sobota

#czterdzieścisześć. nienawidzę pożegnań.


Kiedy wsparta na ramieniu Caluma zatrzymała się w wejściu na salę, mimowolnie uśmiechnął się do siebie. Wyglądała inaczej, a on nie potrafił oderwać od niej wzroku. Ogarnęło go jakieś dziwne, niewytłumaczalne przeczucie, że kiedy tylko odwróciłby się od niej, coś złego mogło ją spotkać. Kilka osób spojrzało niepewnie w jej stronę, ale ona zdawała się całkowicie tym nie przejmować, z nieodgadnionym wyrazem twarzy rozglądając po pomieszczeniu. Gdy wreszcie ich spojrzenia się spotkały, miał nieodparte wrażenie, że kąciki jej pomalowanych czerwoną szminką ust lekko drgnęły, ale dość szybko odwróciła się w drugą stronę, jakby celowo drocząc się z nim. Chyba właśnie to sprawiało, że tak ciężko było mu przejść obok niej obojętnie, była zupełnie inna, niespotykana, wyjątkowa. A im więcej przeciwności stawało między nimi, tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że mimo wszystko warto było spróbować. Warto było zerwać w wszystkimi zasadami, przekonaniami, oczekiwaniami i po prostu zaryzykować.
- Może zaprosisz mnie w końcu do tańca? – sapnęła znudzona Shelby, która dość niespodziewanie zagrodziła mu drogę z podpartymi dłońmi na bokach, wyczekując na jego ruch. Zmierzył ją pełnym odrazy wzrokiem, lekko wykrzywiając wargi. Jeszcze na samym początku roku, kiedy to wspólnie obiecali sobie, że razem pójdą na ten finalny szkolny bal, by zdobyć korony króla i królowej balu, wizja spędzenia całej nocy z blondynką wydawała mu się całkiem niezłym pomysłem. Tym bardziej, że Shelby niczego nie brakowało, a to że była głupia tak naprawdę szczególnie mu nie przeszkadzało. Wszak nie zamierzał z nią prowadzić dyskusji na temat fizyki kwantowej. Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w nią beznamiętnie, aż wreszcie pochwycił ją lekko za ramiona, odsunął na bok i ruszył w stronę stolika, przy którym właśnie zasiadł Hood z Ariel. Towarzyszyli im również inni uczniowie, ale ze smutkiem musiał przyznać, że nikogo z nich nie kojarzył. Posłał tylko w ich stronę nieco zmieszany uśmiech, zatrzymując się tuż obok krzesełka dziewczyny. Początkowo udawała, że kompletnie go nie zauważyła, ale wreszcie westchnęła ze znużeniem, zadzierając głowę.
- Hemmings – rzuciła bez przekonania, dzielnie stawiając upór jego stanowczemu spojrzeniu. Uśmiechnął się tylko szerzej i ukłonił się szarmancko, wysuwając rękę w jej stronę.
- Keller – odparł w podobnie znudzonym tonie, oczekując na jej reakcję. Rzuciła tylko krótkie, porozumiewawcze spojrzenie w stronę swojego przyjaciela, ale Calum wzniósł tylko oczy i wyszczerzył zęby, dając jej małe, nieme przyzwolenie na to, by mogła go opuścić. Podniosła się, chwytając mocno jego dłoń.
