Kiedy wsparta na ramieniu Caluma zatrzymała się w
wejściu na salę, mimowolnie uśmiechnął się do siebie. Wyglądała inaczej, a on
nie potrafił oderwać od niej wzroku. Ogarnęło go jakieś dziwne, niewytłumaczalne
przeczucie, że kiedy tylko odwróciłby się od niej, coś złego mogło ją spotkać. Kilka
osób spojrzało niepewnie w jej stronę, ale ona zdawała się całkowicie tym nie
przejmować, z nieodgadnionym wyrazem twarzy rozglądając po pomieszczeniu. Gdy
wreszcie ich spojrzenia się spotkały, miał nieodparte wrażenie, że kąciki jej
pomalowanych czerwoną szminką ust lekko drgnęły, ale dość szybko odwróciła się
w drugą stronę, jakby celowo drocząc się z nim. Chyba właśnie to sprawiało, że
tak ciężko było mu przejść obok niej obojętnie, była zupełnie inna,
niespotykana, wyjątkowa. A im więcej przeciwności stawało między nimi, tym
bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że mimo wszystko warto było spróbować. Warto
było zerwać w wszystkimi zasadami, przekonaniami, oczekiwaniami i po prostu
zaryzykować.
- Może zaprosisz mnie w końcu do tańca? – sapnęła
znudzona Shelby, która dość niespodziewanie zagrodziła mu drogę z podpartymi dłońmi
na bokach, wyczekując na jego ruch. Zmierzył ją pełnym odrazy wzrokiem, lekko
wykrzywiając wargi. Jeszcze na samym początku roku, kiedy to wspólnie obiecali
sobie, że razem pójdą na ten finalny szkolny bal, by zdobyć korony króla i
królowej balu, wizja spędzenia całej nocy z blondynką wydawała mu się całkiem
niezłym pomysłem. Tym bardziej, że Shelby niczego nie brakowało, a to że była
głupia tak naprawdę szczególnie mu nie przeszkadzało. Wszak nie zamierzał z nią
prowadzić dyskusji na temat fizyki kwantowej. Przez dłuższą chwilę wpatrywał
się w nią beznamiętnie, aż wreszcie pochwycił ją lekko za ramiona, odsunął na
bok i ruszył w stronę stolika, przy którym właśnie zasiadł Hood z Ariel.
Towarzyszyli im również inni uczniowie, ale ze smutkiem musiał przyznać, że
nikogo z nich nie kojarzył. Posłał tylko w ich stronę nieco zmieszany uśmiech,
zatrzymując się tuż obok krzesełka dziewczyny. Początkowo udawała, że
kompletnie go nie zauważyła, ale wreszcie westchnęła ze znużeniem, zadzierając
głowę.
- Hemmings – rzuciła bez przekonania, dzielnie
stawiając upór jego stanowczemu spojrzeniu. Uśmiechnął się tylko szerzej i
ukłonił się szarmancko, wysuwając rękę w jej stronę.
- Keller – odparł w podobnie znudzonym tonie,
oczekując na jej reakcję. Rzuciła tylko krótkie, porozumiewawcze spojrzenie w
stronę swojego przyjaciela, ale Calum wzniósł tylko oczy i wyszczerzył zęby,
dając jej małe, nieme przyzwolenie na to, by mogła go opuścić. Podniosła się,
chwytając mocno jego dłoń.
- Nie jestem dziś twoją partnerką. Przyszłam tu z
Calumem – oznajmiła wyniośle. – Zatańcz ze swoją parą – dodała, wskazując w
kierunku naburmuszonej dziewczyny, która po drugiej stronie sali z uwagą im się
przyglądała. Nie wyglądała na szczególnie zadowoloną. Luke też spojrzał w tamtą
stronę, po czym ciężko westchnął.
- Chciałem przyjść z tobą, ale wolałaś tego
azjatyckiego chłoptasia z wadą wymowy.
