Z
niewielkiego, starego radyjka stojącego w szpitalnej recepcji płynęła cicha
melodia świątecznych przebojów w akompaniamencie pojawiających się co chwilę
szmerów i szumienia. Luke oparł ze zmęczenia głowę o chłodną ścianę i z cichym
świstem wypuścił powietrze z ust. Przedłużające się czekanie powodowało, że
poziom jego zdenerwowania rósł wyjątkowo szybko. Od momentu, kiedy karetka
dowiozła ich do szpitala nie miał żadnej wiadomości na temat zdrowia Ariel. Nagle
na korytarzu pojawiła się pielęgniarka i podeszła do starszej kobiety, która
siedziała na izbie przyjęć. Oparła się o blat lady i westchnęła zmęczona.
-
Biedna ta dziewczyna – zaczęła, skupiając na sobie uwagę Luke’a. Wyprostował
się i z uwagą przysłuchiwał jej słowom, choć tak naprawdę nie miał pojęcia, o
kim mówiła. – To już piąty raz w przeciągu ostatniego miesiąca, kiedy do nas
trafia. Strasznie mi jej żal. Przecież to jeszcze dziecko – dodała ze smutkiem,
opuszczając głowę. Staruszka przytaknęła.
-
Chyba nigdy nie pojmę, dlaczego tyle nieszczęścia przytrafia się takim słodkim
istotkom jak ona – przyznała z nutką melancholii w głosie, przekładając kolejną
stertę dokumentów.
-
Najgorsze jest to, że już nic tak naprawdę nie zależy ani od nas, ani od niej.
Musimy czekać na cud – powiedziała ta młodsza, zakładając za ucho pasmo włosów.
Zmęczenie malowało się na jej twarzy.
-
Podobno cuda się zdarzają.
Luke
już nic więcej nie usłyszał, bo z sali, w której leżała Ariel wyszedł lekarz.
Zerwał się więc na równe nogi, a znajdująca się na kolanach czapka bezgłośnie
upadła na ziemię. Podbiegł do mężczyzny, ale nim zdążył cokolwiek powiedzieć,
ten krótkim ruchem dłoni dał mu do zrozumienia, aby zamilkł.
-
Przykro mi – rozpoczął, a chłopak poczuł, jak kolana się pod nim ugięły. – Nie
mogę udzielić ci żadnych informacji, tylko rodzina.
-
Ale … - wyjąkał, jednak doktor już go nie słuchał. W chwili, kiedy chciał
jeszcze o coś zapytać, ktoś potrącił go ramieniem. Poczuł bolesne uderzenie, tracąc
równowagę. Wysoki, jasnowłosy chłopak staranował go, zasapany zatrzymując się
przed lekarzem.
-
Witaj Frank – powiedział, witając się z ciężko oddychającym blondynem i
poklepał go przyjaźnie po ramieniu.
-
Co z nią? – zapytał, a mężczyzna wzruszył jedynie bez przekonania ramionami.
-
Kolejny mały kryzys. Czas ucieka – wyjaśnił, nie wdając się jednak w żadne
szczegóły. Luke był w zbyt wielkim szoku, aby cokolwiek zrobić. Tępym wzrokiem
wpatrywał się w rozmawiających obok niego ludzi, cały czas próbując zrozumieć,
o co tak właściwie chodziło. Frank odetchnął głośno i dziękując lekarzowi,
wszedł do pokoju Ariel. Luke przez niedomknięte drzwi dostrzegł siadającego
obok łóżka chłopaka, który pochwycił jej bezwładną dłoń i złożył troskliwy
pocałunek na czole. Przesunął dłonią po nieprzytomnej twarzy, szepcząc do niej
jakieś słowa. Nie był pewny jak długo stał tam, w totalnym bezruchu
przyglądając się im.
-
Wracaj lepiej do domu, młody – poradził mu jakiś czas później wracający z
obchodu mężczyzna. Luke spojrzał na niego nie do końca świadomy tego
wszystkiego, co właśnie się wydarzyło. – Jej brat się nią już zaopiekuje.
Przyjdź jutro, będzie w lepszej kondycji. Poza tym godziny odwiedzin już dawno
się skończyły. Nikt z nas nie chce kłopotów.
Skinął
odruchowo głową, ponownie zerkając na dziewczynę i siedzącego obok Franka.
Nagle sięgnął po leżącą na krześle kurtkę, narzucił ją na siebie i po prostu
wyszedł na zewnątrz, zawzięcie ignorując wibrujący w kieszeni telefon. Nie miał
najmniejszej ochoty z nikim rozmawiać, choć wiedział, kto tak nieustępliwie
próbował się z nim skontaktować. Było już bardzo późno, więc matka z pewnością
wpadła w szał, że nie zjawił się w domu. Jednak w tamtej chwili zupełnie go to
nie obchodziło, potrzebował chwili samotności.
#
Nienawidziła
szpitali.
Każdą wizytę traktowała jak odwiedziny w najgłębszych zakamarkach piekła, a unoszący
się w powietrzu charakterystyczny zapach sterylności, bólu, cierpienia
sprawiał, że robiło jej się momentalnie niedobrze. Gdy wcisnęła do plecaka
kosmetyczkę i zasunęła z zgrzytem zamek, zarzuciła go na plecy i z grymasem na
twarzy wymaszerowała z sali, w której spędziła ostatnie dwa dni. Spojrzała
przelotnie na zegarek wiszący nad recepcją, z niezadowoleniem stwierdzając, że
jej brat pojawi się nie wcześniej niż za pół godziny. Westchnęła ciężko, mimo
wszystko kierując się w stronę głównego wyjścia.
