Ariel nie powinna być zaskoczona widokiem pani Hemmings w progu domu, ale mimo wszystko widok wycieńczonej, słaniającej się na nogach kobiety lekko ją poruszył. Gestem dłoni zaprosiła niespodziewanego gościa do środka.
- Powiedziałam już o wszystkim policji. Zaraz po tym, jak Luke stracił przytomność, Tom wpadł w panikę, przestraszył się chyba konsekwencji, albo może miał jakiś przebłysk świadomości, zdając sobie sprawę z tego, co zrobił i pozwolił nam wszystkim wyjść. Nie mogłam nic więcej zrobić. Nie mogłam mu już pomóc ... - zaczęła wyjaśniać, próbując utrzymać stosunkowo spokojny głos. Naciągnęła mocniej rękawy bluzy, zagryzając dolną wargę. Unikała wzroku mamy blondyna, nie będąc w stanie spojrzeć jej w tamtej chwili w oczy. Nie dostrzegła więc momentu, kiedy ta podeszła bliżej i bez żadnego ostrzeżenia po prostu przytuliła ją do siebie. W pierwszej chwili kompletnie nie wiedziała, jak się zachować, gdy kobieta z niezwykłą troskliwością tuliła ją w matczynym uścisku. Ariel poczuła dziwne ukłucie w żołądku, a ciałem wstrząsnął przejmujący dreszcz. Biło od niej niesamowite ciepło i czułość, których wcześniej nie zdarzyło jej się doznać. Z trudem powstrzymała cisnące się do oczu łzy. Gdy wypuściła ją z objęcia, jeszcze przez dłuższy moment nie mogła dojść do siebie. Dłońmi otuliła jej twarz, odgarniając co chwilę grzywkę z czoła. Rozbieganym wzrokiem lustrowała każdy najmniejszy fragment, jakby chciała się upewnić, że wszystko było w porządku.
- Wiem, że byłaś w szpitalu i tam wykonali wszystkie odpowiednie badania, ale powiedz mi, jak się czujesz? Wszystko w porządku? Coś cię boli? Boże, nie mogę wciąż uwierzyć w to, co się wydarzyło - zasypała ją pytaniami, nie dając przez chwilę nawet cienia szansy na jakąkolwiek odpowiedź. Wydawała się wciąż być w niemałym szoku, jakby nadal nie zaakceptowała faktu, że cały ten koszmar dobiegł końca. Była wycieńczona i z pewnością nie spała od kilku dni.
- Wszystko dobrze, pani Hemmings. Naprawdę nie musiała pani się tutaj fatygować. Nic mi nie jest - oznajmiła, siląc się na uprzejmy ton. Miała już dość tych niekończących się pytań.
- Dziękuję - wychrypiała, poprawiając natrętnie bluzkę. - Dziękuję ci - powtórzyła, po czym kolejny raz pochwyciła blondynkę, wypłakując się w jej ramię.
- Nie ma mi pani za co dziękować - odparła lekko drżącym głosem, odwzajemniając tym razem uścisk. - Każdy na moim miejscu z pewnością zrobiłby to samo.
- Nie każdy, kochanie, nie każdy - zaprzeczyła momentalnie, gładząc dłonią włosy Ariel.
- To nic takiego - broniła się nadal, łapczywie łaknąc tej chwili troski, którą niespodziewanie otrzymała od zupełnie obcej kobiety, bo jej matki nie było stać na taki gest. Jej matka nią gardziła, nienawidziła jej i blondynka była przekonana o tym, że miała do tego pełne prawo. Zaakceptowała to już dawno, pozwalając się krzywdzić. Nie sądziła jednak, że tak bardzo brakowało w jej życiu tych błahych, dla niektórych prawie niezauważalnych momentów. Przez króciutką chwilę poczuła się kochana. Gdy uścisk rozluźnił się, to złudne poczucie miłości ulotniło się. Wzięła głęboki oddech i wierzchem dłoni otarła jedną, toczącą się po twarzy łzę, mając nadzieję, że nikt tego nie zauważył.
- Uratowałaś moje dziecko, Arielko - powiedziała z nikłym uśmiechem na ustach. Pogładziła kciukiem ciepły policzek dziewczyny. - To nie może być nic. Lekarz powiedział, że gdyby nie twoja obecność i pomoc, wykrwawiłby się. I tylko dzięki tobie jest dalej z nami - mówiła, wylewając rzewne łzy i z trudem panowała nad łamiącym się ciągle głosem. Wciąż chyba jeszcze nie otrząsnęła się po tym wszystkim, choć dzielnie walczyła, by stawić czoła rzeczywistości.
- Proszę już nie płakać - zaczęła ją pocieszać, niepewnie dotykając drżącego ramienia kobiety. Niestety, mama Luke'a wpadła w jeszcze większą histerię, nie potrafiąc się już opanować. I choć Ariel wiedziała, że były to łzy szczęścia i pewnego rodzaju ulgi, to widok Liz powodował nieprzyjemny ucisk w żołądku.
