sobota

#czterdzieścidwa. nienawidzę cię tracić.


Wsłuchiwała się w miarowy oddech leżącego obok chłopaka, w zamyśleniu obserwując lekko unoszącą się klatkę piersiową. Odruchowo uniosła dłoń i zgarnęła z jego czoła kosmyk jasnych włosów. Nie mogła zapanować na tą niewytłumaczalną pokusą dotknięcia lekko zaróżowiałego policzka. Nie była w stanie nazwać uczucia, które nią w tamtej chwili owładnęło, ale niosło ono ze sobą nieznane dotąd poczucie bezpieczeństwa. Przysunęła się bliżej. Jego ciepła skóra pachniała morską wodą, a na ramieniu dostrzegła kilka pojedynczych piegów. Zadarła lekko głowę, spoglądając niespiesznie na rozchylone usta. Nagle rozległo się ciche pomrukiwanie, a Ariel aż drgnęła ze strachu, kiedy blondyn przekręcił się na bok, a jego zaspana twarz znalazła się zaledwie kilka centymetrów od niej. Instynktownie wstrzymała powietrze, przerażona wpatrując się w jego błękitne oczy.
- Dzień dobry, syrenko – mruknął chrapliwie, z na wpół uchylonymi powiekami. Ziewnął ostentacyjnie i bezwiednie zarzucił na nią rękę, przyciągając do siebie. Każdy jego ruch, dotyk wydawał się być całkowicie naturalny, jakby robił to każdego ranka. Jakby od zawsze ta chwila należała wyłącznie do nich. Poczuła jak jej serce zabiło trochę zbyt mocno, kiedy tylko znalazła się w jego ramionach. Przez chwilę miała niedoparte wrażenie, że Luke jeszcze nie zdążył się obudzić, błądząc nieprzytomnie we śnie.
- Dusisz mnie! – pisnęła z przerażeniem, kiedy bez ostrzeżenia przeturlał się na jej część łóżka, układając się na niej, jakby była jakąś wygodną poduszką. Wcisnął pod nią rękę, tuląc się do niej napastliwie.
- Śpiiiiiiij – polecił przeciągle, naciągając na siebie fragment rozkopanego wcześniej koca. Ariel westchnęła bezradnie, zdając sobie sprawę z tego, że i tak nie miała z nim żadnych szans, bo był po prostu zbyt ciężki.
- Złaź! – sapnęła z trudem i kolejny raz spróbowała go z siebie zrzucić, ale on nie zamierzał się odsunąć.
- W nocy mówiłaś mi coś zupełnie innego – wyznał zachrypniętym głosem, wypuszczając ją w końcu z ramion. Ariel teatralnie fuknęła, odwracając się do niego plecami. Nie pozwoliła, aby był świadkiem tego krótkiego uśmiechu, który przemknął przez jej twarz na samo wspomnienie minionych godzin.
- I tak wiem, że patrzyłaś, jak spałem – szepnął niespodziewanie, zaciskając wokół niej swoje ramiona.
- Kretyn – burknęła cicho, szamocząc się w objęciu, ale był zbyt silny i zbyt stanowczy, by mogła z nim rywalizować.
- Yhm, też czasami cię kocham – sapnął niewyraźnie, szeroko ziewając, a Ariel poczuła jak oblał ją zimny dreszcz. Momentalnie zamarła w bezruchu, wystraszona spoglądając niepewnie na niego. On jednak zdawał się kompletnie nie przejmować właśnie wypowiedzianymi bezmyślnie słowami. Sprawiał wrażenie, jakby w ogóle nie miały one dla niego żadnego większego znaczenia. To musiała być odruchowa reakcja, mimowolnie wyszeptane słowa, nad którymi nawet się nie zastanowił. Przygarnął ją jeszcze bliżej, wciskając zaspaną wciąż twarz w jej włosy.
