Wsłuchiwała się w miarowy oddech leżącego obok
chłopaka, w zamyśleniu obserwując lekko unoszącą się klatkę piersiową.
Odruchowo uniosła dłoń i zgarnęła z jego czoła kosmyk jasnych włosów. Nie mogła
zapanować na tą niewytłumaczalną pokusą dotknięcia lekko zaróżowiałego
policzka. Nie była w stanie nazwać uczucia, które nią w tamtej chwili
owładnęło, ale niosło ono ze sobą nieznane dotąd poczucie bezpieczeństwa.
Przysunęła się bliżej. Jego ciepła skóra pachniała morską wodą, a na ramieniu
dostrzegła kilka pojedynczych piegów. Zadarła lekko głowę, spoglądając
niespiesznie na rozchylone usta. Nagle rozległo się ciche pomrukiwanie, a Ariel
aż drgnęła ze strachu, kiedy blondyn przekręcił się na bok, a jego zaspana
twarz znalazła się zaledwie kilka centymetrów od niej. Instynktownie wstrzymała
powietrze, przerażona wpatrując się w jego błękitne oczy.
- Dzień dobry, syrenko – mruknął chrapliwie, z na
wpół uchylonymi powiekami. Ziewnął ostentacyjnie i bezwiednie zarzucił na nią
rękę, przyciągając do siebie. Każdy jego ruch, dotyk wydawał się być całkowicie
naturalny, jakby robił to każdego ranka. Jakby od zawsze ta chwila należała
wyłącznie do nich. Poczuła jak jej serce zabiło trochę zbyt mocno, kiedy tylko
znalazła się w jego ramionach. Przez chwilę miała niedoparte wrażenie, że Luke
jeszcze nie zdążył się obudzić, błądząc nieprzytomnie we śnie.
- Dusisz mnie! – pisnęła z przerażeniem, kiedy bez
ostrzeżenia przeturlał się na jej część łóżka, układając się na niej, jakby
była jakąś wygodną poduszką. Wcisnął pod nią rękę, tuląc się do niej
napastliwie.
- Śpiiiiiiij – polecił przeciągle, naciągając na
siebie fragment rozkopanego wcześniej koca. Ariel westchnęła bezradnie, zdając
sobie sprawę z tego, że i tak nie miała z nim żadnych szans, bo był po prostu
zbyt ciężki.
- Złaź! – sapnęła z trudem i kolejny raz spróbowała
go z siebie zrzucić, ale on nie zamierzał się odsunąć.
- W nocy mówiłaś mi coś zupełnie innego – wyznał
zachrypniętym głosem, wypuszczając ją w końcu z ramion. Ariel teatralnie
fuknęła, odwracając się do niego plecami. Nie pozwoliła, aby był świadkiem tego
krótkiego uśmiechu, który przemknął przez jej twarz na samo wspomnienie
minionych godzin.
- I tak wiem, że patrzyłaś, jak spałem – szepnął
niespodziewanie, zaciskając wokół niej swoje ramiona.
- Kretyn – burknęła cicho, szamocząc się w objęciu,
ale był zbyt silny i zbyt stanowczy, by mogła z nim rywalizować.
- Yhm, też czasami cię kocham – sapnął niewyraźnie,
szeroko ziewając, a Ariel poczuła jak oblał ją zimny dreszcz. Momentalnie
zamarła w bezruchu, wystraszona spoglądając niepewnie na niego. On jednak
zdawał się kompletnie nie przejmować właśnie wypowiedzianymi bezmyślnie
słowami. Sprawiał wrażenie, jakby w ogóle nie miały one dla niego żadnego
większego znaczenia. To musiała być odruchowa reakcja, mimowolnie wyszeptane
słowa, nad którymi nawet się nie zastanowił. Przygarnął ją jeszcze bliżej,
wciskając zaspaną wciąż twarz w jej włosy.
- Muszę iść – wychrypiała z drżeniem w głosie,
wysuwając się z ciasnego objęcia.