- Nigdy nie zapomnę tego, co zrobiłaś dla mojego syna - zaszlochała, ocierając chusteczką zapłakane oczy.
- Najważniejsze, że wszystko się dobrze skończyło - stwierdziła beznamiętnie, nie mając już pomysłu na to, jak uspokoić roztrzęsioną kobietę.
- Gdyby nie ty ... - znowu zaczęła wracać myślami do tych koszmarnych wydarzeń, zatracając się w rozpaczliwym smutku. Kręciła głową, zanosząc się duszącym płaczem. - Pamiętaj, że gdybyś tylko czegoś potrzebowała, to zawsze możesz na nas liczyć, zawsze - zapewniła ją, ponownie przytulając do siebie lekko zdezorientowaną dziewczynę. - Gdyby coś złego się działo, cokolwiek, to nasz dom stoi dla ciebie otworem.
- Będę pamiętać.
#
- Cóż za perfekcyjne wyczucie czasu! - krzyknął radośnie wbiegający do pokoju Calum, wskakując na łóżko Ariel. Bez pytania wziął jeden kawałek pizzy z pudełka, celowo unikając karcącego spojrzenia przyjaciółki. Siedziała zakopana pod kołdrą z kubeczkiem lodów, które ociekały czekoladową polewą. - Co oglądasz? - zapytał z pełnymi ustami, spoglądając na telewizor z ciekawością. Dziewczyna wzruszyła obojętnie ramionami, wciskając do buzi kolejną łyżkę czekoladowej słodyczy. - Bo leci mecz, wiesz, koszykówki, może byśmy pooglądali? - Uśmiechnął się szeroko i zamrugał zalotnie. Ona westchnęła tylko bez przekonania, posyłając w jego stronę zmęczone spojrzenie.
- Doceniam fakt, że w końcu odpuściłeś sobie wypytywanie mnie czy dobrze się czuję, czy wszystko w porządku, czy sobie radzę, naprawdę, doceniam to - wyznała szczerze, uważnie mu się przyglądając. - Ale nie musisz tu ze mną siedzieć. Jestem pewna, że masz milion innych ciekawszych zajęć.
- Wyganiasz mnie? - Calum wydął usta, robiąc swoją klasyczną minę smutnego psiaka, co wywołało krótki, prawnie niezauważalny uśmiech na twarzy blondynki. Rzuciła w niego poduszką, a on w dość teatralny sposób spadł celowo na ziemię, udając wielce poszkodowanego.
- Jesteś taki głupi, Hood - przyznała z rozbawieniem, kiedy jego nadęta buzia wyłoniła się spod łóżka.
- Proszę, nabijaj się.
- Lecz się! - powiedziała z udawanym gniewem, gdy tylko ponownie wskoczył na materac, zajmując wygodną pozycję obok niej.
- Luke pytał się dziś o ciebie - oznajmił jak gdyby nigdy nic, odbierając od niej kubek z lodami. Z szerokim uśmiechem wpakował sobie do ust czubatą łyżeczkę, rozkosznie przymykając oczy z cichym pomrukiem zadowolenia.
- Co?
- Pytał, czy wszystko w porządku u ciebie - odparł z pełnymi ustami, lekko sepleniąc.
- Co?
- No wiesz, czasami jak ludzie martwią się o innych ludzi, to pytają czy u nich wszystko ok - wyjaśnił z nutką ironii, polewając resztkę lodów sosem czekoladowym. Ariel cały czas przyglądała mu się z szeroko otwartymi oczami, jakby nadal nie wszystko rozumiała.
- Co?
Calum w końcu spojrzał na nią poirytowany i wywrócił oczami. Pochylił się lekko w jej stronę i wyszeptał:
- Gówno.
Zaczął się głośno śmiać, kiedy dostrzegł jak tym razem to ona przewróciła oczami. Skrzyżowała ręce i odwróciła z udawanym obrażeniem głowę. Próbowała się gniewać, ale kiedy Calum zaczął ją łaskotać, dość szybko stanęła na przegranej pozycji. Zdyszana opadła na poduszkę, spoglądając z mordem w oczach na górującego nad nią chłopaka.
- A po co mu ta wiedza? I co ty właściwie tam robiłeś? Dlaczego z nim rozmawiałeś?
- Byliśmy całą drużyną w szpitalu i jak już wszyscy zaczęli wychodzić, zatrzymał mnie i zapytał o ciebie - odparł z obojętnym wzruszeniem ramion, jakby opowiadał o pogodzie za oknem, a nie o jej największym wrogu. Sapnęła rozeźlona.