-
Wesołych świąt, pani Wood – odezwała się do siedzącej za niewysoką ladą
kobiety, która nagle podniosła wzrok znad sterty wypełnianych papierów. Pani
Wood była przemiłą, starszą osobą, która w niewielkim stopniu umilała jej
każdorazowy pobyt w tym okropnym miejscu swoim niegasnącym optymizmem i
uśmiechem.
-
Wesołych świąt, kochanie – odpowiedziała z radością, machając jej na
dowidzenia. Zawsze podziwiała jej pogodę ducha. – Brzmi to strasznie, ale mam
nadzieję, że nie będziemy musiały się tutaj zbyt często w tym świątecznym
okresie spotykać – dodała z przyjaznym mrugnięciem okiem, a Ariel wysiliła się
na niedługie uniesienie kącików ust, kiwając ze zrozumieniem głową.
-
Też mam taką nadzieję – mruknęła, odmachując do kobiety, po czym z niemałym
trudem pchnęła drzwi prowadzące do wyjściowego korytarza i wsparta na kuli,
zaczęła niemrawo kuśtykać. Sięgnęła po telefon, wybierając numer Franka, ale
jak na złość brat nie odbierał. Byli umówieni za pół godziny, ale ona nie
potrafiła już dłużeć wytrzymać i gdy tylko dostała wszystkie papiery, spakowała
się i po prostu wyszła z budynku.
-
Hej, Keller! – Donośny głos rozległ się za jej plecami. Poczuła krótkie ukłucie
w klatce piersiowej, ale postanowiła je zignorować. Przystanęła i uniosła
wysoko głowę, spoglądając na niebo z głuchym, przeciągłym westchnieniem.
-
Dlaczego mnie tak karzesz, kimkolwiek tam sobie jesteś u góry? Czym sobie na to
ma biedna dusza zasłużyła? – rzuciła niewyraźnie w pustą przestrzeń, obserwując
sunące z zawrotną prędkością ciemne chmury. Kiedy opuściła wzrok, jej
spojrzenie napotkało jasne oczy stojącego dwa kroki przed nią blondyna.
Zmrużyła lekko powieki, przyglądając mu się przez chwilę w ciszy.
-
Już cię wypisali? – zapytał z prawdziwie szczerą troską w jakby lekko drżącym
głosie. Kaptur przesłaniał mu czoło, opadając co chwilę na zmęczone oczy. Był
nieogolony, niespokojnie przeżuwając miętową gumę, której zapach wyraźnie
wyczuła. Wyczekiwał niecierpliwie jej odpowiedzi, ale ona potrząsnęła jedynie
głową i omijając go, zaczęła powoli iść przed siebie, ciągle poprawiając
zsuwający się pasek plecaka. – Ej! – krzyknął ponownie, ale tym razem nie
zamierzała reagować. Koniec kuli co jakiś czas ślizgał się na oblodzonym
chodniku, uniemożliwiając jej sprawne poruszanie się. Usłyszała chrupoczący pod
naciskiem stóp śnieg i ciężkie kroki chłopaka, który chwilę później dobiegł do
niej.
-
Co mam zrobić, abyś dał mi spokój? – zapytała z żałosnym jękiem, spoglądając na
niego bez przekonania. Luke zlustrował całą jej sylwetkę, nerwowo przełykając
ślinę.
-
Dlaczego chcesz, żebym dał ci spokój?
-
Bo cię nienawidzę – odparła oschle,
wywracając oczami. – Bo mam cię dość. Bo nie chcę cię oglądać. Bo mnie
wkurzasz. Bo … – Ariel chciała kontynuować, ale w tej samej chwili dość
raptownie pochwycił ją i pocałował. Nie trwało to jednak zbyt długo, bo
sprytnie udało jej się wydostać z objęcia i bez zastanowienia wymierzyła dość
siarczysty cios w jego twarz. Wydawał się być wyjątkowo zdumiony, otwierając
szerzej oczy. Przyłożył zimną dłoń do zaczerwienionego policzka.
-
Ty naprawdę jesteś popieprzona – wyznał cicho, ale ona zdawała się w ogóle nie
przejmować tymi słowami. Odwróciła się do niego plecami i kolejny raz
spróbowała odejść. Dość stanowczo pędziła wzdłuż ulicy, starając się skupić
uwagę na czymś, co zupełnie nie było związane z blondynem. Każdy kolejny krok
sprawiał jednak, że zaczęła odczuwać coraz większe przemęczenie, a oddech
stawał się nierówny, ciężki i duszący.
-
Debil – burknęła pod nosem, mimo wszystko nie mogąc przestać o nim myśleć.
-
Jezu, dziewczyno, jak ty mnie czasami wkurwiasz! Zaczekaj! – wrzasnął,
chwytając ją za ramię. Przyciągnął ją gwałtownie do siebie, mocno zamykając w
szczelnym uścisku. Dotknął dłonią jej policzka, odsuwając na bok wirujące na mroźnym
wietrze jasne kosmyki. Odruchowo przymknęła oczy, gdy ciepły oddech owiał
przemarzniętą twarz. Nie mogła dłużej znieść wpatrzonych w nią jasnych
tęczówek, które z uwagą śledziły każdy najmniejszy ruch. Gdy tylko się
opanowała, wzięła głębszy wdech i odważyła się na niego popatrzeć.
-
Nie wiem, czego ode mnie chcesz, ale proszę cię, zostaw mnie – jęknęła
błagalnie, opuszczając z bezradnością głowę. – Nie mam już na to siły.