- Calum nie jest … - zaczęła, ale dość szybko
doszła do wniosku, że tłumaczenie tego nie miało żadnego większego sensu, więc
zrezygnowana odpuściła. – A tak w ogóle, to nie ośmieszaj się – powiedziała
oschle. - Od samiutkiego początku szkoły wszyscy wiedzieli, że idziesz z tą
swoją wywłoką, byle tylko otrzymać świecącą, plastikową koronę króla balu. Kolejne
wielkie osiągnięcie w twoim życiu. Kumulacja jasnych włosów, ślicznych buziek i
podobnego poziomu inteligencji gwarantowała to niebywałe wyróżnienie.
- Ale … - Luke nie był pewny, jak się wybronić z
tych oskarżeń. – To wcale nie oznaczało, że nie chciałbym iść z tobą. A tak
poza tym, uważasz że mam śliczną buźkę? – spytał z rozbawieniem.
- Jesteś kretynem – podsumowała ze zrezygnowaniem.
- Mimo wszystko, nalegam, aby panienka uczyniła mi
ten honor i podarowała jeden taniec. O nic więcej nie proszę. Och, ja niegodny
twego spojrzenia. Spełnij marzenie idioty, a obiecuję, że nigdy więcej twoje
piękne oczy nie będą narażone na mój widok – wyznał w wyjątkowo dystyngowany
sposób, kolejny raz taktownie się przed
nią kłaniając.
- I po co ta szopka?
- Dziewczyny to lubią, czyż nie? – spytał, unosząc
zadziornie brew. Wywróciła tylko oczami, a on skwitował to tylko głośnym
śmiechem, po czym pociągnął ją za rękę i przyciągnął do siebie. Wpadła mu w
ramiona, a on szczelnie otulił ją w mocnym uścisku, jakby podświadomie bał się,
że mogła mu nagle zniknąć.
Tańczyli długo, w kompletnej ciszy, wtuleni w
siebie, nie zwracając uwagi na otaczający ich świat. Nawet kiedy muzyka
ucichła, oni nadal kołysali się, skupiając na sobie zaskoczone spojrzenia
pozostałych. Wszystko dookoła stało się na chwilę całkowicie nieistotne.
Zdawali się przenosić w swój własny świat, gdzie wszelkie troski i zmartwienia
przestawały istnieć.
- Wszyscy na nas patrzą – stwierdziła nagle Ariel,
jakby wybudzając się z tego krótkiego zamroczenia. Chłopak odchylił się lekko i
dotknął opuszkami palców jej policzek.
- Niech patrzą, bo pewnie ci zazdroszczą –
powiedział z niesamowitą pewnością w głosie, czulej ją obejmując. Zacisnęła
mocniej palce na jego ramieniu, a on zaczął się głośno śmiać, wirując z nią po
parkiecie.
- Możemy stąd uciec? – spytała dość
niespodziewanie, spoglądając na niego z błaganiem w jasnych oczach. Bez słowa
skinął głową i chwytając jej ciepłą dłoń, wyprowadził ją z przepełnionej sali.
#
Pomógł jej wysiąść z samochodu, a ona cały czas
czuła jego baczne spojrzenie i niepokojący, pełen przerażenia błysk w oczach,
kiedy tylko zbyt głośno odetchnęła, albo przystanęła na moment, by złapać
oddech. W połowie podjazdu dość stanowczo zatrzymała się, rzucając mu wymowne
spojrzenie.
- Przestań! – sapnęła zdenerwowana, wyczuwając jego
zaniepokojenie. Luke spojrzał na nią z niezrozumieniem. – Nie patrz na mnie
tak, jakbym za moment miała się roztrzaskać na milion kawałków, jak porcelanowa
laleczka.
- Wcale tak na ciebie nie patrzę! – zaoponował z
oburzeniem, ale ona nie zamierzała podejmować tej dyskusji. Właśnie tego
chciała uniknąć.
- Nieważne.
- Świetnie, znowu zaczynamy! – podniósł głos.
- Świetnie, bardzo świetnie, najświetniej na
calutkim świecie! – warknęła równie rozeźlona, wysuwając rękę z jego objęcia.
Lekko utykając, ruszyła szybciej w stronę werandy. Nim jednak dotarła do
schodków, poczuła nieznaczne szarpnięcie i chwilę później kolejny raz znalazła
się w jego ramionach. Początkowo dość skutecznie unikała jego spojrzenie,
próbując się wyswobodzić, ale kiedy zdała sobie sprawę, że stała na straconej
pozycji, odpuściła.