- To chyba nie jego sprawa, niech martwi się o siebie - burknęła, zajmując wygodniejsza pozycję w rozkopanej pościeli. Związała włosy i sięgnęła po pilota, zmieniając kanał. Chciała udawać totalną oziębłość, dając do zrozumienia Calumowi, że tak naprawdę małą ją obchodziło to wszystko, ale napięte mięśnie i ciągle zaciskające się z wściekłości usta zdradzały ją.
- Byliście tam razem i wspólnie przeżywaliście ten koszmar, więc z pewnością chciał się dowiedzieć, czy nic ci się nie stało. To taki ludzki odruch, wiesz? - zakpił, co spotkało się z krzywym spojrzeniem dziewczyny. Wymamrotała coś niewyraźnie pod nosem, robiąc wyjątkowo dziwną minę. - Dlaczego taka jesteś?
- Jaka? - spytała wyniośle, unosząc nerwowo ręce. Podejście Hooda zaczynało ją drażnić, choć cały czas próbowała nad sobą panować.
- Taka ... zimna - odpowiedział, patrząc jej prosto w oczy.
- Bo jadłam przed chwilą lody - przyznała z pełną powagą, wywołując grymas rozczarowania i bezradności na twarzy przyjaciela.
- Dobrze wiesz o co mi chodzi, Ariel.
- Nie wiem o co ci chodzi, Calum - powtórzyła za nim prawie identycznym tonem, mając już serdecznie dość tej rozmowy. Wyprostowała nogi i zaczęła uparcie wpatrywać się w migający ekran telewizora, zupełnie nie potrafiąc skupić się na emitowanym właśnie programie.
- Dlaczego go tak nienawidzisz? Coś między wami się wydarzyło?
- Nie! - wyznała chyba trochę zbyt gwałtownie, patrząc niespokojnie na siedzącego obok chłopaka. Obserwowała go przez chwilę, po czym odetchnęła z ulgą, gdy zdała sobie sprawę, że Calum nie dopatrzył się w jej zachowaniu niczego podejrzanego. Wzięła kilka głębszych oddechów, chcąc zapanować nad tym uporczywym drżeniem dłoni.
- Może zajrzałabyś do niego? - zaproponował po chwili ciszy, a Ariel wpadła w histeryczny śmiech, dość prędko zakończony pozbawionym emocji wyrazem twarzy.
- Nie bądź niepoważny. Wiem, że masz na jego punkcie jakąś niezrozumiałą dla mnie fascynację, ale on nie jest taki cudowny, jakby ci się mogło wydawać - wyjaśniła, chcąc jak najszybciej zakończyć tę dyskusję.
- A ty skąd wiesz jaki on jest, co?
- Bo oni wszyscy są tacy sami - stwierdziła obojętnie, wzruszając ramionami. Calum pokręcił bez przekonania głową i wsunął dłonie pod głowę, odwracając wzrok w kierunku telewizora.
- Jesteś niereformowalna - ocenił moment później, ale ona już nie miała ochoty, by jakkolwiek odnieść się do tej uwagi. Narzuciła na siebie koc, starając się nie myśleć o niczym.
#
Drzwi do szpitalnej sali zaskrzypiały. Luke otworzył niespiesznie oczy i spojrzał w kierunku wejścia. W progu pojawiła się Ariel. Niedługą chwilę przyglądała mu się w zupełnej ciszy, odgarniając kosmyk włosów za ucho. Z typowym dla siebie ironicznym wyrazem twarzy podeszła do jego łóżka, siadając na brzegu.
Nagle uśmiechnęła się. Tak po prostu, bez żadnego powodu. I był to jeden z piękniejszych uśmiechów jakie widział w swoim życiu. Taki, którego niełatwo zapomnieć. Taki, który dotyka najgłębszych zakamarków duszy. I taki wyłącznie przeznaczony dla niego.
Gdy dotknęła jego dłoń, poczuł jak przez ciało przebiegł przyjemny dreszcz. Splótł ich palce i również się uśmiechnął. Wtedy też dziewczyna delikatnie pochyliła się. Czuł na ustach jej ciepły, czekoladowy oddech, a jasne oczy błyszczały radośnie.
- Nienawidzę cię - szepnęła, składając na jego ustach krótki pocałunek.
Luke zerwał się z łóżka, z trudem panując nad szaleńczym oddechem. Każde gwałtowne uderzenie serca odczuwał w bolesnym pulsowaniu skroni. Krople potu spływały po czole. Rozchylił usta, łapczywie chwytając drażniące gardło powietrze. Pochylił się i z zamkniętymi mocno powiekami starał się zapanować nad emocjami. Ściskał w dłoniach bawełnianą pościel, czując jak mimo wszystko palce wbijały się w skórę. Rozejrzał się nieprzytomnie po pogrążonej w mroku sali, odruchowo przesuwając palcem po wardze. Jedynie nikła smuga księżycowego blasku wpadała przez odsłonięte okno.
To był tylko sen.