Luke to taki zidiociały kretyn, który się obok niej pląta...) to właśnie ona. Właściwie wykazano tu, że jak się nie starasz, nie przykładasz, to wychodzi lepiej. ;) Jak edukacyjnie, z morałem!
Aż czuję się przesłodzona w zachwytach nad tym rozdziałem. Jednak masz serce! :D
Skoro Luke posłuchał życiowych rad Ariel, to teraz chyba najwyższy czas, by to Ariel posłuchała Luke’a :D W ogóle, jaki ten Hemmings niewychowany. Wpycha się na miejsce kierowcy do cudzego samochodu i jeszcze puszcza swoją własną muzykę. Ech, co za człowiek! Zupełnie nie rozumiem, jak jednocześnie można być takim imbecylem, i takim uroczym stworzeniem. Wiem, to ten uśmiech i… dołeczki! Tak, one są wszystkiemu winne - tutaj ktoś szykuje się, żeby na Luke'a naskoczyć, a on w akcie desperacji serwuje po kolei uśmiech numer jeden, potem uśmiech numer dwa (ten trochę szerszy) i ostatecznie pokonuje człowieka uśmiechem numer trzy (dołeczki, te nieszczęsne dołeczki). A tak już pomijając i uśmiech, i niewychowanie Hemmingsa, to po tym rozdziale naszły mnie strasznie „pozytywne” refleksje odnośnie L. Jak tak sobie przypomniałam jego postać z samego początku, to aż miałam ochotę pacnąć się mocno w czoło i wykrzyczeć: jak i kiedy on zdążył się tak zmienić? Przecież, tak jak to było zresztą wspomniane nawet gdzieś w tym fragmencie wyżej, L. z początku to lekkoduch, imprezowicz, trochę pijak (wybacz Hemmings, ale taka prawda :D). On jako pierwszy poleciałby na imprezę po tym meczu. Nawet nie czekałby na kogoś, kto mógłby go podwieźć, tylko by się przebrał (albo i nie, w końcu im szybciej dotarłby na miejsce, tym więcej mógłby wlać w siebie różnych płynów) i truchcikiem ruszył do najbliższego baru (tylko by się za nim kurzyło). A tutaj Hemmings dobrowolnie wybrał towarzystwo Arielki. Zignorował kumpli, którzy pewnie próbowali go zaciągnąć ze sobą i został. To aż nie do pomyślenie, że on mógł się tak zmienić. I rany, to że na tę zmianę zareagowałam takim niedowierzającym pytaniem, świadczy o tym, że naprawdę świetnie to przeprowadziłaś. Cały ten proces postępował stopniowo, a udział w nim miały po kolei wszystkie zdarzenie, które mu się przytrafiały i… osoba Arielki. I mimo że generalnie można by uznać, że podejście Hemmingsa się zmieniło (z L. nic nigdy nie może być tak do końca pewne), to jednak on nadal nie stracił swojej "lukowatości" :P Dalej bywa irytująco ironiczny i równie irytująco pewny siebie. Pozostał sobą, jednocześnie nieco się zmieniając. Yup, zawsze straszliwie lubiłam takie motywy przemian bohaterów. To dlatego, że generalnie uważam, że ludzie może nie tyle się zmieniają, co kształtują w zależności od tego, co ich spotyka. I taki proces dość ciężko jest opisać, gdyż jest długotrwały, musi mieć jakieś konkretne przyczyny, a jednocześnie nie może być karykaturalny. Bo równie dobrze Hemmings mógłby znaleźć się w tym punkcie po dziesięciu rozdziałach i od razu stać się kapciem-papciem, co to się do Arielki tuli i nie potrafi wdać się z nią w żadną dyskusję. Ale tak się nie stało. Także dołeczki Hemmingsa dołeczkami Hemmingsa, ale ja przede wszystkim chciałabym Ci powiedzieć, że niezwykle doceniam to, jak opisałaś ten proces jego przemiany. Plus z rozdziału na rozdział jestem coraz bardziej zachwycona Calumem. Nie spodziewałam się, że on jako bohater może mieć taki potencjał. Uwielbiam te jego rozmowy z Ariel… Och, i chciałam coś jeszcze dodać o Arielce. Trochę jej zazdroszczę tych czerwonych włosów xd Poza tym, ona jako bohaterka też jest niezwykle skomplikowana. I chociaż czasami mam ochotę mocno ją trzepnąć albo wytargać za uszy, to jestem w stanie zrozumieć, dlaczego zachowuje się tak, a nie inaczej, dlaczego wymyka się Hemmingsowi. I ten rozdział i jej słowa, które padły, są jakby potwierdzeniem tego, w jaki sposób postrzegam i motywuję jej postępowanie. Jejku, za każdym razem dochodzę do wniosku, że naprawdę ją podziwiam… Trzymam mocno kciuki, żeby dała radę zaufać Hemmingsowi. Bo on sobie na to zasłużył. W końcu nadzieja nie zawsze prowadzi do najgorszego, a czasem nawet chwila szczęścia jest warta tego, żeby potem podwójnie cierpieć...AAA, ta końcówka i niedomyślna Ariel, to po prostu zwaliła mnie z nóg. Myślałam, że to ja nie ogarniam, a Ariel wydaje się czasem bić mnie na głowę.
OdpowiedzUsuńWiem, że dawno nie wpadałam do Ciebie z komentarzami, ale po prostu mimo że czytałam, kompletnie nie mogłam się zebrać do napisania czegokolwiek. Postaram się poprawić (o ile wcześniej nie postanowisz mnie odnaleźć i trwale uszkodzić za to, że Ci tu takie długaśne i dziwne elaboraty wypisuję ;( )
UsuńGrr, nienawidzę bloggera za ten limit znaków w jednym komentarzu.
Pozdrawiam serdecznie <3
jaki słodki, oddaj mi go
OdpowiedzUsuńGenialne :D Luke taki słodki *.* Dajcie mi takiego chłopaka xd
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta :D Pozdrawiam i życze jak najwięcej weny <3 /Wo
Jejciu, jaki słodki rozdział hdjsvsksvskdhd 😍
OdpowiedzUsuńOoo jak słodkoo *.* genialny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńCudownie *.* życzę weny i czekam na więcej :)
OdpowiedzUsuńTwojego wcześniejszego bloga też przeczytałam, ryczałam i się uśmiechałam jak dziecko ;*
Uroczo :)
OdpowiedzUsuńa to Luke, cwana z niego bestia ale to chyba był jedyny sposób, by zobaczyć zazdrość Ariel. swoją drogą to ciekawy pomysł z kolorem włosów. osobiście kompletnie sobie jej nie wyobrażam z czerwonym, ale kto wie, może faktycznie do niej pasuje. Co do zazdrości, to miło było zobaczyć, że Ariel zależy. czasami myślę, że taki wstrząs na zazdrość to bardzo dobry pomysł. wtedy człowiek może przynajmniej coś zauważyć i przy okazji trochę się wyżyć (co wprawdzie zależy od strony po jakiej sie znajduje).
OdpowiedzUsuńCóż, czekam na ich nierandkę i mam nadzieję, że nic złego się tam nie wydarzy :D
Pozdrawiam!