- Muszę iść – wychrypiała z drżeniem w głosie, wysuwając się z ciasnego objęcia.
- Co ty wyprawiasz?! – wymamrotał nieprzytomnie, chwytając ją za rękę. Przysiadła na skraju łóżka, czując bolesny ucisk jego palców na nadgarstku. Nie była jednak w stanie spojrzeć za siebie. Wzruszyła obojętnie ramiona, opuszczając z bezradności głowę. Nawet przed samą sobą nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie.
- Muszę iść – powtórzyła niepewnie, wciąż siedząc w tym samym miejscu. W tej samej chwili Luke objął ją mocniej w pasie i nie zważając na protesty, przyciągnął do siebie. Zamknął ją szczelnie w uścisku ramion, układając brodę na czubku jej głowy.
- Przestań już, ok? – warknął ze złością, przytulając ją mocniej. Jego dłoni troskliwie gładziła splątane włosy, a kojące muśnięcia ciepłych ust sprawiały, że z każdą kolejną chwilą wyciszała się. – Nie możesz całe życie uciekać. Nie musisz się już bać.
- Nie boję się – mruknęła obronnie, ale jej głos nie brzmiał ani trochę przekonująco. Tym bardziej, że podsunęła się lekko, by mocniej wtulić się w jego ciepłe ramiona. Zadrżała, czując na odkrytym ciele podmuch porannego wiatru, który sprawił, że jasna firana zawirowała w tarasowych, lekko uchylonych drzwiach. Usłyszała, jak cicho się zaśmiał, kolejny raz składając niedługie pocałunki na jej włosach. Odchylił się delikatnie, zmuszając ją do tego, by popatrzyła na niego. Zrobiła to nad wyraz niechętnie, ciągle uciekając gdzieś zawstydzonym wzrokiem. Objął dłońmi jej policzki i czule pocałował, a ona poczuła rozlewające się po wnętrzu przyjemne ciepło. Zupełnie instynktownie uniosła rękę, zaciskając palce na jego czarnym t-shircie. Kiedy uchyliła powieki, trochę przestraszona i jakby zagubiona spojrzała na niego. Cienie pod oczami prawie idealnie współgrały z delikatnym zarostem na policzkach, splątanymi włosami, które opadły na czoło i zaspanym wyrazem jego twarzy. Mimo to poczuła jakieś nieokreślone, nieznane dotąd ukłucie w żołądku, kiedy tak w kompletnym milczeniu przyglądała mu się, a on nieustannie gładził jej włosy.
- Też się boję, cholernie się boję – przyznał cicho, przesuwając opuszkami palców po jej ramieniu. – To jest takie niesprawiedliwe …
- Przestań! – przerwała mu momentalnie.
- Jestem tylko rozpieszczonym dzieciakiem, który tak naprawdę nic nie wie o prawdziwym życiu – kontynuował, nie zważając na jej sprzeciwy. – Ale naprawdę chciałbym ci pomóc, chciałbym móc coś zrobić, żeby …
- Nie możesz mi pomóc.
- Jezu, Keller! Nienawidzę, kiedy mi przerywasz! – uniósł się, ale po chwili znowu przygarnął ją do siebie, troskliwie tuląc w silnych ramionach. Ariel przymknęła oczy, biorąc głębszy oddech. – Wiem, że to wszystko nie jest ci potrzebne, wiem, że miałaś plany, które zepsułem, jednak zapewniam cię, że też o to nie prosiłem, też miałem plany. Ale oto jesteśmy tutaj, razem. I musimy coś z tym zrobić.
- Musimy to przerwać – stwierdziła bez przekonania, podsuwając się jeszcze bliżej niego.
- Naprawdę tego chcesz? – zapytał, a jego dłoń przesunęła się wzdłuż jej pleców, gładząc je delikatnie.
Ariel nie odpowiedziała.

