Stanął w progu pokoju Ariel, rozglądając się
nieprzytomnym wzrokiem po pustym, cichym pomieszczeniu. Kubek z herbatą wciąż
stał na stoliku, pół nadgryzionego czekoladowego batonika leżało na parapecie,
a na krześle wisiała skórzana kurtka, którą tak bardzo lubiła nosić. Tak
niewiele się zmieniło. Prawie wszystko wydawało mu się takie, jak kilka dni
temu.
Prawie.
Brakowało jedynie dźwięcznego głosu dziewczyny, jej
cichego śmiechu, który próbowała przed nim ukrywać, czy irytujących docinek, kierowanych
pod jego adresem. I choć mogło wydawać się to jedną wielką abstrakcją, to
tęsknił za każdym nienawidzę. Pogłębiająca
się złowroga cisza sprawiała, że wyraźne słyszał potężne uderzenia swojego
serca, a pulsujący ból w skroniach przybierał na sile.
Na biurku dostrzegł lekko zmiętą, niedbale
zabazgraną kartkę. Niepewnie sięgnął po nią i w tej samej chwili wszystkie
tłumione do tej pory emocje musiały się uzewnętrznić. Bezgłośnie osunął się na
ziemię, a potężna fala cierpienia zawładnęła jego ciałem. Nie umiał zapanować
nad uporczywym drżeniem, a ból rozsadzał mu głowę. Cały ten czas walczył ze
sobą, byle tylko nie stracić kontroli, ale w końcu i on musiał ulec. Zrobił mu
się niedobrze, więc lekko pochylił głowę, jednak na niewiele się to zdało.
Nudności ciągle powracały. Wziął kilka głębszych wdechów, próbując się skupić
wyłącznie na miarowym oddechu.
Ból jednak zdawał się być coraz silniejszy. Ścisnął
mocniej papier w dłoni, z całej siły zaciskając zęby. Nigdy wcześniej nie czuł
czegoś takiego. Dotąd jego życie, mimo iż czasami ciężkie, było niczym piękny
sen. Miał wszystko, o czym marzył. Kiedy tylko poznał Ariel, wszystko to co wydawało
się takie istotne, przestało mieć znaczenie. I choć bardzo długo nie chciał się
do tego przyznać, to dzień po dniu ona stawała się jego nową rzeczywistością,
wypełniając swoją obecnością każdą chwilę. A teraz, kiedy odeszła, uzmysłowił
sobie, że tak naprawdę został z niczym. Bezpowrotnie zabrała ze sobą jakąś
cząstkę jego duszy. W najśmielszych snach nie mógł przypuszczać, że ktoś tak
niepozorny potrafił wedrzeć się do jego życia i zrobić w nim takie
spustoszenie.
Tęsknił za nią.
Szybko otarł jedną, maleńką łzę, która nieopatrznie
spływała po jego zaczerwienionym policzku. Nie mógł się przecież załamywać, bo
Ariel z pewnością by go wyśmiała. Rozprostował kawałek kartki i zaczął czytać.
‘czego w
tobie nienawidzę’
1/
nienawidzę cię, tak bardzo mocno, tak z całego serca, tak z całych sił, tak że
czasami aż brak mi tchu
2/ nienawidzę
tego twojego bezczelnego uśmieszku, kiedy nade mną triumfujesz, na samą myśl o
nim robi mi się niedobrze, bo wcale nie jesteś ode mnie lepszy, wręcz
przeciwnie
3/ nienawidzę,
gdy jesteś zbyt blisko, bo wtedy dzieje się ze mną coś takiego, czego wyjaśnić
nie potrafię
4/
nienawidzę cię za to, że nie odszedłeś, że nie dałeś mi spokoju, mimo że tak
wiele razy cię o to prosiłam, że zostałeś i każdego kolejnego dnia wdzierałeś
się w to moje beznadziejne życie i pozwoliłeś mi uwierzyć
5/
nienawidzę, kiedy trzymasz moją dłoń, kiedy traktujesz mnie, jak małą
dziewczynkę, którą trzeba prowadzić przez świat, bo chyba się zgubiła i nie
potrafi znaleźć drogi do domu
6/
nienawidzę, gdy mnie przytulasz, bo czuję się wtedy bezpiecznie, a kiedy
czujesz się bezpiecznie, to przestajesz być czujny, a kiedy człowiek przestaje
być czujny, to różne złe rzeczy mogą się przydarzyć
7/
nienawidzę, gdy mnie całujesz, jesteś w tym beznadziejny, bo czuję wtedy w
środku to dziwne, ujmujące łaskotanie, kiedy mam wrażenie, że lada moment i
zacznę się unosić w powietrzu, a przecież wiadomo, że ludzie nie unoszą się w
powietrzu!