- Jesteś jeszcze taka głupiutka, Keller – szepnął
czule, z troską gładząc jej włosy, gdy wciąż tuliła się do niego.
- No i świetnie, Hemmings – jęknęła, garnąc się w
jego ramiona.
- Czasami
cię nienawidzę, wiesz?
- Wiem – odszepnęła, czując przyjemny dreszcz,
kiedy tylko przesunął dłonią wzdłuż jej pleców, delikatnie do siebie
przyciągając. – Też czasami się
nienawidzę. Może nawet częściej niż czasami. Może nawet cały czas odkąd
tylko się zjawiłeś w tym moim cholernie popieprzonym życiu i wszystko jeszcze
bardziej skomplikowałeś. I teraz nie chcę … - głos jej się załamał.
- Ariel …
- I teraz nie chcę odchodzić – powiedziała to w
końcu. Zamiast spodziewanego bólu poczuła dziwną ulgę. Spojrzała na niego lekko
zaszklonymi oczami. – Popatrz co zrobiłeś – dodała, siląc się na zabawny ton.
Luke sięgnął dłonią do jej twarzy i przyciągając ją lekko do siebie, pocałował
najdelikatniej jak to było tylko możliwe.
- Nie musisz…
- Nie, proszę. Nie zaczynajmy tego od początku. Nie
mam na to dziś siły. Porozmawiamy o tym jutro – przerwała mu momentalnie,
ocierając raptownie jedną, samotną łzę, która nieoczekiwanie spłynęła po
zaczerwienionym policzku.
- Jutro – powtórzył cicho, chowając ją w uścisku
swoich ramion. Długo nie chciał jej puścić.
- Już czas na
mnie – mruknęła słabo, uśmiechając się do niego delikatnie. Dotknęła dłonią
jego policzek i musnęła drżącymi wargami jego usta.
- Może jednak zostanę, co? – zaproponował, ale
spotkało się to jedynie z jej pełnym dezaprobaty spojrzeniem i ciężkim
westchnieniem.
- Nic mi nie jest – zapewniła, ale doskonale
wiedziała, że w ogóle nie przekonały go te słowa. – Idź już, muszę od ciebie
odpocząć! Za długo moje piękne oczy narażone były na twój widok! – dodała z
rozbawieniem, odpychając go od siebie. Luke jednak nawet się nie uśmiechnął,
ciągle obserwując ją z niepokojem. Wreszcie jednak wypuścił ją z objęcia i
odwrócił się.
- Hej, Hemmings! – zawołała za nim, gdy zrobił
kilka kroków. Spojrzał na nią przez ramię, przyglądając się z niepewnością.
Przez chwilę wpatrywała się w niego bez słowa, ale po chwili na jej ustach
pojawił się krótki uśmiech. – Do jutra.
Zawrócił gwałtownie i bez żadnego ostrzeżenia
chwycił ją w ramiona, skradając kolejny, pełen namiętności i tęsknoty
pocałunek. Później nic już więcej nie powiedział, odchodząc po prostu od niej. Patrzyła
jak wyjątkowo niechętnie kierował się w stronę samochodu. Kiedy kolejny raz
odwrócił się za siebie, by na nią spojrzeć, wykonała jedynie ponaglający gest,
byle już tylko odjechał.
- Do jutra – szepnęła do siebie, wpatrzona w
znikające za zakrętem auto. Poczuła niedługie, lekko niepokojące ukłucie w
klatce piersiowej. Ból jednak dość szybko minął, a ona odetchnęła głęboko,
wracając do domu.
#
Dość długą chwilę wydawało mi się, że natrętne
brzęczenie telefonu tylko mu się śniło, dlatego tak opornie zabierał się do
jego odbierania. Dopiero kiedy uzmysłowił sobie, że komórka naprawdę dzwoniła,
sięgnął po nią po omacku, po drodze strącając stojącą na nocnej szafce butelkę
z wodą.
- Kurwa, jest środek nocy! – wymamrotał
nieprzytomnie.
- Luke? – odezwał się zupełnie nieznany mu głos.