- Co ty wyprawiasz?! – wymamrotał nieprzytomnie,
chwytając ją za rękę. Przysiadła na skraju łóżka, czując bolesny ucisk jego
palców na nadgarstku. Nie była jednak w stanie spojrzeć za siebie. Wzruszyła
obojętnie ramiona, opuszczając z bezradności głowę. Nawet przed samą sobą nie
potrafiła odpowiedzieć na to pytanie.
- Muszę iść – powtórzyła niepewnie, wciąż siedząc w
tym samym miejscu. W tej samej chwili Luke objął ją mocniej w pasie i nie
zważając na protesty, przyciągnął do siebie. Zamknął ją szczelnie w uścisku
ramion, układając brodę na czubku jej głowy.
- Przestań już, ok? – warknął ze złością,
przytulając ją mocniej. Jego dłoni troskliwie gładziła splątane włosy, a kojące
muśnięcia ciepłych ust sprawiały, że z każdą kolejną chwilą wyciszała się. –
Nie możesz całe życie uciekać. Nie musisz się już bać.
- Nie boję się – mruknęła obronnie, ale jej głos
nie brzmiał ani trochę przekonująco. Tym bardziej, że podsunęła się lekko, by
mocniej wtulić się w jego ciepłe ramiona. Zadrżała, czując na odkrytym ciele
podmuch porannego wiatru, który sprawił, że jasna firana zawirowała w
tarasowych, lekko uchylonych drzwiach. Usłyszała, jak cicho się zaśmiał,
kolejny raz składając niedługie pocałunki na jej włosach. Odchylił się
delikatnie, zmuszając ją do tego, by popatrzyła na niego. Zrobiła to nad wyraz
niechętnie, ciągle uciekając gdzieś zawstydzonym wzrokiem. Objął dłońmi jej
policzki i czule pocałował, a ona poczuła rozlewające się po wnętrzu przyjemne
ciepło. Zupełnie instynktownie uniosła rękę, zaciskając palce na jego czarnym
t-shircie. Kiedy uchyliła powieki, trochę przestraszona i jakby zagubiona
spojrzała na niego. Cienie pod oczami prawie idealnie współgrały z delikatnym
zarostem na policzkach, splątanymi włosami, które opadły na czoło i zaspanym
wyrazem jego twarzy. Mimo to poczuła jakieś nieokreślone, nieznane dotąd
ukłucie w żołądku, kiedy tak w kompletnym milczeniu przyglądała mu się, a on
nieustannie gładził jej włosy.
- Też się boję, cholernie się boję – przyznał
cicho, przesuwając opuszkami palców po jej ramieniu. – To jest takie
niesprawiedliwe …
- Przestań! – przerwała mu momentalnie.
- Jestem tylko rozpieszczonym dzieciakiem, który
tak naprawdę nic nie wie o prawdziwym życiu – kontynuował, nie zważając na jej sprzeciwy.
– Ale naprawdę chciałbym ci pomóc, chciałbym móc coś zrobić, żeby …
- Nie możesz mi pomóc.
- Jezu, Keller! Nienawidzę, kiedy mi przerywasz! – uniósł się, ale po chwili znowu
przygarnął ją do siebie, troskliwie tuląc w silnych ramionach. Ariel przymknęła
oczy, biorąc głębszy oddech. – Wiem, że to wszystko nie jest ci potrzebne,
wiem, że miałaś plany, które zepsułem, jednak zapewniam cię, że też o to nie
prosiłem, też miałem plany. Ale oto jesteśmy tutaj, razem. I musimy coś z tym
zrobić.
- Musimy to przerwać – stwierdziła bez przekonania,
podsuwając się jeszcze bliżej niego.
- Naprawdę tego chcesz? – zapytał, a jego dłoń przesunęła
się wzdłuż jej pleców, gładząc je delikatnie.
Ariel nie odpowiedziała.