-
Na co nie masz siły? – zapytał przedrzeźniająco, marszcząc czoło. Ton jego
głosu był zimny i nieprzyjemny. – Na to, by pozwolić się komuś polubić?
Ariel
nerwowo drgnęła, gwałtownie spoglądając na niego. Krótką chwilę wymieniali
niespokojne spojrzenia. Ona pierwsza jednak odwróciła wzrok, nie potrafiąc
walczyć z natrętną obserwacją. Bardzo powoli spróbowała wydostać się z uścisku ramion
i ku jej wielkiemu zaskoczeniu, Luke bez oporu pozwolił, by się odsunęła.
-
Ale ty mnie nie lubisz, mnie się nie lubi – wyznała niepewnie, delikatnie
zaciskając usta. Znowu z ogromnym trudem przychodziło jej oddychanie, a usilne
drżenie całego ciała wcale nie pomagało. Ścisnęła dłoń, starając się nie dać po
sobie poznać kolejnej chwili słabości. Chłopak wykrzywił lekko wargi, ironicznie
się uśmiechając.
-
W sumie to masz rację – przyznał, po czym wsunął obie dłonie do kieszeni i
ostatni raz spoglądając na nią, odwrócił się. Blondynka poczuła bolesne
pulsowanie na skroniach, gdy zgarbiona sylwetka oddalała się coraz bardziej.
Serce ponownie zabiło zdecydowanie zbyt mocno, a przeszywający dreszcz bólu na
niedługi moment rozmazał obraz przed jej oczami. Opuściła bezradnie ramiona, z
szeroko otwartymi ustami chwytając łapczywie powietrze. Jedna łza potoczyła się
po zaróżowiałym, ciepłym policzku, ale dość szybko ją starła, pociągając
żałośnie nosem.
-
No właśnie – wyszeptała, ocierając rękawem kurtki drążące z zimna wargi. Gdy
znowu popatrzyła w jego kierunku, był już zdecydowanie daleko, ale w tej samej
chwili, jakby poczuł jej wzrok na sobie, zatrzymał się. Chwilę trwał w
kompletnym bezruchu, po czym niezwykle szybkim krokiem wrócił do niej.
Przerażona wpatrywała się w niego bez słowa, gdy praktycznie w nią wbiegł,
potrząsając całym ciałem.
-
Masz rację – powtórzył się, wbijając w nią rozbiegany wzrok. – Nie lubię cię,
nie znoszę cię, czasami to nawet cię
nienawidzę – zaczął wymieniać, a ciepły oddech uderzał w jej twarz,
sprawiając że co chwilę mrużyła oczy. – Boże, nikt nie jest w stanie wyobrazić
sobie, jak bardzo działasz mi na nerwy i doprowadzasz do szaleństwa! Czasami
mam ochotę cię rozszarpać na maleńkie kawałeczki, poszatkować, albo cokolwiek
innego, byle tylko usunąć cię z pola widzenia, albo sprawić, żebyś zamknęła
się. Sprawiasz, że czuję się jak wariat. I wiesz, co w tym wszystkim jest
najśmieszniejsze? – zapytał, ale nawet nie dał jej możliwości odpowiedzi, cały
ten czas uporczywie nią potrząsając. – Że ja chyba nie tylko czuję się jak
wariat, ja jestem tym wariatem, bo pozwoliłem, aby ktoś taki jak ty zawładnął
moim życiem. Nie wiem kiedy, nie wiem jak, nie wiem dlaczego, ale pozwoliłem
takiej wariatce jak ty wkraść się do mojego idealnego dotąd świat i wywrócić go
do góry nogami. Rozumiesz to? Wiesz o co w tym chodzi? Bo ja nie mam bladego
pojęcia.
Milczała,
wpatrzona w niego z przerażeniem. Nie była w stanie pojąć sensu słów, które
właśnie usłyszała. Tak naprawdę jej świadomość nie chciała ich przyjąć, bo
wiedziała, co z tym jednym, niezaplanowanym wyznaniem się wiązało. A ona
przecież nie mogła. Zamrugała kilkakrotnie, by nie pozwolić wydostać się
kolejnym łzom, choć oczy piekły ją coraz bardziej. Znowu zadrżała, gdy zacisnął
dłonie na jej ramionach, zbliżając się do niej.
-
Nie chcę o tobie myśleć, ale im bardziej próbuję, tym częściej pojawiasz się w
mojej głowie, a to doprowadza mnie do jeszcze większego szału – kontynuował,
gdy nie raczyła się odezwać i w jakikolwiek sposób odnieść się do tego, co jej
powiedział. Oczy błyszczały mu z emocji. – Wyszłem teraz na głupka, co nie?
-
Wyszedłem – poprawiła go cicho, a on zacisnął zęby. Dostrzegła jak mięśnie
twarzy niebezpiecznie mu zadrżały.
-
No widzisz! – podniósł głos, wymachując nerwowo rękami. – Jak można cię lubić?
No po prostu się nie da! Jesteś taka irytująca, odpychająca, taka niezrozumiała
dla mnie, a mimo to, coś ciągle krzyżuje nasze światy, choć są one tak bardzo
odległe od siebie. To wszystko jest takie popieprzone!
Ariel
westchnęła. Potarła dłonią twarz, niespokojnie oblizując usta. Zrobiło jej się
duszno, dlatego poluzowała lekko szalik, zaciskając z całej siły powieki, gdy
fala bólu wstrząsnęła ciałem. Luke bez zastanowienia pochwycił ją, ze strachem
dotykając jej policzka.