- Nie jestem dziś twoją partnerką. Przyszłam tu z Calumem – oznajmiła wyniośle. – Zatańcz ze swoją parą – dodała, wskazując w kierunku naburmuszonej dziewczyny, która po drugiej stronie sali z uwagą im się przyglądała. Nie wyglądała na szczególnie zadowoloną. Luke też spojrzał w tamtą stronę, po czym ciężko westchnął.
- Chciałem przyjść z tobą, ale wolałaś tego azjatyckiego chłoptasia z wadą wymowy.
- Calum nie jest … - zaczęła, ale dość szybko doszła do wniosku, że tłumaczenie tego nie miało żadnego większego sensu, więc zrezygnowana odpuściła. – A tak w ogóle, to nie ośmieszaj się – powiedziała oschle. - Od samiutkiego początku szkoły wszyscy wiedzieli, że idziesz z tą swoją wywłoką, byle tylko otrzymać świecącą, plastikową koronę króla balu. Kolejne wielkie osiągnięcie w twoim życiu. Kumulacja jasnych włosów, ślicznych buziek i podobnego poziomu inteligencji gwarantowała to niebywałe wyróżnienie.
- Ale … - Luke nie był pewny, jak się wybronić z tych oskarżeń. – To wcale nie oznaczało, że nie chciałbym iść z tobą. A tak poza tym, uważasz że mam śliczną buźkę? – spytał z rozbawieniem.
- Jesteś kretynem – podsumowała ze zrezygnowaniem.
- Mimo wszystko, nalegam, aby panienka uczyniła mi ten honor i podarowała jeden taniec. O nic więcej nie proszę. Och, ja niegodny twego spojrzenia. Spełnij marzenie idioty, a obiecuję, że nigdy więcej twoje piękne oczy nie będą narażone na mój widok – wyznał w wyjątkowo dystyngowany sposób, kolejny raz taktownie się  przed nią kłaniając.
- I po co ta szopka?
- Dziewczyny to lubią, czyż nie? – spytał, unosząc zadziornie brew. Wywróciła tylko oczami, a on skwitował to tylko głośnym śmiechem, po czym pociągnął ją za rękę i przyciągnął do siebie. Wpadła mu w ramiona, a on szczelnie otulił ją w mocnym uścisku, jakby podświadomie bał się, że mogła mu nagle zniknąć.
Tańczyli długo, w kompletnej ciszy, wtuleni w siebie, nie zwracając uwagi na otaczający ich świat. Nawet kiedy muzyka ucichła, oni nadal kołysali się, skupiając na sobie zaskoczone spojrzenia pozostałych. Wszystko dookoła stało się na chwilę całkowicie nieistotne. Zdawali się przenosić w swój własny świat, gdzie wszelkie troski i zmartwienia przestawały istnieć.
- Wszyscy na nas patrzą – stwierdziła nagle Ariel, jakby wybudzając się z tego krótkiego zamroczenia. Chłopak odchylił się lekko i dotknął opuszkami palców jej policzek.
- Niech patrzą, bo pewnie ci zazdroszczą – powiedział z niesamowitą pewnością w głosie, czulej ją obejmując. Zacisnęła mocniej palce na jego ramieniu, a on zaczął się głośno śmiać, wirując z nią po parkiecie.
- Możemy stąd uciec? – spytała dość niespodziewanie, spoglądając na niego z błaganiem w jasnych oczach. Bez słowa skinął głową i chwytając jej ciepłą dłoń, wyprowadził ją z przepełnionej sali.