#
Stawiając krok za krokiem, z wsuniętymi w kieszenie
spodni dłońmi i narzuconym na głowę kapturem przechadzał się wzdłuż niewysokiego
murku, próbując utrzymać równowagę. Gdy rozległ się dźwięk szkolnego dzwonka, a
drzwi budynku otworzyły się z hukiem, spojrzał w kierunku wybiegających ze
środka dzieciaków, próbując w gwarnym tłumie namierzyć czerwone włosy. Ta mała
zmiana wizerunku Ariel w takich sytuacjach była wyjątkowo przydatna, bo prawie
od razu ją dojrzał. Uśmiechnął się i powoli zeskoczył na chodnik, ruszając w
stronę chyba nie spodziewającej się jego obecności dziewczyny. Z przeładowanym
plecakiem, wsparta na kuli, próbowała przepchać się przez grupkę uczniów.
- W bibliotece zostały jeszcze jakieś książki, czy
wszystkie już wyniosłaś w tym swoim plecaczku? – zapytał żartobliwie,
spoglądając za jej plecy. Dziewczyna przystanęła i posłała w jego stronę
krótkie, nienawistne spojrzenie, najwyraźniej nie mając zamiaru podejmować z
nim dyskusji na ten temat. Z wielką niechęcią zgodziła się jednak oddać mu
ciężką torbę. Gdy tylko przerzucił ją sobie przez ramię, chwycił dłoń
dziewczyny i jak gdyby nigdy nic ruszył z nią w kierunku domu. Czuł, jak mało
dosadnie próbowała stawić mu opór.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że dookoła jest
mnóstwo twoich znajomych? – zapytała, zatrzymując się niespodziewanie. Luke spojrzał
przez ramię, krótki moment wpatrując się w nią obojętnie. Nagle zmrużył lekko
oczy, a jego usta dziwnie wykrzywiły się.
- A co, wstydzisz się ze mną pokazywać?
Dziewczyna westchnęła bezradnie. Wywróciła tylko
ostentacyjnie oczami, kręcąc bez przekonania głową, kiedy on zaczął się śmiać.
Ani przez moment nie wypuścił jej dłoni z uścisku, choć doskonale zdawał sobie
sprawę, że od teraz mogli stać się obiektem zainteresowania sporej części uczniów.
- Kretyn – bąknęła zrezygnowana, kiedy opuszczali
teren szkoły.
- Kretynka – odparł równie pretensjonalnie, ale
nawet nie próbował na nią spojrzeć, będąc przekonanym o tym, że w jej oczach
pojawiły się mordercze iskierki. Poprawił tylko czapkę, idąc spokojnie przed
siebie i nadal kurczowo trzymając jej dłoń.
- Idiota – rzuciła gniewnie, choć wyczuł w głosie
nutkę rozbawienia całą tą dziecinną sytuacją.
- Idiotka.
- Debil.
- Debilka.
- Jesteś taki niedojrzały – westchnęła w końcu, gdy
przechodzili przez ulicę.
- A ty ładnie dziś wyglądasz – odrzekł z pełną
powagą, celowo unikając jej spojrzenia. Mógł sobie jedynie wyobrazić, jak z
wściekłością sapnęła, wykrzywiając twarz w dziwnych minach.
Do końca drogi nie znalazła już żadnej odpowiedniej
riposty na jego niespodziewane słowa, więc mógł celebrować swoje małe
zwycięstwo. Szli w całkowitym milczeniu, co jakiś czas przyłapując się na ukradkowych
spojrzeniach, które zwykle kończyły się dość raptownym odwracaniem głowy i
udawaniem, że tak naprawdę do niczego nie doszło. Był w tym pewien dziecięcy
urok.
Kiedy tylko przekroczyli próg jej domu, przywitała
ich nieprzyjemna, złowroga cisza. W korytarzu unosił się cierpki zapach,
którego żadne z nich nie potrafiło zidentyfikować. Wymienili jedynie
zaniepokojone spojrzenia, a Luke poczuł jak dziewczyna mocniej splotła ich
palce, prawie niezauważenie przybliżając się do niego. Weszli razem do kuchni,
a on momentalnie poczuł, jak dłoń Ariel wysunęła się z jego uścisku. Zrobiło mu
się niedobrze, gdy dostrzegł leżące na podłodze w kałuży krwi ciało pani
Keller. Spojrzał na dziewczynę, która delikatnie zachwiała się, a jej twarz
momentalnie pobladła. Przez chwilę odniósł wrażenie, jakby przestała oddychać,
zażarcie wpatrując się przed siebie.