-
Dobrze się czujesz? – spytał zaniepokojony, ale ona tylko skinęła głową,
wypuszczając powietrze. Wzięła kilka głębszych oddechów, odzyskując na nową
kontakt z rzeczywistością.
-
Nie musisz się mną przejmować, to nic takiego – wyznała z typową dla siebie
oziębłością, ponownie od niego się odsuwając. Luke warknął złowrogo, ściskając
palce w pięści.
-
Jesteś po prostu głupia, inaczej tego nie mogę nazwać!
-
I świetnie.
-
Świetnie, rzeczywiście świetnie – dodał z wściekłością. Przesunął nerwowo
kolczyk w wardze między zębami, wciąż z trudem panując na napadem złości.
-
Nic nie rozumiesz, Hemmings – mruknęła prawie bezgłośnie.
-
Oświeć mnie w takim razie, pani najmądrzejsza. Wytłumacz, proszę, czekam –
odparł rozeźlony, tracąc powoli nad sobą kontrolę. Założył ręce na piersi,
sugestywnie postukując stopą. Jego głos był agresywny, chłodny i wyjątkowo
niemiły. Zdenerwowała go, choć tak naprawdę marzyła jedynie o tym, aby wreszcie
sobie odpuścił i pozwolił jej odejść.
-
Nieistotne – powiedziała, nie mogąc ponownie na niego spojrzeć. Roześmiał się
nieprzyjemnie, wykrzywiając usta. – Daj sobie po prostu spokój. To nie ma
najmniejszego sensu.
-
Co ty pieprzysz? – uniósł się kolejny raz, chyba już niczego nie rozumiejąc.
Ariel opuściła ręce, kręcąc bez przekonania głową. Nie chciała myśleć o tym
wszystkim, bo zaczynało ją to przerażać coraz bardziej. To była jedyna rzecz,
której się bała i której za wszelką cenę starała się uniknąć.
-
Mieliśmy pewne zasady, a ty wszystkie je złamałeś – wyjaśniła. Luke zdawał się
być już zdecydowanie bardziej spokojny, choć wciąż przestępował z nogi na nogę,
wpatrzony w nią uważnie.
-
Wyobraź sobie – zaczął kpiąco, wywracając oczami. – Że ja też tego nie chcę.
Nie potrzebuję tego całego gówna związanego z tobą, naprawdę. Ale, kurwa, nie
mogę przestać o tobie myśleć i to sprawia, że za niedługo oszaleję!
Kolejny
raz sprawił, że zaniemówiła i przerażona na niego spojrzała. Nigdy wcześniej
nie widziała go w takim stanie, tak do bólu szczerego, a to powodowało, że
czuła się jeszcze gorzej, bo wiedziała, że to wszystko było złe. To nie miało
prawa istnienia. Poniosła kolejną porażkę w swoim życiu, pozwalając mu się tak
zbliżyć. I choć walczyła zażarcie o to, by jej nienawidził, los postanowił
sobie z niej kolejny raz zakpić.
-
Nie możesz – szepnęła drżącym głosem, obserwując niepewnie jego reakcję.
Początkowo nic nie mówił, choć zauważyła że aż trząsł się z wściekłości.
-
Bo co? – zadrwił, uśmiechając się z ironią. Dostrzegła w policzku niewielkie
wgłębienie. Poczuła jego ciepło, gdy zrobił niewielki krok w jej stronę. I mimo
iż nie planowała tego, słowa same popłynęły z jej ust.
-
Bo odchodzę.
Luke
parsknął śmiechem.
-
Powiedz mi coś czego nie wiem, przecież to twoje ulubione zajęcie. Na przykład
dziś próbowałaś odejść ze trzy razy.
-
Nie – zaprzeczyła tak cicho, że prawie jej nie usłyszał. – Umieram.
Zapadła
cisza. Wszystko wokoło na ułamek sekundy zamarło. Ucichły wszelkie odgłosy, śnieg
na moment przestał prószyć, nawet wiatr zdawał się cichnąć. Czas się zatrzymał.
I nagle jakby za dotknięciem magicznej różdżki wszystko powróciło do
wcześniejszego stanu, jakby nic nigdy się nie wydarzyło, jakby nikomu nie
zawalił się właśnie świat.
Luke
naciągnął kaptur, wcisnął dłonie do kieszeni i odwracając się od niej, odszedł.
chyba nigdy nie odwdzięczę ci się za coś tak pięknego. jesteś najprawdziwszą geniuszką, która bawi się emocjami swoich czytelników. to jest najpiękniejsze co w życiu mogłam przeczytać i jeszcze raz ogromnie dziękuję! alice chyba masz słabość do wariatów :) muszę w końcu się uspokoić, bo zaraz zaleję łzami cały dom
OdpowiedzUsuńtak, mam słabość do wariatów
Usuńwariaci są fajni
Podobno tylko wariaci są czegoś warci na tym świecie
UsuńŁOT DE FAK?????????????????
OdpowiedzUsuńCZY CIĘ RILI POPIERDOLIŁO??
CZY TY MASZ SADYSFAKCJĘ Z TEGO ŻE WSZYSCY SIĘ ZAŁAMUJĄ? BOŻE DOBIJ MNIE BO JA NIE CHCĘ JUŻ ŻYĆ!
ann-> powiem szczerze, że się ciesze że jest chora i umiera, bo już ją miałam za chorą psychicznie, z zaburzeniami osobowości ;/ irytowała mnie jak mało kto, nie można być aż taką suką :]
OdpowiedzUsuńJak to umiera?! Jak on mógł tak bez słowa, po prostu sobie odejść?! Lubisz pisać o wariatach, bo sama jesteś taką naszą wariatką i uwielbiasz się nad nami znęcać pisząc takie rozdziały. Ok... Czekam na 24.. Cierpliwie czekam.
