- Stary! - wrzasnął
nad uchem podekscytowany Ashton, kiedy schodzili po zakończonym
meczu do szatni. Skoczył mu na plecy, zanosząc się głośnym
śmiechem. Luke ugiął się lekko pod jego niespodziewanym ciężarem,
czując delikatny zawrót głowy. Spojrzał zamglonym wzrokiem na
wyszczerzonego w szerokim uśmiechu przyjaciela. W odpowiedzi stać
go było jedynie na nikły półuśmiech. - To było genialne!
- Jestem pod
wrażeniem – zawtórował mu Michael, poklepując przyjaźnie po
ramieniu i z uznaniem pokiwał głową. Jemu też odpowiedział tylko
ledwo dostrzegalnym uśmiechem, zaciskając mocniej drżące usta.
Nerwowo przeczesał palcami mokre włosy i bez słowa udał się w
kierunku własnej szafki, opierając się o nią z opuszczoną głową.
Wszystko dookoła zdawało się niebezpiecznie wirować, a on czuł
coraz większe nudności. Gdy zaczęło mu brakować tchu,
pospiesznie przekręcił zamek i sięgnął po schowany za stertą
ręczników foliowy woreczek. Trzęsącymi się palcami sięgnął po
jedną tabletkę i niespokojnie rozejrzał się na boki. Kiedy tylko
upewnił się, że już nikt nie zwracał na niego uwagi, wsunął
pastylkę do ust i wziął spory łyk zimnej wody. Zbawienny chłód
przyniósł chwilę ukojenia, gdy oparł się z szeroko otwartymi
ustami o ścianę. Wziął kilka głębszych oddechów, starając się
zapanować nad momentem słabości. Pozbawiony sił, osunął się na
ławkę, zamykając oczy.
- Ej, wszystko ok? -
zapytał Irwin, który przysiadł się obok. Luke niespiesznie
podniósł powieki i zerknął w jego stronę.
- Ok, jestem po
prostu wykończony – przytaknął, biorąc kolejny łyk wody. Otarł
ze skroni strużkę potu, unikając pełnego wątpliwości i
niedowierzania wzroku Ashtona. Znali się zbyt dobrze, by mógł tak
po prostu go okłamać i doskonale zdawał sobie sprawę, że chłopak
mu nie uwierzył. Musiał jednak nadal udawać, bo nie potrzebował w
tamtej chwili kolejnych osądzających pytań. Przerzucił ręcznik
przez szyję, wycierając nim zmęczoną twarz. Po kilku kolejnych
głębokich oddechach poczuł, że wszystko powoli zaczęło wracać
do normy, a on na nowo odzyskał siłę.
- Kurwa, Hemmings,
to było coś! - krzyknął dosiadający się do nich Mike, lekko
szturchając go w bok. Luke przewrócił tylko oczami. - No nie bądź
taki skromniutki! Byłeś dzisiaj niesamowity, jakby mecz trwał
jeszcze z pięć minut pobiłbyś rekord swojego ojca!
- Ale nie pobiłem –
mruknął ze złością na samo wspomnienie wyczynu, do którego
dążył od kiedy zaczął na poważnie zajmować się koszykówką.
- Z taką formą to
tylko kwestia czasu – zapewnił go Clifford, nadal będąc pod
ogromnym wrażeniem dokonań przyjaciela. Blondyn wzruszył obojętnie
ramionami, bo tylko on znał całą prawdę i wiedział, że nie
wszystko zawdzięczał wyłącznie wspaniałej formie i ciężkiej
pracy. Nagle rozległ się denerwujący dzwonek w telefonie Irwina.
Chłopak odczytał wiadomość, a z każdym kolejnym słowem uśmiech
na jego twarzy poszerzał się.