- Mamo! – warknęła nagle nerwowo, podbiegając do
leżącej na podłodze kobiety. Potrząsnęła nią gwałtownie, ale bezwładne ciało
cały czas wysuwało się z jej rąk. – Mamo! To nie jest śmieszne! Otwórz te
cholerne oczy! Mamo! – mówiła drżącym z emocji głosem, próbując sprawić, aby
matka ocknęła się.
- Ariel … - szepnął niepewnie, starając się mimo
wszystko zachować spokojny ton. Nie chciał dać po sobie poznać zdenerwowania.
Dotknął ramienia dziewczyny, ale ona kompletnie nie reagowała na żadne bodźce, zaciekle szarpiąc ciałem kobiety.
- Mamo! Musimy cię zawieźć do szpitala, musisz się obudzić
– powtarzała bez przerwy, ciągle wypowiadając jakieś nieskładne zdania, z
których żadne nie miało żadnego sensu. Zachowywała się, jakby wpadła w jakiś
szaleńczy trans, tracąc na chwilę zmysły. Szarpała się z ciągle osuwającym się
ciałem, starając się ją ocucić. Po chwili cała była już ubrudzona zasychającą
krwią, kiedy uparcie owiązywała kawałkami materiału porozcinane nadgarstki. Luke
nadal przyglądał się kolejnym próbom, choć już wiedział, że było za późno. Ona
jednak zdawała się nie dopuszczać do siebie takiej możliwości, nieustannie
walcząc o życie matki. Miotała się, rozglądała nieprzytomnie po pomieszczeniu,
jakby chciała znaleźć jakąś wskazówkę, podpowiedź, rozwiązanie, ale
poszukiwania okazały się bezskuteczne. W jej oczach pojawiło się coś
niepokojącego. Przestała zachowywać się racjonalnie, choć mimo jego zaskoczenia
nie wpadła w histerię. Ona po prostu była przekonana o tym, że można było
jeszcze coś zrobić. Miała nadzieję, a to sprawiało, że z jeszcze większym smutkiem
obserwował, jak szamotała się gorączkowo.
- Opanuj się! To nic nie da! – krzyknął w końcu,
nie mogąc dłużej znieść tego wszystkiego. Trzymane pod kontrolą emocje w tej
jednej chwili uwolniły się. Ariel aż podskoczyła, kiedy tylko rozległ się jego
podniesiony głos. Zamarła w bezruchu, w dłoniach trzymając zakrwawioną szmatkę.
- Ona odeszła – dodał po chwili, zdecydowanie ciszej. – To koniec.
- Nie – szepnęła bezsilnie. Wcześniejsza panika i
popłoch w ułamku sekundy odeszły w niepamięć. Wstała i z opuszczonymi rękami,
zatrzymała się na środku kuchni. Spojrzała na zabrudzone czerwoną mazią dłonie,
beznamiętnie wodząc po nich obojętnym wzrokiem. Sprawiała wrażenie, jakby przez
moment wróciła jej świadomość, a bolesna prawda w końcu do niej dotarła.
Zachwiała się. Luke nie zauważył, jak w jednej chwili kompletnie straciła
kontrolę nad własnym ciałem i z potężnym łoskotem upadła na ziemię. Z hukiem
uderzyła kolanami o posadzkę. Ostatkiem sił zamortyzowała upadek wyciągniętymi
rękami, niwelując tym samym jeszcze większe bolesne skutki tej chwili słabości.
- Ariel – szepnął niepewnie, przykucając obok.
Powoli, starając się nie wykonać żadnego gwałtownego ruchu, otoczył ją ramionami,
próbując podnieść z ziemi. Stała się całkowicie podatna na jego dotyk,
przepełnionym pustką wzrokiem wpatrując się w leżące u jej stóp ciało matki. Chciał
ją stamtąd zabrać, ale momentalnie zaprotestowała.