#

Stawiając krok za krokiem, z wsuniętymi w kieszenie spodni dłońmi i narzuconym na głowę kapturem przechadzał się wzdłuż niewysokiego murku, próbując utrzymać równowagę. Gdy rozległ się dźwięk szkolnego dzwonka, a drzwi budynku otworzyły się z hukiem, spojrzał w kierunku wybiegających ze środka dzieciaków, próbując w gwarnym tłumie namierzyć czerwone włosy. Ta mała zmiana wizerunku Ariel w takich sytuacjach była wyjątkowo przydatna, bo prawie od razu ją dojrzał. Uśmiechnął się i powoli zeskoczył na chodnik, ruszając w stronę chyba nie spodziewającej się jego obecności dziewczyny. Z przeładowanym plecakiem, wsparta na kuli, próbowała przepchać się przez grupkę uczniów.
- W bibliotece zostały jeszcze jakieś książki, czy wszystkie już wyniosłaś w tym swoim plecaczku? – zapytał żartobliwie, spoglądając za jej plecy. Dziewczyna przystanęła i posłała w jego stronę krótkie, nienawistne spojrzenie, najwyraźniej nie mając zamiaru podejmować z nim dyskusji na ten temat. Z wielką niechęcią zgodziła się jednak oddać mu ciężką torbę. Gdy tylko przerzucił ją sobie przez ramię, chwycił dłoń dziewczyny i jak gdyby nigdy nic ruszył z nią w kierunku domu. Czuł, jak mało dosadnie próbowała stawić mu opór.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że dookoła jest mnóstwo twoich znajomych? – zapytała, zatrzymując się niespodziewanie. Luke spojrzał przez ramię, krótki moment wpatrując się w nią obojętnie. Nagle zmrużył lekko oczy, a jego usta dziwnie wykrzywiły się.
- A co, wstydzisz się ze mną pokazywać?
Dziewczyna westchnęła bezradnie. Wywróciła tylko ostentacyjnie oczami, kręcąc bez przekonania głową, kiedy on zaczął się śmiać. Ani przez moment nie wypuścił jej dłoni z uścisku, choć doskonale zdawał sobie sprawę, że od teraz mogli stać się obiektem zainteresowania sporej części uczniów.
- Kretyn – bąknęła zrezygnowana, kiedy opuszczali teren szkoły.
- Kretynka – odparł równie pretensjonalnie, ale nawet nie próbował na nią spojrzeć, będąc przekonanym o tym, że w jej oczach pojawiły się mordercze iskierki. Poprawił tylko czapkę, idąc spokojnie przed siebie i nadal kurczowo trzymając jej dłoń.
- Idiota – rzuciła gniewnie, choć wyczuł w głosie nutkę rozbawienia całą tą dziecinną sytuacją.
- Idiotka.
- Debil.
- Debilka.
- Jesteś taki niedojrzały – westchnęła w końcu, gdy przechodzili przez ulicę.
- A ty ładnie dziś wyglądasz – odrzekł z pełną powagą, celowo unikając jej spojrzenia. Mógł sobie jedynie wyobrazić, jak z wściekłością sapnęła, wykrzywiając twarz w dziwnych minach.
Do końca drogi nie znalazła już żadnej odpowiedniej riposty na jego niespodziewane słowa, więc mógł celebrować swoje małe zwycięstwo. Szli w całkowitym milczeniu, co jakiś czas przyłapując się na ukradkowych spojrzeniach, które zwykle kończyły się dość raptownym odwracaniem głowy i udawaniem, że tak naprawdę do niczego nie doszło. Był w tym pewien dziecięcy urok.