- Andy organizuje
imprezę z okazji naszego niebywałego zwycięstwa, wszyscy
zaproszeni! - oznajmił podniesionym głosem, a po szatni rozległ
się ogłuszający krzyk kilkunastu podekscytowanych graczy, którzy
z niezwykłym entuzjazmem przyjęli tę informację. Ashton zatarł
ręce i wesoło podśpiewując zaczął zrzucać z siebie strój,
udając się w kierunku pryszniców.
- Jedziesz ze mną i
Irwinem? - zapytał Mike, zarzucając ręcznik na mokrą głowę.
Zielone stróżki potu spływały mu po skroni. Luke zerknął na
niego bez przekonania i wzruszył ramionami. Nie czuł się
najlepiej, ale jednocześnie zdawał sobie sprawę, że jeśli tylko
by odmówił, wszyscy nabraliby jakiś niepotrzebnych podejrzeń, a
tego za wszelką cenę chciał uniknąć.
- Muszę coś
załatwić i dojadę do was później – wyznał oschle, prostując
nogi. Przyłożył zmrożoną butelkę do rozpalonego czoła,
oddychając z niezwykłą ulgą.
- Takie zwycięstwo
trzeba koniecznie w odpowiedni sposób uczcić! - dodał Michael i w
dość sugestywny sposób zaczął poruszać brwiami, zanosząc się
głośnym śmiechem. Blondyn dla spokoju zgodził się z nim, a gdy
tylko ponownie został sam, bo Clifford ruszył w stronę swojej
szafki, wyjął z torby telefon. Dłuższą chwilę obracał komórkę
między palcami i zastanawiał się, czy to, co planował zrobić
było dobre, ale i tym razem próżna chęć zagłuszenia pragnienia
przejęła nad nim kontrolę. Poddał się jej w zasadzie bez walki,
wybierając z listy kontaktów numer do Ariel.
#
- Co ty robisz?!
Ariel wypuściła z
ręki pędzel, który z głuchym łoskotem upadł na ziemię,
rozpryskując wszędzie czarną farbę, gdy tylko usłyszała za
plecami podenerwowane i pełne napięcia głosy przyjaciół. Zaklęła
cicho pod nosem. Z niemałym trudem zeszła z drabiny i rzucając
krótkie, zawistne spojrzenie w stronę stojącej w progu Ronnie i
chowającego się za jej plecami Caluma, westchnęła ciężko.
- A na co wam to
wygląda bystrzaki, ha? - burknęła rozeźlona, ocierając z czoła
pot i odgarnęła na bok grzywkę.
- Ale przecież to
była … - zaczął zdezorientowany Calum, wskazując ręką na
zamazaną ścianę.
- Była! Jak
słusznie zauważyłeś – przerwała mu, podnosząc z ziemi
narzędzie wcześniejszej pracy. - Jak mecz? - zmieniła momentalnie
temat, nie chcąc z nimi o tym rozmawiać. Kiedy nikt się nie
odezwał, spojrzała sugestywnie na zmartwionego Caluma.
- Wygraliśmy –
odparł obojętnie, wciąż otępiałym wzrokiem wpatrując się w
ciemną, wciąż morką od świeżej farby ścianę.
- Gratulacje –
mruknęła, choć była daleka od tego, by ekscytować się tym
wynikiem. Zgarnęła do kąta porozkładane po podłodze strony
starych gazet i zebrała w jedno miejsce wszystkie pędzle, wałki
oraz wiaderka z farbą. Poprawiła szelkę pobrudzonych jeansowych
ogrodniczek i zdmuchując kolejny raz z czoła grzywkę, spojrzała
na przypatrującą się jej w ciszy dwójkę przyjaciół.
- I co teraz z tymi
wszystkimi marzeniami? - zapytała zasmuconym głosem Ronnie, nie do
końca chyba godząc się z tym wszystkim, co właśnie zobaczyła. -
Ta ściana przypominała ci, że wciąż jest jeszcze coś do
zrobienia.
- To nie były
marzenia! – syknęła Ariel, robiąc z posklejanych włosów kok na
czubku głowy. Ruda wymieniła sugestywne spojrzenie z równie
oniemiałym Calumem, który wzruszył obojętnie ramionami.