- Ona tylko śpi i zaraz się obudzi – wyszeptała z
drżeniem, wpatrując się wciąż w matkę. Luke spojrzał na dziewczynę z litością,
mocniej ją do siebie przytulając.
- Nie – zaprzeczył niepewnie, nie wiedząc jak Ariel
mogła zareagować na jego słowa. – Ona już się nie obudzi. Odeszła. Na zawsze.
Dziewczyna zerwała się, z całej siły zaczynając
uciskać dłońmi pulsujące z bólu skronie. Zaczęła niespokojnie chodzić w kółko,
mamrocząc coś niezrozumiale pod nosem. Zaciskała mocno usta, z trudem
oddychając. Dusiła się, cały czas próbując zaczerpnąć powietrze. W końcu
zatrzymała się i zupełnie nieprzytomnym wzrokiem zaczął wpatrywać się w jakiś
punkt przed sobą. Luke nie wiedział, co robić, nie był w stanie znaleźć żadnego
rozwiązania, które mogło w tamtej chwili jej pomóc.
- Nie, to nieprawda – powiedziała nagle,
potrząsając gwałtownie głową. Wciąż próbowała temu wszystkiemu zaprzeczyć, nie
dopuszczając do siebie niczego. Wpadła w histerię. Wsunęła palce we włosy,
przez chwilę sprawiając wrażenie, jakby chciała je sobie wyrwać. Cała drżała,
nie mogąc nad sobą zapanować. Rozchyliła szerzej usta, dusząc się. Luke podniósł
się i bez słowa pochwycił ją w ramiona. Szarpała się, próbowała go uderzyć, ale
dość skutecznie zacisnął dłonie na jej nadgarstkach, uniemożliwiając
jakikolwiek ruch. Gdy zaczęła krzyczeć, przygarnął ją znowu do siebie, ciągle
szeptając uspokajające słowa do ucha. Długo z nim walczyła, ale kiedy zaczęło
brakować jej już sił na płacz, a ciałem wstrząsały już tylko pojedyncze
dreszcz, poczuł jak odpuściła. Napięte do tej pory mięśnie zaczęły się
rozluźniać, a ona uspokajała się. Opuściła ramiona, stojąc przed nim w
całkowitym bezruchu. Miał wrażenie, jakby w jednej chwili całe życie z niej
uleciało.
Wszystko dookoła nagle straciło swoje znaczenie. Nie
zorientowali się nawet, kiedy wezwana wcześniej przez chłopaka policja i ratownicy
dotarli na miejsce. Zrobiło się tłoczono i gwarnie, funkcjonariusze
zabezpieczali miejsce, lekarze zajęli się ciałem matki, ktoś nawet podszedł do
nich, chcąc upewnić się, że z Ariel wszystko w porządku. Jednak ona zdawała się
kompletnie nie rozumieć tego, co działo się wokół niej. Odpłynęła, całkowicie tracąc
poczucie rzeczywistości. Luke chwycił ją mocniej, kiedy tylko zorientował się,
jak wielki wysiłek wkładała w to, aby utrzymać się na nogach. Narzucił na jej
ramiona swoja bluzę i objął ją z troską, delikatnie gładząc dłonią włosy.
Poddała się.
Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię.
OdpowiedzUsuńJEJU ONI SĄ TACY SŁODCY RAZEM PRZECIEŻ TO JEST SSBSSJSNKSSNJSNSJNNNSNS
OdpowiedzUsuń(:
OdpowiedzUsuńJezu dziewczyno, czy ty nie widzisz, że zamieniasz to genialne opowiadanie w nudzącą papkę? Tracisz czytelników przez to, że ostatnie rozdziały są wszystkie takie same. Kłócą sie, godzą się, kłócą się, godzą się... I tak w koło. Jesteś dobrą pisarką i na prawdę podziwiam twoje prace ale powinnaś wiedzieć kiedy trzeba coś skończyć bo robi się zwyczajnie męczące.