Kiedy tylko przekroczyli próg jej domu, przywitała ich nieprzyjemna, złowroga cisza. W korytarzu unosił się cierpki zapach, którego żadne z nich nie potrafiło zidentyfikować. Wymienili jedynie zaniepokojone spojrzenia, a Luke poczuł jak dziewczyna mocniej splotła ich palce, prawie niezauważenie przybliżając się do niego. Weszli razem do kuchni, a on momentalnie poczuł, jak dłoń Ariel wysunęła się z jego uścisku. Zrobiło mu się niedobrze, gdy dostrzegł leżące na podłodze w kałuży krwi ciało pani Keller. Spojrzał na dziewczynę, która delikatnie zachwiała się, a jej twarz momentalnie pobladła. Przez chwilę odniósł wrażenie, jakby przestała oddychać, zażarcie wpatrując się przed siebie.
- Mamo! – warknęła nagle nerwowo, podbiegając do leżącej na podłodze kobiety. Potrząsnęła nią gwałtownie, ale bezwładne ciało cały czas wysuwało się z jej rąk. – Mamo! To nie jest śmieszne! Otwórz te cholerne oczy! Mamo! – mówiła drżącym z emocji głosem, próbując sprawić, aby matka ocknęła się.
- Ariel … - szepnął niepewnie, starając się mimo wszystko zachować spokojny ton. Nie chciał dać po sobie poznać zdenerwowania. Dotknął ramienia dziewczyny, ale ona kompletnie nie reagowała na żadne  bodźce, zaciekle szarpiąc ciałem kobiety.
- Mamo! Musimy cię zawieźć do szpitala, musisz się obudzić – powtarzała bez przerwy, ciągle wypowiadając jakieś nieskładne zdania, z których żadne nie miało żadnego sensu. Zachowywała się, jakby wpadła w jakiś szaleńczy trans, tracąc na chwilę zmysły. Szarpała się z ciągle osuwającym się ciałem, starając się ją ocucić. Po chwili cała była już ubrudzona zasychającą krwią, kiedy uparcie owiązywała kawałkami materiału porozcinane nadgarstki. Luke nadal przyglądał się kolejnym próbom, choć już wiedział, że było za późno. Ona jednak zdawała się nie dopuszczać do siebie takiej możliwości, nieustannie walcząc o życie matki. Miotała się, rozglądała nieprzytomnie po pomieszczeniu, jakby chciała znaleźć jakąś wskazówkę, podpowiedź, rozwiązanie, ale poszukiwania okazały się bezskuteczne. W jej oczach pojawiło się coś niepokojącego. Przestała zachowywać się racjonalnie, choć mimo jego zaskoczenia nie wpadła w histerię. Ona po prostu była przekonana o tym, że można było jeszcze coś zrobić. Miała nadzieję, a to sprawiało, że z jeszcze większym smutkiem obserwował, jak szamotała się gorączkowo.
- Opanuj się! To nic nie da! – krzyknął w końcu, nie mogąc dłużej znieść tego wszystkiego. Trzymane pod kontrolą emocje w tej jednej chwili uwolniły się. Ariel aż podskoczyła, kiedy tylko rozległ się jego podniesiony głos. Zamarła w bezruchu, w dłoniach trzymając zakrwawioną szmatkę. - Ona odeszła – dodał po chwili, zdecydowanie ciszej. – To koniec.
- Nie – szepnęła bezsilnie. Wcześniejsza panika i popłoch w ułamku sekundy odeszły w niepamięć. Wstała i z opuszczonymi rękami, zatrzymała się na środku kuchni. Spojrzała na zabrudzone czerwoną mazią dłonie, beznamiętnie wodząc po nich obojętnym wzrokiem. Sprawiała wrażenie, jakby przez moment wróciła jej świadomość, a bolesna prawda w końcu do niej dotarła. Zachwiała się. Luke nie zauważył, jak w jednej chwili kompletnie straciła kontrolę nad własnym ciałem i z potężnym łoskotem upadła na ziemię. Z hukiem uderzyła kolanami o posadzkę. Ostatkiem sił zamortyzowała upadek wyciągniętymi rękami, niwelując tym samym jeszcze większe bolesne skutki tej chwili słabości.