- Taaaa, to były
tylko cele do zrealizowania – odparła złośliwie przyjaciółka,
kręcąc bez przekonania głową. Złociste loki zafalowały nad jej
ramionami. Ariel zawsze zazdrościła jej włosów i nigdy się z tym
nie kryła, z podziwem wpatrując się w wirujące, gęste kosmyki.
- Proszę cię
Ronnie, one były dziecinnym wymysłem, musiałam mieć jakieś
zaćmienie mózgu, kiedy to tworzyłam – wyznała z nerwowym
parsknięciem, lekko przekrzywiając głowę i dzielnie walczyła ze
smutnym spojrzeniem dziewczyny. I była świadoma tego, że znowu
nikt jej nie uwierzył.
- Ale … - zaczęła,
jednak Ariel uniosła rękę i zmusiła ją do milczenia.
- Teraz ta czarna
ściana idealnie współgra z moją duszą – wyjaśniła z dumą
blondynka, umiejętnie wykręcając się i pełnym podziwu wzrokiem
spoglądając przez ramię na swoje najnowsze dzieło. Podparła boki
i westchnęła z rozrzewnieniem. Nie dostrzegła jak Ronnie i Calum
kolejny raz bez słowa wymienili się zaniepokojonymi spojrzeniami.
- Wszystko w
porządku? - zapytał w końcu Hood, z nutką zatroskania w głosie.
- Tak –
odpowiedziała, wzruszając obojętnie ramionami, jakby to była
najbardziej oczywista rzecz na świecie. W tej samej chwili rozległo
się brzęczenie jej telefonu. Odczytała pospiesznie wiadomość, a
krótki, prawie dostrzeglany uśmiech przemknął przez jej usta.
Chwyciła kulę i kluczyki od samochodu, wciskając komórkę do
tylnej kieszeni spodni. Narzuciła na ramiona kurtkę, w stosie
porozrzucanych na ziemi rzeczy próbując znaleźć paczkę z
papierosami.
- Gdzieś
wychodzisz? - spytała ze zdziwieniem Ronnie, cały ten czas
obserwując tajemnicze i wyjątkowo podejrzane zachowanie blondynki.
Ariel podniosła głowę i popatrzyła na nią.
- Muszę coś
załatwić – odrzekła beznamiętnie, nie zostawiając żadnych
wyjaśnień i ominęła ich, opuszczając pokój. Ruda skierowała
wzrok na stojącego obok Caluma. Chwilę milczeli, ale ich przerażone
spojrzenia mówiły same za siebie.
- Boję się o nią
– wyznała moment później, gdy z dołu dało się słyszeć
głośne trzaśnięcie drzwiami.
- Ja też.
#
Gdy tylko zbliżył
się do domu rodziców na plaży, dostrzegł już z oddali tlące się
przez okno nikłe światło. To miejsce było wręcz stworzone do
sekretnych schadzek, dlatego kiedy jego dziwna umowa z Ariel okazała
się trwać nieco dłużej, niż wcześniej mógł przypuszczać,
nieużywany ostatnio przez nikogo domek okazał się być idealnym
rozwiązaniem. Po cichu wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi
na klucz. Rzucił treningową torbę pod ścianę i rozpiął bluzę.
Podążył za smugą światła z kuchni, skąd dochodziły również
bardzo podejrzane odgłosy szurania wymieszane z przeciągłymi
westchnieniami i cicho szeptanymi przekleństwami. Zatrzymał się w
progu, gdy dostrzegł siłującą się z wysokim stołkiem
dziewczynę. Skrzyżował ręce na piersiach, opierając się o
framugę. Z delikatnym uśmiechem przyglądał się, jak nieporadnie
próbowała wdrapać się na siedzenie, aby sięgnąć po znajdującą
się na górnej szafce puszkę z herbatą. Był bliski roześmiania
się, kiedy koniuszkami palców próbowała przesunąć blaszane
opakowanie bliżej krawędzi półki. Jej koszulka zadarła się,
odkrywając fragment nagich pleców. Mógł podejść i bez żadnego
problemu jej pomóc, ale obserwowanie tej komicznej niezdarności
było zbyt wielką pokusą, z której czerpał niesamowitą
przyjemność. W międzyczasie blondynka nie bez problemów wspięła
się na kuchenny blat i opierając na nim jedno kolano, podniosła
się i wreszcie sięgnęła po upragnioną zdobycz.
- Niezłe tyły,
Keller – przyznał z delikatną, przedrzeźniającą nutą w
głosie. Ariel najwyraźniej nie spodziewała się jego nagłej
obecności i zdobywana z tak wielkim poświęceniem oraz trudem
puszka wysunęła się z jej dłoni, gdy pisnęła z przerażenia.
Przez krótki ułamek sekundy wydawało się, iż opanowała nerwową
sytuację, chwytając ją ponownie, ale ku jej wielkiemu
rozczarowaniu naczynko mimo starań spadło na ziemię. Przeraźliwy
brzęk rozdarł panującą w pomieszczeniu ciszę, a kilka torebek
herbaty rozsypało się po podłodze. Dziewczyna obejrzała się za
siebie i z pełnym zawiści spojrzeniem zerknęła w jego kierunku.
- Kretyn –
warknęła przez zaciśnięte zęby, po czym z pewnego rodzaju
smutkiem spojrzała na turlającą się po posadzce puszkę.
Westchnęła ciężko, siadając na brzegu z opuszczonymi nogami i
wydętymi ustami, jak mała naburmuszona dziewczynka. Luke musiał
włożyć ogromny wysiłek w to, aby się przypadkiem nie roześmiać.
Bez słowa zrzucił z siebie bluzę i nie odrywając od niej uważnego
spojrzenia, ruszył w jej stronę. Była lekko zaskoczona jego
zachowaniem, gdy zbliżył się na bardzo niebezpieczną odległość,
zatrzymując się między jej bujającymi się w powietrzu nogami.
Znalazł się tak blisko, iż poczuła dokładnie świeży zapach
szamponu i żelu do kąpieli. Nerwowo przełknęła ślinę, dzielnie
walcząc z jego natrętnym spojrzeniem. Gdy ułożył dłonie po obu
stronach, zamykając ją niejako w pozycji, z której nie miała
ucieczki, wstrzymała oddech. Pochylił się, sprawiając, że
poczuła ciepło jego wciąż rozgrzanego ciała. Była już gotowa
protestować, bo to co planował zrobić przeczyło regulaminowi ich
umowy, ale on w ostatniej chwili skręcił głowę i sięgnął po
coś, co najwyraźniej znajdowało się za jej plecami. Gdy ponownie
odchylił się, trzymał w dłoni jakieś pudełko, którym
delikatnie potrząsnął. Wykrzywił usta w złośliwym uśmieszku.
- Herbata była
tutaj – oznajmił z niczym nieskrywaną satysfakcją w głosie, po
czym parsknął głośno śmiechem, gdy grymas wściekłości
przebiegł przez jej twarz. Fuknęła obrażona, zadzierając wysoko
głowę.
- Idiota.
- Wiesz, uwielbiam
te twoje czułe słówka, uwielbiam kiedy mówisz do mnie w ten
słodki sposób – odparł złośliwie, nadal stojąc wyjątkowo
blisko niej. Ich pełne jadu i nienawiści oczy z wielką uwagą
obserwowały się wzajemnie i żadne nie chciało pierwsze odwrócić
wzroku, przyznając się tym samym do porażki.
- Debil.
- To naprawdę
urocze, Keller, naprawdę – wyznał z udawanym rozmarzeniem,
pochylając się delikatnie nad nią. Jego dłonie nieznacznie
przesunęły się po śliskim blacie, a jeden kciuk niezamierzenie
otarł się o jej udo.
- Palant.
- Mów do mnie
więcej – szepnął na ucho, odgarniając za nie kosmyk jej włosów.
Poczuł jak niepewnie zadrżała, gdy jego usta delikatnie musnęły
wyjątkowo wrażliwą skórę szyi. Bez ostrzeżenia ułożył dłonie
na dolnej części jej pleców i dość gwałtownie przyciągnął ją
do siebie. Ich ciała przylgnęły do siebie momentalnie.
- Dureń.
- Oh, Keller, bo się
zawstydzę – wypowiedział między kolejnymi składanymi na
odkrytej skórze ramion muśnięciami. Ariel wzięła głębszy
oddech, a jej ręce niespiesznie powędrowały do góry, oplatając
jego szyję. Gdy wyczuła jak opuszkami palców zaczął przesuwać
po plecach pod jej koszulką, wsunęła palce w jego miękkie,
chociaż wciąż miejscami wilgotne włosy i ciche westchnienie
wydobyło się z łapczywie chwytających powietrze ust.
- Świr – sapnęła
i zachłysnęła się powietrzem, przymykając na chwilę oczy.
Odchylił się i z niewypowiedzianym zadowoleniem przyjrzał się jej
twarzy.
- Masz tu coś –
powiedział z podejrzliwą nieśmiałością, wskazując palcem na
jej policzek umazany resztkami farby. Dziewczyna obserwowała jak
uniósł rękę i starł niewielką plamę. Mimo usilnych prób, nie
zapanowała nad krótkim, przeszywającym całe ciało dreszczem.
Niespodziewana, nie do końca zamierzona cisza, w której kolejny raz
wymienili spojrzenia, przyniosła ze sobą dziwnego rodzaju napięcie,
którego oboje musieli się przestraszyć, bo nerwowo odwrócili
wzrok w tej samej chwili.
- Ty też coś tu
masz – mruknęła, chcąc odwrócić uwagę od tego, co przed
chwilą się wydarzyło. Luke raptownie potarł policzek. - A nie, to
tylko pryszcze – dodała obojętnie i machnęła ręką. Chłopak
wyraźnie się obruszył, burcząc coś pod nosem. Ariel powstrzymała
się od wybuchu śmiechu, bo musiała z dumą przyznać, że ten żart
wyjątkowo się jej udał, tym bardziej, że Hemmings musiał mieć
spory kompleks na tym tle. Miała nawet przez chwilę wrażenie, że
zarumienił się, wywracając w ten denerwujący sposób dla
niepoznaki oczami.
- Bardzo zabawne –
warknął urażony.
- Też tak sądzę –
przytaknęła z tym niewzruszonym, wręcz kamiennym wyrazem twarzy.
Blondyn potrząsnął w końcu głową, orientując się, że cały
ten czas trwali złączeniu w objęciu.
- Mam tylko pół
godziny, nie traćmy więcej czasu.
- Ostatnio
wystarczyła ci przerwa między matematyką, a biologią. Nie
dramatyzuj.
- Jakaś ty dziś
dowcipna, Keller, no naprawdę – odparł oburzonym tonem, krzywiąc
się z niezadowoleniem, bo kolejny raz osiągnęła nad nim przewagę,
a on tego nie znosił. Nienawidził, gdy z tą obłudną beztroską
kpiła z niego w taki sposób.
- Zamknij się już!
– powiedziała tym swoim rozkazującym tonem i gdy ponownie
przyciągnął ją do siebie, sięgnęła po spód jego koszulki,
pomagając mu ją z siebie zrzucić. Wilgotny materiał bezszelestnie
opadł na podłogę w akompaniamencie cichych pomruków i szeptanych
co jakiś czas pełnych nienawiści epitetów.
#
spóźnione, urodzinowe dla świętujących przedwczoraj! :-)
ankietka niżej, miło będzie jak zajrzycie!
xoxo