- Kto mówi? – wychrypiał do telefonu, przecierając
zaspane oczy. Dochodził go jedynie niewyraźny szum i czyjeś słowa, których
kompletnie nie rozumiał. Spojrzał na zegar, dochodziła trzecia. Usiadł na
łóżku, walcząc z sennością. Starał się skupić, ale jedyne o czym potrafił w
tamtej chwili myśleć, to powrót do pięknego snu, z którego został tak brutalnie
zbudzony.
- Tu Frank, jestem bratem Ariel – wyjaśnił
tajemniczy nieznajomy, a Luke poczuł krótkie ukłucie w żołądku. Momentalnie
otrząsnął się ze sennego amoku, z przerażeniem spoglądając w stronę okna, przez
które wpadał nikły blask nocnego księżyca. Przez chwilę milczał, nie do końca
będąc chyba świadomym tego wszystkiego, co właśnie się działo.
- Coś się stało? – zapytał wreszcie, niespokojnie
zaciskając pięści. Nagle zaczęło brakować mu tchu. Zrobiło się duszno, a on z
trudem oddychał, coraz mocniej rozchylając drżące ze strachu usta. W otaczającej
go zdradzieckiej ciszy mógł dokładnie usłyszeć każde potężne uderzenie swojego
serca. Pulsowanie skroni stało się tak bolesne, że obraz przed oczami zaczął
się rozmazywać.
- To już czas – powiedział spokojnie Frank, a
blondyn poczuł lodowaty dreszcz, który wstrząsnął całym jego ciałem.
- Na co czas? Nie rozumiem – wyjąkał, zrywając się
z łóżka, choć doskonale wiedział. Gdzieś tam głęboko w podświadomości zdawał
sobie sprawę z sensu słów brata Ariel. Jednak nie potrafił ich zaakceptować. Nie
mógł. To było zbyt wcześnie. Bał się tego, że jeśli tylko dopuści do siebie tę
myśl, ona się urzeczywistni, a tego nie był w stanie znieść. Nerwowo przetarł
trzęsącą się z niepokoju dłonią spoconą już twarz.
- Musisz się pożegnać.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńZgadzam się.
OdpowiedzUsuńnie płacz. nie płacz. nie płacz. nie płacz. niee ja wcale nie płacze. Nie jestem jeszcze gotowa się pożegnać z Lukiem i Ariel. Nie chce się żegnać. Dlaczego musisz pisać tak pięknie? Nienawidzę cię i nienawidzę siebie za to że cię kocham. Jesteś najwspanialszą autorką ff jaką ''znam''. Ugh moje komentarze zawsze są takie żałosne, to twoja wina bo gdybym nie była tak poruszona to bym tych bzdur nie pisała.
OdpowiedzUsuńMało śmieszny żart.. Keller wracaj.
OdpowiedzUsuńDlaczego Keller wcześniej nie zgodziła się na propozycje Luka? Ariel wracaj nie ma żadnego pożegnania...
OdpowiedzUsuńMatko ja nie moge ryczeć, nie moge, kurde i tak rycze i pewnie jeszcze długo będe...
Nie nie nie !!! Nie mozesz tego zrobic ! Błagam ;((( to jest zbyt piękne zeby sie skończyło, choć w sumie jeszcze sie nie zaczęło. Jak masz ja uśmiercić zrób to chociaż teoche pózniej, niech bedą szczęśliwi przez jakis czas i potem a nie tak od razu błagam. Albo niech sie znajdzie dawca dla Ariel nie wiem cokolwiek ale nie zabieraj jej, nie teraz ;(( czekam na nexta i mam nadzieje ze podejmiesz właściwa decyzje (czyt. Nie zabijesz jej) :D. // Maddie
OdpowiedzUsuńTen tytuł tak groźnie wyglądał... Aczkolwiek "do jutra" mnie zmyliło i już myślałam, że żadnego pożegnania nie będzie. Że masz, droga Autorko, jakieś serce.
OdpowiedzUsuńTymczasem moje zaczyna pękać, mimo że w moich oczach ten schemat "kłócą się i godzą" zaczynał się już robić nużący. Ponieważ perfekcyjnie opisujesz zarówno ich uczucia, jak i zbliżenia.