- Ariel – szepnął niepewnie, przykucając obok. Powoli, starając się nie wykonać żadnego gwałtownego ruchu, otoczył ją ramionami, próbując podnieść z ziemi. Stała się całkowicie podatna na jego dotyk, przepełnionym pustką wzrokiem wpatrując się w leżące u jej stóp ciało matki. Chciał ją stamtąd zabrać, ale momentalnie zaprotestowała.
- Ona tylko śpi i zaraz się obudzi – wyszeptała z drżeniem, wpatrując się wciąż w matkę. Luke spojrzał na dziewczynę z litością, mocniej ją do siebie przytulając.
- Nie – zaprzeczył niepewnie, nie wiedząc jak Ariel mogła zareagować na jego słowa. – Ona już się nie obudzi. Odeszła. Na zawsze.
Dziewczyna zerwała się, z całej siły zaczynając uciskać dłońmi pulsujące z bólu skronie. Zaczęła niespokojnie chodzić w kółko, mamrocząc coś niezrozumiale pod nosem. Zaciskała mocno usta, z trudem oddychając. Dusiła się, cały czas próbując zaczerpnąć powietrze. W końcu zatrzymała się i zupełnie nieprzytomnym wzrokiem zaczął wpatrywać się w jakiś punkt przed sobą. Luke nie wiedział, co robić, nie był w stanie znaleźć żadnego rozwiązania, które mogło w tamtej chwili jej pomóc.
- Nie, to nieprawda – powiedziała nagle, potrząsając gwałtownie głową. Wciąż próbowała temu wszystkiemu zaprzeczyć, nie dopuszczając do siebie niczego. Wpadła w histerię. Wsunęła palce we włosy, przez chwilę sprawiając wrażenie, jakby chciała je sobie wyrwać. Cała drżała, nie mogąc nad sobą zapanować. Rozchyliła szerzej usta, dusząc się. Luke podniósł się i bez słowa pochwycił ją w ramiona. Szarpała się, próbowała go uderzyć, ale dość skutecznie zacisnął dłonie na jej nadgarstkach, uniemożliwiając jakikolwiek ruch. Gdy zaczęła krzyczeć, przygarnął ją znowu do siebie, ciągle szeptając uspokajające słowa do ucha. Długo z nim walczyła, ale kiedy zaczęło brakować jej już sił na płacz, a ciałem wstrząsały już tylko pojedyncze dreszcz, poczuł jak odpuściła. Napięte do tej pory mięśnie zaczęły się rozluźniać, a ona uspokajała się. Opuściła ramiona, stojąc przed nim w całkowitym bezruchu. Miał wrażenie, jakby w jednej chwili całe życie z niej uleciało.
Wszystko dookoła nagle straciło swoje znaczenie. Nie zorientowali się nawet, kiedy wezwana wcześniej przez chłopaka policja i ratownicy dotarli na miejsce. Zrobiło się tłoczono i gwarnie, funkcjonariusze zabezpieczali miejsce, lekarze zajęli się ciałem matki, ktoś nawet podszedł do nich, chcąc upewnić się, że z Ariel wszystko w porządku. Jednak ona zdawała się kompletnie nie rozumieć tego, co działo się wokół niej. Odpłynęła, całkowicie tracąc poczucie rzeczywistości. Luke chwycił ją mocniej, kiedy tylko zorientował się, jak wielki wysiłek wkładała w to, aby utrzymać się na nogach. Narzucił na jej ramiona swoja bluzę i objął ją z troską, delikatnie gładząc dłonią włosy.
Poddała się.