OdpowiedzUsuńZ poważaniem
WIERNY CZYTELNIK
Anonimowy to opowiadanie jest genialne bo zawsze czekam z niecierpliwością co się stanie w nowym rozdziale i to jest fajne. Bardzo mi sie podobal ten rozdzial szczegolnie moment gdy wziął ja za rękę i się przezywali. Sa po prostu slodcy a opowiadanie genialne
UsuńWyraziła swoją opinię, która moim zdaniem jest słuszna. W kolejnych rozdziałach bardzo denerwujące jest to, że za każdym razem, kiedy się przytulają, jest super i ojejku, to na następny dzień ona mówi, że tak nie może być i tak dalej. Ale to po części dobrze, bo trzymasz się jednego. W końcu tytuł to 'Czego w tobie nienawidzę'. Tylko nie wiem czy oni faktycznie się jeszcze nienawidzą.
UsuńBOŻE, TO JEST ŚWIETNE.
OdpowiedzUsuńKażdy ma prawo wyrazić swoje zdanie, i ja również je wyrażę. jesteś świetną pisarką twoja opowiadania są ciekawe każde z nutką niepewności, pokazujesz nam uczucie jakie towarzyszą innym osobą na tym świecie, przedstawiasz historię, które mogą wydarzyć się w życiu każdego z nas. I nie zgodzę się a osobą anonimową. Te wszystkie ostatnio napisane rozdziały są naprawdę dobre, po przeczytaniu każdego zastanawiam się na życiem, nad swoim charakterem , i fakt , że kłócą się i godzą , ale takie jest życie, życie osób, które mają "ciężkie charaktery" oraz splątane uczucie, boją się spróbować. wiem, że namieszałam cały ten swój wywód, ale mam nadzieję że ktoś zrozumie. :)
OdpowiedzUsuń^aa
Biedna Ariel. Jej mama nie była święta, ale była jej mamą. Tak bardzo jej współczuję, to okropne co ona musi przechodzić...
OdpowiedzUsuńAle....
Guzik a nie sie poddała !
Ugh nie mam słów, żeby opisać jak się teraz czuje 😔
OdpowiedzUsuńNie wiem nawet co tu napisać...
OdpowiedzUsuńPrzykro mi, chociaż jej matka była straszną osobą, to wciąż była kobietą, która ją urodziła. Szkoda mi Ariel bardzo, co ona teraz biedna zrobi?
A Luke? Czyżby w końcu zrzucił całkowicie swoją maskę? Jest taki kochany.. <3 "Yhm... też czasami cię kocham." Ooo.. mega słodkie *,*
Oby tylko było jak najlepiej...
Czekam na nexta, który jak mam nadzieję, szybko się pojawi.
Pisz dalej, masz talent ;* // Maddie
Oni razem są tacy słodcy, boscy, ich nie da się nie kochać...
OdpowiedzUsuńZazdro talentu i czekam na mastępny rozdział bo moja ciekawość mnie zaraz rozsadzi...
Pozdrawiam Pati :**
Przykro mi z powodu matki Ariel, jakkolwiek zła ona nie była i jakkolwiek wiele rozpaczy wniosła w jej życia, to była ona członkiem rodziny i opiekunem Ariel. I z drugiej strony pomimo całego zła człowiek zawsze będzie cierpiał z powodu śmierci, więc tym bardziej mi smutno. W życiu Ariel jest tylko śmierć, smutek i choroba czyli tak jakby wszelkie szczęście ją po prostu opuściło. Nawet początkowa sytuacja z Lukiem nie przypominała żadnych szczęśliwych fajerwerek. Mam nadzieję jednak, że obecność chłopaka będzie pomocna i pomoże Ariel się podnieść i ogarnać swoje życie, bo pomimo wszystko ona nadal ma dla kogo żyć.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Nie przypuszczałam, że mama Ariel odbierze sobie życie. Biedna dziewczyna, musi przechodzić przez kolejne nieszczęście. Mam nadzieję, of Luke będzie jej oparciem.
OdpowiedzUsuńK.