#

Pomógł jej wysiąść z samochodu, a ona cały czas czuła jego baczne spojrzenie i niepokojący, pełen przerażenia błysk w oczach, kiedy tylko zbyt głośno odetchnęła, albo przystanęła na moment, by złapać oddech. W połowie podjazdu dość stanowczo zatrzymała się, rzucając mu wymowne spojrzenie.
- Przestań! – sapnęła zdenerwowana, wyczuwając jego zaniepokojenie. Luke spojrzał na nią z niezrozumieniem. – Nie patrz na mnie tak, jakbym za moment miała się roztrzaskać na milion kawałków, jak porcelanowa laleczka.
- Wcale tak na ciebie nie patrzę! – zaoponował z oburzeniem, ale ona nie zamierzała podejmować tej dyskusji. Właśnie tego chciała uniknąć.
- Nieważne.
- Świetnie, znowu zaczynamy! – podniósł głos.
- Świetnie, bardzo świetnie, najświetniej na calutkim świecie! – warknęła równie rozeźlona, wysuwając rękę z jego objęcia. Lekko utykając, ruszyła szybciej w stronę werandy. Nim jednak dotarła do schodków, poczuła nieznaczne szarpnięcie i chwilę później kolejny raz znalazła się w jego ramionach. Początkowo dość skutecznie unikała jego spojrzenie, próbując się wyswobodzić, ale kiedy zdała sobie sprawę, że stała na straconej pozycji, odpuściła.
- Jesteś jeszcze taka głupiutka, Keller – szepnął czule, z troską gładząc jej włosy, gdy wciąż tuliła się do niego.
- No i świetnie, Hemmings – jęknęła, garnąc się w jego ramiona.
- Czasami cię nienawidzę, wiesz?
- Wiem – odszepnęła, czując przyjemny dreszcz, kiedy tylko przesunął dłonią wzdłuż jej pleców, delikatnie do siebie przyciągając. – Też czasami się nienawidzę. Może nawet częściej niż czasami. Może nawet cały czas odkąd tylko się zjawiłeś w tym moim cholernie popieprzonym życiu i wszystko jeszcze bardziej skomplikowałeś. I teraz nie chcę … - głos jej się załamał.
- Ariel …
- I teraz nie chcę odchodzić – powiedziała to w końcu. Zamiast spodziewanego bólu poczuła dziwną ulgę. Spojrzała na niego lekko zaszklonymi oczami. – Popatrz co zrobiłeś – dodała, siląc się na zabawny ton. Luke sięgnął dłonią do jej twarzy i przyciągając ją lekko do siebie, pocałował najdelikatniej jak to było tylko możliwe.
- Nie musisz…
- Nie, proszę. Nie zaczynajmy tego od początku. Nie mam na to dziś siły. Porozmawiamy o tym jutro – przerwała mu momentalnie, ocierając raptownie jedną, samotną łzę, która nieoczekiwanie spłynęła po zaczerwienionym policzku.
- Jutro – powtórzył cicho, chowając ją w uścisku swoich ramion. Długo nie chciał jej puścić.
- Już czas na mnie – mruknęła słabo, uśmiechając się do niego delikatnie. Dotknęła dłonią jego policzek i musnęła drżącymi wargami jego usta.
- Może jednak zostanę, co? – zaproponował, ale spotkało się to jedynie z jej pełnym dezaprobaty spojrzeniem i ciężkim westchnieniem.
- Nic mi nie jest – zapewniła, ale doskonale wiedziała, że w ogóle nie przekonały go te słowa. – Idź już, muszę od ciebie odpocząć! Za długo moje piękne oczy narażone były na twój widok! – dodała z rozbawieniem, odpychając go od siebie. Luke jednak nawet się nie uśmiechnął, ciągle obserwując ją z niepokojem. Wreszcie jednak wypuścił ją z objęcia i odwrócił się.
- Hej, Hemmings! – zawołała za nim, gdy zrobił kilka kroków. Spojrzał na nią przez ramię, przyglądając się z niepewnością. Przez chwilę wpatrywała się w niego bez słowa, ale po chwili na jej ustach pojawił się krótki uśmiech. – Do jutra.
Zawrócił gwałtownie i bez żadnego ostrzeżenia chwycił ją w ramiona, skradając kolejny, pełen namiętności i tęsknoty pocałunek. Później nic już więcej nie powiedział, odchodząc po prostu od niej. Patrzyła jak wyjątkowo niechętnie kierował się w stronę samochodu. Kiedy kolejny raz odwrócił się za siebie, by na nią spojrzeć, wykonała jedynie ponaglający gest, byle już tylko odjechał.
- Do jutra – szepnęła do siebie, wpatrzona w znikające za zakrętem auto. Poczuła niedługie, lekko niepokojące ukłucie w klatce piersiowej. Ból jednak dość szybko minął, a ona odetchnęła głęboko, wracając do domu.