14 komentarzy:

  1. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię.

    OdpowiedzUsuń
  2. JEJU ONI SĄ TACY SŁODCY RAZEM PRZECIEŻ TO JEST SSBSSJSNKSSNJSNSJNNNSNS

    OdpowiedzUsuń
  3. Jezu dziewczyno, czy ty nie widzisz, że zamieniasz to genialne opowiadanie w nudzącą papkę? Tracisz czytelników przez to, że ostatnie rozdziały są wszystkie takie same. Kłócą sie, godzą się, kłócą się, godzą się... I tak w koło. Jesteś dobrą pisarką i na prawdę podziwiam twoje prace ale powinnaś wiedzieć kiedy trzeba coś skończyć bo robi się zwyczajnie męczące.

    Z poważaniem
    WIERNY CZYTELNIK

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy to opowiadanie jest genialne bo zawsze czekam z niecierpliwością co się stanie w nowym rozdziale i to jest fajne. Bardzo mi sie podobal ten rozdzial szczegolnie moment gdy wziął ja za rękę i się przezywali. Sa po prostu slodcy a opowiadanie genialne

      Usuń
    2. Wyraziła swoją opinię, która moim zdaniem jest słuszna. W kolejnych rozdziałach bardzo denerwujące jest to, że za każdym razem, kiedy się przytulają, jest super i ojejku, to na następny dzień ona mówi, że tak nie może być i tak dalej. Ale to po części dobrze, bo trzymasz się jednego. W końcu tytuł to 'Czego w tobie nienawidzę'. Tylko nie wiem czy oni faktycznie się jeszcze nienawidzą.

      Usuń
  4. BOŻE, TO JEST ŚWIETNE.

    OdpowiedzUsuń
  5. Każdy ma prawo wyrazić swoje zdanie, i ja również je wyrażę. jesteś świetną pisarką twoja opowiadania są ciekawe każde z nutką niepewności, pokazujesz nam uczucie jakie towarzyszą innym osobą na tym świecie, przedstawiasz historię, które mogą wydarzyć się w życiu każdego z nas. I nie zgodzę się a osobą anonimową. Te wszystkie ostatnio napisane rozdziały są naprawdę dobre, po przeczytaniu każdego zastanawiam się na życiem, nad swoim charakterem , i fakt , że kłócą się i godzą , ale takie jest życie, życie osób, które mają "ciężkie charaktery" oraz splątane uczucie, boją się spróbować. wiem, że namieszałam cały ten swój wywód, ale mam nadzieję że ktoś zrozumie. :)
    ^aa

    OdpowiedzUsuń
  6. Biedna Ariel. Jej mama nie była święta, ale była jej mamą. Tak bardzo jej współczuję, to okropne co ona musi przechodzić...
    Ale....
    Guzik a nie sie poddała !

    OdpowiedzUsuń
  7. Ugh nie mam słów, żeby opisać jak się teraz czuje 😔

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie wiem nawet co tu napisać...
    Przykro mi, chociaż jej matka była straszną osobą, to wciąż była kobietą, która ją urodziła. Szkoda mi Ariel bardzo, co ona teraz biedna zrobi?
    A Luke? Czyżby w końcu zrzucił całkowicie swoją maskę? Jest taki kochany.. <3 "Yhm... też czasami cię kocham." Ooo.. mega słodkie *,*
    Oby tylko było jak najlepiej...
    Czekam na nexta, który jak mam nadzieję, szybko się pojawi.
    Pisz dalej, masz talent ;* // Maddie

    OdpowiedzUsuń
  9. Oni razem są tacy słodcy, boscy, ich nie da się nie kochać...
    Zazdro talentu i czekam na mastępny rozdział bo moja ciekawość mnie zaraz rozsadzi...
    Pozdrawiam Pati :**

    OdpowiedzUsuń
  10. Przykro mi z powodu matki Ariel, jakkolwiek zła ona nie była i jakkolwiek wiele rozpaczy wniosła w jej życia, to była ona członkiem rodziny i opiekunem Ariel. I z drugiej strony pomimo całego zła człowiek zawsze będzie cierpiał z powodu śmierci, więc tym bardziej mi smutno. W życiu Ariel jest tylko śmierć, smutek i choroba czyli tak jakby wszelkie szczęście ją po prostu opuściło. Nawet początkowa sytuacja z Lukiem nie przypominała żadnych szczęśliwych fajerwerek. Mam nadzieję jednak, że obecność chłopaka będzie pomocna i pomoże Ariel się podnieść i ogarnać swoje życie, bo pomimo wszystko ona nadal ma dla kogo żyć.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie przypuszczałam, że mama Ariel odbierze sobie życie. Biedna dziewczyna, musi przechodzić przez kolejne nieszczęście. Mam nadzieję, of Luke będzie jej oparciem.
    K.

    OdpowiedzUsuń