Wyobraził sobie jej wykrzywione usta, kiedy to
pisała i momentalnie na samo wspomnienie dziewczyny uśmiechnął się smutno. Zamknął
oczy i oparł ze zmęczenia głowę o zimną ścianę. Tak wiele by dał, by choć jeszcze
raz usłyszeć jej irytujący śmiech, denerwujące aluzje, czy ciągłe narzekanie.
#
Nie wiedział,
jak powinien się z nią pożegnać. Czy użyć jakichś wyszukanych słów, czy może
mówić prosto, a może nie mówić nic. Może, jakby się nie pożegnał, to ona nigdy
by nie odeszła? Nie był przygotowany na taką chwilę, dlatego kiedy zobaczył
tylko jej bezwładnie leżące na szpitalnym łóżku ciało, zrobiło mu się
niedobrze. Bo jak pożegnać kogoś, kto w końcu nadał twojemu życiu jakiś sens?
Jak powiedzieć: możesz już odejść, do kogoś kto samą obecnością sprawiał, że
wszystko stawało się jakieś łatwiejsze? On tego nie potrafił.
Usiadł obok i
pochwycił jej zimną dłoń. Nawet nie drgnęła.
- Obiecałaś,
że jutro się spotkamy, obiecałaś – szepnął z drżeniem w głosie, nie mogąc
zapanować nad emocjami. Wpatrywał się w nią zawzięcie, gdzieś głęboko w
podświadomości licząc na cud. Ale przecież cuda się nie zdarzają. Tak wiele
razy mu to powtarzała.
#
Musiał się pozbierać, bo nie mógł pozwolić sobie na
kolejne chwile słabości. Musiał być przecież silny. Musiał sobie z tym jakoś
poradzić. Pociągnął nosem i postanowił wrócić do czytania, a każdy kolejny wers
sprawiał, że jakaś cząstka jego duszy ginęła bezpowrotnie.
8/nienawidzę
sposobu, w jaki na mnie patrzysz, bo czuję się wtedy jak najpiękniejsza
dziewczyna na calutkim świecie, a przecież taka nie jestem
9/
nienawidzę, gdy masz rację, boże hemmings, to jedno z najgorszych uczuć na
świecie, bo wiem, że ją masz, ale nie mogę tego przyznać, bo cały mój autorytet
zimnej, bezuczuciowej suki runął by w gruzach, nie mogę sobie na to pozwolić
10/ nienawidzę,
kiedy doprowadzasz mnie do szału, tracę przez ciebie zmysły, nie wiem, co dalej
robić ze swoim życiem, nawet teraz, nawet kiedy cię tutaj obok nie ma,
wystarczy sama świadomość, że istniejesz
11/ nienawidzę,
że dałeś mi tę cholerną nadzieję, bo mimo iż próbowałam się tyle razy jej
wyprzeć, ona wciąż wraca i na nowo wszystko niszczy, ale nie zrozumiesz tego
nigdy, w twoim idealnym światku takie szczegóły nie mają znaczenia
12/
nienawidzę, że przez ciebie zaczęło mi znowu zależeć, to jest kolejne najgorsze
uczucie (zaraz po tym, kiedy masz rację!), jakie człowiekowi zostało dane, bo
mimo iż nie chcesz, to mimowolnie uzależniasz się od tej drugiej osoby i już
nie chcesz odchodzić, a przecież wszyscy wiemy, że odejść trzeba, że nie mamy
na to wpływu, nieważne jak bardzo byśmy tego chcieli
13/ nienawidzę
cię, hemmings, ale chyba już się powtarzam
#
Agonia trwała
kilka dni, w czasie których próbowali pogodzić się z faktem, że nie było już
ratunku. Musieli zaakceptować smutną prawdę. Bo choć nikt nie chciał tego
otwarcie przyznać, to wszyscy byli świadomi tego, że oddalanie tej chwili nie
miało żadnego sensu, bo jej już tam nie było. Zostało jedynie osłabione ciało,
utrzymywane przy życiu dzięki nieustannie szumiącej aparaturze. Każda kolejna
chwila sprawiała, że pożegnanie stawało się coraz bardziej bolesne. I nieważne
jak bardzo chcieli temu zaprzeczyć, jej już nikt nie mógł pomóc.
- Mogę zostać
z nią sam? – zapytał niespodziewanie Luke, a Calum i Frank spojrzeli na niego
nieufnie, jakby zaskoczeni tą nieoczekiwaną prośbą. Od początku ustawili grafik
dyżurów, w czasie których mieli czuwać przy niej, ale bardzo często zdarzały
się momenty, że trafiali na siebie wszyscy, bo nikt z nich nie chciał stracić
nawet jednej chwili spędzonej z Ariel. Ani Hood, ani jej brat jednak wtedy się nie
odezwali i mimo wielkiej niechęci, obaj niespiesznie opuścili salę, zostawiając
ich samych.