Liczę na to, że wydarzy się jakiś cholerny cud. A jeśli nie, to przydałoby się chociaż jakieś naprawdę dobre zakończenie.
Nie znoszę niemal romansów, a Twoje opowiadanie czytam z zapartym tchem. Uwielbiam tę historię i nie mam bladego pojęcia, jak to możliwe.
W końcu jakiś dramat!!! Będzie scena niczym Romeo i Julia??
OdpowiedzUsuńDlaczego mi to robisz? Czy jest szansa, aby oni mogli być dla siebie 'kimś'. Te ciągłe rozstania i powroty, zmiana zdania, to zaczęło mnie męczyć. Po prostu chcę, aby oni przeżyli taką miłość, o jakiej każdy z nas marzy. Może masz tą historię już w głowie poukładaną, może to tak właśnie miało się skończyć. Dla Ciebie nie istnieje coś takiego, jak szczęśliwe zakończenie. Może jakiś cud? Cokolwiek, oni powinni mieć więcej czasu.
OdpowiedzUsuńTa historia musi się zakończyć tragicznie. Ty jesteś od tego, żeby nas ranić. Ledwo pozbierałam się po wtngd, a tu kolejna tragedia. Wiem, że to jest fikcyjne, wymyślone, ale ja cierpię razem z tymi postaciami. Masz niesamowity talent, ta historia żyje, jest przepełniona uczuciami. Przepraszam, jeżeli moje błędy ( interpunkcyjne zwłaszcza) zniechęcają do czytania tego komentarza, ale wcześniej nie komentowałam tej historii, więc muszę się wygadać.
(chyba się powtarzam:)
Kto kocha, ten cierpi. Z całego serduszka liczę na cud. Nikt nie zasługuje na takie cierpienie. Chodzi mi o to, że by mniej bolało, gdyby zginęła w innych okolicznościach, (np w wypadku) ( nie zabijaj jej)
Właśnie przyszedł mi do głowy okropny pomysł. Czy Lucas będzie jej dawcą? Poświęci dla niej swoje życie?
Zaczęłam płakać.
Z wyrazami szacunku - Nienawidzę Cię
Co musiało się stać, że piszesz w ten sposób?
OdpowiedzUsuńA co masz konkretnie na myśli?
UsuńPamiętam cytat z filmu "Burlesque": Tak nie śpiewa ktoś, kto nic nie przeżył w swoim życiu.
UsuńJeśli wiesz, co mam na myśli. Piszesz tak jakbyś tam była. Dlatego zastanawiam się, co się przydarzyło tobie, Alice.
O nie nie nie
OdpowiedzUsuńMam szczerą nadzieję na cud. Naprawdę.
OdpowiedzUsuńHow that possible?! Jak tak można?! No ja nw xd Taka fajną pare rozdzielać .... No ona nie może umrzeć!! Nw niech się stanie cud albo niech ktoś jej da serce cokolwiek xd Strasznie smutno :< No ale cóż na to poradzić .. moge powiedzieć tyle że nei moge się doczekać następnego i mam nadzieje że Ariel bd ŻYĆ!! pozdrawiam :D /Wo.
OdpowiedzUsuńTo nie fair. Rozbeczałam się :(
OdpowiedzUsuńEj ej ej, teraz zebrało jej się na umieranie? Teraz? W takim momencie, kiedy mogli być szczęśliwi? To niesprawiedliwe.
OdpowiedzUsuńSłowa Franka niby takie niepozorne, ale mają w sobie okropną moc. Mnie zmroziły krew w żyłach. Ostatni akapit, chociaż zachowany w Lukowym stylu, ma w sobie coś, co chwyta za serce. Nagle po prostu zrobiło mi się wyjątkowo przykro, a to wzystko za sprawą tych wcześniejszych akapitów, które wnoszą beztroskę i o dziwo nadzieję. i dlatego ten ostatni akapit wprawia w osłupienie i smutek. ale life is brutal, obywoje dostali swoje szanse i w jakiś przedziwny sposób je wykorzystali. Luke ma swoją nauczkę i chyba przestanie być tym nieopodiwedzialnym chłopcem (a przynajmniej tak się łudzę!).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!