#

Dość długą chwilę wydawało mi się, że natrętne brzęczenie telefonu tylko mu się śniło, dlatego tak opornie zabierał się do jego odbierania. Dopiero kiedy uzmysłowił sobie, że komórka naprawdę dzwoniła, sięgnął po nią po omacku, po drodze strącając stojącą na nocnej szafce butelkę z wodą.
- Kurwa, jest środek nocy! – wymamrotał nieprzytomnie.
- Luke? – odezwał się zupełnie nieznany mu głos.
- Kto mówi? – wychrypiał do telefonu, przecierając zaspane oczy. Dochodził go jedynie niewyraźny szum i czyjeś słowa, których kompletnie nie rozumiał. Spojrzał na zegar, dochodziła trzecia. Usiadł na łóżku, walcząc z sennością. Starał się skupić, ale jedyne o czym potrafił w tamtej chwili myśleć, to powrót do pięknego snu, z którego został tak brutalnie zbudzony.
- Tu Frank, jestem bratem Ariel – wyjaśnił tajemniczy nieznajomy, a Luke poczuł krótkie ukłucie w żołądku. Momentalnie otrząsnął się ze sennego amoku, z przerażeniem spoglądając w stronę okna, przez które wpadał nikły blask nocnego księżyca. Przez chwilę milczał, nie do końca będąc chyba świadomym tego wszystkiego, co właśnie się działo.
- Coś się stało? – zapytał wreszcie, niespokojnie zaciskając pięści. Nagle zaczęło brakować mu tchu. Zrobiło się duszno, a on z trudem oddychał, coraz mocniej rozchylając drżące ze strachu usta. W otaczającej go zdradzieckiej ciszy mógł dokładnie usłyszeć każde potężne uderzenie swojego serca. Pulsowanie skroni stało się tak bolesne, że obraz przed oczami zaczął się rozmazywać.
- To już czas – powiedział spokojnie Frank, a blondyn poczuł lodowaty dreszcz, który wstrząsnął całym jego ciałem.
- Na co czas? Nie rozumiem – wyjąkał, zrywając się z łóżka, choć doskonale wiedział. Gdzieś tam głęboko w podświadomości zdawał sobie sprawę z sensu słów brata Ariel. Jednak nie potrafił ich zaakceptować. Nie mógł. To było zbyt wcześnie. Bał się tego, że jeśli tylko dopuści do siebie tę myśl, ona się urzeczywistni, a tego nie był w stanie znieść. Nerwowo przetarł trzęsącą się z niepokoju dłonią spoconą już twarz.
- Musisz się pożegnać.


18 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. nie płacz. nie płacz. nie płacz. nie płacz. niee ja wcale nie płacze. Nie jestem jeszcze gotowa się pożegnać z Lukiem i Ariel. Nie chce się żegnać. Dlaczego musisz pisać tak pięknie? Nienawidzę cię i nienawidzę siebie za to że cię kocham. Jesteś najwspanialszą autorką ff jaką ''znam''. Ugh moje komentarze zawsze są takie żałosne, to twoja wina bo gdybym nie była tak poruszona to bym tych bzdur nie pisała.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mało śmieszny żart.. Keller wracaj.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dlaczego Keller wcześniej nie zgodziła się na propozycje Luka? Ariel wracaj nie ma żadnego pożegnania...
    Matko ja nie moge ryczeć, nie moge, kurde i tak rycze i pewnie jeszcze długo będe...

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie nie nie !!! Nie mozesz tego zrobic ! Błagam ;((( to jest zbyt piękne zeby sie skończyło, choć w sumie jeszcze sie nie zaczęło. Jak masz ja uśmiercić zrób to chociaż teoche pózniej, niech bedą szczęśliwi przez jakis czas i potem a nie tak od razu błagam. Albo niech sie znajdzie dawca dla Ariel nie wiem cokolwiek ale nie zabieraj jej, nie teraz ;(( czekam na nexta i mam nadzieje ze podejmiesz właściwa decyzje (czyt. Nie zabijesz jej) :D. // Maddie

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten tytuł tak groźnie wyglądał... Aczkolwiek "do jutra" mnie zmyliło i już myślałam, że żadnego pożegnania nie będzie. Że masz, droga Autorko, jakieś serce.
    Tymczasem moje zaczyna pękać, mimo że w moich oczach ten schemat "kłócą się i godzą" zaczynał się już robić nużący. Ponieważ perfekcyjnie opisujesz zarówno ich uczucia, jak i zbliżenia.
    Liczę na to, że wydarzy się jakiś cholerny cud. A jeśli nie, to przydałoby się chociaż jakieś naprawdę dobre zakończenie.