Luke
przysiadł się na brzegu łóżka i z nikłym uśmiechem błąkającym się na zsiniałych
ustach spojrzał na jej spokojną, jasną twarz. Delikatnie przesunął opuszkami
palców po chłodnym policzku.
- To już
czas, prawda? – westchnął ciężko, wpatrując się w nią nieustannie, jakby wciąż
miał nadzieję, że może da mu jakiś znak, że coś się zmieni. Nic jednak nie
uległo zmianie. Od kilku dni nie nastąpiła żadna zmiana, a ona nie wykazywała
żadnej chęci podjęcia próby, by ten ostatni raz zawalczyć. – Musisz już iść,
wiem to, tylko jakoś nie bardzo umiem ci na to pozwolić – mówił dalej, choć
doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że ona już go nie słyszała. Wiedział
tylko, że musiał się tym z kimś podzielić, bo to bolesne uczucie zabijało go od
środka. – Pamiętasz, jak mówiłaś, że
cuda się nie zdarzają? Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że chyba jednak nie
miałaś zupełnie racji. Cuda się zdarzają. A my byliśmy idealnym przykładem na
słuszność tego stwierdzenia. Byliśmy cudem. Ty byłaś cudem. Cudem, który
odmienił mój świat. I wiesz, wydaje mi się, że po prostu wykonałaś swoje zadanie
i teraz możesz już sobie iść – głos mu się załamał.
Wziął głębszy
oddech i zgarnął z jej twarzy kosmyk włosów. Pochylił się lekko, dotykając
ustami jej warg. Spojrzał na nią ponownie, uważnie śledząc każdy najmniejszy
fragment twarzy.
I pozwolił
jej odejść.
#
Nie istniały słowa, które były w stanie wyrazić
jego tęsknotę. Z każdym kolejnym dniem wydawało mu się, że tęskni coraz
bardziej. Często przyłapywał się na tym, że bezwiednie wyciągał telefon, chcąc
napisać do niej wiadomość. Ale jej już nie było.
Spojrzał ponownie na trzymaną w dłoni kartkę,
uzmysławiając sobie, że prawie dotarł już do samego końca. Został mu ostatni
punkt na tej pełnej nienawiści liście. Był lekko niewyraźny, jakby pisany
drżącą dłonią, niektórych słów praktycznie nie potrafił odczytać. Kolor
atramentu był wyraźnie inni niż wszystkich poprzednich, a to wskazywało na
fakt, że musiał być dopisany dużo później. Może nawet całkiem niedawno.
14/ a
najbardziej na calutkim świecie nienawidzę tego, że pojawiłeś się w chwili, gdy
mimo iż nie zdawałam sobie z tego sprawy, to naprawdę kogoś potrzebowałam,
trafiłeś w najmniej odpowiednim momencie i poprzewracałeś cały mój idealnie
poukładany świat, zrobiłeś z niego totalny chaos, ciągle się zastanawiam,
dlaczego nie odpuściłeś, po co to wszystko było, nie potrafię tego zrozumieć,
ale przez tę twoją arogancję, bezczelność, upór, perfidny uśmiech sprawiłeś, że
znienawidziłam cię jeszcze bardziej, a oprócz tego, że nienawidziłam cię,
znienawidziłam też samą siebie, bo tak łatwo ci się poddałam, tak łatwo udało
ci się wszystko zniszczyć, tak łatwo sprawiłeś, że cię poko…
Słowa się w pewnym momencie się urwały. Luke
nieświadomie wstrzymał oddech. Zamiast kolejnych literek, po zmiętej kartce
ciągnęła się szarpana linia, zupełnie jakby długopis wypadł jej z dłoni. Poczuł
przeraźliwy ucisk w żołądku, a całym jego ciałem wstrząsnął potężny dreszcz. Bez
przekonania odwrócił kartkę na drugą stronę, ale tam nic nie było. Pustka. Nieobecnym
wzrokiem wpatrywał się w ostatni wers, nie mogąc uwierzyć w to co właśnie
przeczytał. W jednej chwili przestał nad sobą panować, pozwalając aby smutek i
rozpacz przejęły nad nim kontrolę. Nie chciał wstydzić się już łez, bólu,
tęsknoty.
- Ja ciebie też. Ja ciebie też Ariel.
Złożył kartkę na pół i podniósł się z podłogi,
ostatni raz rozglądając się po pustym pokoju. Ruszył w stronę wyjścia i z
ogromną niepewnością bezpowrotnie zamknął za sobą drzwi.
I znowu pozwolił jej odejść. Ostatecznie. Bez
pożegnania. Z nadzieją, że cuda naprawdę się zdarzają.
#KONIEC