OdpowiedzUsuńBrak słów. Naprawdę nie wiem jak mam to skomentować..
OdpowiedzUsuńDlaczego to robisz? Perspektywa tygodnia to udręka!
Mam nadzieję, że nie skończy się to tak jak mam wrażenie, że się skończy.
jak on mógł tak odejść ?!
OdpowiedzUsuńfakt, że Ariel mnie strasznie irytuje, ale uwielbiam ją, uwielbiam Luke'a, uwielbiam Lariel
dużo jeszcze do końca ?
ja już chcę wiedziec, jak się to skończy <3
nie jestem w stanie określić dokładnej ilości rozdziałów
UsuńOna mu powiedziała, że umiera, a ten, za przeproszeniem kutas od tak sobie poszedł. Nie wiem, może to była forma reakcji na to, co usłyszał, no ale jak ją mógł po takim wyznaniu zostawić...
OdpowiedzUsuńTeraz jest już dla mnie jasne, dlaczego Ariel odpycha ludzi dookoła, a w szczególności Luke'a. Nie chce po sobie zostawiać pustki wrazie ewentualnej śmierci, chociaż tego i tak nie uniknie. Nie pozwala nikomu się pokochać, bo nie chce nikogo zranić. Szkoda mi jej, ciągle ma "pod górkę".
Na co tak właściwie choruje? Ma to coś wspólnego z wypadkiem?
Mam nadzieję, że jej nie uśmiercisz, tak jak.to zrobiłaś z Alex.
K.
w razie*
Usuńnope, z wypadkiem związane są tylko problemy z nogami
UsuńCzy ta choroba była przczyną tego, że zrezygnowała z baletu, czy zrobiła to z powodu wypadku?
Usuńchoroba wyszła przy okazji wypadku, ale nie była z nim bezpośrednio związana
UsuńO mało sie nie popłakałam..
OdpowiedzUsuńOna nie moze odejść..a nawet jeśli to niech wcześniej przed tragicznym zakończeniem (kolejnym,ale lubię takie) zakocha sie w Luke'u.
Nie, tylko nie to.
OdpowiedzUsuńJa wierze w cuda i wierze że jednak nas choć troche lubisz a przez ten cud stanie sie i Ariel wyzdrowieje.
Matko nie, tylko nie to. Dlaczego ty nam to robisz?!
bo lubię ]:->
UsuńŚwięta są czasem kiedy cuda sie spełniają więc pamiętaj co mówiłam, bo wiem gdzie mieszkasz!!
Usuńprzypomnij mi co mówiłaś, bo nie pamiętam
UsuńŻe stanie sie cud i Ariel wyzdrowieje!
Usuńja coś takiego mówiłam?
UsuńNie, ja mówiłam xD coś sie nie rozumiemy :P
Usuńaaaaa sorry, jestem zmęczona i nic już nie wiem
UsuńTo co... jutro prezent na święta?
UsuńTak wiem, zmuszam ludzi do różnych rzeczy, jestem upierdliwa i wkurzająca ale co poradzić! :)
raczej nie, dopiero wróciłam do domu, a też chcę spędzić trochę czasu z rodziną
UsuńWesołych świąt ci życze! Weny, pomysłów i uśmiechu, żeby poprzedni rok był jeszcze lepszy od tego! :D mam nadzieję, że prezenty które dostałaś są fajne i jesteś szczęśliwa ;*
Usuń*przyszły rok xD
UsuńWESOŁYCH ŚWIĄT! :-)
UsuńNieee. Nie. Nie. Nie.
OdpowiedzUsuńCzemu wszędzie jest ktoś chory i umiera?
Już nie można napisać opowiadania bez tego?
To nie jest fajne.
Stanie przy czyimś łóżku i patrzeć jak staje się trupem też nie.
No ludzie...
.
.
.
Ale świetny rozdział.
Ogólnie rozumiem Luke'a. Jest świetny. Każdy inny dawno by to wszystko rzucił, a on walczy. I znowu wróci, i przeprosi, pocieszy i ponownie zostanie zraniony. Taka jego rola. Chyba wchodzimy już trochę w "Szkołę uczuć"...
Nw
nw co wymyślisz dalej ale naprawdę się boję.. O Luke, nie chcę żeby przechodził przez to gówno.
Dostał już za swoje.
Więcej mu nie trzeba.
Myślę, że w kolejnym wiele się wyjaśni.
.
.
.
A mówiłam już że wspaniale piszesz?
To piszę. :)
Odszedl? Jezusie...czekam na nastepny!!
OdpowiedzUsuńNie, nie i jeszcze raz nie. Czemu ona umiera? Biedna Ariel. Ale kuźwa, biedny Luke. Sam zdał sobie sprawę, że ją kocha, a ona nawet nie chce dopuścić do siebie takiej myśli. Z drugiej strony, Hemmings, po cholerę odszedłeś, ona mówi ci że umiera, a ty sobie najzwyczajniej w świecie odchodzisz. Wracaj, przytul ją i pogadaj z nią. Im chyba nigdy nie uda się dogadać, zawsze któreś z nich coś spieprzy.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za moje chaotyczne, pozbawione sensu i niepokojące pisanie, ale po prostu musiałam w jakiś sposób opisać to co myślę xD
lubię takie chaotyczne pisanie :-)
UsuńO boze. cudowny rozdzial <3 Nasza Arielka nie moze odejsc ;( musi zdarzyc sie cud. A Luke chyba ja zaczyna lubic :)
OdpowiedzUsuńczytam czytam czytam, wszystko supi, o znowu sie kloca, a tu jeb... przysiegam, ze jak to przeczytalam na moment dostalam zawalu
OdpowiedzUsuńkocham ten rozdzial
@luvvmyhoranx
Co Ty odwalasz?? Nie nie nie, jak ona jak?
OdpowiedzUsuńDlaczego on tak po prostu odchodzi?
Chyba coś we mnie własnie umarło
Nie nie nie
Jak mogłaś nzjzkammsjzzhjssj
To opowiadanie jest po prostu ugh idealne a za razem tak zagmatwane że mam ochotę ryczeć
Pisz kolejne jak najszybciej bo ja nie wytrzymam ������
@biebsftketchup
Najlepsze w wihay jest to, że nigdy nie płaczę w trakcie. Dopiero gdy odejdę od laptopa czuję ten smutek i pustkę i pytanie: jak dalej żyć?
OdpowiedzUsuńNo teraz to totalnie płaczę ;( prosze powiedz mi, że twoje ff nie skonczy się źle ;( bez umierania prosze ;(
OdpowiedzUsuńtakich obietnic nie składam
UsuńJa po prostu jestem ... (nwm jak to nazwać, ale wiesz o co chodzi). Ten rozdział jrs super! Luke w końcu piwiedział, co czuje. Szkoda Arielki. Czemu umiera? Rak? Biedna tyle cierpi. Ale myślę, że te NIENAWIDZE CIĘ do Luke'a ma jakiś sens. Np. Jesteś najgorszą rzeczą jaka mi się przytrafiła, nienawidzę cię, bo się pojawiłeś i teraz ciężej będzie mi się rozstać z tym światem... Taki przykład, miałam jakiś inny, ale z tych emocji jskoś mi wyleciał :-P Trochę zakręcona jestem...
OdpowiedzUsuńcoś w tym na pewno jest
UsuńDlaczego :C
OdpowiedzUsuńDlaczego wszystko zawsze musi się spieprzyć...
Przecież Luke coś czuje do niej, ona do niego w głębi duszy też. Śmierć nie może ich rozdzielić, to nie jest możliwe.
Po WTNGD miałam depresje przez długi czas, nie rób mi powtórki z rozrywki ;-;
O nie. Jestem ciekawa na co jest chora. Może jednak zdarzy się ten cud i ona wyzdrowieje. Szkoda, że Luke tak się zachował, ale szczerze to się mu nie dziwię. To musiał być dla niego szok. Z niecierpliwością czekam na następną część.
OdpowiedzUsuńTrzymaj się ;)
S.
boże hjbcxnfuiseby rycze
OdpowiedzUsuńTakie piękne... �� ❤❤❤❤
OdpowiedzUsuńJak mozesz mi to robić? Wiedziałam kurde za pięknie było :/ rozdział cudowny :)
OdpowiedzUsuńTrochę smutno, że Ariel umiera, ale przecież tą historię pisze Alice... To tak jakbyśmy od początku wiedzieli, że ktoś umrze... Możnaby pomyśleć, że stanie się cud i nasza kochana Arielka nie umrze...ale to by było takie nierealne... Ktoś musi umrzeć, a, że padło na nią...
OdpowiedzUsuńDomyślałam się ,ze coś takiego jest na rzeczy. Jednak i tak zaszokowałaś, czytałam kolejny raz z zapartym tchem. Ich kłótnia jest tak realna,każde słowo i gest,jakby naprawdę miała miejsce na tym świecie.
OdpowiedzUsuńWiesz Alice, lubię Cię. Nie znam cię,nie czytałam poprzednich opowiadań,nie wiem ile masz lat,jak wyglądasz i nigdy Cię pewnie nie spotkałam,mimo to lubię Cię. Bo ja zawsze wszystko rozkładam na czynniki pierwsze. I śmiem twierdzić ,że to opowiadanie,każde zdanie w nim zawarte,oraz muzyka przy każdym rozdziale- jej słowa,sens po prostu wyrażają siebie.Piszesz co Ci w duszy gra.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Usuńto co właśnie napisałaś jest piękne
Usuńi uwielbiam twoje komentarze ponad wszystko
Ciebie*
OdpowiedzUsuńprzeczytałam dzisiaj wszystkie rozdziały i muszę ci napisać, że to co tutaj wyprawiasz to magia. gratuluję takiego lekkiego pióra i wrażliwości. dziękuję za to, że dzielisz się tym ze mną, dziękuję :) piękne to jest.
OdpowiedzUsuńrównież dziękuję
UsuńBoże dziewczyno co ty ze mną robisz! Przepraszam, że nie zawsze komentuje, ale na pewno za każdym razem czytam. To co piszesz jest po prostu cudowne. Każde słowo jest po prostu perfekcyjnie i zabiera dech w piersi. Nie czytałam jeszcze twojego poprzedniego bloga, ale mam to w zamiarze, bo jak się domyślam jest równie dobry. Mam nadzieję, pewnie tak jak większość tutaj, że oni jakoś będą ze sobą i, że może Ariel jakoś wyzdrowieje chociaż trochę w to wątpię. Czekam na kolejny <3
OdpowiedzUsuńCoo nie co. 😭
OdpowiedzUsuńNie komentowałam, ale czytałam. Przyznaję. ;) Teraz mam dostęp do klawiatury i coś tam wystukam.
OdpowiedzUsuńMoże przyznam, że Luke już zaczął mnie męczyć tym swoim zachowaniem, lataniem obok Ariel, gdy mu się przestało wieść. Na początku było to miłe, a z czasem... Męczył tą swoją natarczywościom, jak niemowlak, którego nie można za nic zostawić samego, bo sobie zrobi krzywdę. I w tym przypadku bywa to słodkie, ale no bez przesady! ;) I w końcu wyznał to co krztusiło, aż chyba zacznę bić brawa dla niego! :D Nie umiałam oceniać tak Ariel. Jakoś płeć chyba zbliża, by lepiej zrozumieć. :'D Teraz Ariel coś wyjawiła i dostałam olśnienia - dlatego nie oceniałam jej krytycznie! Chciałam zapewnić jej trochę spokoju. ;) Wszystkie happy endy są głupie, nieprawdziwe i takie bezsensu! Dziękuję, że przewróciłaś ich życiem, zamiast dokładnie dosunąć lekko wystającą książkę do pozostałych.
No cóż... życie nie kręci się wokół ciebie, Luke. Ciekawe jak to wszystko wpłynie na twoje życie.
Chyba będę ryczeć przy tym opowiadaniu kiedyś! ;)
Jak to umiera? Jest chora? Wiedziałam, że zaskoczysz, ale nie, że aż tak. Myślałam, że ma jakąś trudną przeszłość. Chociaż większość i tak nie jest jeszcze wyjaśniona. Tak samo jak był wątek z baletem. Chcę już nowy rozdział *.*
OdpowiedzUsuńWesołych Świąt kochanie <3
Zaniemówiłam, co znowu nie tak często mi się zdarza.
OdpowiedzUsuńNa początku zaznaczę, że ja tutaj byłam i czytałam cały czas, ale nie zawsze widziałam co napisać. Szczególnie, że Arielka mnie wkurzała. Tłumaczyłam sobie, że nie rozumiem młodzieży i że to normalne, że dzieciaki mają tak, że są na "nie" ze wszystkim, a ja po prostu nie rozumiem, bo jestem za stara i trudno. Więc czytałam sobie, pomstując w duchu na Arielkę i Luke'a, że tak sobie życie utrudniają i upaskudniają zamiast żyć długo i szczęśliwie.
I mam za swoje.
Po drugie, przypomniała mi się Alicja. Ta od Macieja. Tak wiem, to było tysiąc lat temu, ale tak samo mocne i niespodziewane było to: "umieram". Teraz jak sobie myślę, to można się było tego domyślić! Były sygnały i wskazówki, ale trzeba by pomyśleć i złożyć w całość. Teraz ta jej oschłość i dziwne zachowanie wydają się zrozumiałe. Nie chciała pozwolić, by się ktoś do niej zbliżył. Więc tylko Luke jest matołem. A może nie jest. I życie, i Ty lubicie zaskakiwać ;)
Najlepszego wszystkiego na Święta (:
Ostatnio tak jakoś nawalam na każdym możliwym froncie, więc i z komentowaniem jest ciężko. Czytać, czytam, ale już zmusić się do napisania czegokolwiek nie potrafię… W każdym razie chcę, żebyś wiedziała, że jestem, nawet jeśli mnie nie ma (trochę pokrętnie ujęte xd)
OdpowiedzUsuńPrzechodzę do rzeczy…
W sumie powinnam się spodziewać czegoś takiego. Powinnam, a jednak dalej jestem w szoku. Fakt, jakieś tam przesłanki były ku temu, że Ariel zachowywała się, jak każdy widział, ale chyba bardziej byłam skłonna uznać, że w skutek wypadku poprzestawiały jej się szufladki w rozumku albo, że po prostu wmówiła sobie, że jest czemuś winna niż postawić tezę, że, jak to sama określiła z zaskakującą szczerością, umiera. Ej, ja się tak nie bawię. Przecież co zrobi biedny Luke bez swojej Arielki? Buu. Kompletnie zdziczeje i bez Ariel-przypominajki nagminnie zacznie paplać takie farfocle jak: przyszłem, poszłem (żadnego prezentu nie przyniosłem)… Jego matka, jak zobaczy swojego synka w takim totalnym świetle głupoty, dostanie nagłego zawału serca i już w ogóle zrobi się nam mała trupiarnia. Dlatego moja dusza niepoprawnej optymistki (która czasem musi toczyć wewnętrzne bitwy z niewyjaśnionego pochodzenia skłonnościami do realizmu)skłania się ku wersji z cudem medycznym. No, bo jak to tak, Luke sam? Ćpun bez pokraki? Ashton i Michael też się zmartwią, odejdzie im jedna ofiara ich durnych żartów… Także niech coś się zakotłuje i Ariel jednak magicznymi sposobami wróci do zdrowia. Tak mi się skojarzyło, że kiedyś tam czytałam opowiadanie, w którym główna bohaterka była śmiertelnie chora, ale na końcu to nie ona umarła, tylko główny bohater zginął w wypadku… (efekt zaskoczenia pierwsza klasa). Mam nadzieję, że tutaj jednak tej śmierci nie będzie, bo, jak to tak smutno miałoby być :P
Skoro już wywołałam panów A. i M., to po tym rozdziale poraziła mnie jedna rzecz – okrucieństwo tego szkolnego półświatka. Owszem, Ariel odsunęła się od ludzi, może była oschła i oziębła, ale to naprawdę nie powód, żeby traktować ją w taki sposób, żeby nazywać ją „pokraką”. Rozumiem, gdyby nazwali ją „królową lodu” albo użyli trochę mniej dyplomatycznego odpowiednika, ale, rany, jak można wytykać jej taką, niezależną od niej ułomność. Nie mówiąc już o tym, że Luke jest super, gdy stoi na szczycie, a kiedy z niego spada, gdy okazuje się, że nie poradził sobie z ciążącą na nim presją, że przesadził, możemy o nim zapomnieć, ba, możemy go wyśmiać. Okrutne, naprawdę :O
Słowo do Luke’a: uwielbiałam cię od początku tego opowiadania, ale po tym rozdziale moje uwielbienie weszło w fazę ostateczną: totalny odlot. To nic, że sobie odszedłeś, że zachowałeś się tak, jak zawsze, czyli jak trochę egoistyczny półpacanek, który pląta się wokoło, ale rany – to, co powiedziałeś wcześniej sprawiło, że dostałam nagłego napadu dreszczy… Gosh, nie wiem, jak się ogarnę.
Kończę pleść tym razem moje farfocle… Wesołych!
Pozdrawiam <3
nie wiem czy to już kiedyś ci mówiłam, ale takie komentarze sprawiają że ... sama nie wiem nawet jak to określić, to jest takie ciepełko w środku, wszystko na moment staje się lepsze
Usuńdziękuję
bardzo proszę. cieszę się, że swoją chaotyczną paplaniną mogłam przyczynić się do wywołania takiego pozytywnego odczucia u ciebie ;)
Usuńod jakiegoś czasu zastanawia mnie jedno ... w jakim mieście rozgrywa się akcja ? bo sądząc po śniegu raczej żadne z australijskich
OdpowiedzUsuńw którymś z wcześniejszych rozdziałów było wspomniane o tym
Usuńjest to całkowicie wymyślone przeze mnie miasto w usa
Nie wiem czemu, ale taki Luke mi się podoba... Jest w sumie jak większość chłopaków, ale wyróżniło go to, że jednak powiedział co mu na sercu leżało i Arielka wie już, że on o niej myśli i coś do niej czuje... Jak większość z czytających z początku Ariel mnie denerwowała, po części ją rozumiałam, bo ma problemy z nogą, ale nie do końca... Jak można się tak nastawiać na nie do całego świata, ale w sumie teraz jak wiadomo, że umiera to taki bunt chyba ma prawo wystąpić i to na dodatek u tak młodej osoby... Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńkolejny z rodzaju słodko-gorzkich, kurcze, jesteś w nich rewelacyjna! tu niemalże romantyczne wyznanie Luka i porażające wyznanie Ariel, które niestety nijak ma się do tego wyzania, poniekąd oczywiście, miłości L. oni w niczym się nie zgadzają, prawda? więc to żadna nowość, że nawt jeżeli są szczerzy to każde z nich ma coś skrajnie innego do zakomunikowania.
OdpowiedzUsuńco do samej śmierci Ariel to nie mam bladego pojęcia, jak się do tego odnieść. z jednej strony nie wierzę, że coś takiego może się wydarzyć, ale z drugiej takich przypadków jest przecież mnóstwo na świecie. i może to ma być lekcją dla Luka? właściwie chciałabym żeby spędził z nią ten czaas, który jej został. choć, jak każdy głupi fan, mam nadzieję, że ten cud się wydarzy i Ariel będzie żyła długo i szczęśliwie.
Reakcja Luka zniewalająca. Pomyślałam wtedy 'o, odchodzę, bo ty odchodzisz'.
czekam niecierpliwie na kolejny!
Pozdrawiam :)
Genialny rozdział <3 Czekam na nexta :D /K.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńMoge liczyć na malutki spojler? Ciekawość mnie zżera i zakładam ze w niedalekiej przyszłości zostanie ze mnie pustka, ale tylko ty mnie mozesz uratować!
OdpowiedzUsuńKurde, umiera:< Trzeba cos zrobic, musi przecież zyc! Niech to nie bedzie miało takiego smutnego przebiegu jak wtngd
bo sie popłacze, no!
OdpowiedzUsuńWidzisz jak okropnie i bezlitośnie ranisz moje delikatne feelsy?
Pamietam jak w wtngd mówiłas ze to przyszlosc opowiadania tworzą czytający, ze to od nas zależy przebieg wydarzeń. Tak wiec tworze przyszlosc! Nieważne ze godzinę 5.25 nad ranem ale ja oswiecam was, ze kasa Luke uratuje nasza syrenkę:'( albo tatuś Posejdon poruszy niebo i ziemie zeby ratować córeczkę :)
Pozdrawiam.
/@lauramisiek123
zostałaś nominowana do Liebster Award :) więcej informacji znajdziesz tutaj: http://my-little-alex.blogspot.com/2014/12/liebster-award.html a i zajebisty <3
OdpowiedzUsuńczy ten Luke już do końca zgłupiał! Jak mógł ją zostawić w takim momencie omg
OdpowiedzUsuńMożemy spodziewać się dzisiaj nowego rozdziału? ;)
OdpowiedzUsuńdzisiaj raczej nie
Usuńjednak zbyt pochopnie oceniłam ariel. co ja sobie myślałam? nawet sobie nie wyobrażasz, jak teraz mi głupio.. odsuwała od siebie wszystkich, aby potem nie sprawić im zawodu swoim odejściem, oszczędzić bólu. tak się poświęcała.. luke, jego wyznanie, wszystko się na nią zwaliło, wszystko się skomplikowało..
OdpowiedzUsuń