    Nie znoszę niemal romansów, a Twoje opowiadanie czytam z zapartym tchem. Uwielbiam tę historię i nie mam bladego pojęcia, jak to możliwe.

    OdpowiedzUsuń
  7. W końcu jakiś dramat!!! Będzie scena niczym Romeo i Julia??

    OdpowiedzUsuń
  8. Dlaczego mi to robisz? Czy jest szansa, aby oni mogli być dla siebie 'kimś'. Te ciągłe rozstania i powroty, zmiana zdania, to zaczęło mnie męczyć. Po prostu chcę, aby oni przeżyli taką miłość, o jakiej każdy z nas marzy. Może masz tą historię już w głowie poukładaną, może to tak właśnie miało się skończyć. Dla Ciebie nie istnieje coś takiego, jak szczęśliwe zakończenie. Może jakiś cud? Cokolwiek, oni powinni mieć więcej czasu.
    Ta historia musi się zakończyć tragicznie. Ty jesteś od tego, żeby nas ranić. Ledwo pozbierałam się po wtngd, a tu kolejna tragedia. Wiem, że to jest fikcyjne, wymyślone, ale ja cierpię razem z tymi postaciami. Masz niesamowity talent, ta historia żyje, jest przepełniona uczuciami. Przepraszam, jeżeli moje błędy ( interpunkcyjne zwłaszcza) zniechęcają do czytania tego komentarza, ale wcześniej nie komentowałam tej historii, więc muszę się wygadać.
    (chyba się powtarzam:)
    Kto kocha, ten cierpi. Z całego serduszka liczę na cud. Nikt nie zasługuje na takie cierpienie. Chodzi mi o to, że by mniej bolało, gdyby zginęła w innych okolicznościach, (np w wypadku) ( nie zabijaj jej)
    Właśnie przyszedł mi do głowy okropny pomysł. Czy Lucas będzie jej dawcą? Poświęci dla niej swoje życie?
    Zaczęłam płakać.
    Z wyrazami szacunku - Nienawidzę Cię

    OdpowiedzUsuń
  9. Co musiało się stać, że piszesz w ten sposób?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co masz konkretnie na myśli?

      Usuń
    2. Pamiętam cytat z filmu "Burlesque": Tak nie śpiewa ktoś, kto nic nie przeżył w swoim życiu.
      Jeśli wiesz, co mam na myśli. Piszesz tak jakbyś tam była. Dlatego zastanawiam się, co się przydarzyło tobie, Alice.

      Usuń
  10. Mam szczerą nadzieję na cud. Naprawdę.

    OdpowiedzUsuń
  11. How that possible?! Jak tak można?! No ja nw xd Taka fajną pare rozdzielać .... No ona nie może umrzeć!! Nw niech się stanie cud albo niech ktoś jej da serce cokolwiek xd Strasznie smutno :< No ale cóż na to poradzić .. moge powiedzieć tyle że nei moge się doczekać następnego i mam nadzieje że Ariel bd ŻYĆ!! pozdrawiam :D /Wo.

    OdpowiedzUsuń
  12. To nie fair. Rozbeczałam się :(

    OdpowiedzUsuń
  13. Ej ej ej, teraz zebrało jej się na umieranie? Teraz? W takim momencie, kiedy mogli być szczęśliwi? To niesprawiedliwe.

    OdpowiedzUsuń
  14. Słowa Franka niby takie niepozorne, ale mają w sobie okropną moc. Mnie zmroziły krew w żyłach. Ostatni akapit, chociaż zachowany w Lukowym stylu, ma w sobie coś, co chwyta za serce. Nagle po prostu zrobiło mi się wyjątkowo przykro, a to wzystko za sprawą tych wcześniejszych akapitów, które wnoszą beztroskę i o dziwo nadzieję. i dlatego ten ostatni akapit wprawia w osłupienie i smutek. ale life is brutal, obywoje dostali swoje szanse i w jakiś przedziwny sposób je wykorzystali. Luke ma swoją nauczkę i chyba przestanie być tym nieopodiwedzialnym chłopcem (a przynajmniej tak się łudzę!).
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń