Panujący na
szkolnej hali gwar nie pomagał jej w skupieniu się nad myślami
kłębiącymi się w głowie, które pragnęła w tamtej chwili
przenieść na papier. Ze znudzeniem rozejrzała się dookoła i jej
wzrok przypadkiem padł na grupkę koszykarzy, którzy rozgrzewali
się za boczną linią boiska przed ostatnią kwartą. Dziewczyna z
długimi ciemnymi włosami, ubrana w kusy strój cheerleaderki
rzuciła się na obracającego w dłoniach piłkę Luke'a, całując
go w wyjątkowo odrzucający sposób w usta. Ariel aż skrzywiła
się, wywracając oczami. Sama próbowała wyrzucić z pamięci to
niefortunne zdarzenie, które przytrafiło się im w domku na plaży,
po tym jak oboje zgodnie uznali, że nigdy nie powinno mieć miejsca
i było jednym, wielkim nieporozumieniem. W tej samej chwili blondyn
zdołał oderwać się od swojej tymczasowej partnerki, zerkając na
nią przelotnie. Wychwyciła jego ukradkowe spojrzenie i ten krótki,
prawie niezauważalny uśmieszek. Odwróciła głowę i wróciła do
zapełniania swojej listy kolejnymi punktami.
Nie wiedziała,
dlaczego zgodziła przyjść się na ten nudny mecz, ale jęczący
pół dnia do telefonu Calum przyprawiał ją o migrenę, więc
ostatecznie przyjęła jego zaproszenie. Uporczywie przygryzała
wewnętrzną część policzka, zawzięcie zapisując białą kartkę
kolejnymi pozycjami. W pewnej chwili tak zdecydowanie przycisnęła
ołówek, że rysik połamał się. Zacisnęła zęby i chowając
zniszczony pisak do plecaka, zaczęła przekopywać jego przednie
kieszenie w poszukiwaniu czegoś zastępczego.
- Czego w tobie nienawidzę... – usłyszała nad głową zaciekawiony
głos Caluma, który niespodziewanie przysiadł się na ławce obok
niej. W ogromnym pośpiechu wcisnęła kartkę do teczki i z
przerażeniem wymalowanym w oczach popatrzyła na wyszczerzonego w
szerokim uśmiechu przyjaciela. Strużki potu spływały po jego
zmęczonej twarzy, gdy przeczesywał palcami mokre włosy. Plecak,
który dotąd zajmował wolne miejsce po jej prawej stronie zsunął
się z łoskotem na ziemię, a jego zawartość rozsypała się pod
stopami dziewczyny. Zaklęła cicho, zbierając porozrzucane rzeczy.
- O, przypomniałeś
sobie o moim istnieniu – syknęła z ironią, wykrzywiając usta.
Poprawiła opadającą na oczy grzywkę i dzielnie stawiała opór
jego brązowemu, uważnemu spojrzeniu.
- Co to za
interesująca lista? Kogo tak nienawidzisz? - rzucił z zawadiackim
uśmiechem, próbując sięgnąć po ciemną teczkę na kolanach
Ariel. W międzyczasie zdążył naciągnąć górę koszulki i
przetarł nią wilgotne czoło.
- Ciebie – fuknęła
złośliwie i wyrwała swoją własność, pakując ją do plecaka. -
Gdzie byłeś w piątek wieczorem? - zagadnęła jakby od niechcenia,
z uwagą wyczekując jego reakcji.
- Ummm – Calum
podrapał się po głowie, robiąc minę niewiniątka. - Ashton
organizował małą imprezę po zwycięstwie w domku na plaży, więc
...
- Oczywiście –
weszła mu w słowo, ironicznie potakując głową. Chłopak
niespokojnie zaczął bawić się sznureczkami od bluzy, nie mając w
sobie tyle odwagi, by na nią spojrzeć.
- Trochę się
zabawiliśmy ...
- Tak że nie mogłeś
odebrać ode mnie telefonu? - ponownie mu przerwała, a jej ton
stawał się coraz bardziej ostry, mimo iż starała się nad nim
zapanować.
- Dopiero rano
zobaczyłem, że dzwoniłaś, ale nie byłem w stanie odpowiedzieć,
a później chyba zapomniałem – przyznał ze wstydem, a ona
machnęła tylko ręką, odwracając się do niego bokiem. Nie miała
już ochoty na niego patrzeć.
- Hemmings był na
tej imprezie?
- Był, a co? -
poderwał się, nie rozumiejąc do czego zmierzała. W odpowiedzi
wzruszyła tylko z udawaną obojętnością ramionami, choć od
środka rozrywała ją wściekłość. Nie mogła uwierzyć, że
ktoś, kogo nienawidziła ze wszystkich sił był w stanie rzucić
wszystko i przybyć jej z pomocą, a osoba, która nosiła miano
najlepszego przyjaciela tak po prostu postanowiła ją zignorować,
na rzecz kolejnej pijackiej nocy.
- Nieważne –
burknęła, nie poświęcając mu nawet jednego spojrzenia. - Wracaj
na boisko do swoich nowych przyjaciół i baw się dobrze. Przekaż
również moje najszczersze pozdrowienia dla Ronnie i jej cudownego
chłopaka. Proszę bardzo, zostawcie mnie, nowi znajomi są na pewno
zdecydowanie lepsi. Przynajmniej nikt nie jest pieprzoną kaleką, z
której wyśmiewa się cała szkoła. Najlepiej po prostu wszyscy
idźcie do diabła i nie pokazujcie mi się na oczy! - warknęła,
podnosząc się z ławki. Potrąciła go kulą, kiedy próbowała
ominąć jego nogi. Zarzuciła plecak na ramię i z trudem zeszła
jeden rząd niżej, nie mając najmniejszej ochoty przebywać dłużej
w jego towarzystwie.
- Skoro wszyscy cię
rzekomo zostawiają, to może powinno dać ci to do myślenia. Może
to w tobie jest problem. Nie w nas – powiedział jej na odchodne,
ale kiedy zdecydowała się na niego spojrzeć, zbiegał już w
kierunku szatni, odwrócony do niej plecami.
Dłuższą chwilę
zajęło jej zrozumienie tych słów. Pustym spojrzeniem wpatrywała
się w biegającego po boisku Hooda, który co jakiś czas posyłał
jej krótkie, obojętne spojrzenia. Z dumnie uniesioną głową
celowo udawała całkowitą oziębłość, nie chcąc odkrywać przed
nim swoich emocji.
Nagle halę
wypełniło pełne trwogi westchnienie publiczności, kiedy na
parkiet niespodziewanie osunął się jeden z graczy. Konspiracyjne
szepty i okrzyki przerażenia mieszały się z ogólnym gwarem, gdy
oczy wszystkich zgromadzonych spoczęły na nieruchomo leżącym
ciele, nad którym zaczęli gromadzić się inni zawodnicy. Ariel
zmrużyła lekko oczy, dostrzegając jasną czuprynę. Odruchowo
wstrzymała oddech, wytężając mocniej wzrok. To był Luke.
- Niech ktoś wezwie
karetkę! Szybko! - potężny, przepełniony rozpaczą i żałosnym
błaganiem krzyk pani Hemmings rozdarł chwilową ciszę. Kobieta
chwyciła w dłonie nieprzytomną twarz syna, całując go gorączkowo
po czole. Chłopak jednak nie reagował, a jego bezwładne ręce co
chwilę wysuwały się z jej drżącego uścisku.
#
Od kilku godzin
nieustannie zmieniała pozycję, wiercąc się na swoim łóżku,
które tej nocy wydawało się jej wyjątkowo niewygodne. Nie mogła
zasnąć, a im bardziej się starała, tym gorzej się czuła. Gdy
tylko przymykała powieki, przed oczami powracał obraz
nieprzytomnego Luke'a, który ani na moment nie chciał jej opuścić.
Podświadomie wciąż o nim myślała, mimo iż usilnie chciała
zablokować to wspomnienie. Sięgnęła po telefon, podświetlając
ekran. Niedługo wpatrywała się w rządek cyferek, który nagle się
zmienił, wskazując trzecią nad ranem. Westchnęła bez
przekonania, a w tej samej chwili rozległ się przerażająco głośny
sygnał nadchodzącego połączenia. Ariel z wrażenia upuściła
telefon na twarz, jęcząc z bólu.
- Kur … -
powstrzymała się w ostatniej chwili, przesuwając palcem po
monitorku. Podparła się na łokciach, odgarniając z czoła
grzywkę.
- Śpisz? - Luke
burknął bez przekonania do słuchawki, a ona wywróciła oczami,
opadając bezwładnie na poduszkę. Brzmiał nienaturalnie, posępnie
i bezsilnie.
- Śpię Hemmings, a
to jest po prostu przekaz myśli. To wszystko dzieje się tylko i
wyłącznie w twojej głowie.
- Co?
- Nieważne.
- Mogę wpaść? -
zapytał, ignorując jej wcześniejszą uwagę. W jego głosie było
coś dziwnego i niepokojącego. Sprawiał wrażenie wyczerpanego i
smutnego. Nie było w nim słychać dotychczasowej pewności i
wyższości, którą zawsze próbował zaimponować. Odetchnęła
głęboko i przymknęła na moment oczy, zaciskając mocniej usta.
- Yhmmm –
mruknęła, wciskając policzek w poduszkę. Usłyszała jego
zaskoczone odchrząkniecie, bo najprawdopodobniej nie spodziewał się
takiej odpowiedzi i miał przygotowane argumenty, aby jednak go
wpuściła. Ona sama była zdumiona tym, że bez żadnego oporu się
na to zgodziła. Nie była jednak w stanie myśleć nad słusznością
i powodami tego, co właśnie zrobiła.
- To dobrze –
odparł cicho. W tej samej chwili gdzieś na dole trzasnęły drzwi i
schody złowrogo zaskrzypiały, a ona aż podskoczyła ze strachu. -
Bo właśnie wchodzę do twojego pokoju.
- Idiota –
szepnęła, rozłączając połączenie. Rzuciła telefon na kołdrę
i z niemałym trudem zaczęła wygrzebywać się ze zbudowanego z
wszystkich możliwych koców, które udało jej się znaleźć domku.
Naciągnęła na siebie starą bluzę i lekko utykając, sunęła
leniwie stopami po podłodze, kierując się w stronę wejścia. W
progu stał już skulony Luke, a jego nikły, wymuszony uśmiech
błąkał się po zagryzionych ustach. W policzku dostrzegła
niewielki dodający niesamowitego uroku dołeczek, który tak bardzo
nie pasował do zapadniętych powiek i pozbawionych blasku
niebieskich tęczówek. Blada twarz i zasinienia pod oczami
potęgowały jedynie jego marny stan. Nie byli w stanie ocenić jak
długo wpatrywali się w siebie w kompletnej ciszy, wymieniając
wyłącznie zaniepokojone spojrzenia, które chłopak mimo wszystko
starał się ukrywać za półuśmiechem, ale ten nie wychodził mu
zbyt przekonująco.
- Mówiłam ci, że
z tym gównem nie ma żartów i prędzej czy później ląduje się
na samym dnie – powiedziała obojętnie na przywitanie. - Im
szybciej zaczniesz zdawać sobie z tego sprawę, tym lepiej dla
ciebie. I nie zamierzam się nad tobą litować, więc nie rób
takich szczenięcych oczu, bo to na mnie nie działa.
Luke przyglądał
się jej ze zmarszczonym czołem, ledwo utrzymując się na nogach.
Opuścił w końcu głowę, podpierając się bokiem o ścianę.
- To miało być
tylko kilka razy, tylko na chwilę, tylko żeby być lepszym –
zaczął się tłumaczyć, a głos co chwilę mu się łamał. Ariel
poczuła nieprzyjemny ucisk w żołądku, kiedy tego wszystkiego
słuchała.
- Ktoś wie, że tu
jesteś? - zapytała cicho, robiąc niewielki krok w jego stronę. W
ostatniej chwili jednak się wycofała.
- Po tym jak
wróciłem ze szpitala do domu rodzice bez przerwy się ze sobą
kłócą. Nie mogłem już znieść tego ciągłego gadania ojca,
który za wszelką cenę nie dopuszczał do siebie myśli, że coś
takiego mogło się stać. On chce wierzyć, że wszystko to
zawdzięczam talentowi, że jestem prawie tak idealny jak on –
wyjąkał, łapiąc się za głowę. Zaczął nerwowo uciskać
skronie, pochylając się do przodu. W każdym jego najmniejszym
ruchu widać było ogromne cierpienie. - A ja nie jestem idealny –
dodał już zdecydowanie ciszej, choć głos nadal mu drżał.
Dziewczyna wstrzymała na moment oddech, obserwując go w milczeniu.
Zbyt dobrze wiedziała, jak w tamtej chwili się czuł. Założyła
ręce na piersi, naciągając rękawy bluzy.
- Możesz tu sobie
zostać na noc, moje łóżko jest wolne – zaproponowała, nie
będąc do końca przekonaną o tym, czy dobrze postępowała.
Rzuciła mu krótkie spojrzenie, wzruszyła ramionami i bez słowa
dokuśtyka z powrotem do swojego niewielkiego fortu, niedołężnie
wczołgując się do środka. Zakopała się pod puchowym okryciem,
naciągając kołdrę pod sam nos. Usłyszała skrzypienie sprężyn
w łóżku i niespokojne szeleszczenie pościeli. Cały czas się
wiercił, a jego ciężki oddech rozpraszał nocną ciszę. Nie
pomogła nawet narzucona na głowę poduszka, bo wciąż go słyszała.
- Tańczyłaś
kiedyś balet? - zapytał znienacka, a Ariel aż drgnęła, nie będąc
kompletnie przygotowaną na takie pytanie. Z przerażeniem wstrzymała
oddech, otulając obiema rękami pachnącą różanym płynem
poduszkę. Zamknęła oczy, nie odzywając się dłuższą chwilę.
Miała wrażenie, że łomoczące serce za moment wyskoczy jej z
klatki piersiowej.
- Tak –
wychrypiała, pokasłując nerwowo. Luke musiał zauważyć stojącą
w rogu pokoju gablotkę z pozostałościami z jej dawnego życia. Za
szklaną szybką zawieszone były różowe pointy, kilka medali i
pucharów oraz podziurawione body z pomiętą tiulową spódnicą.
Ścianki oklejone były przeróżnymi fotografiami z występów. Gdy
pulsujący ból w skroniach zaczął dawać się we znaki, usłyszała
kolejny raz skrzypienie podłogi.
- Wiesz – zaczął
z nutką nostalgii w głosie, powodując że jej serce ponownie
mocniej zabiło. - Nigdy nie widziałem jak się uśmiechasz, a tutaj
na tych zdjęciach wydajesz się być taka szczęśliwa –
kontynuował, a dziewczyna poczuła napływające do oczy łzy.
Ucisnęła je pospiesznie palcami, nie mogąc pozwolić, aby ta
krótka chwila słabości przejęła kontrolę nad jej ciałem.
- Ariel ze zdjęć
umarła.
- To ma jakiś
związek z tym wypadkiem?
- Tak – szepnęła,
przewracając się na drugi bok. Wbiła pusty wzrok przed siebie,
wsłuchując się w miarowe, bębniące o szybę krople szalejącej
za oknem ulewy.
- I z narkotykami? -
zapytał zdecydowanie bardziej niepewnie, z nutką przerażenia w
drżącym głosie. Dziewczyna usłyszała jak spróchniałe deski
podłogi złowieszczo zazgrzytały, gdy Luke ruszył się z miejsca.
Poczuła jak dłonie zaczęły jej nieprzyjemnie drżeć, a serce
znowu mocniej zabiło.
- To bardziej
skomplikowane.
Chwilę później,
kiedy zapadła błoga cisza przerywana jedynie uderzanymi o parapet
kroplami deszczu, u wejścia do jej osobliwej, przywołujące
wspomnienia z dzieciństwa bazy pojawiła się zatroskana twarz
Luke'a. Dokładnie zlustrował całą osłoniętą przestrzeń,
przyglądając się z podziwem zawieszonym wokoło świątecznym
lampkom, z których połowa była przepalona. Miała wrażenie, że
krótki uśmiech przebiegł przez jego twarz, gdy pod jednym z
krzeseł dostrzegł stertę czekoladowych batoników. W końcu
przeniósł wzrok na nią, unosząc zadziornie brew.
- Nawet o tym nie
myśl! - pisnęła, pojmując co zamierzał zrobić. Jednak on nie
zamierzał przejmować się jej zakazami. Mimo braku miejsca, wcisnął
się obok niej. Rozkopał przykrycie i wciąż dzielnie walcząc z
wymierzającymi kolejne ciosy pięściami dziewczyny, wsunął się
pod kołdrę. Zacisnął wokół niej swoje ramiona i przytulił ją
do siebie.
- Idiotko, nie gryź
mnie! - krzyknął, gdy tylko poczuł zaciskające się na
przedramieniu zęby dziewczyny. Triumfujący uśmieszek pojawił się
na jej twarzy, gdy chłopak rozluźnił uścisk, a jej udało się
wydostać spod ciężaru jego ramion.
- Boże, Hemmings!
Nienawidzę twoich zimnych stóp! - Ariel odepchnęła go
ponownie, dopiero moment później orientując się, jak wielki błąd
popełniła. Luke nie czekając zbyt długo rzucił się na nią,
owijając swoje długie, przemarznięte nogi wokół jej łydek,
celowo dotykając zimnymi stopami jej rozgrzaną skórę. Mimo jej
przeraźliwych pisków i jęków nie zamierzał odpuszczać, z pełną
premedytacją robiąc jej na złość.
Zdyszani tą
dziecinną przepychanką opadli jednocześnie na rozkopane poduszki,
z trudem panując nad rozszalałymi oddechami. Nagle Luke parsknął
śmiechem, oddychając ciężko.
- Dlaczego chowasz
się w domku z koców? - zapytał, nie potrafiąc złapać tchu.
- Bo tu jest
najbezpieczniej, duchy nie przenikają przez koce, nie wiedziałeś?
- wysapała z trudem.
Blondyn powstrzymał
się przed wybuchem śmiechu, rzucając jej pobłażliwe spojrzenie.
- Ta cała sytuacja
jest chora, nie uważasz? - zapytał, ale była zbyt skupiona nad
łapaniem powietrza, aby mu odpowiedzieć. Kątem oka spojrzał na
nią, przez niedługą chwilę przyglądając się rozchylonym ustom,
które zachłannie chwytały każdy oddech. - Wszystko jest takie
dziwne, niezrozumiałe, wszystko sobie przeczy. Nie możemy siebie
znieść, nienawidzimy się z całych siły, a mimo wszystko zawsze
kończmy razem. My jesteśmy naprawdę popieprzeni.
- Nie ma żadnego
'my' – zaoponowała stanowczo, opuszczając bezwiednie ręce wzdłuż
ciała.
- Ale całowaliśmy
się.
Znudzone
westchnienie wydobyło się z jej ust, gdy postanowiła obdarować go
jednym ze swoich osądzających spojrzeń. Parsknęła prześmiewczo,
wykrzywiając usta w taki sposób, iż nie był w stanie odczytać
jej nastroju.
- I co? Od tego
czasu całowałeś pewnie z tuzin innych, więc to żaden argument.
Nie odezwał się
już. Gdy odwróciła się do niego plecami, wyczuła że zrobił to
samo, bo fragment kołdry, którą była przykryta, zsunął się z
jej uda. Nie zastanawiając się zbyt długo, odebrała pospiesznie
swoją własność, narzucając ponownie na siebie ciepłe okrycie.
Luke z typowym dla siebie poczuciem humoru pociągnął ją z
powrotem w swoją stronę. Ariel poderwała się i wbijając w niego
wściekłe spojrzenie, zabrała całość dla siebie, zakopując się
w ciepłej pościeli. Gdy tylko spróbował się roześmiać, kopnęła
go w łydkę. Z udawaną rozpaczą jęknął żałośnie.
- Mówiłem, że
jesteś popieprzona! – syknął, rozmasowując bolące miejsce.
- Idź spać –
poleciła, zwijając się w kłębek.
- Dobranoc w takim
razie – szepnął, układając się na niewygodnym fragmencie
twardej podłogi. Ariel znowu westchnęła, nie mogą dłużej znieść
uporczywej ciszy.
- Trochę się
ciebie boję – przyznała z pełną szczerością i obracając się
na plecy, ułożyła obie dłonie na brzuchu.
- Mnie? Dlaczego? -
zapytał zaskoczony jej niespodziewanym wyznaniem. Przekręciła
głowę na bok i krótką chwilę wpatrywała się w niego bez słowa.
Uważnie obserwowała jego zdziwiony wyraz twarzy i lekko rozbiegany
wzrok.
- Bo mówię ci
rzeczy, do których przed samą sobą czasami nie jestem w stanie się
przyznać – wyjaśniła niepewnie, a on uśmiechnął się. - I
właśnie dlatego cię nienawidzę! - dodała chwilę później,
już zdecydowanie bardziej stanowczym głosem. Luke roześmiał się
i opadł na drugą poduszkę. Kiedy nie przestawał się śmiać,
uderzyła go pięścią w ramię. Wysunął z obrażoną miną usta,
udając wielkie cierpienie.
- Podobno łatwiej
rozmawia się o trudnych sprawach z kimś, komu na tobie nie zależy,
z kimś, kto jest ci obojętny – powiedział moment później,
przyjmując podobną pozycję. Założył na piersiach ręce i pustym
wzrokiem zaczął wpatrywać się w stworzony z krwisto czerwonego
koca sufit nad ich głowami.
- Pewnie masz rację
– przytaknęła ze znużeniem, zaczynając ziewać. - I jeszcze
jedno! Kiedy rano się obudzimy, to wszystko co teraz się dzieje
odejdzie w niepamięć. Tak jakby nigdy nie miało miejsca. Najlepiej
jakbym po otwarciu oczu już na ciebie nie trafiła.
- Właśnie miałem
to zaproponować – odparł ozięble, przekręcając w jej stronę
głowę, ale ona leżała już na drugim boku, wciskając policzek w
miękką poduszkę.
- Świetnie –
wymamrotała, zamykając oczy.
- Świetnie.